Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 03.10.2023 w Odpowiedzi

  1. Ludzie są jak krety Ptaki koty świnie Mają po trochu wszystkie ich cechy Lew tygrys płotka Rekin Bywa też że są człowiekiem Z rzadka niestety
    4 punkty
  2. Zamiast tracić czas na debaty rodzące koślawe ustawy których potem sami nie rozumiecie i dlatego też się o nie potykacie klnąc.. gorzej niż zwykły szewc . Poświećcie więcej czasu na projekt takiej która zapewni każdemu prawo do szczęścia... a nie tylko wybranym którzy myślą że należy im się ono z urzędu. Zrozumcie to w końcu - pokażcie wszystkim narodom że polska to mądry i sprawiedliwy kraj gdzie nikt nie musi płacić za coś co się każdemu prawnie należy.
    3 punkty
  3. W domu marzeń nie dziwią często splecione dłonie ani mocno bijące serca W domu marzeń nie dziwią gesty proste lecz miłe jak początek wiosny W domu marzeń nie dziwi szczerość i prawda matki ojca i dziecka Bo w domu marzeń mieszka miłość podlewana słowami najwyższej wartości
    3 punkty
  4. Wiła Wiosna zdobi malachitem, popielica drzemie, Lato kwieci się różami na ciernistym krzewie, Jesień szczodrzy listnym złotem, wierzba tymże płacze, To co jednym świętość jasna, innym nic nie znaczy – Przeminęły długie lata, nowe też przeminą, Już nie młody lecz nie starzec, krętą szedł ścieżyną. Kroczył szlakiem i gościńcem, jarem raz – głębokim, Podskakiwał to na przełaj, prosto, czasem bokiem. Na moczarach, przy źródełku stanął. Dla ochłody, – Żar południa skwierczał w krtani – napić chciał się wody. Poprzez gąszcze na polanę spojrzał, a tam wiła Czarne włosy czesząc wiatrem, stała, nie patrzyła. Od początku nieśmiertelnie nią się zauroczył. Nie dostrzegła, zadumana odwróciła oczy. „Ucałować, ach te lica, usta te i szyję, I się wpieścić całą duszą, w to co jeszcze kryje. Przestworzami poszybować, w świetle się pogubić, Żar przemiły niech ogarnie, nigdy nie ostudzi.” Jeszcze marzył, gdy rusałka dalej podążyła. Cel jej drogi zasłaniała śliskiej skały bryła. Naraz głuchy huk usłyszał, poczuł drżenie ziemi, Podleciały w górę kaczki, woda ciut się pieni. Skoczył żwawo popod skałkę. Patrzy. Jest pęknięcie. „Żywo wpadła tam, zratuję ją, przysięgam święcie!” Przecisnąwszy się szczeliną, zaszedł na jaskinię Niewysoką, ale długą. Koniec w mroku ginie. Ujrzał ślady w dal wiodące krętym korytarzem. Ruszył śmiało. Droga wiodła stromo w dół zarazem. Mokre ściany mchem pokryte, w paproć przyodziane, Prowadziły coraz głębiej, w świat iście nieznany. cdn.
    2 punkty
  5. Nie chcę w tym szumie brać udziału, w tym całym zgiełku, krzyku, wrzawie. Ciszą mnie dzisiaj podotykaj, w objęć milczenia weź łaskawie. W lesie pod dębem posiedź ze mną. Wyszeptaj wierszyk o miłośći. I niech świat roślin, zwierząt, ludzi, tego spokoju nam zazdrości. Nie chcę zamętu lecz od ciebie, tej jednej obietnicy zgrabnej, że mnie w spokoju nie zostawisz. I tylko mnie i więcej żadnej!
