Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.09.2023 w Odpowiedzi

  1. Słuchając skrzypienia za ścianą, można i w sobie obudzić las. Nie daleki, nie bliski, dość żywy jednak, żeby połączyć go w całość, nadać imiona drzewom I objąć ramieniem na znak wspólnej drogi którą przebyliśmy aż do tego miejsca żeby unaocznić sobie przypływ. Nie dorośliśmy do swojego czasu, a może on oddalił wszystkie nasze podania kpiąc w żywe oczy. Czym stanie się pięść Kiedy otworzysz dłoń? Czym oczy kiedy je zamkniesz, adoptując obrazy które zechciały cię otoczyć jak dzieci przy zabawie w starego niedźwiedzia? Widzisz, przespaliśmy wszystkich a może rzeczywiście nigdy nie było się czego bać.
    5 punktów
  2. Z cyklu: Stonoga co wołali na nią Miłość (36 z lewej) Miłość spróbowała wina I tłumaczy się, że to nie jej wina Że ją poczęstowali Że dobre intencje mieli Chcieli się trochę zabawić Chcieli się troche rozerwać Rozluźnić miłość Kawałek cichaczem oderwać Miłość pijana Nawet nie zauważyła Kiedy jacyś chłopcy Oderwali kawałek i się zmieniła Zmalała, zbladła I zrobiła się lękliwa Więcej wina, ktoś woła Wino to jest siła Miłość się obudziła W pewnym momencie I myśli, dobrze że to tylko sen A nie prawdziwe zmięcie A nie prawdziwy upadek I alkoholowy spadek Miłość poszła do pracy Bez kaca i bez zagadek. //Marcin z Frysztaka Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org
    5 punktów
  3. urodziłam syna z gwałtu ukochanego wcześniej wyczekaną córkę diablicę codziennie zdejmuje skalp chwila gdy zamienisz stringi na krem na ocierające się uda później odleżyny nie traćmy się stapiaj w kropelkach nocy twojego ciepła po różowe zaczarowanie
    3 punkty
  4. korzystaj otwieraj do czegokolwiek drzwi dopóki śnisz
    3 punkty
  5. zamknięci w intymnych myślach łakniemy życia spragnieni nie potrafimy go sięgnąć jest obok jeden krok ubiór z obaw stare rany nie pozwalają na otwarcie się zrobienie kroku słońce nie wschodzi dla nas ból nie pozwala otworzyć oczu nie poznamy smaku nowych uczuć pozostając w ciemności 9.2023 andrew
    3 punkty
  6. Mój chruśniak malinowy Nigdy nie istniał Jak moja dziewczyna To sprawa oczywista Zasadzę tam pokrzywy I barszcz Sosnowskiego Ochroni mnie przed wstydem Podbuduje ego.
    3 punkty
  7. teatralna poza zaszyfrowane gesty których nikt nie rozumie ostra krawędź krwiste rany budowana twierdza bez dostępu dla nikogo odejdź zanim rozżarzy się ogień ratuj siebie samego przed zagładą brzytwa tonącego dawno niedostępna zamknięte oczy stwórcy krajobraz okala mrok teraz światła na kogoś innego
    3 punkty
  8. Wrześniowy spacer Barwami drzewa już zajęte, Czerwień rozpala bujną zieleń, Dzień jeszcze parzy świat gorącem, Noc sny śni coraz bardziej chłodne. Kluczące ptaki pod obłokiem Żegnają, inne przylatują. Złocisty promień na polanie, Cieszę się pysznym tym widokiem. Borowik duma w mchu wygodnie, Wiewiórka orzech chowa w norze, W poszyciu skrzypi coś, chrobocze, To chyba skrzaty i krasnale. Szkoda troszeczkę, że nie widzisz, Za nostalgicznym skryta głazem, Zaszyta w liście butwiejące – Piękniej by tańczyć było razem. Flamenco szaleć, krew gorąca, Zrywać te słodkie z drzew owoce, Nie zważać na to czego nie ma, Roznamiętnieni aż do końca. Marek Thomanek 15.09.2023
    2 punkty
  9. In liber eruditio Zrozum: po prostu - jestem tym królem, posłańcem - wodnej, lilii, wodnej, lilii - nagiego życia i jakim prawem, ojej, myślisz, ojej - uważasz: autora, obserwatora i narratora za tą samą osobę - podmiot - liryczny: to - symbolizm - to siedem, trzy, zero, dwa, siedem, zero, siedem, osiem i jeden... Łukasz Jasiński (wrzesień 2023)
    2 punkty
  10. a gdy spytasz co słychać odpowiem pokrętnie wypalone spojrzenia w popiele się ścielą wczoraj było pięknie dzisiaj jest wspomnienie a jutra nie będzie
    2 punkty
  11. Minął rok bogaty w tysiąc zdarzeń i setki opowieści autora, a morze nie uległo zmianie. Nie zestarzało się nawet o promil procenta. I choć jest nie najczystsze najbardziej dalej jest morzem jak najbardziej. Wciąż szerokie i głębokie. Ciągle drugi jego brzeg ginie za horyzontem. I niezmiennie koresponduje z którymś z siedmiu oceanów. Warszawa – Stegny, 15.09.2023r.
