Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 14.04.2024 w Odpowiedzi

  1. Użeram się. W sepii się nuża Familok z widokiem na hasiok I szklano-ceglany eklektyzm Obmierzło. Zamarło. Trwa burza. Ogólnie jest bieda – zapijam Maszkety kupiłam na zeszyt To miasto nic więcej nie skrywa Buzuje lub łapie za gardło
    6 punktów
  2. stąpam lekko pod maleńkimi nutami różu układając nogi jak motyl przy bujaniu się wśród miękkiej trawy chłonę ciebie słońce świętujemy przejrzystość opalizującą niebo złocistym promieniem przez nasze ciała gdy przepływa wolniej rośnie inspiracja
    5 punktów
  3. gdyż łatwiej lata się na dzikim gęsim piórze niż na plastikowej klawiaturze
    3 punkty
  4. brakuje tu jednej koleżanki, zagląda rzadko może by coś skrobnęła:) Ja Wam się przyznam tu od razu, że kiedy pióro mi w garść wpadło, to pomyślałem "westchnień ażur dla dusz subtelnych - jak zwierciadło". Tematy ciężkie i problemy na jakiś czas by warto schować, posmyrać lekko uszko weny lub mówiąc prościej ALICJOWAĆ. I pełen obaw tekst wkleiłem, a po tym niech się, co chce stanie. Czy może dobrze uczyniłem? Czy uda się ALICJOWANIE? :)
    3 punkty
  5. gdy człowiek dno poczuje wzrokiem szuka nieba bo na dnie same łajno na niebie marzenia gdy człowiek upadnie próbuje się podnieść męczy się kombinuje ale nie daje rady taki człowiek to same łzy żadnej z niego pociechy ale w tedy znajdziesz się ty zrozumiesz go podasz dłoń bo jesteś człowiekiem nie boisz się gęstej mgły pomożesz zrozumieć mu świat który zgubił
    3 punkty
  6. w kawiarni nad morzem Grand Hotel melodia fal od świtu do nocy czas prosi o bilet ze zniżką może to zaślubiny
    2 punkty
  7. marzenie się nie starzeje ani nie umiera nie wieje zimnym - ciepłym urzeka jest darmowe kieszeni nie opróżnia - drogi nowe odkrywa to piękne słowo - to las echo góry - a ty w nie grasz
    2 punkty
  8. Będę się stroić moja Miłości w ciepłe uśmiechy i zamyślenia, będę się stroić w łagodność ducha i wzniosłe mego serca pragnienia . Kiedy do Domu Twego szła będę to się wystroję w suknię jak dama, będę nastrajać wszystkich dokoła abym już nigdy nie szła Tam sama. Będę się stroić Najdroższy zawsze w ogień najczulszy nieugaszony, będę się stroić niczym instrument cicho uderzać w najczystrze tony. Będę się stroić w biele, błękity dobre uczynki gesty prawdziwe, a w moich oczach każdy wypatrzy czyste intencje, i iskry żywe. Będę się stroić w pokorę, ufność jak polny kwiatek gdzieś z boku kwitnąć, zanim mnie zerwiesz nakarmisz światłem bez śladów dobra, nie dasz mi zniknąć. Coraz to mocniej ściskam Twą rękę bo Tyś wystroił mnie Swą Miłością, nie mam już lęków ni wątpliwości do Ciebie Boże płynę z godnością.
    2 punkty
  9. Dzięki wszystkim za wizytę i za wyłapanie - jak się pisze szybko to tak jest - ale bilans się zgadzał :)))) Jutro przeczyta, ale czy coś napisze? Zobaczymy Pozdrawiam
    2 punkty
  10. Żeby Alicja przeczytała @Alicja_Wysocka :) W ostatnim wersie ALICIOWANIE brak 'J' ?