    2 punkty
  6. Scenariusze dawno znane, co się stanie wiemy. Amen.
    2 punkty
  7. drobinki ciebie wychwycone wiernie z naszych pomiędzy złożyłam w duchową opowieść namiętność wyprowadziła mnie pod bezdrżeniową obojętność oddechu i wdowieństwo snów na chybotliwym moście przeczuć z księgą codziennych kłamstw pod pachą stoję sama bywa że siadam do kolacji zapomnienia z ludźmi przy których nie chce się żyć nocnice więź nie przerwana
    2 punkty
  8. dojrzewałam na jasnobarwnej tęczy pozornie z dala od lęków na kwiecistej polanie co koi i leczy zanim ból silny powstanie dojrzewałam... a może to nie było dojrzewanie może tylko asekuracyjnie przez młodość stąpałam - tak by się nie pokaleczyć dojrzewałam... postarzałam się w końcu - trudno zaprzeczyć
    2 punkty
  9. @poezja.tanczy dziękuję, na pewno warto żyć uczciwie. Pozdrawiam. @Marek.zak1 każdy jest kowalem swego losu. Dziękuję i pozdrawiam. @Rafael Marius oczywiście, że przypadki chodzą po ludziach, ale z reguły, to ludzie mają głos ostateczny. Dziękuję i pozdrawiam:) @viola arvensis Dziękuję, rozumiem, że kopniak w pozytywnym tego słowa znaczeniu:) Pozdrawiam:)
    2 punkty
  10. Wciąż wierzę w dobro Wciąż wierzę w niebo (I w zagubione anioły) Bo między nami Jest ich pełno I krążą jak szalone Po błękitnych orbitach Nie wiedząc czym Jest czas ani przestrzeń (Która je wypełnia)
    2 punkty
  11. Rządziły światem odkąd mamy cywilizację. Pytanie tylko, czy są to standardy jakich oczekujemy? Mnie tam się nie podoba rozkrzyczany, ekstrawertyczny świat i "buntuję się" przeciwko niemu, chociażby w wielu swoich wierszach. Standardem jest człowiek neurotypowy, czyli taki, który postrzega świat normalnie. Co jest normą? Ano np. to, że w zwyczajnej rozmowie będzie wiadomo, przynajmniej w większości przypadków, jak zareaguje Twój rozmówca, na przedstawione mu kwestie. Opowiesz kawał, tamten się uśmiechnie. Powiesz coś smutnego, tamten zacznie współczuć. Gorzej jest, kiedy nie potrafi się odczytywać emocji drugiej strony. Mnie często, zwłaszcza kobiety, w rozmowie w pracy pytają: "Panie Grzesiu, czemu pan jest taki smutny?" No, ale przecież nie jestem. Po prostu nie widzę sensu uśmiechania się, kiedy w rozmowie nie pada żadna śmieszna kwestia. Wiecie, jakie to jest męczące? Człowiek nie może być sobą, tylko wdrukowuje sobie schematy, bo inaczej będą go uważać za dziwaka. Przykładowy schemat - No tak, wchodzę, trzeba się uśmiechnąć. Dobra, może jestem dziwny. Kiedyś, na randce zacząłem opowiadać dziewczynie o historii Związku Sowieckiego. Zapytała, dlaczego jestem taki sztywny. Rzecz jasna można się domyśleć jak skończyło się owo spotkanie. :-)
    2 punkty
  12. Nieco zmieniłem spójrz czy widzisz te rajskie ogrody tam jabłonka kwiatów ozdobą a w zaciemnionym rdzawym krysztale małe nasionko śni przebudzeniem by zakwitnąć porzeczką czerwoną w lśnieniu włókien chusteczki białej niebo jest nisko prawie przy ziemi wyrastasz dotykasz lecz znowu więdniesz gdy pęd wzrastania dławi tożsamość co posiadałeś
    2 punkty
  13. Moje myśli mieszkają w lśnieniu gwiazd. Słowa, spisane zbyt prędko, stanowią świadectwo dla pragnień. Nie rozumiem, skąd w tobie tyle marzeń, skąd się wzięło aż tyle pięknych nocy. Miłość, sprzedana po okazyjnie wysokiej cenie, jest tylko wyobrażeniem martwego. Odkąd zobaczyłam ciebie w moim lustrze, dusza stała się podłym skojarzeniem, zdaniem bez znaków interpunkcyjnych. Na mojej napiętej skórze szeleści twój wciąż żywy oddech, karmisz mnie przeidealizowanym czasem. Uśmiech, przyszyty byle jak do twarzy, to tylko kilka chwiejnych skrupułów, lepszy świat, po którym każdy wciąż płacze. Moje zmysły, boleśnie przekrwione, są tylko bajką bez szczęśliwego rozwiązania, autobiografią, w której popełniłam zbyt wiele literówek. W gąszczu odpowiedzi retorycznych wciąż szukamy pytań, za jakimi wciąż się odwracamy, niezmiennie pragniemy, by niebo stoczyło się nam do nagich stóp. Sprzedany pośpiesznie los nie powróci, dopóki nie pęknie ostatnia myśl, nie zapadną ciemności.
    1 punkt
