Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 14.04.2024 w Odpowiedzi
-
Użeram się. W sepii się nuża Familok z widokiem na hasiok I szklano-ceglany eklektyzm Obmierzło. Zamarło. Trwa burza. Ogólnie jest bieda – zapijam Maszkety kupiłam na zeszyt To miasto nic więcej nie skrywa Buzuje lub łapie za gardło6 punktów
-
stąpam lekko pod maleńkimi nutami różu układając nogi jak motyl przy bujaniu się wśród miękkiej trawy chłonę ciebie słońce świętujemy przejrzystość opalizującą niebo złocistym promieniem przez nasze ciała gdy przepływa wolniej rośnie inspiracja5 punktów
-
gdyż łatwiej lata się na dzikim gęsim piórze niż na plastikowej klawiaturze3 punkty
-
brakuje tu jednej koleżanki, zagląda rzadko może by coś skrobnęła:) Ja Wam się przyznam tu od razu, że kiedy pióro mi w garść wpadło, to pomyślałem "westchnień ażur dla dusz subtelnych - jak zwierciadło". Tematy ciężkie i problemy na jakiś czas by warto schować, posmyrać lekko uszko weny lub mówiąc prościej ALICJOWAĆ. I pełen obaw tekst wkleiłem, a po tym niech się, co chce stanie. Czy może dobrze uczyniłem? Czy uda się ALICJOWANIE? :)3 punkty
-
gdy człowiek dno poczuje wzrokiem szuka nieba bo na dnie same łajno na niebie marzenia gdy człowiek upadnie próbuje się podnieść męczy się kombinuje ale nie daje rady taki człowiek to same łzy żadnej z niego pociechy ale w tedy znajdziesz się ty zrozumiesz go podasz dłoń bo jesteś człowiekiem nie boisz się gęstej mgły pomożesz zrozumieć mu świat który zgubił3 punkty
-
w kawiarni nad morzem Grand Hotel melodia fal od świtu do nocy czas prosi o bilet ze zniżką może to zaślubiny2 punkty
-
marzenie się nie starzeje ani nie umiera nie wieje zimnym - ciepłym urzeka jest darmowe kieszeni nie opróżnia - drogi nowe odkrywa to piękne słowo - to las echo góry - a ty w nie grasz2 punkty
-
Będę się stroić moja Miłości w ciepłe uśmiechy i zamyślenia, będę się stroić w łagodność ducha i wzniosłe mego serca pragnienia . Kiedy do Domu Twego szła będę to się wystroję w suknię jak dama, będę nastrajać wszystkich dokoła abym już nigdy nie szła Tam sama. Będę się stroić Najdroższy zawsze w ogień najczulszy nieugaszony, będę się stroić niczym instrument cicho uderzać w najczystrze tony. Będę się stroić w biele, błękity dobre uczynki gesty prawdziwe, a w moich oczach każdy wypatrzy czyste intencje, i iskry żywe. Będę się stroić w pokorę, ufność jak polny kwiatek gdzieś z boku kwitnąć, zanim mnie zerwiesz nakarmisz światłem bez śladów dobra, nie dasz mi zniknąć. Coraz to mocniej ściskam Twą rękę bo Tyś wystroił mnie Swą Miłością, nie mam już lęków ni wątpliwości do Ciebie Boże płynę z godnością.2 punkty
-
Dzięki wszystkim za wizytę i za wyłapanie - jak się pisze szybko to tak jest - ale bilans się zgadzał :)))) Jutro przeczyta, ale czy coś napisze? Zobaczymy Pozdrawiam2 punkty
-
2 punkty
-
Witam - cieszy mnie ten podpis - dziękuje - Pzdr. Witam - dokładnie tak - dziękuje za przeczytanie - Pzdr.2 punkty
-
Podziemny test nuklearny… A więc te monstra przechodzą przeze mnie. Idą na wskroś, rozsyłając wokół promieniotwórcze bakterie. Idą na przestrzał. Przez całą amfiladę pokoi, w których noc. W których mrugają obskurne światła kinkietów na ścianach… Pochwyciła mnie w swoje szpony ostra jak brzytwa gorączkowa maligna, podczas której obijam się o ściany. W półmroku. W ciszy. W łomotach bijącego serca. Przywieram do zimnej powierzchni. Zlizuję tynk… Te osypujące się mikroskopijne grudki gorzkiego kwarcu… W plątaninie pajęczyn. Kurz na języku… Całuję lodowate, martwe usta. .. Jak bardzo martwe? Jak kawał zimnego mięsa. A więc to tutaj. Żelazne, skorodowane drzwi z zatartym napisem: STAYING IN THIS PLACE MAY RESULT IN CANCER Zwisające fragmenty nie wiadomo czego. Jakieś szmaty… Bijąca woń zgnilizny. Odór rozkładu… Otwieram. W zgrzycie. Skrzypieniu. Mordędze