    2 punkty
  11. Witam - cieszy mnie ten podpis - dziękuje - Pzdr. Witam - dokładnie tak - dziękuje za przeczytanie - Pzdr.
    2 punkty
  12. Podziemny test nuklearny… A więc te monstra przechodzą przeze mnie. Idą na wskroś, rozsyłając wokół promieniotwórcze bakterie. Idą na przestrzał. Przez całą amfiladę pokoi, w których noc. W których mrugają obskurne światła kinkietów na ścianach… Pochwyciła mnie w swoje szpony ostra jak brzytwa gorączkowa maligna, podczas której obijam się o ściany. W półmroku. W ciszy. W łomotach bijącego serca. Przywieram do zimnej powierzchni. Zlizuję tynk… Te osypujące się mikroskopijne grudki gorzkiego kwarcu… W plątaninie pajęczyn. Kurz na języku… Całuję lodowate, martwe usta. .. Jak bardzo martwe? Jak kawał zimnego mięsa. A więc to tutaj. Żelazne, skorodowane drzwi z zatartym napisem: STAYING IN THIS PLACE MAY RESULT IN CANCER Zwisające fragmenty nie wiadomo czego. Jakieś szmaty… Bijąca woń zgnilizny. Odór rozkładu… Otwieram. W zgrzycie. Skrzypieniu. Mordędze naporu… W powietrzu czai się woń czegoś bardzo przykrego. Nowotworowe guzy naciekają plątaninę żeliwnych rur… Z betonowej bryły grobowca… W betonowej bryle pęknięcia. Odłupane fragmenty od natarczywych prób wydostania się na zewnątrz. Przez kogo? Przez, co? Odór rozkładu PRZYTŁACZA. W pulsującym, czerwonym świetle stroboskopu dudnią w głowie kopyta pędzących po moich śladach diabłów. Dudnią udziwacznione chorobą zmory. Widziadlane kreacje psychodelicznych fascynacji. Coraz tu ciaśniej i gęściej. Coraz bardziej zawile. Coraz częściej zawadzam o jakieś pogięte, powyginane blachy o nieznanym przeznaczeniu. W opuszczonej fabrycznej hali frezarki opuszczają głowy. Jak podpierający ścianę ludzie w kolejce do NICZEGO. Puste. Wybebeszone. Cuchnące smarem, chłodziwem, krwią… Wypatroszone artefakty industrializmu. Próbuję wyłapać licznikiem Geigera uciekające po ciemnych kątach cząsteczki straszliwej radiacji. Wysypują się zewsząd w piskliwym szumie. Coś tu umarło. Lecz, nie wiadomo, co… Jakieś pradawne jestestwo o nieznanej proweniencji. Zalegające teraz w formie trudnego do zdefiniowania symbolu. . Na podłodze stosy powyrywanych z notesów kartek… Poowijane w gazety metalowe skrawki nie wiadomo czego… Jakieś szafy. Gabloty z powybijanymi szybami. I twarze, nie-twarze. Ale, czy to są twarze? Patrzą się na mnie. Nie patrzą. Jakieś eksponaty. Monstra nie z tego świata: Neurofibromatosis, Proteus syndrome… - i mnóstwo innych etykiet, opisów… Pod spodem brunatne smugi zakrzepłej formaliny. Rozlane wokół kałuże… Materace cuchnące moczem. Pokryte szarym pyłem stosy szpitalnych łóżek. Korytarze. Spirale… Zakosy. Zakola. Schody. Zejścia. Piwnice. W mroku. W półmroku… Odgłosy czyichś kroków. Dziecięcych truchtań. Starczych szurań. Dalekich skowytów.. Lecz oto wyłania się z mroku korpus kobaltowej lampy. Mordującej niegdyś potokiem światła. Coś żywego. Wciąż żywego. Rozłażącego się w szmerze nieskończonego wzrostu. Kiedy idę, liżą mnie po twarzy zwisające zewsząd fragmenty skóry z resztkami siwej sierści. (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-14)
    2 punkty