  14. Nieważne dokąd lecisz; ważne z kim. O Jawę zahaczyłem pierwszy raz, nie żebym sobie tę wyspę pieprzu i goździków celowo upatrzył, ale ponieważ inne trasy nie wchodziły w grę: wszystkie miejsca były zarezerwowane, bądź ceny bajecznie wysokie. Ten stan rzeczy tłumaczono przedświątecznym sezonem, chociaż nigdy nie wiadomo, która pora roku sprzyja podróżowaniu. Wiosennym porankiem opuściłem dom, do Frankfurtu przyleciałem jesienią, w Warszawie witała mnie zima, a po kilku godzinach lotu, deszcz, nocne przymrozki, pozbawione liści drzewa były ledwie wspomnieniem. W stolicy Indonezji trafiłem na czterdziestostopniowy skwar i zaskakująco suchy dzień, jednak pod dość zamglonym niebem. Samolot wylądował punktualnie, a do przesiadki zostały niecałe dwie godziny, pozostawiając niewiele czasu na spacery i bliższe zbadanie okolicy. W pamięci utkwiło mi tylko, że hol był przestronny i nowoczesny, sklepy przyjazne i bardziej amerykańskie niż azjatyckie, pachnące kosmetykami i drogą biżuterią, a nie jak reszta Indonezji duszącymi przyprawami: kurkumą, kminkiem, cynamonem, kolendrą… Krążyłem pierścieniem łączącym cztery terminale, bardziej dla rozprostowania nóg niż z ciekawości, ale również oglądałem wystawy, jak zwykle porównywałem ceny, a gdy chodzenie mnie znudziło, usiadłem w poczekalni. Wzywano właśnie na pokład pasażerów klasy pierwszej i biznesowej, potem tych na wózkach i matki z dziećmi, a dopiero na końcu regularną trzodę, upychając ją rzędami od ogona w kierunku dzioba, chociaż i tak nikt nie przestrzegał kolejności. Większość podróżnych stanowiły blade twarze, ale tu i ówdzie, jak w bezowym cieście nadziewanym malinami, przebijała ciemniejsza karnacja Azjatów różnych nacji i religii. Pokazując asystentce kartę pokładową, przypomniałem sobie moment odlotu na początku wyprawy — wtedy łatwo fantazjować z kim zleci podróż, bo instynkt samoczynnie szuka okazji, ale teraz nie ma to już znaczenia. Nawet nie spojrzałem na siedzącą obok. Zrzuciłem na podłogę koc i poduszkę, usiadłem w wąskim fotelu, zapiąłem pas i patrząc nieruchomo w ekran przede mną, rozmyślałem na ile gorące przywitanie czeka mnie w domu. W tym czasie maszyna zdążyła zatoczyć półkole, pogasły światła, ucichły rozmowy. Czekałem na przeraźliwe wycie, po którym nastąpi wciskający w fotel zryw, kadłub zacznie drżeć i podskakiwać, ale magiczna siła nie poderwała nas do lotu, wciąż sunęliśmy na kółkach z dziobem przy ziemi. Ten sam cykl powtarzano kilkakrotnie: wycie, zryw, wstrząsy i za każdym razem kończyło sekwencję ciche buczenie turbin na wolnych obrotach. Odnosiłem wrażenie, że samolot jest żywym stworzeniem, ma dość latania ruchem wahadłowca między odległymi miastami i chce sobie po prostu odpocząć. Siedzący przy oknach wyglądali na zewnątrz, dopóki ich uwagi nie pochłonął głos pilota z głośników. Mówił w lokalnym języku, żebym nie mógł zrozumieć jednego słowa, ale z niespokojnych min niektórych pasażerów wywnioskowałem, że komunikat jest o czymś ważnym. Istotnie, nie była to prognoza pogody, gdy pilot powtórzył treść komunikatu po angielsku, z zabawnym akcentem, jakby opowiadał śmieszny kawał: — Ladies and gentlemen, proszę o uwagę… Mamy mały problem z silnikiem, nic poważnego… W tym miejscu zrozumiał, że to co mówi nie jest wcale dowcipne i spróbował nieco inaczej: — Na trzech silnikach można spokojnie lecieć i wylądować, ale niestety z pełnym obciążeniem nie wystartujemy — zakończył niezbyt optymistycznie. Później uspokoił wszystkich, żeby czekali cierpliwie aż zaparkujemy u rękawa i tam będziemy sobie wypoczywać, podczas gdy personel techniczny prędko usunie usterkę. Jakoś nie mogłem uwierzyć w ostatnie słowa. Na lotnisku wszystkie czynności wykonują w zwolnionym tempie, opóźnienia to normalna rzecz, samoloty nigdy nie odlatują na czas, bo lepiej stać na ziemi i chcieć pofrunąć, niż szybować wysoko nad chmurami i tęsknić za twardym gruntem. Usiadłem przy przeszklonej ścianie, w miejscu skąd miałem dobry widok na mój samolot, odwrócony teraz niebiesko-turkusowym ogonem, na którym wymalowano pięcioma gładkimi liniami różnej długości jakiegoś mistycznego ptaka. W pobliżu samolotu nie było nikogo, a pasażerowie zniknęli w labiryncie lotniska. Czyżbym tylko ja chciał stąd odlecieć jak najprędzej? Licząc upływające minuty, próbowałem przewidzieć, co mnie czeka. Jeszcze odwołają lot i noc spędzę tutaj na ławce, bo na hotel szkoda mi pieniędzy. Najgorsze, że myślami byłem już w domu i najmniejsza choćby przeszkoda miała rozmiar katastrofy. Patrzyłem na furgonetkę podjeżdżającą do samolotu. „To pewnie ta ekipa fachowców w rękawiczkach i białych