naporu… W powietrzu czai się woń czegoś bardzo przykrego. Nowotworowe guzy naciekają plątaninę żeliwnych rur… Z betonowej bryły grobowca… W betonowej bryle pęknięcia. Odłupane fragmenty od natarczywych prób wydostania się na zewnątrz. Przez kogo? Przez, co? Odór rozkładu PRZYTŁACZA. W pulsującym, czerwonym świetle stroboskopu dudnią w głowie kopyta pędzących po moich śladach diabłów. Dudnią udziwacznione chorobą zmory. Widziadlane kreacje psychodelicznych fascynacji. Coraz tu ciaśniej i gęściej. Coraz bardziej zawile. Coraz częściej zawadzam o jakieś pogięte, powyginane blachy o nieznanym przeznaczeniu. W opuszczonej fabrycznej hali frezarki opuszczają głowy. Jak podpierający ścianę ludzie w kolejce do NICZEGO. Puste. Wybebeszone. Cuchnące smarem, chłodziwem, krwią… Wypatroszone artefakty industrializmu. Próbuję wyłapać licznikiem Geigera uciekające po ciemnych kątach cząsteczki straszliwej radiacji. Wysypują się zewsząd w piskliwym szumie. Coś tu umarło. Lecz, nie wiadomo, co… Jakieś pradawne jestestwo o nieznanej proweniencji. Zalegające teraz w formie trudnego do zdefiniowania symbolu. . Na podłodze stosy powyrywanych z notesów kartek… Poowijane w gazety metalowe skrawki nie wiadomo czego… Jakieś szafy. Gabloty z powybijanymi szybami. I twarze, nie-twarze. Ale, czy to są twarze? Patrzą się na mnie. Nie patrzą. Jakieś eksponaty. Monstra nie z tego świata: Neurofibromatosis, Proteus syndrome… - i mnóstwo innych etykiet, opisów… Pod spodem brunatne smugi zakrzepłej formaliny. Rozlane wokół kałuże… Materace cuchnące moczem. Pokryte szarym pyłem stosy szpitalnych łóżek. Korytarze. Spirale… Zakosy. Zakola. Schody. Zejścia. Piwnice. W mroku. W półmroku… Odgłosy czyichś kroków. Dziecięcych truchtań. Starczych szurań. Dalekich skowytów.. Lecz oto wyłania się z mroku korpus kobaltowej lampy. Mordującej niegdyś potokiem światła. Coś żywego. Wciąż żywego. Rozłażącego się w szmerze nieskończonego wzrostu. Kiedy idę, liżą mnie po twarzy zwisające zewsząd fragmenty skóry z resztkami siwej sierści. (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-14)2 punkty
-
1 punkt
-
W miarę upływu czasu nawiedzają mnie duchy z przeszłości i wypełniają pustkę, w której niegdyś gościła radość i nadzieja. Prawda, są to piękne, niezapomniane chwile, ale nie pomagają stać konsekwentnie na kursie, prowadzącym do nieznanej przyszłości. Powtarzam duchom, żeby wróciły na swoje miejsce, ale nie słuchają, nie chcą zostawić mnie w spokoju. Siadam wtedy do komputera i piszę o tym, co miało miejsce dawno temu. Ufam, że pisanie pozwoli mi wyrzucić wspomnienia z pamięci, lecz sceny nabierają życia i są intensywniejsze niż przedtem. Chyba głęboko w sercu pragnę, żeby takie były. Czyż nie o to chodzi duchom — aby zawładnęły naszym życiem? Był środek zimy, całkiem ciepły i słoneczny. Minęły zaledwie dwa miesiące odkąd wylądowałem na lotnisku Kingsford-Smith z całym dobytkiem spakowanym w jednej torbie i dwudziestoma dolarami w kieszeni znoszonych dżinsów. Zatrzymałem się na dalekim przedmieściu u kuzyna, który skusił mnie ofertą pracy, lecz prędko wyszło na jaw, że była to obietnica złudna. Na szczęście zdołałem wkrótce znaleźć robotę w niepozornej firmie produkującej światłowody i sprzęt komunikacyjny. Zarobek, choć niewielki, pokrywał kwotę płaconą kuzynowi za pokój i śniadanie, a resztę pieniędzy wpłacałem na bankowe konto. U kuzyna w domu panowała napięta atmosfera, toteż wolałem zostawać w pracy po godzinach, dzięki czemu stan konta rósł systematycznie. Co tydzień drukowałem wyciąg bankowy na małej, błyszczącej kartce, budzącej zadowolenie i optymizm. Miałem wciąż sporo wolnego czasu i krążyłem bez celu po okolicy. Tygodnie mijały powoli i żeby je czymś wypełnić, złożyłem podanie o dodatkową pracę w supermarkecie w czwartkowe popołudnia