  13. W miarę upływu czasu nawiedzają mnie duchy z przeszłości i wypełniają pustkę, w której niegdyś gościła radość i nadzieja. Prawda, są to piękne, niezapomniane chwile, ale nie pomagają stać konsekwentnie na kursie, prowadzącym do nieznanej przyszłości. Powtarzam duchom, żeby wróciły na swoje miejsce, ale nie słuchają, nie chcą zostawić mnie w spokoju. Siadam wtedy do komputera i piszę o tym, co miało miejsce dawno temu. Ufam, że pisanie pozwoli mi wyrzucić wspomnienia z pamięci, lecz sceny nabierają życia i są intensywniejsze niż przedtem. Chyba głęboko w sercu pragnę, żeby takie były. Czyż nie o to chodzi duchom — aby zawładnęły naszym życiem? Był środek zimy, całkiem ciepły i słoneczny. Minęły zaledwie dwa miesiące odkąd wylądowałem na lotnisku Kingsford-Smith z całym dobytkiem spakowanym w jednej torbie i dwudziestoma dolarami w kieszeni znoszonych dżinsów. Zatrzymałem się na dalekim przedmieściu u kuzyna, który skusił mnie ofertą pracy, lecz prędko wyszło na jaw, że była to obietnica złudna. Na szczęście zdołałem wkrótce znaleźć robotę w niepozornej firmie produkującej światłowody i sprzęt komunikacyjny. Zarobek, choć niewielki, pokrywał kwotę płaconą kuzynowi za pokój i śniadanie, a resztę pieniędzy wpłacałem na bankowe konto. U kuzyna w domu panowała napięta atmosfera, toteż wolałem zostawać w pracy po godzinach, dzięki czemu stan konta rósł systematycznie. Co tydzień drukowałem wyciąg bankowy na małej, błyszczącej kartce, budzącej zadowolenie i optymizm. Miałem wciąż sporo wolnego czasu i krążyłem bez celu po okolicy. Tygodnie mijały powoli i żeby je czymś wypełnić, złożyłem podanie o dodatkową pracę w supermarkecie w czwartkowe popołudnia i weekendy. Stanowiska ekspedientów i menedżerów układających towar na półkach były obsadzone tymczasowo przez uczennice i studentki z miejscowych szkół, ale potrzebowali młodego, silnego faceta, który dałby radę dźwigać ciężkie ładunki z furgonetek i ciężarówek. To była najszybciej zatwierdzona i najłatwiejsza praca, jaką kiedykolwiek wykonywałem, a do tego płacili mi gotówką w grubej, zapieczętowanej kopercie, co do jednego centa. Nadszedł zatem dzień nie tylko pogodny, ale również dzień wypłaty. Otworzyłem kopertę i wrzuciłem wszystkie banknoty do bankomatu, a za drobniaki kupiłem sześć butelek Victoria Bitter. To były dobre czasy, kiedy picie piwa na ulicy nie ściągało baczności stróży porządku, lecz na wszelki wypadek owijano w sklepie butelki szarym papierem, aby promować kulturę picia i nie gorszyć widokiem spożywania alkoholu w miejscu publicznym, chociaż cóż innego u diabła spracowany człowiek mógłby robić w sobotnie popołudnie? Wracać do domu kuzyna nie miałem ochoty, wobec tego poszedłem na stację i wsiadłem do piętrowego pociągu jadącego do centrum. Gdy tylko pociąg ruszył, zauważyłem atrakcyjną dziewczynę siedzącą po przeciwnej stronie. Nie zwróciła na mnie uwagi, gdyż była pochłonięta wyglądaniem przez okno, chociaż trasę musiała znać na pamięć, bo cały czas patrzyła zamyślona w jeden punkt na szybie. Pociąg zwalniał na zakrętach, omijając liczne zatoczki i pagórki stworzone przez naturę, aby najbogatsi z bogatych mogli tam budować rezydencje swoich marzeń. Przejechaliśmy tunelem na drugą stronę wzgórza, gdzie pociąg miał następny postój. Dziewczyna i osoba siedząca obok niej wstały z miejsca i wyszły na peron. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale tuż po sygnale do odjazdu moje ciało zmieniło nagle pozycję i przeskoczyło przez wąską szczelinę w drzwiach, w ślad za kobietami. Dziewczyna i towarzysząca jej niewiasta, chyba jej matka, odeszły bezzwłocznie, jakby dobrze znały to miejsce. Przeczytałem nazwę przystanku na tablicy, kilka razy, żeby dobrze ją zapamiętać. Z peronu prowadziły dwa wyjścia: jedno schodami na wiadukt nad torami i ulicę, wzdłuż której stały jednakowe bloki z czerwonej cegły; drugie z boku, brzegiem wąskiej doliny opadającej ku zatoce. W tym kierunku wypadło mi iść. Pośrodku doliny zawieszono kładkę, żeby skrócić drogę przechodzącym. To na tej kładce postanowiłem wyminąć dziewczynę, która przystanęła na chwilę, aby dać odpocząć starszej pani. Przechodząc obok niej, nie wytrzymałem i rzuciłem jej przelotne spojrzenie. Była naprawdę piękna. Piękniejszej kobiety nie mogłem sobie wyobrazić, ale nim zdążyłem upaść z zachwytu, coś bardziej nieoczekiwanego podcięło mi nogi — mówiła moim językiem! Nie byłem dla niej kompletnie obcy. Mógłbym zagadać: „Cześć, jak dobrze spotkać rodaczkę na drugim końcu świata. Proszę, wskaż mi drogę do lunaparku. Widzisz, straciłem orientację w tym labiryncie ulic”. A ona na to: „Czemu nie? Chętnie ci pomogę, a może nawet pokażę gdzie chodzimy na dobrą kawę, jeśli nie masz nic przeciwko temu” i zrobi to z uśmiechem na twarzy, bez niemiłych uprzedzeń, jakie żywimy wobec ludzi, z którymi nic nas nie łączy. Jej polski był dobry, zbyt dobry, by go opanować za granicą, chyba że mówiła w domu językiem swoich rodziców. Tyle wydedukowałem na podstawie obserwacji, ale wolałem milczeć. Lepiej pozostać anonimowym przechodniem, przynajmniej na razie. Wiedziałem teraz o niej więcej niż jeszcze pół godziny temu i zamierzałem wykorzystać tę wiedzę na swoją korzyść. Szedłem za nimi w nie budzącym podejrzeń dystansie prawie do końca półwyspu. Teren był luźno zabudowany willami na dużych działkach. Nie zauważyłem żadnych sklepów, biur ani budynków przemysłowych. Miejsce wyglądało na osiedle mieszkaniowe dla ludzi, którzy preferują wygodne życie i prywatność. Patrzyłem, jak dziewczyna i jej matka znikają w wejściu do jednego z domów. Była to okazała posiadłość z przestronną werandą i podwójnym garażem, otoczona dobrze utrzymanym ogrodem — sama działka warta milion. Ceny znałem z broszur, które przeglądałem nieraz w agencjach nieruchomości. Tylko zamożna rodzina mogła sobie pozwolić na taką majętność, chyba że kupili ją w czasach, kiedy ziemia była tutaj tania jak barszcz. Rozmyślałem o tym przez chwilę, po czym zawróciłem tą samą drogą i po krótkim marszu natrafiłem na ścieżkę wiodącą do małego parku oddzielającego jezdnię od plaży. Usiadłam na drewnianej ławce i patrzyłem z ciekawością przed siebie. Zza sylwetek kilku łodzi o zwiniętych żaglach, wyzierał podobny, nieco mniejszy cypel. Woda po lewej stronie odbijała czerwień zachodzącego słońca. Jedynym szczegółem psującym znakomity widok był zardzewiały zbiornik paliwa na przeciwległym brzegu. Dobrze, że szpetotę maskowała choć częściowo bujna zieleń otoczenia. Otworzyłem plecak i wyjąłem butelkę wciąż zimnego piwa. Odkręciłem kapsel i pociągnąłem solidny łyk, potem jeszcze jeden. Wtedy pomyślałem o dziewczynie. Przynajmniej wiem gdzie mieszka i mogłem bawić się myślami, kiedy zobaczę ją znowu. Odtąd przyjeżdżałem do parku każdej soboty, mniej więcej o tej samej porze. Kupowałem sześć butelek piwa koło stacji, lecz nigdy nie wypijałem więcej niż dwie i resztę zawoziłem do domu. Park był rzadko odwiedzany; nawet mój kuzyn nie wiedział o jego istnieniu. Początkowo wydawało mi się to dziwne, aż wreszcie ustaliłem przyczynę — miejsce leżało na uboczu i nikomu nie wypadało po drodze, a mieszkający tu ludzie woleli siedzieć w domach, albo jeździć gdzieś dalej. O ślicznej dziewczynie byłbym już zapomniał, gdyby nie przyszła do tego samego parku z koleżanką. Usiadły na ławce z tyłu, poza