    2 punkty
  12. co to jest nadzieja czy to marzenie ubrane w jesienną sukienkę czy może to tylko sen błądzący między gwiazdami a może to puste słowo co to jest nadzieja pytam sam siebie czy warto w nią wierzyć czy nie a może nadzieja to tylko horyzont który z nami się zacnie bawi
    2 punkty
  13. przejeżdża wyjąc a drzewa wokół szemrzą czy to modlitwa
    2 punkty
  14. Nie dziwi to, że dobrego złe rzeczy spotykają. Wszak cienie, by zaistnieć - słońca szukają.
    2 punkty
  15. Płynie statek na fali, pośrodku jeziora; na obrzeżach widoczki, lśni na słońcu woda. Biało - czerwona flaga łopocze na wietrze; przewiało, czuć się dało też czyste powietrze. W dali żagli bez liku, ludzie są na moście. Grajek śpiewa; z Cheetaway do Syracuse proście. Jeszcze teraz plusk wody i gwar rozmów słyszę... Statek był zapełniony, a tylko ja... piszę?
    2 punkty
  16. Gdzieś z wnętrza duszy, gdzieś z głębin głębi, ta jedna myśl ciągle zwycięża. Że wbrew wszystkiemu i wszystkim wokół, zawalczę jeszcze pomimo mroku. I będę sobą - wschodzącym słońcem. Rozbrzmiewać będzie znów ptasi koncert. We wnętrzu duszy, w głębinie głębin, ta myśl podniesie - miłość zwycięży!
    2 punkty
  17. Jestem nie tylko w twoich snach, jestem w twoim sercu Gra nam muzyka miłości Nasz dom, nasza miłość Ty śpisz ja Cię kocham Razem idziemy przez życie harmonijnie Ja , ty , dzieci , to nasza rodzina Szacunek, miłość, tolerancja – to nas jednoczy Dziś mówimy , że jesteśmy , kiedyś powiedzą ,że byliśmy Koleje losu są nieznane Lovej . 2023-09-18
    2 punkty
  18. - Dzień dobry, dzień dobry! - pozdrawiał nas Generał miło, Gdyśmy w drodze na front go mijali w ostatnią sobotę. Dziś żołnierze, do których się uśmiechał w większości nie żyją A my klniemy jego sztab i niekompetentnego idiotę. Wystękał Harry do Jacka - Jaki wesoły z niego farciarz - Gdy na Arras ciągnęli z bronią, plecakiem i workiem żarcia. Lecz na amen załatwił ich obu swym planem natarcia. Od tłumacza: Sassoon podobnie jak Owen był młodszym oficerem w czasie Wielkiej Wojny. Zresztą obaj się znali. I Siegfred: “Good-morning, good-morning!” the General said When we met him last week on our way to the line. Now the soldiers he smiled at are most of 'em dead, And we're cursing his staff for incompetent swine. “He's a cheery old card,” grunted Harry to Jack As they slogged up to Arras with rifle and pack. But he did for them both by his plan of attack.
    2 punkty
  19. Rodzaje pamięci I tak więc: dziś, zaczniemy, dziś - wymienię kilka tajemniczych bogiń, święty - Parnas rozpalił ogień cichej wiedzy na dawno już zapomnianej górze - tańczą one: Abstrakcja i Magia i Semantyka, ja jestem tylko waszym takim małym Epizodem... Łukasz Jasiński (czerwiec 2022)
    1 punkt
  20. Usta Mariana Zośce spod Piły znowu wyłącznie szyję pieściły. Ta głosem jak z nawigacji zbeształa go (nie bez racji) "Ty na południe kieruj się, miły".