i weekendy. Stanowiska ekspedientów i menedżerów układających towar na półkach były obsadzone tymczasowo przez uczennice i studentki z miejscowych szkół, ale potrzebowali młodego, silnego faceta, który dałby radę dźwigać ciężkie ładunki z furgonetek i ciężarówek. To była najszybciej zatwierdzona i najłatwiejsza praca, jaką kiedykolwiek wykonywałem, a do tego płacili mi gotówką w grubej, zapieczętowanej kopercie, co do jednego centa. Nadszedł zatem dzień nie tylko pogodny, ale również dzień wypłaty. Otworzyłem kopertę i wrzuciłem wszystkie banknoty do bankomatu, a za drobniaki kupiłem sześć butelek Victoria Bitter. To były dobre czasy, kiedy picie piwa na ulicy nie ściągało baczności stróży porządku, lecz na wszelki wypadek owijano w sklepie butelki szarym papierem, aby promować kulturę picia i nie gorszyć widokiem spożywania alkoholu w miejscu publicznym, chociaż cóż innego u diabła spracowany człowiek mógłby robić w sobotnie popołudnie? Wracać do domu kuzyna nie miałem ochoty, wobec tego poszedłem na stację i wsiadłem do piętrowego pociągu jadącego do centrum. Gdy tylko pociąg ruszył, zauważyłem atrakcyjną dziewczynę siedzącą po przeciwnej stronie. Nie zwróciła na mnie uwagi, gdyż była pochłonięta wyglądaniem przez okno, chociaż trasę musiała znać na pamięć, bo cały czas patrzyła zamyślona w jeden punkt na szybie. Pociąg zwalniał na zakrętach, omijając liczne zatoczki i pagórki stworzone przez naturę, aby najbogatsi z bogatych mogli tam budować rezydencje swoich marzeń. Przejechaliśmy tunelem na drugą stronę wzgórza, gdzie pociąg miał następny postój. Dziewczyna i osoba siedząca obok niej wstały z miejsca i wyszły na peron. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale tuż po sygnale do odjazdu moje ciało zmieniło nagle pozycję i przeskoczyło przez wąską szczelinę w drzwiach, w ślad za kobietami. Dziewczyna i towarzysząca jej niewiasta, chyba jej matka, odeszły bezzwłocznie, jakby dobrze znały to miejsce. Przeczytałem nazwę przystanku na tablicy, kilka razy, żeby dobrze ją zapamiętać. Z peronu prowadziły dwa wyjścia: jedno schodami na wiadukt nad torami i ulicę, wzdłuż której stały jednakowe bloki z czerwonej cegły; drugie z boku, brzegiem wąskiej doliny opadającej ku zatoce. W tym kierunku wypadło mi iść. Pośrodku doliny zawieszono kładkę, żeby skrócić drogę przechodzącym. To na tej kładce postanowiłem wyminąć dziewczynę, która przystanęła na chwilę, aby dać odpocząć starszej pani. Przechodząc obok niej, nie wytrzymałem i rzuciłem jej przelotne spojrzenie. Była naprawdę piękna. Piękniejszej kobiety nie mogłem sobie wyobrazić, ale nim zdążyłem upaść z zachwytu, coś bardziej nieoczekiwanego podcięło mi nogi — mówiła moim językiem! Nie byłem dla niej kompletnie obcy. Mógłbym zagadać: „Cześć, jak dobrze spotkać rodaczkę na drugim końcu świata. Proszę, wskaż mi drogę do lunaparku. Widzisz, straciłem orientację w tym labiryncie ulic”. A ona na to: „Czemu nie? Chętnie ci pomogę, a może nawet pokażę gdzie chodzimy na dobrą kawę, jeśli nie masz nic przeciwko temu” i zrobi to z uśmiechem na twarzy, bez niemiłych uprzedzeń, jakie żywimy wobec ludzi, z którymi nic nas nie łączy. Jej polski był dobry, zbyt dobry, by go opanować za granicą, chyba że mówiła w domu językiem swoich rodziców. Tyle wydedukowałem na podstawie obserwacji, ale wolałem milczeć. Lepiej pozostać anonimowym przechodniem, przynajmniej na razie. Wiedziałem teraz o niej więcej niż jeszcze pół godziny temu i zamierzałem wykorzystać tę wiedzę na swoją korzyść. Szedłem za nimi w nie budzącym podejrzeń dystansie prawie do końca półwyspu. Teren był luźno zabudowany willami na dużych działkach. Nie zauważyłem żadnych sklepów, biur ani budynków przemysłowych. Miejsce wyglądało na osiedle mieszkaniowe dla ludzi, którzy preferują wygodne życie i