fartuchach z laboratorium Boeinga, która rozpocznie za chwilę naprawę” — pomyślałem z nadzieją, tymczasem ze środka wyszło kilku łapserdaków w żółto-białych kamizelkach, kaskach na głowie i pękatych słuchawkach na uszach. Wskoczyli na skrzydło, otworzyli po krótkiej naradzie nieduży właz, coś tam gmerali przez chwilę, ale wkrótce wrócili do wnętrza samochodu. Przynieśli stamtąd napoje w puszkach i żarcie w plastikowych pojemnikach, posiadali dookoła otwartej na oścież, niczym nie zabezpieczonej klapy i nie zważając na ogłuszający huk pobliskich samolotów oraz nieznośny zapach lotniczej benzyny, przystąpili do konsumowania posiłku. Na skrzydle samolotu wciąż leżały narzędzia: nie jakieś wyrafinowane mikroskopy i laserowe mierniki, tylko zwykłe śrubokręty, młotki, obcęgi, jakich nawet ja potrafię używać w codziennych robótkach. Nie miałem siły na to patrzeć i postanowiłem poszukać budki telefonicznej, żeby zadzwonić do żony. Czekała dwa tygodnie, zaczeka jeszcze jedną noc. O dziwo po wykręceniu numeru usłyszałem jej głos i rozważałem, czy takiej sztuki mógłbym dokonać w Polsce, czy przypadkiem Indonezja nas nie przegoniła, przynajmniej w dziedzinie telekomunikacji. Powiedziałem żonie, żeby nie wyjeżdżała po mnie na lotnisko, bo ze względu na złą pogodę, mój lot skasowano. Potem wróciłem do poczekalni i dopiero wtedy zauważyłem tę samą Chinkę, która siedziała obok mnie w samolocie. Posłała mi nieśmiały uśmiech, jakby czas dzielony wspólnie na pokładzie dał jej prawo traktowania mnie jak znajomego. Udałem, że jestem czymś bardzo zajęty, a tak naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę. — Ale mamy pecha — powiedziała, pokazując ręką na samolot. Pokiwałem przytakująco głową, a w duchu przyznałem, że nie jest znowu taka zła: miała dość jasną cerę, jakby nigdy nie wychodziła na słońce bez parasolki, całkiem okrągłe oczy i ładny uśmiech, odkrywający rzędy śnieżnobiałych zębów. Prawie wcale biustu, lecz przy szczupłej, zgrabnej sylwetce, każdy biust wygląda dobrze. Odtąd nie odstępowała mnie na krok, przylgnęła do mnie, jakbym był jej przewodnikiem albo tatusiem, choć aż tak dużej różnicy wieku między nami nie było. Dochodziło południe. Przed nami siedem godzin lotu, plus cztery godziny różnicy czasu, bo lecimy zgodnie z kierunkiem obrotu kuli ziemskiej. Może zdążymy, trzeba być dobrej myśli. — A jeśli nie? — Chinka zasiała wątpliwość. — Wtedy zawrócą nas do Melbourne. — Czemu tam? — spytała zdziwiona, a jej oczy przybrały jeszcze bardziej okrągły kształt. — Bo to najbliższe lotnisko gdzie nasz samolot może wylądować. — To w Melbourne pozwalają lądować o północy? — Pozwalają. — A czemu nie w Sydney? „Żebyś miała urozmaiconą podróż” — miałem zamiar jej odpowiedzieć, bo już zaczynała mnie irytować tymi pytaniami, ale zagryzłem usta i tłumaczyłem cierpliwie jak dziecku: — W Melbourne lotnisko jest daleko od centrum miasta, a w Sydney w samym środku. — Nie mogli zbudować gdzieś dalej? — Mogli, ale sądzili, że samoloty będą lądować od strony morza, nie przelatując nad domami. — A nie mogą? — Mogą startować i lądować tylko pod wiatr, a wiatr nigdy nie wieje w przeciwne strony równocześnie. — I oni tego nie wiedzieli? — Wiedzieli, ale miasto było wtedy mniejsze, a samoloty nie tak hałaśliwe. Po tym woleju pytań i odpowiedzi zapadło milczenie, nie na długo. — Nigdy nie byłam w Melbourne, jak tam jest? Pociągnąłem łyk soku pomidorowego, którym poczęstowała mnie przechodząca stewardessa i już na spokojnie podsumowałem informacje wyczytane w przewodniku turystycznym: — Przyjemne miejsce do zwiedzania i zamieszkania, bardziej europejskie niż amerykańskie, duży wybór przedstawień teatralnych i muzyki, ciekawa architektura, największa na świecie sieć tramwajowa… Słuchała kiwając lekko głową, lecz gdy skończyłem, na jej dziecięcej twarzy zauważyłem wahanie. — A plaże ładniejsze niż u nas? — Plaże są niczego sobie, woda spokojniejsza, bo w zatoce… — Jak to? — weszła mi w słowo. — Przecież większość uważa plaże w Sydney za najpiękniejsze na naszej planecie. — Owszem, piękniejszych nie widziałem, oczywiście w obrębie dużego miasta. — Wiedziałam, dlatego tam mieszkam — skwitowała ucieszona. Dalszą rozmowę przerwał kolejny komunikat pilota, który potwierdził nasze obawy: ze względu na opóźnienie skierują nas do Melbourne. Odpowiedziało