zasięgiem mojego wzroku, dlatego zszedłem na dół, a stamtąd chyłkiem, wzdłuż płotu wdrapałem się na górę, między drzewa, skąd mogłem je swobodnie obserwować. Zima już dawno minęła, słońce przybrało na sile, a powietrze było coraz bardziej wilgotne. W kraju o klimacie umiarkowanym, bezlistne gałęzie, odsłoniłyby moją kryjówkę, ale tutaj drzewa zachowują oliwkową zieleń przez cały rok. Dziewczyny siedziały nadal w tym samym miejscu i rozmawiały tak cicho, iż nie mogłem usłyszeć jednego słowa, dopóki nie wybuchły głośnym śmiechem. Wtedy się zorientowałem, że obydwie mówią bezbłędnie po angielsku, a skoro tak, to ta, którą spotkałem, musiała tu dorastać od wczesnego dzieciństwa. Druga dziewczyna była niższa i masywniejsza, miała rude i krótko przycięte włosy, do których założyła spodnie i brązową skórzaną kurtkę, kontrastującą z obcisłą, zieloną sukienką jej koleżanki. Pochylały się ku sobie, aż dziewczyna o rudych włosach dotknęła dłoni drugiej. Tamta w odpowiedzi położyła głowę na jej ramieniu. Nie widziałem w tym nic zdrożnego: ot, typowo dziewczęce zachowanie. Jeszcze im zazdrościłem, że potrafią wyrażać uczucia w tak intymny, subtelny sposób. Mniej więcej w tym momencie sprawy zaczęły zmierzać w niespodziewanym kierunku. Ruda pocałowała tę w zielonej sukience, tylko nie był to przyjacielski pocałunek w policzek lub czoło, ale mocny, głęboki pocałunek w same usta, trwający długą chwilę. Kobiety siedziały teraz zwrócone bokiem i przylgnęły do siebie blisko, jakby ich ciała chciały podążyć za grą ust. Patrzyłem na to ze zdumieniem, lecz bez odrazy. W głębi ducha to nawet poczułem ulgę, że była z dziewczyną. Lepsza dziewczyna, aniżeli pozwolić to samo robić facetowi, bez względu na to, kim on jest. Tylko mnie wolno ją pocałować, oczywiście w wyobraźni. To nie była zdrada, bo jakże mógłbym rywalizować z jej przyjaciółką? Próbowałem się postawić na jej miejscu, ale nie miałem pojęcia, jak to jest być kobietą; wiedziałem tylko co takiego chce mężczyzna i czego oczekują od niego kobiety. Widząc z jaką przyjemnością oddaje się pocałunkom, zadawałem sobie pytania: Czy kiedykolwiek kochała się z chłopakiem? Czy kobieta może stracić dziewictwo z inną kobietą? Teraz żałowałem, że nie otworzyłem ust, kiedy zobaczyłem pierwszy razem. Bylibyśmy prawdziwymi przyjaciółmi, nie tracilibyśmy nerwów na egoistyczne podjazdy, rozgrywane przez oszukujące się nawzajem pary. Mogła wyjawić mi wszystkie sekrety, bez obawy, że wykorzystam je przeciwko niej, co więcej, może zechciałaby udzielić mi cennych wskazówek, jak dotrzeć do serca kobiety. To był ostatni raz, kiedy ją widziałem. Zaraz po Nowym Roku pożegnałem bez żalu kuzyna i wynająłem dwupokojowe mieszkanie bliżej pracy. Zamieszkiwałem tam do czasu, kiedy właściciel nie wystawił mieszkania na sprzedaż. Potem czekała mnie daleka przeprowadzka do zachodniej części miasta. Nigdy więcej nie odwiedziłem parku nad zatoką. Dopiero niedawno, całkiem przez przypadek, jechałem drogą przecinającą dolinę i wówczas ją zobaczyłem: stała przy barierce i uśmiechała się do mnie, tylko piękną twarz pokryły zmarszczki, kasztanowe włosy zabrała siwizna, niebieskie oczy straciły kolor… Zastanawiam się, jakie było jej życie — czy wyszła za mąż, miała dzieci, czy pozostała samotna? Czy wciąż spotyka rudowłosą partnerkę, chodzi z nią do nocnego klubu, czy zawiązała podobną przyjaźń z inną kobietą? Cokolwiek się stało, zawsze będę ją widzieć, jak tamtego dnia, gdy razem jechaliśmy pociągiem.