prywatność. Patrzyłem, jak dziewczyna i jej matka znikają w wejściu do jednego z domów. Była to okazała posiadłość z przestronną werandą i podwójnym garażem, otoczona dobrze utrzymanym ogrodem — sama działka warta milion. Ceny znałem z broszur, które przeglądałem nieraz w agencjach nieruchomości. Tylko zamożna rodzina mogła sobie pozwolić na taką majętność, chyba że kupili ją w czasach, kiedy ziemia była tutaj tania jak barszcz. Rozmyślałem o tym przez chwilę, po czym zawróciłem tą samą drogą i po krótkim marszu natrafiłem na ścieżkę wiodącą do małego parku oddzielającego jezdnię od plaży. Usiadłam na drewnianej ławce i patrzyłem z ciekawością przed siebie. Zza sylwetek kilku łodzi o zwiniętych żaglach, wyzierał podobny, nieco mniejszy cypel. Woda po lewej stronie odbijała czerwień zachodzącego słońca. Jedynym szczegółem psującym znakomity widok był zardzewiały zbiornik paliwa na przeciwległym brzegu. Dobrze, że szpetotę maskowała choć częściowo bujna zieleń otoczenia. Otworzyłem plecak i wyjąłem butelkę wciąż zimnego piwa. Odkręciłem kapsel i pociągnąłem solidny łyk, potem jeszcze jeden. Wtedy pomyślałem o dziewczynie. Przynajmniej wiem gdzie mieszka i mogłem bawić się myślami, kiedy zobaczę ją znowu. Odtąd przyjeżdżałem do parku każdej soboty, mniej więcej o tej samej porze. Kupowałem sześć butelek piwa koło stacji, lecz nigdy nie wypijałem więcej niż dwie i resztę zawoziłem do domu. Park był rzadko odwiedzany; nawet mój kuzyn nie wiedział o jego istnieniu. Początkowo wydawało mi się to dziwne, aż wreszcie ustaliłem przyczynę — miejsce leżało na uboczu i nikomu nie wypadało po drodze, a mieszkający tu ludzie woleli siedzieć w domach, albo jeździć gdzieś dalej. O ślicznej dziewczynie byłbym już zapomniał, gdyby nie przyszła do tego samego parku z koleżanką. Usiadły na ławce z tyłu, poza zasięgiem mojego wzroku, dlatego zszedłem na dół, a stamtąd chyłkiem, wzdłuż płotu wdrapałem się na górę, między drzewa, skąd mogłem je swobodnie obserwować. Zima już dawno minęła, słońce przybrało na sile, a powietrze było coraz bardziej wilgotne. W kraju o klimacie umiarkowanym, bezlistne gałęzie, odsłoniłyby moją kryjówkę, ale tutaj drzewa zachowują oliwkową zieleń przez cały rok. Dziewczyny siedziały nadal w tym samym miejscu i rozmawiały tak cicho, iż nie mogłem usłyszeć jednego słowa, dopóki nie wybuchły głośnym śmiechem. Wtedy się zorientowałem, że obydwie mówią bezbłędnie po angielsku, a skoro tak, to ta, którą spotkałem, musiała tu dorastać od wczesnego dzieciństwa. Druga dziewczyna była niższa i masywniejsza, miała rude i krótko przycięte włosy, do których założyła spodnie i brązową skórzaną kurtkę, kontrastującą z obcisłą, zieloną sukienką jej koleżanki. Pochylały się ku sobie, aż dziewczyna o rudych włosach dotknęła dłoni drugiej. Tamta w odpowiedzi położyła głowę na jej ramieniu. Nie widziałem w tym nic zdrożnego: ot, typowo dziewczęce zachowanie. Jeszcze im zazdrościłem, że potrafią wyrażać uczucia w tak intymny, subtelny sposób. Mniej więcej w tym momencie sprawy zaczęły zmierzać w niespodziewanym kierunku. Ruda pocałowała tę w zielonej sukience, tylko nie był to przyjacielski pocałunek w policzek lub czoło, ale mocny, głęboki pocałunek w same usta, trwający długą chwilę. Kobiety siedziały teraz zwrócone bokiem i przylgnęły do siebie blisko, jakby ich ciała chciały podążyć za grą ust. Patrzyłem na to ze zdumieniem, lecz bez odrazy. W głębi ducha to nawet poczułem ulgę, że była z dziewczyną. Lepsza dziewczyna, aniżeli pozwolić to samo robić facetowi, bez względu na to, kim on jest. Tylko mnie wolno ją pocałować, oczywiście w wyobraźni. To nie była zdrada, bo jakże mógłbym rywalizować z jej przyjaciółką? Próbowałem się postawić na jej miejscu, ale nie miałem pojęcia, jak to jest być kobietą; wiedziałem tylko co