mu ogólne poruszenie wśród pasażerów. Siedzący przede mną Pommy*, powstał ociężale z miejsca i chodząc korytarzem zaczął organizować coś w rodzaju akcji klasowej przeciwko liniom lotniczym. Miał do tego słuszne powody, gdyż był jednym z uczestników wycieczki i ta nieoczekiwana zmiana trasy pokrzyżowała mu harmonogram. Nalegał na zwrot opłaty za bilet lub bodaj darmowy nocleg w Melbourne. Na to drugie żądanie kapitan po konsultacji z przewoźnikiem wyraził zgodę, lecz wkrótce wyszło na jaw, że nie ma miejsc w hotelach, ani kwaterach prywatnych udostępnianych w takich wypadkach. — To skandal! — pomstował grubas. — Wytoczę wam proces w sądzie! Nikt go nie słuchał, bo w ostatniej chwili firma przewozowa zaoferowała każdemu pasażerowi jako formę rekompensaty czek na dwieście dolarów. Kilka minut przed północą wylądowaliśmy na lotnisku Tullamarine w Melbourne. Następny samolot do Sydney odlatywał za sześć godzin. Pożyczyłem mojej współpasażerce Asmarze, szczęśliwej drogi i ruszyłem w poszukiwaniu atrakcji, za które mógłbym zapłacić czekiem. Wspaniałomyślna oferta miała haczyk: czek można było spieniężyć jedynie na lotnisku, a o tej porze wszystkie punkty sprzedaży zamknięto na klucz, za wyjątkiem McDonalda i baru bistro. Mac świecił pustką, można było wygodnie siedzieć samemu przy stole, ale nie sądziłem, żebym dał radę wydać tam choćby połowę ofiarowanej sumy. Natomiast bar był załadowany po brzegi ludźmi z mojego samolotu, jak okręt wrzaskliwą załogą. Prym wiódł Anglik-wichrzyciel. Otaczała go gromada ludzi przy największym stole, zastawionym ciasno szklankami i butelkami różnego koloru. Awanturniczy nastrój nie opuszczał Anglika, a wprost przeciwnie: w miarę spożywanego trunku, ryczał niczym lew i tym zyskiwał sojuszników w walce z nieludzkim systemem. Stanąłem za ladą i zamówiłem koniak, najdroższy jaki mają. Czekając aż podadzą, spostrzegłem Asmarę idącą pasażem. Ona zauważyła mnie również, bo szybko zmieniła kierunek i podeszła do mnie. — Fajnie, że jesteś. Wypij za moje zdrowie, bo nic innego nie można tutaj kupić — to mówiąc podała mi swój czek, taki sam, który przed chwilą odebrałem w okienku linii lotniczych. Poprosiłem barmana, żeby nie tracił czasu na nalewanie i zostawił mi butelkę, a do tego podał drugi kieliszek. — A ty nie wypijesz mojego? — Picie alkoholu dla wyznawcy islamu to ciężki grzech — wyrzuciła mi Asmara, mrużąc przy tym lekko oko, żebym nie miał pewności czy mówi serio, czy to jakieś zgrywy. — A w mojej religii odmowa wypicia jest czymś o wiele gorszym — odpowiedziałem w równie dwuznaczny sposób. — To skąd ty jesteś? — Z Polski — musiałem powtórzyć dwa razy, bo za pierwszym razem usłyszała „z Holandii”. — Gdzie to jest? — Taki nieduży kraj między Rosją i Niemcami — wyjaśniłem. — Indonezja to również mnóstwo małych państewek — pocieszyła mnie szerokim uśmiechem na buzi. Wypijając powoli zawartość butelki, słuchałem jej opowieści: Asmara pochodziła z zamożnej rodziny osiadłej w Dżakarcie. Do Sydney przyjechała studiować business management. Poznała kogoś na uniwersytecie, a potem wystąpiła o pobyt stały. Potrzebowali wtedy osób religii islamskiej w policji, ale żeby dostać tam pracę, musiała zrezygnować z obywatelstwa Indonezji i odtąd była gościem we własnym kraju. Z początku nie brzmiało to wiarygodnie, lecz nie miałem powodu, żeby jej nie wierzyć. Uznałem, że takie jak ona też są potrzebne w roli stróża porządku, bo niewierna pałująca muzułmankę w miejscu publicznym może wzbudzać niezdrowe emocje, a swoja swoją to co innego. Dalszy ciąg zwierzeń zakłóciła zapowiedź o odlocie naszego samolotu do Sydney. Poszliśmy razem do odprawy, ale posadzono nas daleko od siebie. Asmara namówiła osobę siedzącą obok niej, by zamieniła ze mną miejsce. Zamiast smukłych, drobnych asystentek Garuda Indonesia, obsługiwały nas teraz kowbojki o wybujałych kształtach, w bluzkach w podłużne, biało-czerwone pasy i kapeluszach jackaroo**, zatrudniane przez Ansett Australia. Dziś ta kultowa linia należy do historii; została wyparta przez bardziej ekonomiczne: Jetstar, Virgin, Rex… Przelot między dwoma największymi miastami Australii z dziewczyną jest jak randka na wysokości trzydziestu tysięcy stóp. Lot zabiera niecałą godzinę, z czego większość czasu schodzi na wznoszenie i opadanie, a tylko krótką chwilę trwa ruch idealnie