Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.03.2023 w Odpowiedzi

  1. Między wdechem i wydechem postawię nasz dom Szeroko otworzę słońcem haftowane okiennice Wierszem cię przywołam - pieśnią śmiałą Słowami namaluję nasze wspólne życie Duch mój w bezmiary ujęty czekać będzie Aż wyrwiesz go z omdlenia serca porywem By nadać formę myślom ulotnym Nietkniętych dotąd ni prozą ni rymem W porannej rosie obmyję twoje ciało Wleję nań wiatru ciepłe podmuchy I w błękitności świetlnej staniesz Niepomny żeś ślepy był i głuchy W dłoń ujmiesz pawie pióro dymiące kolorami Wszystkowidzące trzecie oko Co patrzy w cztery świata strony Jednakowo widzi kamień i złoto Ja zaś zaproszę Matkę Ziemię Strojną w dojrzałego zboża złociste kłosy Jej żyzne piersi oazą i schronieniem A kwiecie tchnieniem wplotło się we włosy Niebo rozświetli zorza jaśniejąca Bóg co niesie deszcze dla matki karmiącej Trudno Go zamknąć w przyciasnych słowach I spojrzeć w oczy jasne jak słońce A gdy brzemienna noc już nastanie Wyda owoce, każdy słodki i dojrzały Dla mojego i twojego miłowania I świata wszelkiej chwały Między wdechem i wydechem postawię też kropkę Co z impetem każde zdanie kończy Śmierć jak obietnica Że tylko ona mnie z tobą rozłączy
    9 punktów
  2. Zaschło mi w ustach… nie moją bajką Jest naturalizm, nieco uładzę Powiem, że sztylet przebił mi gardło Lot trzmiela ciszę, a pióro kartkę Możesz mnie spłoszyć byle podmuchem A jakże! Żywioł, przeciąg (o zgrozo) Może zwichrować wrażliwą duszę I z wątłych dłoni wytrącić słowo Ciszę uprzykrzyć – to utrapienie Zdaje się ciągle mi towarzyszyć Ni to zakrzyczeć, ni wyleźć z siebie… Wpełznąć do wnętrza, tam wszystko milczy
    8 punktów
  3. ach te znaki zapytania drążą ciszę mędrzec prawdę ukołysze i odpowie kiedy zechce nie rzucając słów na wiatr głupca lepiej już nie pytać powie to co chcesz usłyszeć on tak ma no, a cisza zapytana sama w sobie odpowiedzią sza
    6 punktów
  4. Że twoje sidła niczym precjoza Blaskiem jak ulał na nas leżały, A im ciaśniejsze - tym słodszy pożar W krwiobiegu głodnym ognia wzniecały, Żeśmy płodzili wspomnień demony, W gnieździe uwitym z ulotnej chwili, By, jak bękartom, odmówić domu, Gdyby, zziębnięte, do drzwi waliły, Przebacz, miłości nasza, a w zamian Za rozgrzeszenie wszelką nadzieję Na stos rzucimy - bez przekonania, Że mieć ją warto, gdy nie istniejesz.
    5 punktów
  5. mogła być miłość na kursie ruletki amerykańskiej falowały żetony wśród nich nasze spojrzenia wykręciłeś zły numer ja zostałam – ciebie zwolnili bez ostrzeżenia
    4 punkty
  6. marcowy chłód zawiązek listeczka nabrzmiewa odwagą
    4 punkty
  7. Auto naprawić nie problem są warsztaty mechanicy Popsute życie to już problem na kanale go nie naprawisz Zbyt delikatne skomplikowane posiada dusze kluczem jej nie dokręcisz Więc uważaj nie podstawiaj mu nogi - nie kalecz byle czym doceń je - żyj
    4 punkty
  8. chcę znaleźć miłość co mam w naturze słońce zza chmur mnie swym urokiem nęci stawia natura w trawach gąszczu róże poezję wstrzyknęła wena na piórze ciszy zamęt wicher przegnał ku niepamięci jakie mi da chęć wejścia w las podróże razem bez śladów zmierzamy poeci przeklęci przez cmentarze pustynie kałuże nie takie tworzyliśmy po za szpitalem rzeczy gdzie zostały poniesione chwały górze dolinie urodzaju i oczom śmierci na siłę pod skos interpretacją rozpięci swoje włosy roztargane w Ganges zanurzę stawia natura w trawach róże nie takie w szpitalach działy się rzeczy Klaudia Gasztold
    4 punkty
  9. nierozsądnie wybujałym marzeniom rozsądku nie przywróci zabujanie na amen
    3 punkty
  10. Znikamy jak Fale w oceanie I rozpływamy się Jak pył na wietrze Nie wiemy co będzie Dla nas lepsze Mrok czy światło? A odpowiedzi uciekają I nie jest wcale łatwo...
    3 punkty
  11. Siewnik nie sieje brona rdzewieje pług odwracalny skopany. Bruzd po głęboszu i białych koszul już nie potrzeba. Przerwany system drenarki brakuje siarki nie pada kwaśny kapuśniak. Pasek się zrywa kombajn na niwach w obcych krainach na służbach. Wolny najmita – bido mi witaj! Gnój u sąsiada wyrzucam. Zębami zgrzytam i mówię: - iii tam! Chleba nie niosę w dożynkach.
    3 punkty
  12. Jan, lecząc katar w Qatarze, tkwił z nosem miesiąc w naparze z alg i spirytusu. Jak drwią panie z ZUSu ‘w dość znośnym cierpiał wymiarze’. źródło: https://www.discoverqatar.qa/stopover-booking
    2 punkty
  13. Mszę odprawiono w intencji Kacpra, którego zwłoki wyłowiono miesiąc temu z morza, niedaleko kamienistej plaży na cyplu Kaitorete. Przyczyną zgonu było utonięcie, hipotermia, bądź jedno i drugie. W nabożeństwie wzięła udział prawie cała okoliczna Polonia, chociaż znało go tylko kilku. Po mszy zorganizowano w polskim klubie obok kościoła wyprzedaż jego rzeczy osobistych. Były wśród nich narty, deska surfingowa, kilka książek… Zebrane pieniądze zamierzano przekazać jego rodzinie w Polsce, a zawieźć je miała narzeczona Kacpra, Oliwia, która zaprosiła go tutaj na wakacje. Zwlekała z wyjazdem, bo brakowało jej odwagi spojrzeć jego rodzicom w oczy, a jeszcze bardziej pokazać to, co schowała na dnie torebki: wycinek z lokalnej gazety z krótkim artykułem na temat tego wypadku. Przetłumaczyła na język polski cały tekst, z wyjątkiem nazwy plaży, dla której nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. O tym tragicznym zdarzeniu dawno przestałbym myśleć, gdyby nie obserwacje poczynione pewnego słonecznego, kwietniowego popołudnia. Wracałem z Marią do domu po całodniowej wycieczce do Akaroa. Wyjazd się opłacił, bo to co zobaczyliśmy przeszło wszelkie oczekiwania: malownicza miejscowość u wylotu największego fiordu, rzeźbionego przez miliony lat erupcją lawy z wulkanów na skalistym półwyspie; kolorowe domki o francuskiej architekturze wytyczające kierunek ulicom o nazwach nadanych przez pierwszych osadników: Rue Lavaud, Rue Benoit, … Cichy port, w którym kołyszą się uśpione łodzie, a jedynym odgłosem życia jest pisk mew i pobrzękiwanie lin o maszty żaglówek na przystani. W drodze powrotnej poprosiłem Briana, żeby zatrzymał samochód wysoko w górach, skąd ostatni raz mogłem popatrzeć na przytulone do brzegu zatoki miasteczko. Maria była w siódmym miesiącu i zanim ruszyliśmy w dalszą drogę uchwyciłem na kliszy wyraźną wypukłość pod bluzką, nie odwracając jej uwagi od panoramy, po której chwilę później nie było już śladu. Zjeżdżając krętą drogą, minęliśmy jezioro Forsyth i po pół godzinie dotarliśmy do nasady cypla, oddzielającego od oceanu o wiele większe jezioro Ellesmere. Byłem ciekaw, czemu tamtejsza plaża zawdzięcza nazwę i namówiłem Briana, żeby zboczył z głównej szosy. Początkowo sprzeciwił się mojej propozycji, ale kiedy powiedziałem mu, że niedaleko stąd utonął niedawno polski turysta, poczuł się równie zaintrygowany i nie miał nic przeciwko wydłużeniu trasy. Zaparkował auto na końcu polnej drogi, skąd wąską ścieżką doszliśmy do brzegu morza. Osłoniłem dłonią oczy i rozejrzałem się dookoła: zachodnia część plaży, znad której wciąż przyświecało słońce, ciągnęła się błękitną linią, aż po horyzont. Drugi koniec dotykał klifu, zwisającego stromo nad morzem. Od skał biło chłodem rozpylonej na wietrze morskiej piany. Woda kotłowała się w dole jak w pralce — pływać w niej to szaleństwo. Sam brzeg miał w sobie coś nieprzyjaznego: gdzie okiem sięgnąć zalegały kamienie, ułożone warstwami na głębokość metra, niewzruszone upływem czasu i milczące — szare jak popiół, gdy przyschły na słońcu, ale w czasie przypływu lśniące tysiącem barw. Maria podniosła leżący u jej stóp, a wtedy w jego miejscu natychmiast wyrósł następny. Plaża wyglądała wszędzie tak samo: szeroka, płaska, monotonna, jak dno wyschniętego jeziora. Usiadłem na kamieniach, na których wcześniej rozłożyłem bawełnianą bluzę, Maria usiadła obok mnie. Brian ściągnął klapki i zajął się przeszukiwaniem kamyczków nieopodal — widocznie czuł się nieswojo, kiedy rozmawialiśmy przy nim po polsku. Sięgał po nowe kamyki, wyrzucał te co trzymał w rękach. Patrząc jak uskakuje przed spienionym brzeżkiem fal, aby nie zamoczyć nogawek, usiłowałem cofnąć czas… Grudzień, niedługo przed świętami. Wiatr zmienił kierunek, przynosząc cieplejsze powietrze. Kacper i Oliwia musieli jechać tą samą drogą, choć nie sądzę, żeby wiedzieli o istnieniu tego miejsca. Może dokuczał im upał i w ostatniej chwili zdecydowali się szukać ochłody na plaży. Cokolwiek skłoniło ich do postoju, nie ujawniło znaków ostrzegawczych o czyhającej katastrofie. Łagodne wzgórza ukazywały podróżnym to samo co zwykle: kity płowych traw na tle bezchmurnego nieba. Wysiedli z samochodu nie obarczeni zbytecznym bagażem, a znajomych poprosili, żeby ich podebrać w powrotnej drodze. Odtąd byli zdani wyłącznie na siebie, lecz co to oznacza w praktyce stało się jasne, dopiero gdy było już za późno na ratunek. Pierwsze co rzuciło się im w oczy to potężne, szerokie na kilometr grzywacze, pchane niczym zwały lodu wiatrem z Antarktyki. W takich warunkach nikt nie jest dobrym pływakiem, zwłaszcza jeśli dobry pływak traci głowę. Był to ich pierwszy wspólny pobyt na plaży i nigdy przedtem nie czuł się tak podekscytowany: jakiś impuls ciągnął go ku wodzie, jakby był nie sobą, ale piaskiem, muszelką, kawałkiem suchego drewna wyrzuconym przez fale. Oliwia nie miała ochoty na kąpiel, a mimo to nie powstrzymała go. Ten sam instynkt, który ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem, budził potrzebę przykładów męstwa. To jej kobiecość pragnęła widzieć go rozebranego, podziwiać w słońcu jego mięśnie, szerokie ramiona, wyrobione pośladki. Przypuszczalnie rozebrał się przy niej do naga, bo gdy go wyłowili, nie miał na sobie niczego. Tym szybciej uszło z niego życie. Woda mogła mieć najwyżej czternaście stopni i to tylko blisko brzegu, tam gdzie załamują się fale, gdzie dał nura, szorując brzuchem po kamieniach, bo nieco wyżej wściekłe bałwany połamałyby mu kości. Płynąc pod wodą, przedarł się przez pierwszą barierę fal, potem następną… Nie zatrzymał się, żeby zbadać dno, sprawdzić siłę i bieg prądu. Fale w tym miejscu napierały na plażę z olbrzymim impetem, zmuszając wodę do odpływu ruchem okrężnym, równolegle do linii brzegowej, ale jego umysł zaprzątnięty był czymś innym: myślał o swojej dziewczynie, obserwującej go z brzegu. Jednym szybkim ruchem uniknął zderzenia z kędzierzawą falą, wynurzył bokiem usta, aby zaczerpnąć powietrza, wzmógł pracę rąk, jakby walczył o największą nagrodę: zdobyć jej aprobatę. Gdy odpływał coraz dalej, patrzyła za nim i myślała jakim wspaniałym mężczyzną byłby dla niej — ojcem jej dzieci, kimś kto się nią zaopiekuje w późnym wieku… A może po prostu cieszyła się chłodną bryzą i nie myślała o niczym więcej. Brian skończył zbierać kamyczki i patrzył na nas zniecierpliwiony, jakby chciał już wracać. — Na co ci tyle? — Nie wiem, może podsypię pod kaktusy w ogrodzie. Siadł za kierownicą, ja obok niego, Maria z tyłu. Wyjęła znaleziony kamień i znowu mu się przyglądała. — Myślisz, że to kamień szlachetny? Opowiedziałem, że to bezwartościowy kamulec i żeby go wyrzuciła. Słońce się skryło za górską krawędzią, a po chwili szosę i okoliczne pastwiska okrył mrok. Brian włączył światła, w których pobocze drogi rozbłysło znacznikami: żółtymi po naszej stronie, czerwonymi po przeciwnej. Jak wcześnie odkrył, że zdradliwa woda wciąga go w morze? Prawdopodobnie stracił zimną krew i zmagał się z żywiołem, zamiast dać się ponieść fali, by wyrzuciła go na brzeg gdzieś dalej, a tak szarpał się bezskutecznie i niepotrzebnie tracił siły. A ona, kiedy się zorientowała, że morze jej go wydziera? Gdy pobiegła wzywać pomocy, wciąż walczył z wirem, choć był daleko od brzegu, coraz dalej. Zrozpaczona dobiegła do głównej drogi, zatrzymała pierwszy samochód, dojechała nim do pobliskiej osady, skąd zaalarmowała przybrzeżną straż. Bezcenny czas uciekał prędzej, niż się jej zdawało. Kiedy na czele gromady gapiów wróciła na plażę, jakimś cudem wciąż się utrzymywał na powierzchni. Pomachała mu ręką, żeby się nie poddawał, pomoc jest w drodze, lecz on chyba jej nie widział. Walczył ostatkiem sił, by móc oddychać i zachować odrobinę ciepła, podczas gdy ona się modliła, żeby helikopter nadleciał jak najprędzej, ale nim się to stało, jej chłopak zniknął pośród fal. Wyczerpany i sztywny, uległ siłom oceanu. Słona woda zdławiła ostatni krzyk, ustami wychodziła piana i bąbelki powietrza, drgawki przebiegały przez ciało, które prężyło się jeszcze chwilę, zmuszając płuca do daremnych wdechów, słabnących szybko, aż nastąpił krótki wstrząs, po którym ustało bicie serca. Czy jasność umysłu zachował do samego końca? A jeśli tak, czy myślał o niej? Był późny wieczór, kiedy zajechaliśmy do domu. Zaprosiliśmy Briana na herbatę i ciasteczko, ale nic więcej, żeby nie siedział, jak ostatnim razem, do białego ranka. Po jego wyjściu, położyłem się z Marią w łóżku. Sypialnię obok zajmowała moja matka, a ostatnią siostra. Ta ciasnota dokuczała nam coraz bardziej, ale jak na razie, nic na to nie mogłem poradzić. Gdy urodzi się dziecko, trzeba będzie wypłynąć w morze, zostawić Marii więcej miejsca. Nazajutrz przyjechał Jacek zabrać Marię do szkółki dla polskich dzieci, którą urządził w swoim domu. Maria nauczała w niej dwa razy w tygodniu. Jacek z zawodu był jubilerem i prowadził własny sklep w centrum miasta. Ledwie zdążył się przywitać i usiąść przy stole, Maria pokazała mu kamień. — Gdzie to znalazłaś? — Na plaży w Birdlings Flat. — Tam gdzie zginął Kacper? — Tak, tam — przytaknęła Maria. — Powiedz, czemu ta plaża tak się nazywa? Jacek popatrzył na nią zaskoczony. Nikt przedtem nie pytał go o to. — Bo na skałach wykluwają się pisklęta. Większość ginie w morzu. Ratują się tylko te, które nauczą się fruwać na czas. Założył okular i wyceniał wartość kamienia. — Agat oczkowy, ciekawy kształt pierścienia, środek trochę rozmazany… — Ile można za niego dostać? — Maria wstrzymała oddech. — Na pierścionek się nie nadaje — odparł Jacek. — Może jakiś wisiorek, ale nie sądzę, żebym mógł to odsprzedać z zyskiem. Oddał kamień Marii. — Ładny jest, trzymaj go na pamiątkę. Maria miała inny pomysł. Pojechała na cmentarz, odszukała świeżo wykopaną mogiłę i położyła na niej kamień. Leży tam do dziś.
    2 punkty
  14. W skarpetach i sandałach, gdyś przyszedł już cię chciałam niezguła z siatą biedry, w której trzymałeś getry, koszulkę przepoconą, wiedziałam – będę żoną mój fanie Fify demo z traktorem A.Romeo Lubię ci się przyglądać, słuchać o twych poglądach o woskowinie w uszach, tak bardzo mnie poruszasz paproszkach w twym pępuszku, gdy szepczesz – powyłuskuj dla ciebie gwiazdkę z nieba, pół świni, bochen chleba A gdy w gumiakach człapiesz, serce mi w górę skacze gdy bekasz, pierdzisz, siorbiesz, ochotę mam na orgię mój misiu, mój tłuścioszku, mój byczku, mój pieszczoszku twardzielu, jakich mało, niewielu was zostało Leniwych, zapuszczonych, zazdrosnych o swe żony jak witam się z sąsiadem, ty wszczynasz już tyradę przecież cię nie opuszczę, kochany tyś mi bluszczem rosiczką, dzbanecznikiem i trutniem, drapieżnikiem Już, ściągaj kalesony i przyjdź w ramiona żony dziś mnie nie boli głowa, czas więc nocnych miłowań dzióbku, macho, ogierze, nikt jak ty mnie nie bierze po ciemku, w dwie minuty lub w pół, gdyś jest napruty Jesteś moim mężczyzną, dla ciebie zrobię wszystko nie doznam szczytowania, choć rozkosz oszałamia wybrałam cię i basta, żaden ci nie dorasta tyś w swym rodzaju jeden – myjesz po sobie sedes! ___ 10.03. obchodzimy Dzień Mężczyzny❤
    2 punkty
  15. I świat i kraj i realia i czasy i czas i też on / ona wiem, że gryzą cię doprawdy skutecznie I ktoś i coś i niecała reszta momentami dogryza mocno tak, że nie potrafisz czegoś rozgryźć czasem ci nie wychodzi odgryzanie A teraz sobie myślę (bo jestem) że najwyższy już czas się otrząsnąć i wstać z rana w wyzbyciu się roztrząsania Warszawa – Stegny, 10.03.2023r.
    2 punkty
  16. do ciebie się spieszę czy się tobą kiedyś nacieszę a może później powiemy że pomyłką było to co się w nas spełniło jest tak miło aby nas licho nie pogubiło 3.2023 andrew
    2 punkty
  17. @Tectosmith Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @Marek.zak1 Nie znam tej bajki chyba. Mogę poprosić o tytuł? Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @violetta Kobiety też bywają zapuszczone. To po pierwsze. A po drugie, ktoś pracujący dla majstra nie jest gorszy od ciebie. Szanuj ludzi pracy fizycznej, bo bez nich nic byś nie miała. Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @Kwiatuszek Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @Rafael Marius Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 (Chciałam napisać inny komentarz, ale jeszcze jakaś burza, by się napatoczyła, więc przesyłam tylko uśmiech.) * @iwonaroma Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @Leszczym Tak są tacy mężczyźni, ale i są również podobne kobiety. A ten z wiersza jest wyjątkowy😃 Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @jan_komułzykant Ale kobiety nie są idealne. Dlaczego mężczyźni zdradzają żony? Bo przestały być tymi pięknymi, szczupłymi dziewczętami. Nie ma powodu do wstydu, bo My i Wy, nie różnimy się tak bardzo od siebie. Muszę napisać Odę do baby😁 Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂 * @koralinek Bardzo dziękuję za czytanie i przychylność. Pozdrawiam serdecznie 🙂
    2 punkty
  18. @Starzec nie tylko głupcy mówią co chcemy usłyszeć...dużo częściej kłamcy i manipulatorzy, ewentualnie tchórze 🤔 Tak przynajmniej myślę. Pozdrawiam serdecznie
    2 punkty
  19. Licho nie śpi nawet najprzemożniej i wyśmienicie nielicho. A gdy mówię mu dobranoc, licho idzie w ilość i co jak co, kto jak kto, ale wcale nie zasypia. Warszawa – Stegny, 12.03.2023r.
    2 punkty
  20. ja to za mało wraz z twoja śmiercią odbierają mi życie niesiesz mnie na barkach jak owieczkę na rzeź pozwól mi tętnić i bić się za nas dwoje zaproś do tanga nie zjadaj już wiecej rozumów wystarczasz sam sobie
    1 punkt
  21. Stoję w progu. Omiata mnie chłód mrocznego korytarza. Uderza w twarz cuchnący odór nadciągającej maszkary. Przeciska się z wielkim trudem, jak przez rodny kanał wielkiej wiedźmy opuchnięta, zdeformowana osobliwość. Zostawia za sobą krwawe smugi, ropne wydzieliny, kał. Coś się rodzi, coś, co jest już od dawna martwe i przeszyte zgnilizną rozkładu. Coś, co wydziela trupi odór wprost z dennych pokładów piekielnych czeluści. Coś się rodzi, rycząc od samego początku w spazmie agonii. Bez jakiejkolwiek szansy. Skazane na wieczne cierpienie. Żelbetonowe ściany przeciwatomowego bunkra kurczą się i rozszerzają. Pełne rdzawych nacieków, pęknięć, brunatnych narośli. Iskrzące się od chropowatego szumu straszliwego promieniowania nowotworowe guzy. Bezdenna otchłań absolutnego unicestwienia, deformacji, bólu. Gruz i pył. Pod stopami chrzęst potłuczonego szkła. Kwintesencja opuszczenia. Bezdenna otchłań mroku. Testy nuklearne z lat 50. XX w. Pozostałości radiacji odcisnęły swoje piętno. Jakieś porzucone sprzęty w półmroku. Stopione częściowo manekiny w nadpalonych garniturach, sukienkach… Biurka, blaszane regały z resztkami papierów, segregatorów. Unieruchomione szpule analogowych komputerów, opatulone zwisającą z nich perforowaną taśmą. Nieskończone plątawiska kabli, żeliwnych rur, w których coś wciąż bulgocze i łka, w których przepływa cuchnąca, czarna maź. Czas się zatrzymał. Przeklęty czas nieuleczalnej choroby. Czas śmierci. Nie mas ratunku. Nie ma i nigdy nie będzie. Stracone na zawsze. Rozsypane. Zrogowaciałe. Skamieniałe… Skorodowane trzęsawisko zatęchłej przeszłości. Jest cisza. I cisza, która trwa… I znowu daleki ryk. Niosący się cechem pogłos martwoty. Niosący się po labiryncie śmierci spazm agonii. Powiedz mi, Aloise, bo tak ci na imię, prawda? Powiedz, że to prawda… Powiedz mi. Milczenie. Ktoś, coś miał mi powiedzieć, lecz nic. Lecz jedynie piskliwy w uszach gorączkowy szum. Ktoś coś miał mi powiedzieć. Co? Znowu nic. Nic. I tylko wielkie nic. Omiatają mnie nagle obszary ciszy nagle zbudzonej. Omiatają mnie czarne skrzydła bezkresnej nocy. Lodowaty oddech. Czyj? Niczyj. Oddech z betonowej krypty, z której znowu wytryskują niezrozumiałe, ciche szepty. Jakieś mnisze kazania i modły. Szept mojej umarłej matki miesza się ze łkaniem i potokiem wypowiadanych bełkotliwie słów. Szept mojej matki unosi się pod sklepienia, stropy… Spójrz na mnie, matko. Nie jestem już człowiekiem, o, nie. Jestem truchłem rozsypującej się beznadziei. Musiałem się napić. Wypić do dna za zdrowie mistrza ceremonii, który spogląda na mnie z podziwem z ogromnego lustra, w powiewających, poszarpanych łachmanach. Zatem pełznę w kierunku czegoś, co nie istnieje albo istnieje jedynie w mojej wyobraźni. Docieram do zamkniętych, pokrytych korozją ciężkich, stalowych wrót z napisem: „Attention, radiation! Staying in this place poses a risk of cancer!”. Łaskoczą mnie zwisające z sufitu kable a pył szczypie w oczy i drapie w gardle. Coraz bardziej gromadzą się wokół mnie milczące szczegóły. Kołyszę się jak na huśtawce. Rozpościeram ręce, dotykając czyichś lodowatych ramion szeroko rozwartych jak grób. Jak grób mojej matki, posiniałej, zasuszonej, skamieniałej… Jak grób, w którym leży ułożona do wiecznego snu. Coraz głośniejszy szum, coraz większa wrzawa. Zwiększa się nieubłaganie, nasila jak tępy nowotworowy ból. Ból, który staje się nie do zniesienia, ból, który zabiera oddech i dusi swoją mocą krwiożerczych pazurów. Nie ma ratunku. Zwiększa się napastliwość ścian. A ja potykam się o szczeliny przerażenia. Krwiożerczy demon wyszarpuje jelita. Rozwleka je niczym pajęcze nici. Otwieram oczy. Leżę na wznak i wpatruję się w popękany sufit, zacieki. Promień słońca kładzie się ciepło i tkliwie na moim spoconym czole. Za otwartym na oścież oknem soczysta zieleń szeleszczących drzew, dębów, kasztanów… Za oknem gorące lato z płonącym błękitnym niebem. Za oknem rozgwar dnia. Za oknem płynąca rzeka życia. W uszach łomoczą jeszcze resztki nocnego toastu. Lecz cichną w rwącym potoku płynącej krwi. W szuraniu rozsuwanych krzeseł brzęk szkła i srebra, tupot i pierzchanie kroków. Rozglądam się, póki jeszcze można… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-03-13)
    1 punkt
  22. do wesela się zagoi codziennie rano zaczynam od nowa proces dochodzenia do siebie
    1 punkt
  23. ojej kobieta powinna jeść mężczyźnie z dłoni powtarzał aż spotkał tę której na dłoni ofiarował serce przyjęła zjadła
    1 punkt
  24. puste noce kiedyś po wsiach lepiej było jakoś tak po ludzku bardziej przy nieboszczyku bliscy wszystko robili nie jak teraz że lodówka i obce ludzie myją ubierają jak umarł lato było akurat i gorąc straszny trzeba było piasku nakopać i w izbie kopczyk usypać a wodą dla chłodu polać na którym leżał żeby z tego upału nie urósł stara kupczaczka ta zza drogi jak modlitwę mruczała z kąta: ziemia go wydała ziemia wykarmiła jego pot spijała i teraz go głaska by się mógł oswoić że w jej łono wraca że już zaraz w siebie weźmie go
    1 punkt
  25. infinity zen kamień tłukąc lustro wody budzi krąg kolorów krąg refleksów krąg okręgów który nie ma granic który nie ma granic który nie ma który nie który kt
    1 punkt
  26. piękne za nadobne nie odwróciłem się. wyciągnąłem ich za uszy z krzaków w których z łatką konfidentów skryci przed prawilnym okiem jarali wyszwędane lufki. później jeden pozwolił mi głodować bo mu się hajsy rozchodzą jak wypłaca z konta drugi nie pomoże z paleniem bo tak sobie postanowił. kto ma miękkie serce ten ma twardą dupę — mówili poza tym jeszcze żebym pisał o wszystkim
    1 punkt
  27. nic z tego co mam nie jest moje człowiek to wypożyczona dusza w garści skradzionych atomów niechciane emocje i cień poprzedniego śladu pordzewiałe szkielety żelaznych maszyn świata rozwieje wiatr wciskam się w szczelinę nie potrafię odkleić ust od twojego ciała dorwały nas likaony doznań i znaczą liniami opuszków zmieniłeś czas w obcej rzeczywistości płynie miodowozłotą strużką rozkoszy po obłęd ekstazy przytul twarz dotykaj jak po całym Wszechświecie zostaną po nas tylko fotony
    1 punkt
  28. tydzień mknie do czternastej w niedzielne popołudnie przytulania mi wtedy brak milczenia lub szczerej rozmowy koniecznie bez znieczulenia gdzieś po lewej rośnie dziura pcha po żebrach i rozpiera miłości mi wtedy brak takiej zwyczajnej i burej aż powieki nabiorą ciężkości
    1 punkt
  29. Ach słowa! W zdaniach misternie skleconych trzymacie się lichych przeciwników i równie mizernych kropek, choć wy same, takie dorodne - rubensowskie gracje. Jak brzytwy chwytacie się spacji i innych przestrzeni oddzielających was od siebie. Ach drogie wyrazy! Z umysłu wyławiane jesteście, niby z gara do talerza chochlą a czasem, o zgrozo, widelcem. Dwuznaczne, symboliczne, nieraz boleśnie dosłowne, szokująco dosadne, słowa prozaiczne ale i wzniosłe - własnym życiem jak indywiduum żyjecie, bez siodła, na oklep. Dzięki wam nic nie jest łatwe. W uproszczeniu występujecie - najczęściej pozornie, a rzadziej w przyrodzie. Najgorzej, gdy utrwalone na życia papierze, szarpiecie losy istot, co do nauki mowy były zmuszane i do pielęgnowania jej każdego dnia - uporu bezmiarem, nie bardzo tę sztukę opanowały niestety. Bo sztuka znajomości słów to jedno, a sztuka interpretacji to zupełnie co innego, poniekąd.
    1 punkt
  30. ... idźmy wobec tego.. za słońcem.. :)
    1 punkt
  31. ... ileż to można zmieścić... między wdechem a wydechem... dużo, bardzo dużo, co w powyższych wersach. Miło było przeczytać...
    1 punkt
  32. @Nata_Kruk Super ;)) Fajnie znów Cb tutaj widzieć ;))
    1 punkt
  33. @janofor taki jest obraz dzisiejszego świata... świetnie napisane, pozdrawiam :)
    1 punkt
  34. @Asia Rukmini Twój wiersz zachwyca, pozdrawiam :)
    1 punkt
  35. niestety czasem trzeba się zmagać z tym co atakuje z zewnątrz, czasem z wewnątrz... pytanie co gorsze? dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)
    1 punkt
  36. To bajeczka o zajączkach. Podsumowanie: Skoro już cię upatrzyła i uczuciem obdarzyła, miej w tej sprawie synku jasność. Ona chce cię mieć na własność.
    1 punkt
  37. @Asia Rukmini Gdy ludzie się kochają cała natura wokół nich cieszy się i przystraja w weselnej radości. Bóg zaś z nieba mruga zza chmury słonecznym okiem... znacząco.
    1 punkt
  38. Podobno ta prawdziwa miłość jest ponad czasem i życiem :-) Nie doświadczyłem, ale Twój wiersz sprawia, że zastanawiam się nad wysłaniem Tobie mojego C.V. ... Troszkę sobie żartuję :-) Bardzo ładny wierszyk. Nie mam się czego przyczepić. Pozdrawiam :-)
    1 punkt
  39. @kwintesencja Super! Bardzo płynnie i obrazowo. Przy drugim czytaniu czułem się jakbym oglądał opowieść. Cieszy mnie, że to Utrapienie jednak nie dało rady zakłócić Twojej twórczości. Pozdrawiam serdecznie.
    1 punkt
  40. @Asia Rukmini Bardzo Ci dziękuję. Cieszę się, że wiersz się spodobał :-)
    1 punkt
  41. Myślę, że błędy w zakresie rodzicielstwa niestety się zdarzają. Toksyczny rodzic nie rozmawia z dzieckiem o błędach, bo w jego mniemaniu takowych nie popełnia... Niemniej jednak traumy trzeba przerobić i z nich wyjść. Znam ludzi, którzy na traumach z dzieciństwa zbudowali swój świat i są pełni żalu. Pozdrawiam (wracam po chorobie) :)
    1 punkt
  42. fiołki przestały błyszczeć kolorem fioletu niebo pociemniało razem z kwiatami zabrałeś mi siebie dziś jesteśmy bólem rozdarci choć niebo jest już w błękicie a fiołki nasycone fioletem
    1 punkt
  43. @iwonaroma Sprytnie wymyśliłaś. Gdy zrobi się cieplej stanie jeszcze odważniejszy.
    1 punkt
  44. @ais Miło, że pochwały są zbiorowe. Dziękuję serdecznie.
    1 punkt
  45. Może i wiersz ironiczny, ale takie osoby jak ta pani też się spotykało kiedyś. To prawda niewielu zostało. A swoją drogą akceptujących kobiet też niewiele. A ta z wiersza to właśnie taka... w sam raz prezent na dzień mężczyzn.
    1 punkt
  46. Nie wierzę w duszę, tylko w te skradzione atomy, które prędzej czy później trzeba będzie oddać. ♻️
    1 punkt
  47. Normalny może się pochwalić, że mu nie odstaje w żadną stronę. 👌 Celem natury jest produkowanie normalnych egzemplarzy; karzełki i wielkoludy są wybrykiem, wypadkiem przy pracy. 😊
    1 punkt
  48. @Natuskaa dzięki za wspominki. Kiedyś wszystko było bliżej. Człowieka ;]
    1 punkt
  49. Narysowałeś niepokojący obraz pozornej wolności. Pozdrawiam.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...