takiego chce mężczyzna i czego oczekują od niego kobiety. Widząc z jaką przyjemnością oddaje się pocałunkom, zadawałem sobie pytania: Czy kiedykolwiek kochała się z chłopakiem? Czy kobieta może stracić dziewictwo z inną kobietą? Teraz żałowałem, że nie otworzyłem ust, kiedy zobaczyłem pierwszy razem. Bylibyśmy prawdziwymi przyjaciółmi, nie tracilibyśmy nerwów na egoistyczne podjazdy, rozgrywane przez oszukujące się nawzajem pary. Mogła wyjawić mi wszystkie sekrety, bez obawy, że wykorzystam je przeciwko niej, co więcej, może zechciałaby udzielić mi cennych wskazówek, jak dotrzeć do serca kobiety. To był ostatni raz, kiedy ją widziałem. Zaraz po Nowym Roku pożegnałem bez żalu kuzyna i wynająłem dwupokojowe mieszkanie bliżej pracy. Zamieszkiwałem tam do czasu, kiedy właściciel nie wystawił mieszkania na sprzedaż. Potem czekała mnie daleka przeprowadzka do zachodniej części miasta. Nigdy więcej nie odwiedziłem parku nad zatoką. Dopiero niedawno, całkiem przez przypadek, jechałem drogą przecinającą dolinę i wówczas ją zobaczyłem: stała przy barierce i uśmiechała się do mnie, tylko piękną twarz pokryły zmarszczki, kasztanowe włosy zabrała siwizna, niebieskie oczy straciły kolor… Zastanawiam się, jakie było jej życie — czy wyszła za mąż, miała dzieci, czy pozostała samotna? Czy wciąż spotyka rudowłosą partnerkę, chodzi z nią do nocnego klubu, czy zawiązała podobną przyjaźń z inną kobietą? Cokolwiek się stało, zawsze będę ją widzieć, jak tamtego dnia, gdy razem jechaliśmy pociągiem.1 punkt
-
Nie śpieszę się nigdzie bo nie ma po co. Terminarz spalił wszystkie wizyty. Ty już zamknęłaś ten dzień na zawsze. Wyrwałaś serca co nie zastygły... Powtórzę Twój zamysł, ale nie teraz. Jeszcze nie koniec Tej właśnie chwili. Zbyt wiele bólu, zbyt wiele żalu, Zamknęłyby drogę od teraz do nigdy... Chyba niedobrze, niedobrze zrobiłem, Że nie przerwałem czasu wspomnienia. Przecież wiedziałem, że wszystko na nic, Że nie ma tutaj mojego miejsca... Przecież to czułem aż w szpiku kości! Naprawdę wiedziałem, że tak to będzie. Tak wiele zaschło łez słonych na twarzy, Tak wiele pustych... modlitw żałosnych... Idę do Ciebie... Pewnie nie czekasz. Tak wiele barwnych dróg jest przed Tobą. Ja mam swą własną, błotnistą i mroźną, Pójdę jednak dalej... z pochyloną głową. Samotnie tak jak Ty. Wiersz oprócz tego, że mówi o autorze, dotyczy także osoby, która przed wcześnie zakończyła swoje życie. Moim zdaniem miała rację.1 punkt
-
1 punkt
-
Będzie to początek jako wstęp, do którego nie ma żaden sęp! Kiedy jesteś zerem w płodzie. On myśli o wątrobie na górze; bezpieczny się czuj w Świecie, gdzie ogień iskrą z Kaukaz ma Akasza — nie rzuciwszy cienia, wątpliwości w sercu poddała widok przeszłości oczom próbą. Gdy zobaczysz : Matka wciąż gra; wiersze zapisuje na fortepianie Starsza — wyciągając fragment fotografiami. Wszystko zobacz! Boski atrament (poezji nie urąga) Całość dziedzictw też podpowie, że hodować należy gołębie — bo szponami migrujące treści łapią z dłoni poetów i na górze to podpisywane śliną róż reklamy Czasy, o jakich nie każdy marzy; wzory galaktyk kosmosu i klucze zostały zwinięte jak ślady pępków!! __________________________ /cdn./ Kodem zapieczętowany dostęp do wspomnień innych ma Ashtar; źródłem pępowin odwzorowany pokład niewidzialnego atawizmu — 'SERCE' wciąż wysyła sygnały (Zostałem wyrzucony przez Strażników, ale trajektorię drogi zapamiętałem) ______________________________________ Do drugiej części: https://www.youtube.com/watch?v=7D78XzqREaM&ab_channel=ErosArtVideos1 punkt
-