poziomy — wtedy należy złożyć oświadczyny lub co najmniej wyznać jej miłość. Nietrudno znaleźć właściwe słowa, kiedy w powietrzu tłoczonym do kabiny czuć zapach jajecznicy, pieczonych plasterków pomidora, ociekających tłuszczem kiełbasek i wstążek chrupiącego bekonu. Pomimo wczesnej pory serwowano duże ilości Victoria Bitter, a z win: Chardonnay i Shiraz, nieomal do momentu kiedy pilot posadził jumbo jeta na długim pasie lotniska Kingsford-Smith, pośród błękitnych fal Zatoki Botanicznej. W takich chwilach papież całował ziemię, a mnie również ogarnęło wzruszenie. — Jestem bezpaństwowcem, nie należę do żadnego kraju — wyznałem. Nie powinienem tego mówić, ale dotrzymywała mi towarzystwa wystarczająco długo, żeby poruszyć osobisty temat. — Nie lubisz, kiedy nazywają cię Ozi? — brzmiała jej natychmiastowa odpowiedź. — Nie przepadam… Nie przynosi mi to żadnego zaszczytu. Wolałbym, żeby ludzie traktowali mnie jako Polaka tymczasowo zajętego czymś ważnym na Antypodach. Myślała o tym przez chwilę, po czym stwierdziła: — Wobec tego twoje życie to podróż. W tym krótkim zdaniu było sporo prawdy, lecz mimo to nie przytaknąłem, a wówczas zapytała mnie o coś, co sam ukrywałem głęboko przed sobą: — Czy myślisz o powrocie na stałe? — Myślę, że to możliwe, dopóki nie jest za późno. — Mam nadzieję, że nie jest za późno na cokolwiek tylko zechcesz — były to chyba jej ostatnie słowa. — Witaj w Sydney i bądź zdrów! — pożegnała mnie. — Dzień dobry i do zobaczenia — odrzekłem, odprowadzając ją wzrokiem. Nie jestem pewien czy ten dialog miał miejsce w samolocie, w kolejce do cła, czy na postoju taksówek. Pamiętam tylko, że był poranek, słońce świeciło wysoko, a miasto spowijała mgła. Stałem z walizką na peronie kolejki, nikt na mnie nie czekał. *Pommy — uszczypliwie Brytyjczyk. Nazwa pochodzi od przypominającego owoc granatu (ang. pomegranate) wyglądu policzków dzieci emigrantów przyjeżdżających z Wielkiej Brytanii do Australii. **Jackaroo — potocznie młody mężczyzna zatrudniony na farmie przy hodowli bydła w Australii.
    1 punkt
  15. @viola arvensis Bardzo ładny, delikatny wiersz:-) Pozdrawiam!
    1 punkt
  16. @Corleone 11 Trudny wybór, bo wątek wskrzeszania jest poza moim rozumowaniem...
    1 punkt
  17. Naprawdę nie wiem. Przecież historia ZSRR jest bardzo ciekawa. Dokładnie. Uśmiechanie się bez powodu jest zwyczajnie bez sensu. Kiedyś jeszcze jako tako się tym przejmowałem, a dzisiaj po prostu mówię ludziom, że nie jestem smutny. Tak samo, spotykam się z niesamowicie wielkim zdziwieniem, kiedy mówię, że nie lubię podróżować. No, nie lubię. Co mam zrobić? No i dziwią się głównie kobiety, nie wiedzieć czemu. Z biegiem czasu, również nauczyłem się to lubić. Po prostu taki jestem.
    1 punkt
  18. @Łukasz Jasiński nie noszę koszulek, ale uśmiechnięta jestem :)
    1 punkt
  19. To jest problem wielu introwertyków. Ja też tak robię jak Ty. To znaczy nie uśmiecham się dla samego uśmiechania. Potrzebny jest powód. Ale mnie jeszcze nikt tak nie zapytał. Gdyby... na pewno bym pamiętał, bo byłoby to dziwne dla mnie. Ja też lubię historię. Ale dziwne skojarzenia ta panienka miała. Czemu jej się sztywność powiązała z historią ZSRR.
    1 punkt
  20. @Łukasz Jasiński zasiłek to chyba ni praca:)
    1 punkt
  21. @Somalija chyba źle rozliczyłeś podatek:) masz dzieci, ulga jest na dzieci, masz męża, opłaca się razem rozliczać :)
    1 punkt
  22. @Łukasz Jasiński wydaję tylko na siebie:) skąd masz na kredyt?
    1 punkt
  23. @Łukasz Jasiński mam normalną, fajną pracę;)
    1 punkt
  24. @Łukasz Jasiński co tu się podniecać człowiekiem, dał podwyżkę energii i masz rachunki do zapłaty. pisz do opieki społeczne o pomoc, opłacą Ci.
    1 punkt
  25. @Łukasz Jasiński za dużą masz wyobraźnię:)
    1 punkt
  26. @Łukasz Jasiński mamy polskie produkty, które podobają się i sprzedajemy klientom do Turcji, Kataru, Emiratów, nie chcą niczego z Chin tylko z Polski:) partia nie ma tu niczego do rzeczy:)
    1 punkt
  27. i nie rezygnuj z tego człowiek bez wiary jest jak pusta butelka wdłg M
    1 punkt
  28. Dziękuję 😊
    1 punkt
  29. @Hula bardzo mi się podoba. W zasadzie to wpadliśmy na bardzo podobny pomysł, tylko z tą różnicą, że moje wydanie jest o wiele bardziej kontrowersyjne i zgniłe moralne. Jesteś ciekaw/a? Przeczytaj najnowszy wiersz mój.