    1 punkt
  14. Nie śpieszę się nigdzie bo nie ma po co. Terminarz spalił wszystkie wizyty. Ty już zamknęłaś ten dzień na zawsze. Wyrwałaś serca co nie zastygły... Powtórzę Twój zamysł, ale nie teraz. Jeszcze nie koniec Tej właśnie chwili. Zbyt wiele bólu, zbyt wiele żalu, Zamknęłyby drogę od teraz do nigdy... Chyba niedobrze, niedobrze zrobiłem, Że nie przerwałem czasu wspomnienia. Przecież wiedziałem, że wszystko na nic, Że nie ma tutaj mojego miejsca... Przecież to czułem aż w szpiku kości! Naprawdę wiedziałem, że tak to będzie. Tak wiele zaschło łez słonych na twarzy, Tak wiele pustych... modlitw żałosnych... Idę do Ciebie... Pewnie nie czekasz. Tak wiele barwnych dróg jest przed Tobą. Ja mam swą własną, błotnistą i mroźną, Pójdę jednak dalej... z pochyloną głową. Samotnie tak jak Ty. Wiersz oprócz tego, że mówi o autorze, dotyczy także osoby, która przed wcześnie zakończyła swoje życie. Moim zdaniem miała rację.
    1 punkt
  15. Z samopału łapo masz.
    1 punkt
  16. Będzie to początek jako wstęp, do którego nie ma żaden sęp! Kiedy jesteś zerem w płodzie. On myśli o wątrobie na górze; bezpieczny się czuj w Świecie, gdzie ogień iskrą z Kaukaz ma Akasza — nie rzuciwszy cienia, wątpliwości w sercu poddała widok przeszłości oczom próbą. Gdy zobaczysz : Matka wciąż gra; wiersze zapisuje na fortepianie Starsza — wyciągając fragment fotografiami. Wszystko zobacz! Boski atrament (poezji nie urąga) Całość dziedzictw też podpowie, że hodować należy gołębie — bo szponami migrujące treści łapią z dłoni poetów i na górze to podpisywane śliną róż reklamy Czasy, o jakich nie każdy marzy; wzory galaktyk kosmosu i klucze zostały zwinięte jak ślady pępków!! __________________________ /cdn./ Kodem zapieczętowany dostęp do wspomnień innych ma Ashtar; źródłem pępowin odwzorowany pokład niewidzialnego atawizmu — 'SERCE' wciąż wysyła sygnały (Zostałem wyrzucony przez Strażników, ale trajektorię drogi zapamiętałem) ______________________________________ Do drugiej części: https://www.youtube.com/watch?v=7D78XzqREaM&ab_channel=ErosArtVideos
    1 punkt
  17. Młodzieniec z osady Podgórze chciał wystąpić w tańcu na rurze, podczas castingu przez brak treningu spadł z rury przy pierwszej figurze.
    1 punkt
  18. nade mną nowa linia rejsowa* ptaki śpiewają w głos jak śpiewały grzywacze w parze na brzozie w balet na drutach inne stroszą się dalej gdy na kościelnej dzwon zabrzmi wieży wzniosą się z dźwiękiem w podniebne szczyty by nieuchronnie szybując opaść w Zdrowaś Maryja co ledwo zipie jabłonek z żalem płatki na trawie obok sczerniałych kotków orzecha; w dół czarno-białe we własnym trybie w miłosnym cudzie — posortowane drzew uniesienia __________ *linie rejsowe w przeciwieństwie do czarterów, są liniami stałymi uzup. dzień przed nalotem dronów Iranu na Izrael
    1 punkt
  19. z dziejowego rocznikarstwa wynika ciągły obraz zdarzeń Grecy wcześniej niż Rzymianie prześledzili ich historię mechaniczne skupienie jednostek związanych jednym prawem plemię społeczeństwo naród historie granic między nimi to pomnik twórczości ludzkiej w polu mowie i legendzie bogactwo od zawsze aspiruje do znakomitszego pochodzenia spinki klamry pierścienie konsekwencja osiągnięcia celu przesuwa granice podbój grabież zabór gloryfikacja odmawia historykom rzeczywistości tworzy mit
    1 punkt
  20. Jada; - sałata... A ta łasa - daj! Ej, i pani wina pije? A doprawi ostro - sort - soi war poda. Ta kawiorom - w moro - i wakat. O, wiadro kawy - morze bez Romy - w akord i wio.
    1 punkt
  21. @Nefretete Dzięki ;)) Tą zupę trzeba jeszcze spałaszować a smak ma nie swój choć niepowtarzalny ;) Również pozdrawiam!!
    1 punkt
  22. @Tectosmith Wierzę, że jednak tobie to się uda. Trzymaj się!
    1 punkt
  23. @jan_komułzykant Alicjowanie jak pączkowanie a kwiatów przecież nigdy w nadmiarze.Przeczyta zdanie, uśmiechem odpowie i zacznie się Alicjowanie.Po to są kwiaty i po to maj..Alicjo proszą.Już pora-:)Estetyczny Apel? Czy wyznanie? Dobry wiersz.Pozdrawiam wszystkich piszących..Bilans się zgadza Janku-:)Jacku fajny wiersz..
    1 punkt
  24. @iwonaroma był tu kiedyś taki ktoś. I chociaż czasem napisał, że 'śmietnik', bywało że niekiedy miał rację. Oczywiście forma niezbyt kulturalna i były awantury, ale by nie zaliczyć 'śmietnika', trochę bardziej się starano :)
    1 punkt
  25. @Nefretete Zdaje się Kolega postanowił zrozumieć i wyjaśnić istotę rzeczy ;)) Albo coś podobnego. Kibicuję i chętnie się dowiem ;)))
    1 punkt
  26. Ciężkiego tematu się podjąłem, Leszczym... To naprawdę duży kaliber, w którym grzebię i trwa to od lipca roku 2023. Mam ku temu jasne przesłanki, jakie napawają mnie do dalszego działania Dziękuję, jeszcze raz
    1 punkt
  27. @Nefretete Piszesz bardzo interesujące wiersze, lubię bardzo, choć istotnie nie zawsze rozumiem ;) Ale w sumie fajnie tak czasem nie rozumieć ;)) pzdr.
    1 punkt
  28. @kwintesencja Proszę proszę bo świetny tekst. Pozdro.
    1 punkt
  29. ależ zapalił mnie kolega i choć tu Kwiecia pod dostatkiem poAlicjować jest potrzeba pal diabli czarcią dziś zapadkę
    1 punkt
  30. Modlitwa na Anioł Pański kiedyś była sposobem chyba... odmierzania czasu. Zwykle w pracy była chwila przerwy na Anioł Pański. Dziś ludziom nieraz przeszkadza dzwonienie, bo... nieraz buduje się mieszkania zupełnie przy kościołach. Ładny, polski motyw, pod wieloma względami. Dla mnie bardzo ważny. Pozdrawiam, dziękuję. Ćwiczenie oddechu jest bardzo ważne w ciąży, natomiast to co Hindusi proponują, niezbyt mnie interesuje, bo czuję się mimo wszystko człowiekiem jak inni. :-)
    1 punkt
  31. @agfka A z ciekawości zerkłem nas Twoje haiku, bo nigdy tu nie zachodzę, uważając je za idjotyzm, ale chyba sam jakieś skrobnę, a co! Pluskwiak w barwinkach... Słowo pluskwiak przepiękne :D
    1 punkt
  32. @Leszczym tak :) to przyjemność :)
    1 punkt
  33. @violetta Bardzo fajne. Inspira - ważna sprawa ;))
    1 punkt
  34. @violetta Aż mi się skojarzyły motylki w brzuszku... Pozdro.
    1 punkt
  35. ,, Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa,, Dz. 3, 13-15 cud cud jest obecny w naszej codzienności zanurzyć się w lesie odetchnąć słońcem zobaczyć rodzące się życie dziecka jabłka maliny wiśnie budzące się z kwiatów muchy pojawiające się latem znikąd spojrzeć na niebo gwiazdy księżyc wszędzie cuda Jezus zmartwychwstal to jeden z cudów Bożych 4.2024 andrew Niedziela, dzień Pański
    1 punkt
  36. jest cudem że napisałeś jest cudem że zrozumiałem jest cudem wokół świat cały stworzenia duże i małe jest cudem że Ty istniejesz i ja i miliardy ludzi i wszyscy oni się śmieją płaczą gdy krzywda ich budzi a Jezus jest naszym Bogiem zmartwychwstał po swych cierpieniach wylał miłosierdzia morze też dla naszego zbawienia :)
    1 punkt
  37. @jan_komułzykant Mówi się "dobór naturalny", ale to właściwie wybierają samice. Pozdro. @Jacek_Suchowicz Ten Wieniawa to musiał być niezły pies na baby i w dodatku z poczuciem humoru. "Nigdy mi nie odmówiły, te które mi się śniły." - Sztaudynger Pozdrowionka.
    1 punkt
  38. @Nefretete Kultywować AMEN, ale super, amen i aum... Woda jest doskonałym Przewodnikiem, no przecież! I zapewne każda jest wodą życia, tylko trzeba tak ją traktować :D Pierwsza litera to Ashtar? Tego nie wiem, wiem tylko, że A jest pierwsza wśród samogłosek, a alfabety pierwotnie dały się wymówić płynnie jako jedno słowo, pierwszy łaciński taki był. Wśród dźwięków mowy M jest niby matka, jedyna wypowiadalna przez zamknięte usta i powstaje gdzie, nad pod-niebieniem ;) Wieszcz dalej :D Pozdrawiam :) @Nefretete Asztarte – Isztar jeszcze nie znam, ale nasze Alfa – Alef bardzo ciekawe, bo to biały byk, i elfy oraz nasze op-ica, co znaczyło "małpa" podobno, ale skąd małpy u nas? a naprawdę pewnie "dziadek" lub podobnie, jak "ot" ojciec, co potem w złego ducha się zmieniło, "alpy" duszące. Małpa też tu ma związek z bielą, z jednej nawet głoski wynika wszystko :D
    1 punkt
  39. @kwintesencja Trzeba je kochać, aby tak napisać. Pewnie z wzajemnością. Pozdrawiam serdecznie Miłego dnia
    1 punkt
  40. @iwonaroma Tak, Norwid to najlepszy przykład, o Fredro nie wiedziałem, niezwykłe... Egocentryzm i odrobina zdrowej megalomanji bywa jednak wskazana, chyba łatwiej wtedy robić swoje, tak :D
    1 punkt
  41. @andrew każdy dzień, to nowe możliwości, ale często trudno jest podjąć wysiłek, by coś w życiu zmienić
    1 punkt
  42. Ślicznej urody wiersz :) A wydech to też ulga i spokój...
    1 punkt
  43. i pozostaje pójść za przykładem:
    1 punkt
  44. familok staje się historią co to jest hasiok już nikt nie wie maszkiety bajtly zajadają a zeszyt w szkole jest zapewne a bieda gdzieś tam na uboczu wśród tych co mają z sobą problem fakt są wyjątki to nie znaczy że jak na razie to jest dobrze :)
    1 punkt
  45. Superowe:) tak właśnie jest:)
    1 punkt
  46. Dobreee Blacharski żywot bywa nieznośny, te wasze jakieś popędy dzikie. Za grosz umiaru, ni krzty wdzięczności, za dobrą jazdę? No gdzie... z moskwiczem?. ;)
    1 punkt
  47. Ze mną to raczej tańczy się rzadko, Bardziej - próbuje na nogach ustać, I żaden spokój nie jest na własność, A każda szklanka - w połowie pusta. Raczej się ze mną nie kradnie koni, Lecz kopce sypie na ich padlinie, Morduje płatki śniegu na dłoni Z ochotą większą niż czeka zimy. A jutro ze mną - to raczej teraz, Więc gdy cię czasem samą zostawię, By pobyć w ciszy i poumierać, Czekaj cierpliwie. Wrócę niebawem.
    1 punkt
  48. nie patrz na mnie bez słów wzrokiem bo oślepnę winowajca tej przyczyny miłość czasu nie wybiera ciemność zniosę a przyczyna jest bez winy słowa milczą uwięzione lecz przemycę choć spóźniony racji nie ma
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...