    1 punkt
  21. Trochę inna wersja W szpitalu cicho i spokojnie. Jak to często bywa w nocy. Pusty korytarz, pogrążony w śnie razem z pacjentami, śni o dziennym deptaniu. Praktycznie nie słychać żadnych odgłosów. Tylko raz po raz dobiega z oddali, na niewidocznych nóżkach, otwarcie i zamknięcie drzwi. Tak jak teraz. Pielęgniarka idzie korytarzem. Odgłos stukających śladów, omiata boczne ściany. Gdzieś w kącie przy podłodze, odpada trochę tynku. Nie zauważa tego szczegółu. Po chwili otwiera drzwi i wchodzi do dyżurki, lecz odgłos kroków słychać nadal. – Widzę, że książeczkę czytasz. Ciekawa? – Taka sobie… spokój dzisiaj. Wyjątkowo. – Nawet Pani Wciąż Mówiąca, nie dzwoni. – Dostała trochę na spanie. – Hej ty, nie mów. Wyspana, będzie jeszcze bardziej... – No co, fajna jest. Nie taka, jak ta druga… niedopieszczona. – Tak jak ty? – Ale śmieszne. – Ojeju. Zara obraza. – Cicho! Coś słyszę. – Niby co? Wychodzą obydwie na korytarz. Nikogo. Nawet żywej duszy. – Słyszysz. Jakby cichy śpiew? – Śpiew? – No mówię ci. – Faktycznie. – To w pokoju: 22. Chyba. Otwierają drzwi. Rzeczywiście. Słychać wyraźniej… i nagle cisza. – Na pewno ta po lewej nuciła przez sen. Chociaż dziwne, bo przeważnie mówi. – Kwiaty. – Co znowu? – Mają różową wstążeczkę. – No i co z tego. Któraś zawiesiła. – Jest zakrwawiona. – Jaka grupa? – No nie! Idźmy stąd. – Z czego tak ci śmieszno. Chcesz ich pobudzić? Rano w szpitalu przeważnie gwarno i szumno. Nie jest to oddział ludzi obłożnie chorych. Wszyscy przeważnie przytomni i wyspani. Można by rzec, iż panuje radosna atmosfera, jak na taką typu instytucje. Rodzin i znajomych, coraz więcej. Dzisiaj odwiedziny. Gwar przy łóżkach, że aż… duszno. Do pielęgniarki podbiega mały chłopiec. Cały spocony i nerwowo dyszy. – Proszę pani. Mama mnie przysłała. Babcia dzisiaj spała. – To dobrze, że babcia spała. To żaden problem, prawda? – Ale ona ma przy sobie. – No co ma? – Niech pani idzie ze mną i zobaczy. – Dziecko kochane, teraz nie mogę. Poczekaj. Zaraz wrócę. Wielu odwiedzających i pacjentów stoi na korytarzu lub siedzą na krzesłach. Przeróżne rozmowy umilają czas. Dzieci biegają to tu, to tam, nie zważając na to, co mówią starsi. Oddział jest usytuowany na drugim piętrze. Co jakiś czas słychać otwieranie i zamykanie windy. W pewnym momencie nie można domknąć drzwi. Jakby coś je blokowało. Po chwili wszystko powraca do normalności. Mała dziewczynka podchodzi do matki. Ledwo może mówić z wrażenia. – Jak ci normalnie powiem, kogo widziałam, to nie uwierzysz. – To powiedz tak, żebym uwierzyła, słoneczko ty moje. Nagle słychać przeraźliwy dziecięcy wrzask, dobiegający z parteru. Wielu zlatuje po schodach, by zobaczyć, o co w tym biega. W mało widocznym kącie przy drzwiach do piwnicy, ciekawscy zauważają, może nie straszny, lecz nieprzyjemny widok. – No chodź pani. Babcia wystraszona, jakby ducha dziadka zobaczyła. – No dobra. Idziemy. Starsza kobieta leży na łóżku i lekko skołowana, coś trzyma. Tak bardzo, że nie chce oddać córce. Faktycznie. Mała szubienica, z dyndającym wisielcem, któremu z ust wystaje siny języczek, nie wygląda zachęcająco. Córka kobiety zadaje słuszne pytanie: – Skąd to paskudztwo w łóżku mojej matki? Czyżby pielęgniarki miały dziwaczne poczucie humoru? A może któraś z pacjentek? – Ależ proszę pani. Wypraszam sobie takie insynuacje pod moim adresem. Żadna z nas pani matce, szubienicy nie podarowała. Wykluczone! – To ciekawe skąd ona. Może wisielec przyniósł na plecach. – No wie pani co! On, ten malusi! W kącie przed drzwiami do piwnicy, siedzi niewielki misiu. Ma okrwawiony nóż w gardle. Z rozciętego brzuszka, wystają wilgotne trociny. Jedno oko wisi na misiowym policzku, a drugie spogląda martwo. Wszyscy patrzą i nie wiedzą co powiedzieć. Takie widoki niecodzienną rzadkością w szpitalu. A na pewno łatwiej zobaczyć pacjenta w podobnym stanie, niż pluszowego misia. Kolejna noc. Znowu cisza i spokój. W dyżurce też cicho, bo obydwie pielęgniarki czytają książkę pt: „Nawiedzony Szpital.” Nagle dzwonek. – No mówię pani. Pod moim łóżkiem słyszałam szmery. Na pewno myszy? – Znowu? Ma ma pani kota na punkcie myszy. – To może szczury? – Pani Agatko. Co pani wygaduje. To tylko zły sen. – A ta czaszka ze skrzepłej plasteliny. Co ona tam robiła? – Robiła? To pani wyszła z łóżka i spojrzała, żeby wziąć? – Właśnie. Cały czas słyszałam twarde kulanie po podłodze, więc wyszłam. Ale już więcej nie wyjdę. O proszę. To ona. Pani Agatka, powiedziała prawdę. Widocznie nie aż tak, w ciemię bita. Trzyma w ręce małą kolorową czaszkę. Niewątpliwie z plasteliny lub czegoś podobnego. – Ktoś pani zrobił psikusa. Pani często wyzywa innych. – Skoro zasłużyli. – Nie można tak. Nie wiadomo, co znowu podrzucą. A jeśli co gorszego. – E tam… początek był nagle w nocy… nie, to nie one. Aż tak nie wyzywam. – To kto? – Może doktór. Bo mu ostatnio powiedziałam… zresztą nie ważne. – To co zwykle, tak? – To… i jeszcze dołożyłam. Tym razem z sufitu zlatuje trochę… sufitu. Cichy odgłos upadku, szybuje echem od ścian do ścian, po czym umiera w ciszy. – Doktorze! Jakieś niestworzone historie, mają tu miejsce. – Bez przesady. Przecież nikomu włos z głowy nie spadł. – Owszem. To prawda. Ale nie wiadomo, co będzie dalej. – A co ma być? Ktoś robi głupie kawały i tyle. – Niby kto? Nikogo żeśmy nie widziały. Proszę pomyśleć rozsądnie. Takich dziwnych przypadków jest coraz więcej. – Czyli jakich? – Ktoś zamienił kaczkę blaszaną, na kaczkę żywą. Goniliśmy ją po całym pokoju. To chociaż było śmieszne. Ale misiu z nożem w szyi, to już mniej. – To tylko misiu. – Oczywiście. Póki co misiu. A jak znajdziemy nóż gdzie indziej. Dajmy na to... w pana gardle? – Nie chciałbym mieć. – A kto by chciał? – No dobra. Podobno największa zagadka, to z tym łóżkiem. Agatka ciągle słyszy jakieś szmery? – Tak. Teraz nawet nocną lampkę świecimy. – A reszta co... leży i nic nie widzi. – Reszta śpi. Może wolą spać niż żywić bojaźń. – To dlaczego ona nie śpi. – Bo ma najbliżej do dziwnych odgłosów. Zresztą jest… no wie pan sam jaka jest, gdy ktoś jej spokój zakłóca. – Wiem cały czas. A nie spojrzała pod siebie… gdy było słychać? – Aż taka odważna, już teraz nie jest. – No cóż. Instalujemy dwie kamery. Jedna obok łóżka, a druga będzie filmować z góry część pokoju gdzie stoi łóżko…. i kamerę, co stoi pod łóżkiem. – Mamy tylko jedno łóżko w tym kącie. – No właśnie mówię! – Aha. – To nie będzie takie proste z tymi kamerami. – Trzeba to wyjaśnić. Jak będziemy czuwać osobiście, to może nie ujawnić procederu. – Czego? Bo mnie aż zimno po plecach przemknęło. Zamieszanie jak diabli z tym całym monitoringiem. Pacjenci w pokoju, tym razem okazali ciekawość. Nikt im za bardzo nie tłumaczy, o co w tym biega, żeby nie zakłócili transmisji na żywo. Póki co instalowana jest kamera pod łóżkiem, oświetlenie tudzież, oraz druga w kącie pod sufitem. Jedna pacjentka ma twarz zakrytą gazetą, gdyż twierdzi, że ma prawo do prywatności i nie życzy sobie, być jej wizerunek, był ozdobą w mediów. Wszyscy obiecują, że nie będzie na wizji i ma zdjąć gazetę, bo wynikną trudności z oddychaniem, ale jest uparta, niczym stado osłów. Zainteresowane gremium siedzi po nocy w dyżurce i patrzy w ekran. A właściwie: w dwa ekrany. Długi czas nic ciekawego nie widać. Jedynie nogę od łóżka, skrawek ściany oraz idącego pająka. Natomiast z drugiej kamery, obraz jest ciekawszy. Babcia leży w łóżku z papciem w ręce, gdyby nagle co wyszło. Zgromadzeni zaczynają odczuwać zniecierpliwienie. W końcu nawet chcą iść precz do swoich domów. Nagle ktoś wrzasnął z cicha, jak na szpital przystało: – Spójrzcie. Obraz pod łóżkiem w ruchu. Rzeczywiście. Od lewej do prawej. Jak wskazówki zegara. Wolne, płynne ujęcie, jakby filmowano krajobraz. Zniknął nawet papeć z pola widzenia. – Coś jest nie tak? – Niby co? – Jak to co? Spójrzcie na drugi ekran. – No patrzymy. – Widzicie, kamerę przy łóżku? – No tak. – Ruchliwa? – Nie. Jak trup. – A obraz tak. Ktoś mi powie, jak to możliwe? – Na pewno krasnoludek robi psikusa. Puszcza obraz ze swojej kamery, na nasz ekran. Może mają technikę rozwiniętą… że hej ho, hej ho. – Bardzo śmieszne. – Idźmy tam. Musi istnieć jakieś wytłumaczenie. – Myślisz, że to coś będzie na nas czekać? – Coś? Aż mnie ciarki przeszły. – Znowu? Daj se luz! Faktycznie. Nie czekało. *** – No i znowu nabroiłaś. – Ależ mamo. Lubię… przenikanie. To były zwykłe psikusy. – Szczególnie z tym zakrwawionym misiem. – No już dobrze… przegięłam. – Albo z tymi odgłosami kroków i spadającym sufitem. Co ci przyszło do głowy? Nawet nikt nie zauważył. – Pani Sprzątaczka zauważyła. – Z tą szubienicą, to też przesada. Mogłaś biedną babcię przestraszyć na śmierć. – Nie taką. – A gdyby ciebie złapano. Wiesz jakie byś zamieszanie wprowadziła? – Przecież jestem niewidoczna, w takich sytuacjach. – A z tym łóżkiem, to jak zrobiłaś? – Swoją kamerę wpięłam na odległość. Spod innego łóżka. – Nic im nie podpadło? – Widoki są podobne. Tylko raz miałam stracha. – Kiedy zobaczył cię twój odpowiednik. Bo tylko ona jedna jedyna mogła cię dostrzec. – Taa… . ale szybko zniknęłam. – Od dzisiaj przez tydzień masz szlaban. Żadnych Światów Równoległych. Tak żeśmy oba z ojcem postanowili. Idź do swojego pokoju i przemyśl na spokojne powstałą sytuacje. – Mamo!! – Co tam znowu? – Skąd na moim łóżku gilotyna z modeliny?
    1 punkt
  22. stare miejsca - nowe aranżacje pamięć wkradła się w teraz a teraz jest już inne zapachniało przyszłością...
    1 punkt
  23. ludzie przychodzą i odchodzą przewijają się z powietrzem chwytają za dłonie mnie czasem za serce malują pejzaż ażurowy milczą i krzyczą i krzyczą... wzrokiem przyciągają i odpychają idą wolno albo biegną z wiatrem nikną za mgłą cienką ludzie bliscy i dalecy obok przechadzają się błękit nieba zamieniają we fiolety przenikają mnie jak tęcza barwną nutą i słowami - z których składam burzę wierszy ludzie ludzie zimno-ciepli
    1 punkt
  24. Modyfikacja dawnego tekstu ~~~//~~~ Stary drewniany most, dysząc i skrzypiąc, stoi nad rwąca rzeką, płynącą w nieznane. Bolą go wszystkie podtrzymujące pale, a korniki, niczym nowotwór, wyjadają obolałe wnętrze. Nie narzeka, bo i po co. Nikt nie rozumie drewnianych słów. Może rośliny, które przywarły do zmurszałych desek, coś nie coś pojmują. Cóż z tego, skoro są zajęte wzrastaniem. Nie bardzo je obchodzi, co tam pierdzieli, jakiś stary niedołężny most. Rzeka obmywa mostowe rany, a on przez swoje istnienie, ochrania ją od wszelkich nieczystości oraz innych śmieci. Ludzie widząc taki most, rzucają na niego wszelkie odpadki, bo do odpadków pasuje. Wygląda prawie tak jak one. Jedyna różnica polega na tym, że on o tym wie, a śmieci – nie. Nie mają wiedzy kim są i komu już niepotrzebne. Spełniły zadanie, a ich tożsamość została odrzucona. Rzeka pozostaje nieskazitelnie czystą. Wdzięczna mostowi, że tak o nią dba, płynie spokojnie. Leczy przyjaciela ożywczą wodą. Są chwile, że gdy mu bardzo doskwierają stare deski. Rzuca wtedy myśli w rwący nurt. Ma nadzieję, że zostaną całkowicie wchłonięte przez płynny umysł, by go lepiej rozumiała... a może nawet pokochała. Wiele z nich wraca oczyszczonych, z dołujących zmartwień. *** Pewnego dnia, kiedy wiatr trochę większy niż zazwyczaj, z mostu spada niewielka, obrośnięta mchem, cząstka. Wiruje przez jakiś czas, na podobieństwo małej zielonej wróżki, by po chwili popłynąć w nieznanym kierunku. Rzeka natychmiast czuje, że coś wpadło do jej wnętrza. Koliste dreszcze mącą spokój. Zostaje ów zakłócony. Po chwili więcej odpadków, musi przyjąć w płynne ciało. Nie jest ich wiele. To tu, to tam, jakaś mała deszczułka, tyci gałązka, liść, trochę mchu, małe papierki. Stary most, dokłada wszelkich starań, żeby ochraniać rzekę. Robi co może, by śmiecie zostawały na nim. Niestety. Nie jest wszechmocnym. Rzece jest tego za dużo. Diametralnie zmienia swój charakter. Spokój odpływa w siną dal. Zaczyna burzyć i pienić wodę. Wie już, że zawinił most, najlepszy przyjaciel. Jak mógł ją nie ochronić. Tak o niego dbał. Brudzi krystaliczne ciało, o brudne, cuchnące dechy. A on co! Pozwala zapaskudzić nurt, tym całym cholernym bałaganem. Most błaga o przebaczenie. Świadomy swojej winy, tłumaczy, że ma już swoje lata i po prostu, brakuje mu sił, lecz nie zrobił tego specjalnie. Z tej całej zgryzoty, jeszcze bardziej trzeszczy i skrzypi. Rzeka widząc to wszystko, jest coraz bardziej zła i wzburzona. *** Na poręczy siedzi stary, zgnuśniały kruk. Nie wyszło mu w życiu. Sfrustrowany, z pretensjami do całego świata, patrzy na koniec przyjaźni, ciesząc umysł świadomością, że im tak źle, jak i jemu. Ma odegrać niewielką, lecz znaczącą rolę w tym wszystkim, ale jeszcze o tym nie wie. Coraz bardziej wzburzona, pogniewana i zła, szarpie most na wszystkie strony. Potworny, trzeszczący hałas – jakby głosem z piekieł przywołanym – przybiera na sile, wspomagany wiatrem. Słońce nagle zakrywa ciemna chmura i zaczyna padać deszcz. Most ostatkiem sił, wstrzymuje wielką stertę odpadów na śliskiej powierzchni. Nagle, targnięty bocznym podmuchem wiatru, przechyla drewniane ciało, na jedną stronę, razem z całą kupą śmieci, Równowaga – póki co – jest jednak zachowana. Odpady sprawiają wrażenie, iż nie wiedzą, czy wpaść do rzeki, czy nie. Czekają na bieg wydarzeń. Nagle wie, co ma zrobić. Radość wypełnia czarne pióra i serce. Bije gwałtownie. Za chwile poczuje euforyczne spełnienie. Rzeka nie przestaje napierać na zmurszałe ściany. Ma przebłyski smutku, że to w końcu przyjaciel, że to nie jego wina. Lecz drugi nurt jest nieustępliwy. Można by rzec, wyje ze wściekłości. Most po raz ostatni błaga o przebaczenie, prawie nie słyszalny, w tym całym zgiełku, demontażu przyjaźni. Nie ma odwrotu. Sprawy płyną na skraj wodospadu. Ptak wzlatuje na chwilę. Przysiada na krawędzi. Równowaga zostaje zachwiana. Wszystkie śmieci wpadają do wody. Tego rzece jest już naprawdę za dużo. To przeważa szalę zwątpienia. Targana jeszcze potężniejszą furią, porywa most w swoje objęcia. Teraz jest dla niej prawdziwą zawadą. Jednym wielkim pomieszaniem. Przestaje być czystą. Nurt musi walczyć z płynącym trupem przyjaźni, Kruk jest w siódmym niebie. Prawie dosłownie. Szybuje wysoko. Chce dokładnie wszystko widzieć. Dokarmiać frustrację, radosnymi obrazami. Lecz tego mu za mało. Pragnie zobaczyć z bliska. Poczuć owe coś, którym przechylił szalę. Jego serduszko bardzo podniecone. Rozkosznie puka: stuk – puk – stuk – puk... Zniża lot. Leci nisko. Raz po raz, dotyka podbrzuszem rzeki. Ostry kawałek deski, wchodzi w pierzaste ciało. Przez chwilę trzepoce skrzydłami, rozbryzgując czerwień. ~~~~~~
    1 punkt
  25. Bywa, że głowa boli od cudzej aureoli. Bywa, że cieszą rogi gdy człowiek duchowo ubogi.
    1 punkt
  26. @Rafael Marius Wiadoma sprawa,że takie niezbyt przyjemne okresy w naszym życiu w końcu mijają pozdro ;) @viola arvensis Czasem te "zamknięcie" trochę nas blokuje i sprawia,że tracimy wiarę.Dzięki za zajrzenie i opinię pozdrawiam;)
    1 punkt
  27. @Magda1973 super !
    1 punkt
  28. @violetta Nie, jestem racjonalistą (dużo bardziej w życiu kieruję się rozumem aniżeli uczuciami), fantazjowanie jest charakterystyczne dla ludzi, którzy myślą magicznie - dzieci, jeśli chodzi o dorosłych, to: jest to niedorozwój umysłowy, zresztą: wszystko można sprawdzić, jest to Zgromadzenie Zakonne Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi - Honoratki przy ulicy Klasztornej w Częstochowie, a ja ją nazywam pieszczotliwie - paulinką - miała biały strój, piękny uśmiech i błyszczące oczy... Łukasz Jasiński
    1 punkt
  29. @Monia A po nocy przychodzi dzień. Taka jest kolej rzeczy nieuchronna.
    1 punkt
  30. @violetta Byłem na Jasnej Górze w Częstochowie: bracia zakonni odesłali mnie do jakiegoś tam przytułku, tylko siostra paulinka zrobiła mi kanapki z pasztetem, była bardzo młoda i piękna, kiedy z nią rozmawiałem - miała rumieńce na twarzy, gdyby mogła, to: wzięłaby mnie, niestety, reguły zakonne nie pozwalają na to. Łukasz Jasiński
    1 punkt
  31. @Łukasz Jasiński Przepraszam Łukaszu ostatnio często mi się to zdarza... starość nie radość. Posłucham Twojej rady, Wszystkiego Dobrego w życiu!
    1 punkt
  32. @Łukasz Jasiński ja to bym unikała takich miejsc i uciekała z walizką:)
    1 punkt
  33. Zagubiony pośród dni słucham świerszczy gry Zagubiony pośród nocy szukam w księżycu mocy Tak - jestem romantykiem człowiekiem wrażliwym Rozmawiam nie tylko ustami lubię rozmawiać dotykiem Zagubiony pośród nocy i dni przenoszę rzeczywistość życia w jasne kolorowe sny
    1 punkt
  34. @duszka Tak to Dobry Pan Bóg urządził. Świeci i nad dobrymi i złymi. To jest nadzieja... Pozdrawiam serdecznie, Miłego dnia
    1 punkt
  35. @andrew Rozumiem i znam to, że można nie potrafić "otworzyć oczu", ale słońce wschodzi jednak dla każdego... Pozdrawiam.
    1 punkt
  36. @Wiesław J.K. Ale jeszcze nie wie, że Oleg zginął. Chociaż możliwe, że poczuła śmierć męża jako osoba wysokoenergetyczna i wskutek więzi psychicznej i uczuciowej. Niemniej, drogi Wieslawie 🙂 : zobaczymy, co wydarzy się później. Dziękując za wizytę i komentarz, pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 .
    1 punkt
  37. Z pamiętnika Boga - Gdy Chrystus nie bywa Bogiem Schwytałem różę czerwieniejącą przy blasku księżyca. Łąka w ciemności przypominała cmentarz, ale kwiaty nie były martwe, one tylko słodko spały. Zemsta za koronę cierniową miała się dokonać. W jednej kieszeni miałem nóż, a w drugiej denaturat. Opcje były dwie. Pierwszą spalenie w popiół obciętych kolczastych drapieżności a drugą skakanie po ciele wielmożnej przyczyny cierpienia, aż wydusi z siebie ostatnią łunę miłosierdzia - słowo przepraszam. Nie wiedziałem tylko skąd wziąć rzymskich żołnierzy - w końcu to oni byli lalkarzami pociągającymi za sznurki, to oni dokonali aktu ukoronowania. Przez chwilę pomyślałem, żeby im wybaczyć - w końcu Rzym upadł. To była puenta idealna - Rzymu już nie ma, a korona tkwi na każdym falsyfikacie Krzyża. Wydaje się, że jest twardsza od Rzymu. Ale miałem wątpliwość. Przecież winy przechodzą ze spadkiem do siódmego pokolenia, a po dwóch tysiącach lat - wydaje się jakbym stracił rachubę, jakby data ważności na wyroku się przeterminowała. Księżyc nadawał uroku miejscu dokonania się misterium sprawiedliwości, oświecał miejsce, gdzie staję się sędzią i katem. Wziąłem i bez strachu ściskam różę za łodygę, pozwalając, aby kolce wpiły się w moją krew. Aby ona poczuła respekt. Byle nie za długo - powtarzałem sobie, bo jeszcze się zaprzyjaźnimy. Mówiłem do róży - W imieniu Boga jedynego, w obliczu dowodów i akt sprawy - biorę cię i pozbawiam życia. Wyrok zapadł jakby spontanicznie, nikt nie protestował oprócz Faryzeuszy. Głosy ich słyszę - jakby wyłaniające się z mroków pamięci. Wręcz czuję smród ich zepsucia, jak unosi się wokoło. Nadal mówią, że nie jestem Bogiem, ani zbawicielem, ani prorokiem. Nawet dziś ewidentnie widać, że nie mają racji. Spławiłem to natręctwo. Gumką oczyściłem jaźń z nieczystości. Sam czułem się trochę nieczysty. Wydaje się, że powinienem przebaczyć róży, w końcu czas leczy rany, a to przecież już dwa tysiące lat, a ja nadal nie dorosłem. Tak - kłamałem - nie zawsze trzeba nastawiać drugi policzek. Na szczęście nikt mnie nie widzi. Przecież ten wyrok i jego wykonanie to tylko dla mnie. Musiałem odreagować. Wprowadzić dzikie katharsis do mojej psychiki. Teraz liczy się tylko wyrok. Temida byłaby dumna ze mnie. Czasem też czuję się ślepy jak ona. W końcu, aby żyć spokojnie trzeba zasłonić oczy przed wszechwiedzą. Wyrok zostanie dokonany o wschodzie słońca, jednak jeszcze nie zdecydowałem jaki on będzie. Niby dwa pomysły były dobre, ale borykałem się z niepewnością. A może lepiej rozszarpać ją na odłamki płatków, wyssać jej soki z ust i zwymiotować na łodygę. Chociaż to pachnie syndromem Sztokholmskim, pachnie to jakimś fetyszem, jakby dewiacją, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Kolejną fantazją było przybić różę do krzyża i pozwolić jej uschnąć w ostrym słońcu wakacyjnym. Zasadniczo to już jest wyrwana z ziemi - pewnie kontempluje swoje przemówienie finalne, decyduje w celi śmierci - w tej kieszeni marynarki, co zjeść na ostatnią wieczerzę. Gdy słońce wstało, zacząłem odczuwać wątpliwości. Niby już wszystko gotowe, wystarczy skumulować nienawiść i całą traumę i wyładować się, dokonując sprawiedliwości. Jednak dochodziły mnie myśli, że róża to przecież przedmiot, że nie ma duszy, nawet podejrzewałem, że zwariowałem wpadając na taki pomysł. Nie było odwrotu, chwyciłem różę i w akcie spazmatycznej eskalacji obdarłem róży płatki i podarłem na kawałki wołając - Czy czujesz mój ból suko! Potem łodygę obciąłem z kolców, które wsadziłem w usta i gryzłem wypluwając zmielone niebezpieczeństwa. Gołą i zranioną resztę zielonego tułowia przybiłem do krzyża i polałem denaturatem, aby następnie ją podpalić. Cisza trwała zmrożona, a ja słyszałem, jak róża krzyczy. Z jednej strony czułem rozkosz i uwolnienie, lecz po chwili odczułem poczucie winy. Atak paniki mnie opanował i nie dawał za wygraną. Zapłakałem. Każda z kropel łez spadała na wyplute kolce. Bałem się. W pewnej chwili ból winy nie dał mi wyboru. Krzyknąłem - Przepraszam. Przepraszam, że to zrobiłem. Pragnę kochać, a nie zabijać. Przecież muszę wybaczać, ale czy ona mi wybaczy? Zwłoki róży milczą zimne, bez tętna i bez oddechu. Ta róża była moim człowieczeństwem. Już nic z niego nie zostało. Zdradziłem. Nie tylko własne nauki, bo też wszystkich wiernych. Przestałem wierzyć. Przestałem być Bogiem. Już nie byłem czymś. Byłem niczym. Pozostało czekać tylko aż Bóg znów stworzy we mnie świat. Świat w nicości. Oby tylko nie trwał w pętli, przynajmniej nie szubienicznej, tak jak odczuwam siebie, teraz gdy pozwoliłem sobie umrzeć. Umrzeć zabity własną zemstą. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
    1 punkt
  38. A już się myślałem, że dziś nikt tak nie umie...
    1 punkt
  39. @slow Dokładnie tak. Bo jak inaczej? :) Dzięki za czytanie
    1 punkt
  40. Dokładnie. Niestety często ograniczamy dziecięce wybory. Sprzedajemy im strach. Lub jakieś pozory. A szkoda zamykać dzieci w szklanych domach. Niech same poznają i świat doceniają. Pozdrowienia :)
    1 punkt
  41. @Wiesław J.K. Serdecznie dziękuję i pozdrawiam:-)))) @Tectosmith Uwielbiam " niepoprawny" pozytywizm:-) Dziękuję serdecznie i miłego wieczoru:-) @viola arvensis Bardzo lubię " zawiewać" innym radością. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny:-) @duszka Dziękuję serdecznie i pozdrawiam:-) @Nostalgi.Nemo Oczywiście, że jest to aktualne. Musi tylko działać w trójcy z Nadzieją i Wiarą. Dziękuję i pozdrawiam! @Rafael Marius Miło mi, że się spodobało:-) Dziękuję bardzo i pozdrawiam!!! @SpArki Serdeczne "dziękuję" i miłego wieczoru:-)))
    1 punkt
  42. @viola arvensis Każdy z nas przecież wyjdzie... Spoko, spoko...
    1 punkt
  43. @beny7777 Życie jest nieprzewidywane... bywa neurotoksyczne...
    1 punkt
  44. No wiesz, kobieta to pracuje w domu, sprząta, prasuje, gotuje, robi zakupy, wychowuje dzieci, nawet są wyliczenia pracy na etacie w domu:) https://kadry.infor.pl/kadry/wynagrodzenia/5713733,praca-kobiety-w-domu-wyceniona-na-milion-zlotych.html
    1 punkt
  45. @Łukasz Jasiński Jego czasy, nasze czasy, czy aby nie podlizujesz się kalendarzowi?
    1 punkt
  46. @Łukasz Jasiński Bezwzględnie trzeba się wspomagać nauką, a więc tym co inni zrobili za nas.
    1 punkt
  47. @iwonaroma wyrywamy :) dziękuję za spostrzegawczość :) @Leszczym dzięki za serducho
    1 punkt
  48. @Monia naprawione!
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...