    1 punkt
  30. Chciałbym Lubię wspominać, co już przeżyłem, Troszkę się wzruszyć, potęsknić, Zanim kurtyną wszystko przykryje, Czas nieskończony, bezwzględny. Lubię do domu wracać w tęsknotach, Do pokoiku na górze; Tam do przeszłości umiem się cofać, By przy niej zostać na dłużej. Tam gdzieś mebelki stały dziecięce, Z boku obrazek z komunii; Pudło na klocki było ciut większe, Ależ bywałem z nich dumny! Tam w wyobraźni nowe wszechświaty, Były z zapałem tworzone; Gdybym ich nie spiął w rymów kaskady, Rychły czekałby je koniec. Noszę je zawsze blisko przy sobie Dbam jak o miłe wspomnienia; Nie wiem, czy komuś o nich opowiem, Wielu wszechświatów już nie ma. Dziś już inaczej patrzę na pokój, Który pozmieniał się z czasem, Tylko wciąż obraz wisi na boku, Będąc mych wspomnień witrażem. Całą tę przestrzeń cisza wypełnia, Tak nieobecna w mym życiu; Chciałbym potrafić hałas pożegnać, Umieć odpocząć po cichu. Chciałbym się zbudzić znowu w pokoju, Pełnym przyszłości i marzeń, Lecz we mnie chłopiec dawno już dorósł. Ba! Już zaczyna się starzeć. ---
    1 punkt
  31. @Somalija Niestety: doskonale znam prawo administracyjne i karne, dlatego nie potrzebuję żadnego tam adwokata, tylko: prokuratura, otóż to: mieszkam sam, oszczędzam wodę - kupiłem dwie miski i zawsze zakręcam wodę obok licznika, jak dotąd: co pół roku niedopłata wynosiła około 400 zł, a teraz nagle mam zapłacić 2000 zł - skąd taki potrójny wzrost? Wygląda na to - jakby w moim mieszkaniu mieszkało pięć osób lub muszą zapłacić za cały blok, podejrzewam: jest to tylko i wyłącznie decyzja polityczna - podobna do bezprawnego wyrzucenia mnie na warszawską kostkę brukową przez Hannę Gronkiewicz-Waltz - kilka lat temu, bardzo mali ludzie na wysokich i odpowiedzialnych stanowiskach grzeją sobie dupy po znajomościach (nepotyzm) i z góry patrzą na takich jak ja - taka jest bolesna i okrutna prawda. Łukasz Jasiński @violetta Lepiej idź do szkoły lub do kościoła, oczywiście: gdybym sam własne życie zmarnował - wziąłbym za to odpowiedzialność, niestety: mam czyste sumienie i nie będę brał odpowiedzialności za to - czego nie zrobiłem i nie próbuj mnie zmieniać i wpływać na moje decyzje, jako osoba egoistyczna, antypatyczna i narcystyczna nie masz żadnego pojęcia o życiu - realnej rzeczywistości, jak wynika z twoich wypowiedzi: nie interesuje ciebie moja osoba, tylko: moje życie - w jakim celu? Otóż to: sama robisz tutaj propagandę polityczną... Ręce opadają, dzieciaku... Łukasz Jasiński
    1 punkt
  32. Odbieram to jako odwieczny dramat: życie wyprzedza nas zawsze o pół kroku i zmusza do podejmowania trudnych decyzji, ale wiedza i doświadczenie przychodzą poniewczasie, dlatego dojrzewamy popełniając błędy. Jak natura: mało słońca, za dużo deszczu, niszczący wiatr; rzadko komu przynosi idealne warunki, lecz stwarza wystarczająco dużo okazji, żeby doczekać spokojnej starości. Co do asekuracji: najlepiej chyba zachować równowagę i umieć podjąć rozsądne ryzyko, bo żaden królewicz na bułanym rumaku nie przybędzie, chyba że jesteś księżniczką z bajki.😊 Pozdrawiam.👍
    1 punkt
  33. nie można się opierać prawom przyrody grawitacja przyciąga świat jej ulega uczucia także przyciągają a ty... a ja... a my... 10.2023 andrew
    1 punkt
  34. pomyślałem o tobie zakwitłaś jak kwiat magnolii wiosną odleciałaś ptakiem by spojrzeć na mnie dojrzałym owocem jabłoni chciałbym go wziąć w dłonie przytulić a może nawet ... posmakować 10.2023 andrew
    1 punkt
  35. Inność może boleć, ale też wyróżniać. Tutaj dystans do siebie samego i poczucie humoru bardzo pomagają. Polecam.
    1 punkt
  36. @Natuskaa Zmyślnie 🙂 . Wymieniony przez Ciebie "omlet na śniadanie" kojarzy mi z pobytami w Egipcie i w Tunezji; podoba mi się też "optymalna temperatura istnienia". A zakończenie - przynajmniej dla mnie - pobrzmiewa wiarą w reinkarnację 🙂 . Zaproponuję "przetrzeć oczy" zamiast "wytrzeć" i rozpocząć tytuł wielką literą bez użycia nawiasu. Przeczytałem z przyjemnością. Serdeczne pozdrowienia.
    1 punkt
  37. @Ewelina W sumie wiersz ten może być komentarzem sam dla siebie, ale przyszedł mi na myśl jeden z Liryków lozańskich: Ja wiem, że Mickiewicz pisał nie o tym, co teraz chcę tu napisać (no, może nie bezpośrednio o tym, bo pośrednio to jednak tak), niemniej jednak uwielbiam ten wiersz za to, że mówi wprost: Jeśli twa młodość będzie górna i durna, to później nastanie wiek męski, wiek klęski. To zaledwie pięć linijek, a nauka wręcz niesamowita. No i można uczyć się na błędach jednak nie byle kogo. :-) Czuję podobne przesłanie w Twoim wierszu i dlatego mi się podoba.