Początek. Oni! /lasso czuj — na szyi zawisła pętla prawdy jak twoja zwisła/ Nie czuję się komfortowo — czy możecie już ściągnąć odłów? — takie panują tu zasady, czekaj cierpliwie — Boli, Ciebie? Znasz nas, nieprawdaż? Bólu nie odczuwam, choć po pierwszym skoku znak łańcuszkowy powstał. Tak, pamiętam! W waszym Świecie 'odkundlenie' zrozumiałem. Czego MTJ (EMTEJ) chce? — potrzebujesz pomocy, bo przejrzała plan, jaki wdrożyć zapragnąłeś — puszczamy cię wolno, lewituj — MTJ ((( : ))) Pytaj! MTJ? — Tak? Muszę coś powiedzieć — mów! Chciałbym unieszkodliwić kogoś... Wiem, że mogę to zrobić. — Nie jesteś szczęśliwy? Owszem! Jestem, ale coś jest, co spokoju nie daje; chcę swoim czynem zaprowadzić pokój — przynajmniej w części, bo widzisz, co się dzieje? — Nie zaprzeczam, tak, widzę! Jednak ustrzec, ciebie muszę przed tym posunięciem. Dlaczego? — Jeśli to zrobisz, do ciała już nie powrócisz; Strażnicy karmy zdecydowali, że potrzebny tu jesteś. — głosów pod mostem nie pamiętasz? Tak?! Pamiętam (ciało drżało i szkliste oczy pomyślały, że zwariowała całość ...), skąd to wiesz? — Nie, dziecko, nie zwariowałeś Czytasz w myślach...? Innych też? — próbujemy, zło blokuje, je : ((( : ))) (( : )) ( : ) - -:- - I : I — nie bój się Jak ma się nie bać, skoro czuje — co spod zamkniętych powiek płynie? — Wasza woda jest doskonałym przewodnikiem — mało wtedy wiedziałeś, chociaż z ręki wiersze pisałeś; kiedy wiatr, deszcz, zimę poznawało gorące serce, obserwowałam wspólnie z radą i zdecydowaliśmy dać szansę Jaką szansę? A co z innymi? — zostałeś wybrany z wielu odsetkiem procentu Nie rozumiem...? — wciąż wysyłamy sygnał pozostałym Dalej nie rozumiem, czyli nie jestem sam? — Tak! Jest was mnóstwo, tworzycie sieć; lecz nie wszystkie nici zostały odrestaurowane. Galopujecie czas i marnotrawicie wiek. Kim jesteś? — Dla ciebie stałam się widzialnym powietrzem i słońcem w środku, dzięki którym zacząłeś kultywować AMEN. Tak jak wtedy, gdy moc sprawczą otrzymałeś; to, co było niewidoczne, przybrało enigmatyczny kształt i dziś ponownie ucieleśniasz każdy aspekt istnienia Naszego, by wytwory wyobraźni nie były tylko ścianami galerii, ale komnatami wskazującymi ścieżkę za życia do AMEN Zaraz, zaraz... czym jest Amen? — Ziemskie jest nakładką Prawdziwego — Pierwsza litera to : Ashtar (w sercu mnie zakłuło — nagle stało się miękkie) A co z resztą? Powiedz, proszę... proszę!! (ciało i myśli poczuły, że kontakt się urywa) Wszyscy mają prawo widzieć, czyż nie? — prawo zostało złamane na dobro i zło — Jeśli połowic dwóch nie złączy wspólna siła — nikt 'Zła' nie powstrzyma Zaczekaj! Zaczekaj... — opublikuj to, już czas Skąd wiedziałaś, co chciałem? Jeden ze Strażników wyrzucił ciało z powrotem na jawę /Analiza meritum Pierwsze spotkanie z MTJ było zabójcze. Ukleknąłem i zastanawiać się zacząłem...; w myślach powstał jakiś otwór dla prawdy, którego sercem jest klucz nie z tej Ziemi i libretto daje wziąż powód do poszukiwań/1 punkt
-
życie powiedz kim jesteś pieśnią rzeźbą poezją a może nicością życie powiedz mi prawdę czy jesteś momentem małą chwilą bo jeżeli tak to ja z ciebie więcej wycisnę - będę żyć całą piersią życie ja bardzo cię kocham jestem twym niewolnikiem tanio się nie sprzedam1 punkt
-
bywam bez dystansu gdy widzę twój krwiobieg i serce się tłukące chcę chwycić je wówczas i uciszyć ugłaskać i przytulić a ono wtedy właśnie odfruwa1 punkt
-
1.Cwany hodowca fan psów buddysta przybył z Seulu by tamtą wiarę krzewić na KUL – u uszczknął sporo z zawziętości gdy bronili swych świętości mógł więc agresję wzmocnić w pitbullu 2.