    1 punkt
  38. obrazek z sieci ~~ po deszczowym poranku wyzierające spoza chmur słońce tworzy ruchome obrazy malowniczej kolorystyki migoczących na drzewach liści poruszanych lekkimi podmuchami wiatru rozpięte gdzieniegdzie pajęczyny akcentują te widoki perlistymi kropelkami deszczu przez nie wychwyconymi kwieciste kobierce okrywające polanki ustępują teraz miejsca kolorowym dywanom opadłych liści wyścielających alejki coraz to przycichające odgłosy ptasich treli i tylko sporadyczne bzyczenie owadów zapowiadają nadejście zimowego odpoczynku przyrody my również podążamy ku tożsamemu przeznaczeniu opatuleni w coraz to grubsze okrycia ~~
    1 punkt
  39. Witam - dziękuje za owe miły - Pozdr. Witam - cieszy mnie twoje czytanie jest miłe - Pozdr.serdecznie. @Rafael Marius - @Tectosmith - @lirycznytraktorzysta @Andrzej P. Zajączkowski - pięknie wam dziękuje -
    1 punkt
  40. @Tectosmith Polska jest ładnym krajem, mamy piękny język, przyrodę, fajnych ludzi, a ludzie się przebudzają, wierzą w Boga na nowo. Nie mówię o sprawach materialnych, bo ja też nie mam za wiele, oprócz pracy, za to mam radośnie, wolny czas, zaczynam zaraz francuski i angielski, angielskiego będę się uczyła w ramach pracy, żeby mieć czas na miłość i oczym gadać z ukochanym:)
    1 punkt
  41. @poezja.tanczy dziękuję, że zajrzałeś i dziękuję za przychylny komentarz 😊 Pozdrawiam :)
    1 punkt
  42. @Dragaz delikatne, wrażliwe serca, często pogrążają się w mroku ale żaden mrok nie jest w stanie zgasić ich blasku. Wyczuwam tu piękną wrażliwość 🙂
    1 punkt
  43. Ano rządzą. Korporacje dążą do stworzenia globalnego, homogenicznego konsumenta, aby zwiększyć skalę produkcji i wyeliminować konkurencję. Niestety młodzi to kupują bezkrytycznie. Takie dajmy na anglicyzmy modne w języku młodzieży na całym świecie, te same. Owszem czuję się inny, z każdym rokiem coraz bardziej i mam do tego uzasadnione powody.
    1 punkt
  44. Tak, a zgodnie z LaFontaine, jak sobie sam pomożesz to i Bóg będzie ci sprzyjał. Pozdrawiam
    1 punkt
  45. @poezja.tanczy myślę, że Naczelnikowi w tamtym świecie jest miło. Pozdrawiam
    1 punkt
  46. Masz sporo racji. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :-) Kto wie? I tak może być. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :-) @M_arianna_ @Starzec @Bożena De-Tre Dziękuję Wam i pozdrawiam serdecznie :-)
    1 punkt
  47. @Somalija Czasami nie można inaczej A czasami warto zrobić krok w przód, raczej Ciekawe pisanie, jak zawsze Pozdrowienia ciepłe.
    1 punkt
  48. Anioły zwiały, pióra zostały, pozamiatane. Kiedyś też zwieję, rzucę nadzieję rano nie wstanę. Tłuką się lustra o moją młodość, zmarszkom odbijam. To takie płytkie, niczym dno butli, winna przemijam. Wielka to zdolność ciszy nie ranić, gadaniem głupim. Zamknąć się w swojej twardej skorupie, z milczeniem trupim. Patrzeć i słuchać i obserwować tak bez wyrazu. Wyjść poza ramy, malować barwy swego obrazu. Aniołów nie ma, siły im brakło bronić mnie dłużej. Patrzę na siebie jak na złudzenie w niebytu chmurze. Dzielę przez zero, mnożę prze zero- - wszystko przez ze mnie. Słońce wysoko, lecz noc mam w oczach, każdego ściemnię. Cóż więcej dodać, odjąć wypada siebie jedynie. Anioły zwiały, pióra zostały, Anioły- świnie !
    1 punkt
  49. Utkana wstęga już rozłożona w notatniku, Na zdjęciach, stronach pełnych skreśleń I choć słowa toną w cieple, barwy krzyku, Skądinąd – brakuje dookreśleń. Zwija się do spoczynku, a senne promienie Przez poduszki z zardzewiałych papierków Rzucają coraz dłuższe cienie Na osiedla, zastygające pola skwerków. W końcu urywa się, mgłą z wolna zachodzi, A do końcówki mówię – „trwaj, nie uciekaj…”; W chłodniejszym powiewie westchnienie moje brodzi, Słowa płyną i gasną – „stój”, „poczekaj”… Zamknięta w znaku, pikselu – nieodgadniona Dla innych kolekcjonerów tego czasu. Dniem się śmiejąca, wonna, wyśniona, Opina już kawałek tkanego w sercu szałasu. 15 IX 2023
    1 punkt
  50. @staszeko na kolację mam wegański ser feta:)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...