Święta inkwizycja tak obrót Ziemi na Ann w Laosie działał że w głowie jej kręciło się więc z tym poszła do spowiedzi ksiądz rzekł niechaj cicho siedzi bo za to można spłonąć na stosie 3.Bezbożny czy lubieżny? bezbożny Czesiek czuł że w Laosie namówi wreszcie pobożną Zosię by go modlitw nauczyła gdyby była taka miła na pacierzowym chciałby jej stosie 4.I dziś cuda się zdarzają dumał se cieśla Józef z Powsina on z Marią niczym Święta Rodzina dotknąć mu się nie dawała będzie to już rok bez mała a jakimś cudem powiła syna 5.Grzeszyła słowem i czynem słowem grzeszyła mniszka z Czukotki jęcząc przy księdzu Jezusie słodki za czyn była rozgrzeszona bo przegnała diabła z łona lecz za grzech głosem ma jeść wysłodki 6.Słuszna dedukcja przy świętych kryptach Anka w Betlejem modli się z księdzem swym dobrodziejem lecz się dziwi seksi – panna że z nią nie drgnie mu sutanna więc chyba jednak jest kryptogejem 7.Graficiarz proboszcz namawiał Wandzię w Betlejem by żyła zgodnie z jego esejem o popędzie wstrętnym ludzi który każdą duszę brudzi i grzeszne miejsca znaczył jej sprejem1 punkt
-
w bezpiecznej miękkiej ciemności na mgnienie podniecenie radosne ciągnie się w nieskończoność ogrodem wyobraźni podświadomy pomruk wszechświata jak galaktyczny komiwojażer dzierga złotem koronki drogi mlecznej poprzez ochrowe odcienie i zmysłowe kształty skarabeusz marszczy kręgami niebo tu czas pomnożony przez wieczność subtelnie wciera w skórę człowieka błogosławieństwo1 punkt
-
Kolejny już raz, wspomina koralik w żelaznym łańcuchu, zardzewiałymi płatkami do snu kołysany. Wtedy w okowach kolczastych gałęzi, z poderżniętego gardła pnia, wycieka żywica. Bezsensownie skleja upływ czasu z pytaniem: co można było, lepiej, więcej, inaczej. Gdy jeszcze kolor lśnił barwami, a łódka cumowała na brzegu, na przegniłym sznurku.1 punkt
-
W pewnym zakresie spraw rozmaitych konstatacja wariacja poszła w ogień i tyle ją widzieli, a długo za nią patrzyli. Druga z kolei konstatacja ostrożnościowa przymrużyła oko. Oko jest przymrużone do końca i bez przerwy, a więc ani widu ani słychu chociażby po widnokręgach. Potem przyszła refleksja i zmierzyła się z powyższymi konstatacjami. I nie sposób ocenić które z nich ma rację i czy w ogóle którekolwiek. Racja odeszła w siną dal. Teraz nawet nie jestem pewien czy słusznie i doprawdy po co niniejszym zderzyłem ze sobą te cztery postacie myślenia. Seranon, 14.04.2024r.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Leszczym Tekst, twój! Bardzo twórczy, dający do myślenia. /Myśli powoli zaczynają wariować, choć sercem mówią coś innego. Oczom do środka i na zewnątrz fałsz mieszając z prawdą sosami człowiekowi, przybliżają go — do nieustannie kręcącej się zupy.../ Pozdrawiam!1 punkt
-
A i któryś raz już oponujesz przeciw czemuś co nie mówiłem, jak to z niewymyśleniem tramwajarzy. Ciągle nie, nie i nie. Nie tylko Ty. Dzięki za zwrócenie uwagi, od dzisiaj nie pozwolę mówić do siebie "nie" :D1 punkt
-
1 punkt
-
@viola arvensis@Jacek_Suchowicz @viola arvensis @Tectosmith @Tectosmith @Tectosmith Słodka, bez dewocyjnej egzaltacji, czułość. Serdecznie :)1 punkt
-
@iwonaroma@Jacek_Suchowicz jakoś mi 'umkło'. A, pewnie dlatego, że w tytule jest o 'i' za dużo. Czyli bilans się zgadza ;)1 punkt
-
1 punkt
-
@Nefretete Zdaje się Kolega postanowił zrozumieć i wyjaśnić istotę rzeczy ;)) Albo coś podobnego. Kibicuję i chętnie się dowiem ;)))1 punkt
-
@agfka Ja jako metakatolik (wczoraj wymyśliłem tę mega tożsamośc) jestem także na tak, a jeśli chodzi o oddech, no to raczej uratował mi życie, więc nie z wyboru, a jako tzw. osobowość schizoidalna nie wiem co to znaczy czuć się człowiekiem, ale cieszy mnie, że są tacy jak Ty, co wiedzą, że tak można i nie ma sprawy ;)1 punkt
-
Prawda jest taka, że bez uzasadnionej krytyki nie byłoby też Wielkich Dzieł. Co też nie znaczy, że na pewno i że to dzięki krytykom w ogóle są. :) Ignacy Krasicki popełnił tę swoją mądrą i znaną wszystkim fraszkę o cnocie, też niekoniecznie dla ujarzmienia krytyków, lecz bardziej, by na wszelki wypadek zapobiec różnorakim 'zapędom' powodującym ową krytykę. Zwłaszcza jako mądry i dbający o czystość sumienia biskup, to chyba najbardziej prawdopodobny powód. Natomiast jeśli chodzi o "nasze podwórko", bo pewnie po to był ten wątek, niektórym po prostu brak odwagi, żeby chociaż napomknąć komuś o zwykłej literówce, więc tym bardziej nie powiedzą o paskudnym '"byku", chociaż na sam jego widok aż mdli. :) Bo po co się narażać koledze lub koleżance, a jeszcze się weźmie i cholera obrazi? A tak, dalej będę fajna/ny, miła/ły i przyjemna/ny ;p To, że autorowi dzieła taki byk chwały nie przynosi nie ma znaczenia (ale głównie dla tego, co wiedział, ale nie powiedział), bo dla autora na pewno już ma. Portalowi literackiemu też na pewno nie służy. To może chociaż w prywatnej wiadomości warto napisać? Czy też nie? Mnie akurat żadna krytyka wnosząca do tworu coś wartego przemyślenia nie przeszkadza, tym bardziej jeśli ów "tfur" przemyca w sobie jakąś paskudną ortograficzną przekąskę. Polecam się, jakby co1 punkt
-
@andrew coś w tym jest, chociaż to jest trudna miłość:) pozdrawiam Cię i życzę pięknej niedzieli:) @Leszczym@MIROSŁAW C. dziękuję Wam za serduszka, pozdrawiam i miłej niedzieli życzę1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
są nuty różu na policzkach tokata czerni grzmi na oczach rondo ustami tuli zmysły symfonia potargała włosy :) ps rondo np Ravela1 punkt
-
1 punkt
-
@Starzec Miła miniaturka. Po walce choć w ciemnych chmurach niebo w Sopocie miło na plaży leżeć Gołocie ma wciąż gwiazdy przed oczami a i piasek ciepłem mami to od gorączki w słonecznym splocie Pozdro.1 punkt
-
czy pani zawsze tak nieprzystępna do rozwiązłości wcale nieskora może co powiem to duży nietakt ale twój obraz we mnie wywołał przypływ zmysłowych instynktów męskich i samczych wizji wspólnych uniesień jednak z przedsmakiem bolesnej klęski że w pani świecie się nie zagnieżdżę bo zawiesiłaś mi tę poprzeczkę tak niebotycznie i rekordowo iż się poczułem wręcz niedorzecznie nie wierząc twoim zbyt trzeźwym słowom ładniutki jesteś ponętny owszem dość niebanalnie też bajerujesz ale czy jeździsz przypadkiem Porsche i co dzień z rana przynosisz róże1 punkt
-
1 punkt
-
@kwintesencja Trzeba je kochać, aby tak napisać. Pewnie z wzajemnością. Pozdrawiam serdecznie Miłego dnia1 punkt
-
1 punkt
-
@Marek.zak1 właśnie :) @agfka :)) super skojarzenie, koty takie są. Potrafią wytworzyć dystans wokół siebie (ach, te pazury... ) ale same skracają dystans wobec innych gdy im się zachce :) Dzięki 🌱 @Jacek_Suchowicz :) dobra rada :) @Natuskaa @Waldemar_Talar_Talar Podziękowania:)1 punkt
-
1 punkt
-
Patron zakonów rycerskich walczy z depresją Imię dostał po dziadku Szczęśliwie Jak on od zawsze w gwiazdy spoglądał Szukał siebie w nich Ich wspólne wieczory pamiętał dobrze, Gdy w niebo patrzyli niezdarnie I milczał dziadek, i milczał on. Uczył się wtedy, jak być Jakubem, bo przecież Jakub imieniem męskim jest. Obrazki z dawnych lat (gdy wszystko było magią) ___ Dziś w niebo patrzy sam Nie ma przypadków – jak mawiał dziadek. Zamyka oczy, szuka swej gwiazdy, spogląda w niebo Znowu jest sam. Kiedy się lękasz, spoglądaj w gwiazdy – słyszy ten ciepły głos. Czasem chowają się za chmurami. Musisz zrozumieć. Wierz i pamiętaj. Może wciąż gdzieś tam są. Nie ma przypadków. Tych gwiazd już nie ma. Zgasły i spadły. I milczy świat. Dziś niebo inne ma konstelacje, inne wibracje. To inny świat. Tęskniący tęsknią – zostały troski i medytacje… ___ Kolejna doba. Kolejny czips zapodziany w pościeli. Mózg wydaje komendy: Siedź i nie ruszaj się. Nie ty wybierałeś. Musisz dać sobie prawo do błędów. Prawo do życia. Do odpoczynku – Tak zawsze dziadek grzmiał – i wtedy milknął, i patrzył w gwiazdy… Jakubie, czas wyjść z tej pościeli. Czas wstać, Jakubie uprzywilejowany. Mówię ci wstań. Już wiedział… usłyszał gwiazdy blask.1 punkt
-
@andreas dziękuję, że tak uważasz, lecz nie ukrywam, że martwi mnie druga część komentarza, nie chciałabym mieć Cię na sumieniu wiesz ;)1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne