Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 15.08.2022 w Odpowiedzi

  1. dorosłość to gdy nie czujesz siebie a cierpienie świętem nakazanym zaobrączkowane dłonie ich samotne serca oddzielone zwałami żółtego tłuszczu krzykami dzieci co się stało z ludźmi dwa podbrzusza kalafior ud czy to trwanie z koleżanką depresją i przyjacielem Hashimoto życia nie ma samobójstwo z opóźnionym zapłonem
    4 punkty
  2. miłość smakuje jak chleb jest poezją miłość to świat wzruszeń oraz nadziei i łez miłość to dar nie marnuj go on nie boli miłość to potęga to wspaniałość szacunek miłość to nie żart tylko prawda nocy i dnia
    4 punkty
  3. pewna emerytka z gminy Boguchwała w półmaratonie dziś wystartowała zapięła na kolanie ortezkę wróciła cała tylko protezkę wypluła gdzieś po drodze bo uwierała (prawda to...tylko miejscowość nie ta)
    3 punkty
  4. - A wy, moi padawani? Co z wami? - Pierwszy Mistrz Jedi i Pierwszy Lord Sith w jednej osobie zwrócił się do Soi i Mila. Jak wiemy, również przyglądających się działaniu krakena i jego następstwom. Lub, jak wolisz, mój Czytelniku, uczestniczących w nauce, udzielanej załodze okrętu, chcącej zatopić Nautilusa. - Oglądacie. Słuchacie. Dobrze. Myślicie. Doskonale. Ale co waszymi wnioskami? - Zastanawiam się, Mistrzu - z wahaniem zaczęła Soa - czy nie postąpiłeś... hm... zbyt zdecydowanie. Nie mogę powiedzieć, że okrutnie, bowiem oni wszyscy żyją. Ale sam przyznasz, że najedli się sporo strachu. - Zbyt zdecydowanie, powiadasz. Mm. - Mistrz Jezus zrobił minę, która im obojgu po raz następny skojarzyła się z Mistrzem Yodą. - Tak, jeden z moich pierwszych padawanów ode mnie ją przejął. Przypomnę ci, że wcześniej upominałem każdego z nich w najrozmaitszych sytuacjach: na lądzie i na morzu. Na różne sposoby, przeważnie łagodniejsze. Jak dotąd, niewielu z nich zaczęło zastanawiać się nad własnym życiem i postępowaniem. Wiesz, którzy zaczęli, bo przecież patrzyłaś uważnie. Stąd taka właśnie, a nie inna lekcja. Zdecydowana, by użyć twojego określenia. Chcesz zapytać, czy cel uświęca środki, jak głosił i postulował jeden z moich uczniów, drogi Niccolo Machiavelli?* A i owszem, uświęca. Czasami. To jedna z takich sytuacji. - Ależ Mistrzu... - Soa usiłowała zaprotestować. - Czasami uświęca - Jezus kontynuował naukę z uśmiechem, dawszy Soi czas na wypowiedzenie tylko dwóch słów. - Ale aby naprawdę wiedzieć, kiedy można - albo wręcz trzeba - przekroczyć granice tak zwanej moralności, należy dysponować wiedzą duchową na odpowiednim poziomie. Trzeba wiedzieć, że żyjemy wiecznie. Że te same dusze wcielają się setki, ba - tysiące razy - na drodze swojego rozwoju. Że żyją w różnych bytach: nie tylko w ludziach, czy materialnych istotach z innych wymiarów. Ale również w roślinach i zwierzętach. W stworzeniach takich, jak skały czy kamienie również. I w dziełach technologii, jak domy, zamki czy statki.** Włącznie z tym, który dopiero co spoczął na dnie - odpowiedział na myśl Mila. - Należy pamiętać - podjął Pierwszy Jedi i Pierwszy Sith - o odpowiedzialności, która przenosi się z wcielenia na wcielenie. O energetycznej równowadze. Gdy naruszyłaś ją w poprzedniej inkarnacji, lub w poprzednich, musisz przywrócić równowagę. W praktyce najczęściej oznacza to, że jeśli skrzywdziłaś kiedyś kogoś, ten ktoś prędzej czy później spotka cię. I skrzywdzi odpowiednio do doznanej krzywdy. - Dlatego powtarzam: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". I z drugiej strony patrząc: "Cokolwiek chcielibyście żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie".*** Powtarzam też to, co w równoległym świecie pewnego razu - i to najzupełniej słusznie - stwierdził uczeń mojego wychowanka. Obaj byli związani z pewną szkołą. Soa: kojarzysz już, z jaką? I co to za stwierdzenie? - Ja wiem, Mistrzu - Mil uniósł prawą dłoń. - Wiem, że wiesz uczniu - odparł Jezus. Ale pytam Soę. Spojrzał na nią powtórnie. Uśmiechnął się. Naturalnie. Bez lekkomęskiej wyższości. - Znów ci się marzy seks ze mną - odpowiedział myślą na jej pragnienia. I znów powiem ci, że nic z tego, póki za mnie nie wyjdziesz. Odwróciła głowę, by Mil nie dostrzegł jej zmieszania. - Mistrzu, szkołą tą był Hogwart. Mówiłeś o Dumbledorze, Voldemorcie i jego zasadzie: "Nie ma dobra i zła".**** Ale... - znów zaoponowała. - Nie ma dobra i zła - powtórzył Jezus. - Tom Riddle miał rację, podobnie jak Darth Sidious, gdy powiedział: "Dobro to punkt widzenia"*****. Mało co jest białe albo czarne. Włącznie z Bogiem jako mną. Przecież to, co nazywacie złem, pochodzi ode mnie. Jestem Wszechświatem. Wszystko, co w nim istnieje i wydarza się, pochodzi ode mnie. Istnieje i dzieje się przeze mnie i we mnie. A cząstka mojego światła, Lucyfer? Tak zwane chrześcijaństwo nazwało go diabłem. Ale czy nawet upadły anioł mógł stać się do końca zły? A może wypełnia misję, którą ode mnie otrzymał i którą zaakceptował? - Misję od ciebie, Mistrzu? - Soa spojrzała zdziwiona jeszcze bardziej. - Ano ode mnie - przytaknął Przedwieczny i Teraźniejszy. - A od kogóżby innego? Misję pomocy duszom w rozwoju na drodze ku światłu. Cdn. Nawiązuję kolejno do: * filozofii Niccolo Machiavelli'ego, . ** "Robinsona Crusoe" Daniela Defoe, *** Tak zwanej Ewangelii według oświeconego Mateusza, **** powieści J.K. Rowling "Harry Potter i kamień filozoficzny", ***** "Zemsty Sithów", Epizodu III "Gwiezdnych Wojen". Voorhout, 15.08.2022
    2 punkty
  5. Wolność rozkuła nam rozumy, patrz, mogę wszystko co pragnę, mentalność słowiańska została, myśl porysana przez wieki. A skrzydła innych na uwięzi, genetycznie świat daleki, co nam mocno na mózg uwiera, chyba wielkości fragmenty. Czemu nie jesteśmy bogaci, a sąsiedzi w ciszy mogą, czyżby bezwzględna konsekwencja i żelazna dyscyplina? Polsko, obijana przez cynizm, strach się nad tobą nachyla, gdzie Średniowiecze, twoja siła... nie masz za sobą nikogo. Mała jesteś, a wielka... nasza - rozmawiajmy o przyszłości, dlaczego inni mają pewność, czego nam samym potrzeba. Kiedyś Hitler, Stalin... no właśnie, pociąg apiat się rozpędza, kierunek zawsze wschód-zachód, zdawać by się mogło... swojscy. Sami im dajemy amunicję, mdła elita miasteczkowa, oni wiedzą lepiej - uczeni, roztyci lekkim żywotem. Śnią im się dawne proszlacheckie, rubensowskie czasy złote, został na stołecznej ławeczce, za dwa euro marny browar. Zwyciężaliśmy pod Cedynią, pytam zatem - co dalej? Grunwald wskazał właściwą drogę, powiesz, dzisiaj nie możemy. Obiliśmy Turka pod Wiedniem, aż z popiołów zstąpił Feniks, a na końcu bitwa Warszawska... znowu narodowy alert! "Amor patriae nostra lex".
    2 punkty
  6. z monetą dwie chwiejne nogi pod nim a w oczach niebo
    2 punkty
  7. zaczęło się w oczach turkus rozbił smętki niebieskiego miałam sukienkę w panterkę i opal na skórze przegubów wśród słów bywają różne twoje mnie uniosły stałam się żywa płonął bałwan z chrustu piję więcej niż połowę zamilczam parszywą walkę niekanonicznych dni kocham cię małe okienka światła kropelki ciepła czasem otchłań morza miłości między moimi twoje palce kwitną ustami gorące twarze rozkosz kąpieli zmysłów srebro złotych pieszczot bez ciebie jestem w stanie skrajnie krytycznym
    2 punkty
  8. A jak już zadasz się ze specami wpływu (jest ich całkiem dużo i to różnych) i oni każą ci wszystko zmienić i wszystko poprawić (choć sami doprawdy nie wiedzą co i jak i wcale nie są od ciebie lepsi) przemyśl spokojnie. Jeśli tylko wyznaczą ci żywot od linijki (prostej żeby nie było) usiądź kiedyś na kanapie. I obudź w sobie pozytywnego chuligana, bo to może być jedyna lub jedna z ostatnich dróg ku twojej radości. Pamiętaj proszę, że w ostatecznym rozrachunku tutaj o szczęście i radość nam się rozchodzi. Wiem o tyle co piszę, że też niekiedy dałem się zwieść i zwodniczo okłamać ideami, do których po pierwsze, nie pasowałem ni w ząb, a po drugie, których nijak nie szło zrealizować. Warszawa – Stegny, 15.08.2022r.
    2 punkty
  9. Święta Matka Boża ZIELNA różnie nam się objawiasz NMB codziennie ale dziś w Twoje Święto Zielne widzę Cię na polach wśród kłosów pszenicy żyta prosa... na łąkach wśród kwiatów maków błwatków dziewanny dzwonków... zawsze jesteś blisko nas wyglądasz pięknie wspaniale jesteś prawdziwą KRÓLOWĄ nigdy o nas nie zapominasz oczekujesz nas w niebie dziękujemy CI NMB ufamy TOBIE 8.22 andrew Wniebowstąpienie NMB Zielnej
    2 punkty
  10. oddechem omiatasz pierś kładąc się na płatkach a ja na twojej skórze w nocy będę deszczem łaknij mojej wilgoci
    2 punkty
  11. nie pastw się nad słowem krótką fraszkę opowiem wnet nie masz w sobie nienawiści miłości przeciwstawia się strach bać się czy kochać pojmij wtem postaw na cokolwiek... ... bliższe sercu
    2 punkty
  12. o jedną plamkę chodziło w obrazie – potrzebna była paleta
    2 punkty
  13. Każdego ranka, oczekując na przyspieszony serwis do dworca centralnego, obserwowałem dwójkę ochroniarzy stojących na przeciwległym peronie: jeden był niski, brzuchaty i łysy; drugi wysoki i mocno wysuszony, za to z bujną czupryną. Nie znałem ich imion, ani żadnych innych szczegółów, więc pozwoliłem wyobraźni stworzyć ich postacie na podobieństwo tego, co widziałem, tak jak na blogu ludzie wymyślają szablony, widżety i motywy. Zapamiętałem ich jako Gus i Harry, lecz gdyby komuś te imiona nie pasowały, mogę z chęcią je zmienić. Gus był nieśmiały i nadrabiał ten niedostatek nadmierną gadatliwością. Jednak Harry nigdy na to nie narzekał, jako że sam był małomówny, chociaż z zupełnie innego powodu. — Zróbmy tak: Pójdziemy schodami na dwójkę, bo jedynka cała zawalona trzodą. Od strony miasta, bo tam jest teraz trochę słońca. Dopijemy kawę, pogadamy, a później przejdziemy na drugi koniec peronu. OK? — Yup. — Nie lubię tu wystawać, bo może nas ktoś zaczepić, zapytać o pociąg… Poza tym jest mi tu zimno, a nie chcę się przeziębić. — Yup. Gus i Harry przeszli bez pośpiechu na wschodni koniec peronu numer 2. Faktycznie, o tej porze ten peron był pusty, bo obsługiwał pociągi jadące w kierunku Gór Błękitnych, dokąd jechać w poniedziałkowy poranek nikomu nie wypadało. Po południu role peronów się odwrócą i nietrudno odgadnąć, na którym peronie nasi bohaterowie będą dopijać kawę. — Harry, czy słyszałeś o tym nowym rozporządzeniu? — Nope. — Jakiś baran w dyrekcji wpadł na idiotyczny pomysł, żeby w przerwach między komunikatami puszczać muzykę. Harry nie zareagował, wobec tego Gus odczekał chwilę, żeby dać mu czas na przetrawienie tej nowiny. — A może ty myślisz, że to jednak jest dobry pomysł? — Nope. — No, ja też myślę, że ten pomysł jest kompletnie poroniony. Ale tam w zarządzie nie mają pojęcia jak to jest dwanaście godzin chodzić po stacji i wysłuchiwać na okrągło tych samych komunikatów. Czy człowiek nie może mieć w pracy odrobiny spokoju? Harry nic nie odpowiedział, tylko mruknął coś pod nosem. — Zresztą, żeby puszczali muzykę dla ucha, jak 2DayFm albo MIX106.5, to niech im będzie, ale ABC Classic? Przecież tego nie da się słuchać! Mam rację? — Yup. — Najzabawniejsze jest to, że nawet ci w dyrekcji nie słuchają ABC Classic. Nikt tego nie słucha. Gdyby nie rządowe dotacje, to tę stację dawno już by zamknięto. Nie lubią, a jednak będą puszczać! A czy wiesz dlaczego, Harry? — Nope. — Ja też nie wiedziałem, nawet w tym rozporządzeniu nie ma na ten temat jednej wzmianki. Na szczęście mam znajomego w zarządzie, który mi wszystko wyłożył, czarne na białym. Powiedzieć ci? — Yup. — Otóż słuchaj, Harry… — Gus przerwał na moment, nie mogąc znaleźć właściwych słów. — Nie wypada mówić źle o miejscu, w którym pracujesz, ale choćby nie wiem ile cukru nasypać, to i tak nie osłodzimy cierpkiej prawdy, że ten dworzec, shopping mall i całe Blacktown to jest jedna wstrętna, zasrana dziura. Gus stanął niespodziewanie, spojrzał w dół na tory, jakby miał zamiar splunąć, po czym złapał Harry'ego za ramię. — Pamiętasz jak w zeszłym tygodniu obrobili sklep Deli, ten który prowadzi jeden Syngalez ze Sri Lanki? Jak oni ten sklep zwą… No wiesz, ten za parkingiem, koło pośredniaka? Harry potakująco kiwnął głową. — Dwóch gówniarzy, uzbrojeni, w biały dzień. A o tej kobiecie, która wychodziła z shoppingu i jakiś typek w kominiarce zagroził nożem, słyszałeś? — Yup. — Wiesz co powiedzieli jej później na policji? — Nope. — Powiedzieli, że nie powinna stawiać oporu. Powinna oddać torebkę, to wziąłby pieniądze, ale ją zostawił w spokoju. A tak wylądowała w szpitalu. Myślisz, że dobrze zrobiła? Harry znowu wymamrotał coś pod nosem, co trudno było uznać za jednoznaczną odpowiedź. — Masz rację, Harry: źle zrobiła. Ale z drugiej strony pomyśl tylko — gdyby tak żaden człowiek nie stawiał oporu, to taki zakapior mógłby molestować kogo zechce zupełnie bezkarnie: „Oddaj pieniądze, to ci nie poderżnę gardła”. Harry najwyraźniej nie był zainteresowany tymi wywodami. Jego uwagę przyciągnął mały ptaszek, który przycupnął na przewodzie sieci trakcyjnej nad torem. Przewód wciąż dygotał, bo przed chwilą przejechał tamtędy pociąg elektryczny. „Jak to jest, że prąd go nie poraził” — usiłował rozwiązać zagadkę Harry. Widząc zamyślenie na twarzy kolegi, Gus zwlekał przez moment, po czym rzekł cicho: — Wiem o czym myślisz, Harry: od takich spraw jest policja. I masz rację. Zawsze wiedziałem, że niegłupi z ciebie gość. Ale powiedz Harry, kiedy ostatni raz widziałeś policję na stacji w Blacktown? Harry nie wydał żadnego dźwięku, zahipnotyzowany widokiem malutkiego stworzenia, ocierającego dziobek o miedziany drut, jakby to była gałązka, z której można uwić sobie gniazdko. Gus odsapnął, nabrał powietrza i dokończył: — Tak… Byłaby policja, nie mielibyśmy głupich rozporządzeń. A tak tylko podejrzany element gromadzi się na dworcu. Teraz to za wcześnie, ale podczas nocnej zmiany, sam wiesz czego tu pełno: kompociarzy i bezdomnych kotów! Ale pójdźmy stanąć koło windy, bo mi to zimno już odeszło, a teraz słońce pali jak na patelni, choć dopiero dziewiąta. To jest jedyna rzecz, jaką lubię w Blacktown: słońce co wschodzi szybko i grzeje tak mocno, nawet zimą! Na każdy peron prowadziły dwa zejścia schodami i dwie windy, po jednej z każdej strony budynku, rozkraczonego nad torowiskiem. Ostatni peron usytuowany był nieco dalej, ponieważ obsługiwał linię lokalną, biegnącą skośnie do torów głównych. Z lotu ptaka układ dworca przypominał kształtem literę V. Strona przylegająca do Westfield shopping mall była nieco lepiej zagospodarowana: tam znajdowała się biblioteka publiczna, a także urząd rady dzielnicowej. Część przeciwległa miała luźniejszą zabudowę, obejmującą obszerny parking, oraz szereg niskich budynków pełniących funkcje handlowo-administracyjne. Miejsce to było pozbawione jakiegokolwiek uroku — nic, tylko węzeł komunikacyjny, gdzie ludzie dojeżdżający do pracy przesiadali się z pociągu na autobus lub transport prywatny. Było już po dziesiątej i szpaler ludzi stojących ramię przy ramieniu na peronie 1 został niemal całkowicie wchłonięty przez nowoczesne, piętrowe zestawy Tangara i Waratah, oraz wysłużone składy typu K i C z lat 80-tych. Jednocześnie napływali na peron 2 podróżni wracający z centrum aglomeracji. Dla Gusa był to sygnał do przejścia na antresolę, żeby się czegoś napić i przekąsić. Miejsce to stanowiło znakomity punkt obserwacyjny z widokiem na całą okolicę. O tej godzinie nie zastali w sklepie wielu kupujących. „Najgorsze mamy już za sobą” — odetchnął Gus. „Ci, którzy będą wracać po południu, nie zaglądają tu, tylko pędzą prosto do domu”. Zamówił fantę i podwójną porcję placka nadziewanego mięsem z mikrofalówki; Harry poprosił o butelkę niegazowanej wody mineralnej, a do tego nieduży kawałek tortu z marchewki. Jedli i popijali przez chwilę w milczeniu, aż Gus chrząknął z lekkim zniecierpliwieniem i rzekł: — Sam widzisz, że w takiej sytuacji nie ma innego wyjścia. Policja, która powinna chronić obywateli przed elementem, woli marnować czas na zabawę z panienkami. Zresztą, ja im się nie dziwię, a ty? — Nope. — A teraz przypomnij sobie: Ilu czarnych widziałeś na peronie dziś rano, wtedy kiedy jest największy tłok? Dwóch, trzech… Powiedzmy, że nie było więcej niż pięciu, zgadza się? — Yup. — No to popatrz, ilu ich jest teraz… — i Gus wskazał ręką w kierunku ulicy ciągnącej się wzdłuż dworca i sklepów pod arkadami. — Jeszcze nie ma przerwy na lunch, a oni tam wysiadują od kilku godzin. Niedługo pół Sudanu tutaj sprowadzą, na koszt podatnika oczywiście. Nie jestem rasistą, ale uważam, że asfalt powinien leżeć na swoim miejscu. A ty jak się na to zapatrujesz? Harry zapatrywał się jedynie w okruszki po marchewkowym torcie, rozsypane na papierowej tacce. Pomyślał, że dla tej ptaszyny siedzącej na drucie, jeden taki okruszek byłby jak cały torcik. Z tych rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu imitujący jęki kobiety w orgazmie. Gus wyprostował się i wyciągnął z kieszeni komórkę. — Tak, rozumiem… Zaraz tam będziemy. Harry wstawaj, problem na postoju taksówek. Jakiś fagas odmawia należności za kurs, śpieszmy się. Ruszyli szybkim krokiem w kierunku ruchomych schodów, łączących dworcową halę z shoppingiem: Gus przodem, Harry nieco za nim. Rzecz jasna w tym czasie byłem już od kilku godzin w biurze, a dokładnie na spacerze po drugim śniadaniu i nie mogłem wiedzieć co robią moi bohaterowie, lecz wyobraźnia nie zna granic: maluje obrazy, dopisuje skrypt, niezależnie od miejsca i pory dnia. Czasem jednak obraz staje się mglisty i rozmazany, pozbawiony konturów. Tak jak w sztuce, nie wszystko co piękne da się wymalować, tak w opowiadaniu, nie można wyrazić całej prawdy. Luki w treści musi wypełnić sam czytelnik. Gus i Harry zjawili się ponownie w tym samym mniej więcej miejscu, w którym straciłem ich z oczu. Podłogę dworcowej hali ułożono przynajmniej dziewięć metrów powyżej poziomu zatoki z postojem dla taksówek, dlatego schody wznosiły się pod stromym kątem. Patrząc z wnętrza hali, wyglądało to tak, jakby ludzie wjeżdżali stojąc na palecie unoszonej przez niewidzialny dźwig. Gus wjeżdżał pierwszy, Harry nieco z tyłu, ale że był on wyższy o ponad głowę, wpierw ujrzałem rozwichrzoną na wietrze czuprynę, a dopiero potem połyskującą w promieniach słonecznych łysą glacę. Gus, gdy tylko dotknął podłogi, przyspieszył nagle, jakby był czymś bardzo wzburzony. Kontrastowało to z sylwetką Harry'ego, kroczącego powoli na sztywnych nogach, niczym blaszany drwal, któremu zardzewiały stawy. — To niesamowite, Harry! Że też dałeś mu uciec. Już bym go przyskrzynił, a ty stanąłeś mi na drodze. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś jego wspólnikiem! Przerwał na moment, po czym kontynuował, już spokojniejszym głosem: — A zresztą, może i lepiej, że dał nogę. Mógł mieć kosę. Daleko nie zwieje, policja dopadnie go wkrótce. A zauważyłeś, ile czasu upłynęło zanim nadjechały smerfy, chyba dwadzieścia minut? — Yup. — Ha, a komisariat niecałe dwieście metrów stąd! Powiedz Harry, bałeś się, co? — Yup. — Ja też… no ale czym ja mogę się bronić, kluczami od kibla? Gdyby chociaż dali mi ten taser, wystrzeliłbym mu w dupę elektrodę, żeby go sparaliżowało do końca życia… Doliniarz jebany! Harry słuchał w milczeniu, ale jego uwagę pochłonęło coś zupełnie innego: w oddali, na tle plątaniny rdzawych szyn, zagrzebanych w szarej podsypce, ukazało się czoło pociągu towarowego. Cztery lokomotywy spalinowe, sprzężone w jedną całość, ciągnęły kilkadziesiąt węglarek wypełnionych miałem o wysokiej zawartości antracytu. Był to transport węgla z kopalni w Górach Błękitnych, przeznaczony do załadunku na jeden z masowców w porcie Kembla. Za miesiąc węgiel dotrze do Chin, zostanie spalony w elektrociepłowniach i spowoduje zaćmienie słońca. Gdy pierwsza z lokomotyw zbliżyła się do krawędzi peronu, powietrze rozdarł przeraźliwy dźwięk, a sunące za nią wagony wprawiły cały budynek dworca w rytmiczne kołysanie. Harry liczył wagony, lecz po czterdziestu stracił rachubę, chociaż pociąg jechał z niedużą prędkością. Po lewej stronie toru, przy drugim końcu peronu, sygnalizator pokazywał dwa światła: zielone u góry, bursztynowe nieco niżej. Harry dobrze wiedział co oznacza ten sygnał, dlatego jego myśl pobiegła do skrzydlatego przyjaciela: „Pewnie się przestraszył i odleciał”. W międzyczasie na dwójkę wjechał pociąg, którym zazwyczaj wracałem do domu. Zazwyczaj, bo nigdy nie kończyłem dokładnie o tej samej porze. Czasem pociąg uciekał mi sprzed nosa, innym razem przyjeżdżał opóźniony. O siedzące miejsce zawsze było trudno. Drzwi otwierano automatycznie i strumień ludzkiej masy wypływał na peron. Stamtąd tłum atakował schodami wąskie gardło, zastawione rzędem kasowników i wyłaził na antresolę. Ludzi nagliło do domu na obiad; ich zmęczone twarze wyrażały otępienie od dźwigania ciężaru kolejnego nudnego dnia. Gus i Harry cofnęli się na zaplecze sklepiku z drobiazgami. Stojąc twarzą do przeszklonej ściany, mogli obserwować czerwoną tarczę słońca. Tarcza pęczniała, zniżała z każdą minutą lot, aż dotknęła krawędzią górskich grzbietów, które momentalnie przybrały purpurowy odcień. Obłoki również pociemniały, jakby wchłonęła je czerń nieba. Widok miał w sobie coś magicznego: dokładnie tak samo, kilkadziesiąt tysięcy lat temu, zachód słońca obserwowali Aborygeni. Żadna ilość postępu, ani technologii, nie były w stanie osłabić tego efektu. Gdy tylko słońce znikło nad horyzontem, ulice rozświetliły latarnie. Nad torowiskiem szybko zapadał zmrok; tylko gdzieniegdzie mrugały tajemniczo światełka semaforów. Ostatnim komunikatem była zapowiedź pociągu jadącego na Północne Wybrzeże. Później zapadła cisza, głucha cisza, aż nagle senną atmosferę przerwało brzmienie smyczków: pary skrzypiec, altówki i kontrabasu, grających w doskonałej harmonii. — Co do cholery!? — Gus potrząsnął głową, jakby coś wpadło mu do ucha. — Czy ty też to słyszysz? — Yup — potwierdził Harry. — Tego już za wiele. Uciekajmy na koniec jedynki, jak najdalej od tych przeklętych głośników, to będzie mniej słychać. Przeszli wzdłuż peronu 1, który był teraz nieomal tak pusty co peron 2, kiedy zaczynali pracę. — Masz coś zapalić? — Nope. — Pewnie, skąd byś miał; przecież nigdy nie paliłeś. Ale tak się zdenerwowałem, że już nie wiem, co gadam. Wpierw ten przydupas, teraz to cholerne rzępolenie, jakby mi piłę łańcuchową zapuszczali przy uszach. To jest gorsze niż muzyka w windach. Tamta relaksuje, aż raz nieomal zasnąłem. A te jazgoty? Mam alergię i jeszcze dostanę wysypki. Harry! — Yup? — Będę żądać kompensaty. Dodatku za pracę w szkodliwym dla zdrowia środowisku. Tak jak pirotechnicy, którzy zakładają ładunki wybuchowe i wysadzają skały w kopaniach żelaza. Oni mają za to płacone i są zabezpieczeni. A ten dupek żołędny z zarządu, czy pomyślał o nas? Czy zadbał o jakieś nauszniki, żeby wytłumić ten nieznośny hałas? Muzykę przerwał komunikat, żeby nie pozostawiać bagażu bez opieki, a widząc taki bagaż, nie dotykać go, tylko natychmiast powiadomić obsługę dworca. Następnie miała miejsce krótka zapowiedź pociągu, który właśnie zakończył bieg przy peronie szóstym i uprasza się pasażerów o opuszczenie wagonów, a czekających na peronie, żeby nie zajmowali miejsc, ponieważ za kilka minut pociąg zostanie odstawiony na tory postojowe. Muzyka zabrzmiała ponownie, lecz w wolniejszym tempie na trzy czwarte i nieco smutniejszej tonacji. Po niej nastąpiły dalsze części, na przemian: szybka, wolna, a ostatnia grana w żywiołowym tempie presto. Dla Gusa było to tempo zabójcze. — Słuchaj, Harry. Dobrze byłoby, gdybyś sporządził notatkę, że ta muzyka przeszkadza ci w wykonywaniu pracy. Jest ona źródłem stresu, przez co nie możesz spać i ma to zły wpływ na twoje życie rodzinne — w tym miejscu Gus urwał, bo wiedział, że Harry od dzieciństwa żył samotnie. — Najlepiej załatw sobie raport od psychologa. Znam jednego co ma gabinet niedaleko stąd, to bardzo rezolutny człowiek. Zabukuj u niego wizytę, powiedz, że to ja go polecam, a on już zrobi co trzeba. Dawniej mało miał pacjentów i ledwo wiązał koniec z końcem. Ale od kiedy rząd zaczął pokrywać część kosztów za wizytę, ma forsy jak lodu. Nie płać gotówką, to rachunek wyślemy tym cwelom w zarządzie. To jak, Harry, zrobisz o co cię proszę? — Yup. — Tylko broń boże nie działaj na własną rękę. W pojedynkę nic nie wskórasz, tutaj potrzebna jest akcja klasowa. Od czego są związki zawodowe? A nawet jeśli związki kładą na to lachę, będę pisać do kancelarii samego premiera, bo sprawiedliwość musi być! Głosowałem na niego, to niech teraz stanie w mojej obronie. Ty także poparłeś jego kandydaturę, nie? Harry milczał. — Nie chcesz chyba powiedzieć, że oddałeś głos na tych aferzystów z Labor… Gus zamilkł i dłuższą chwilę przyglądał się koledze, jakby nie był do końca pewien czy rozmawia z właściwą osobą. W końcu kiwnął głową i rzekł: — Tak, Harry. Ja ciebie doskonale rozumiem: masz dobre serce, nikomu nie chcesz sprawić przykrości, ale w życiu nie można być ugodowym! Na takich jak ty żerują oportuniści i karierowicze. Trzeba być twardym, bo w przeciwnym razie nie będą okazywać ci należnego szacunku. Przerwał, żeby pokonać zadyszkę i już bez emocji, dokończył: — No dobra, na dziś wystarczy. Późno jest, więc zróbmy krótki obchód, sprawdźmy czy dworzec stoi na swoim miejscu, czy peronów nam nie ukradli — zaśmiał się. — Ja zacznę od dwójki, ty idź na siódemkę i spotkamy się tam gdzie zawsze, obok tytoniowego, zgoda? — Yup. Rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Siódemka to był najrzadziej uczęszczany peron stacji. Późną porą nadciągały tam trolle z najciemniejszych zaułków miasta. Po piętnastu minutach Gus i Harry spotkali się w wyznaczonym miejscu. — No i co, wszystko w porządku? — Yup. — Widziałeś kogoś na peronie? — Nope. — Obok windy? — Nope. — A do klopa zajrzałeś, sterylny? — Yup. — Był tam ktoś? — Nope. — A pod kładką dla pieszych, tą która prowadzi na przystanek autobusowy, też pusto? — Yup. Gus się zamyślił. — Nic nie rozumiem. Gdzie te degeneraty wstrzykują sobie kopa? Przecież co wieczór zmiatają z siódemki stosy igieł. Na pewno dokładnie sprawdziłeś? — Yup. — Prawdziwa magia. Odkąd tu pracuję, nic podobnego nie miało miejsca. Dworzec czysty jak strefa wolnocłowa na lotnisku. Zabrakło amfy, czy wszyscy uderzyli nagle w kalendarz? Harry powiedz, co się tu dzieje? Harry otworzył usta, nieco szerzej niż zwykle i pierwszy raz w ciągu całego dnia odpowiedział inaczej: — Mozart!
    1 punkt
  14. Gdy pewnego dnia słonecznego, Stary PZPR-owiec na przystanku siedział, Wychyliwszy butelkę wina najtańszego, Rozweselony począł stare komunistyczne androny bredzić, Wyszczerzywszy swe złote zęby, Pijackim uśmiechem się zanosząc, Zaczepił grupkę stojącej nieopodal młodzieży, Nieudolnie dyskusję wszczynając: „Wy młokosy z racji wieku młodego. Nie znacie prawideł ustroju komunistycznego, Postęp dla całej ludzkości niosącego, Porządek starych konwenansów skutecznie burzącego, Gdy ktoś ci każe buty zdejmować, Bo ważniejszą od ciebie, Jest jego zasrana podłoga, Wówczas miej o nim najgorsze zdanie, Jeśli czyjaś podłoga, Ważniejszą jest od przybywającego gościa, Wówczas niech twych oczu pogarda, Wycelowaną zostanie w twarz gospodarza, Jeśli jakiegoś magnata podłoga, Ważniejszą jest od nóg zmęczonych, Prostego spracowanego robotnika, Zaraz niech przepadnie przeklęty!” Iż podprogowo propaguje Lenina, W duchu z siebie wielce zadowolony, Uwieńczył szerokim uśmiechem krzywe swe usta, Wypijając resztkę wina z butelki. Nastolatkowie nie wiedząc co myśleć, Poczęli po sobie niepewnie spoglądać, Jeden z drugim poczęli się uśmiechać, Od dziwacznego pijaka odwracając swe usta, Gdy przypadkiem tamtędy stary kościelny przechodził, Człowiek choć prosty, inteligencji wysokiej, Gdy mimochodem uszu swych nastawił, Pijanego komunisty posłyszał przemowę, Podśmiechując się w duchu, Z starego komunisty w wiedzy braków, Nie mogąc stłumić na ustach uśmiechu, Odwrócił głowę w stronę nastolatków, Gdy wreszcie w starego komunisty stronę, Wybuchu śmiechu stłumić nie mogąc, Z szerokim uśmiechem odwrócił swą głowę, Zataczającego się pijaka zagadując, W słowach swych prostych, Krótko lecz zwięźle, Nieznacznie tylko spowalniając swe kroki, Wygłosił swoją natchnioną przemowę: „Są w Polsce podłogi tak stare, Iż stąpali po nich pierwsi misjonarze, Głoszący w Polsce chrześcijańską wiarę, Licząc po śmierci na Boską zapłatę, Są w Polsce podłogi bardzo stare, Które przetrwały burzliwe wieki, Na których do dzisiaj są zapisane, Ślady chwalebnej polskiej historii, Są podłogi, które były niemymi świadkami, Gdy królowie ostatnie swe tchnienie wydawali, Gdy Bogu dusze swe powierzali, Swe królestwa wymodlonym spadkobiercom zostawiali, Są podłogi, które pierwszych królów nosiły, Gdy ci władali swymi rozległymi ziemiami, Są podłogi, w które łzy żałobników wsiąkały, Gdy polscy królowie ciała ziemi oddawali, Są w Polsce pamiętające średniowiecze podłogi, Po których sławni polscy rycerze stąpali, Którzy gdy na wojnę się udawali, Na podłogach klęcząc gorąco się modlili, Jest w Polsce pewna stara podłoga, W którą niegdyś męczeńska krew wsiąkła, Biskupa i męczennika Świętego Stanisława, Polskiego narodu wielkiego patrona, Starym polskim podłogom winniśmy szacunek, Stąpającym po nich Polakom należną pamięć, Chodzącym niegdyś po ziemi naszej, Cześć należną zasłużonej Ich sławie, Kto wie jacy jeszcze Polacy wybitni, Zaszczycą swymi stopami nasze polskie podłogi, Może będą to rodacy w świecie znani, Może nawet całemu światu wielce zasłużeni…” Stary komunista kompletnie zgaszony, Nie mogąc z siebie ni słowa wydobyć, Wyszczerzył swoje pijackie oczy, Prostemu kościelnemu nie mogąc podskoczyć, Nastolatkowie wyraźnie tym rozbawieni, Jeden do drugiego szeroko się uśmiechnęli, Na piętach zaraz się odwrócili, Szeroko się śmiejąc z przystanku odeszli…
    1 punkt
  15. swojego czasu podkradałam księżyc dla fazy chowałam do bagażnika tam zawsze śpiwór i wino biwak rozbity na akty nie było pytania czy ktoś pozwoli tylko czy zdoła powstrzymać “jesteśmy swoimi wyborami” nadałam barwę odcieniom tych słów gdy umiera pragnienie by naprawić przeszłość ciała niebieskie wracają na miejsce
    1 punkt
  16. Pewien facet, który mieszka pod Skałą przekonany, że piękne ma ciało goły tylko chodził bzykał i uwodził tak zaszalał, że zerżnął stajnię całą
    1 punkt
  17. Uwielbiam wiosnę,soczystą zieleń Lasy gdzie mieszka zając i jeleń Pola na których zbóż cudne łany Łąki z kwiatami , niczym dywany Ptaków na drzewach śpiewy miłosne I właśnie za to uwielbiam wiosne Kocham też lato, wszystko dojrzewa Złoto w około, ten błękit nieba Zachody słońca, gdy świercza słyszę I nawet burzę, a po niej ciszę Zapach owoców, gwiazdy na niebie Och jakże lato nie kochać ciebie Miłuję jesień z jej kolorami Ziemię zoraną, poranki z mgłami Babiego lata nici jedwabne Rosę na trawie, liście powabne Odlot żurawi i wiatr miłuje Za to ci jesień bardzo dziękuje Lubie też zimę w białej koronie Mroźne poranki choć marzną dłonie Długie wieczory, sople wiszące Puszystość śniegu, kry dryfujące Rześkie powietrze, zaspy przy płocie Zimo tyś piekna w swym białym złocie Droga Kobieto, to wiersz o Tobie Z czterech pór roku masz wszystko w sobie ....
    1 punkt
  18. Noc bywa piękna, gwieździsta, wspaniała Jak również ciemna, ponura i szara Jak nasze życie, życie codzienne To co wokół nas otacza cały ogrom tego świata Ogrom ? a czym jest nasz świat, Nasza planeta, Nasze życie? patrząc w niebo w nieskończony się wszechświat Czym jestem ja? pośród potęgi tego wszystkiego Czy ja coś znaczę dla tego świata całego ? Czy jak bym zniknął ktoś łzę by uronił ? A może wtedy odnalazł bym szczęście w harmonii Może wtedy spełniony bym się poczuł Znalazł tą drogę którą oświetla spokój. Czasami się czuje jak tak gwiazda na niebie samotna ale promienieje oświetla pięknie niebo daje nadzieje Daje nadzieje by móc w końcu uwierzyć I choć przez chwilę poczuć się potrzebny i choć przez chwilę poczuć Twą bliskość pozbyć się smutku poczuć to wszystko Dostrzegać świat pięknym jak te niebo Czy naprawdę tak wiele wymagam od życia swojego ? Bo gdy tylko wznoszę się delikatnie nad ziemię poczuje radość, miłość , spełnienie Gdy tylko uśmiech na miej twarzy zagości Nagle wszystko się kończy , pozostaje Cisza, pustka , samotność.. I jak ta gwiazda która powoli gaśnie Resztkami siły, nadziei oświetla swoją drogę zanim spadnie Pozostawiając piękny widok na niebie Już jej nie widzisz, nie widzisz też siebie ...
    1 punkt
  19. Śpiew ptaków budzi mnie z samego rana, zapach świeżej kawy otwiera moje oczy, czy coś dzisiaj mnie zaskoczy. Kremowa i słodka na górze piana, a za oknem piękna polana. Rozpływa się w ustach jak pocałunek, Taki słodki jest mój poranek.
    1 punkt
  20. –– Czy wiecie kochane dzieci, dlaczego ten but, ma taką twardą skórę? –– ... –– Ano dlatego, że dużo w życiu przeszedł. –– To czemu proszę pana, ten drugi ma taką mięciutką? –– Bo szedł obok.
    1 punkt
  21. Limerykowe, a w Boguchwale byłem wiele razy, znajduje się tam firma Zapel, jeden z największych w Europie fabryka izolatorów. Tak na marginesie:).
    1 punkt
  22. @Cor-et-anima W limeryku -ważne !!
    1 punkt
  23. @Cor-et-anima Ja coraz rzadziej liczę sylaby. Ważne żeby przy głośnym czytaniu zgadzały się akcenty. Ale ostrożnym (ostrożną) trzeba być. Pozdrawiam serdecznie.
    1 punkt
  24. @Cor-et-anima Z czadem. O to chodzi !
    1 punkt
  25. @[email protected] Grzegorzu, Jeszcze Polska nie zginęła... :)
    1 punkt
  26. @duszka Duszko lubię Twoje komentarze, bo są pozytywne. Nie do końca Twoje interpretacje są po mojej myśli. Jeśli chodzi prawdę ja tu jakiś większych prawd nie widzę. No ale ja jestem (jednak) chuligan ;) @Kapistrat Niewiadomski Ja też nie rozumiem. Literówkę nieumyślną w słówku każą już poprawiłem ;) @Jacek_K Autor nie robi tego co chce, bo mu nie wolno. I popisuje coś raz z sensem raz bez sensu.
    1 punkt
  27. @ais Masz w zupełności rację w zrywach jesteśmy w czołówce, chociażby powstanie kościuszkowskie, ile ofiar pochłonęło, a efekt ujemny, straciliśmy niepodległość, a powstanie warszawskie /oj oberwie mi się/ było potrzebne? Można by tak mnożyć, tylko gdzie ta konsekwencja niemiecka, krok po kroku ku wielkości. Samym chwilowym entuzjazmem niczego nie zrobimy. Piszesz jeszcze... wstydzisz się napisać prawdy? Miłego świętowania, oby nasze wojsko chodziło tylko na paradzie.
    1 punkt
  28. @Marek.zak1 Nie w moim stylu naśladownictwo taki to pomysł wpadł mi do głowy siadłem, pisałem i po godzinie z maleńkim hakiem wiersz był gotowy. Pozdrawiam
    1 punkt
  29. Zryw narodowy to nasza szczególna cecha. Polska jest tym dzieciątkiem, przy którym koczuje głodny sęp. Wewnętrzne konflikty jeszcze bardziej nas oslabiły na arenie międzynarodowej. Ale przetrwamy. Pod kroplówką, z bliznowcami, damy radę, bo Jeszcze...
    1 punkt
  30. @Rolek A kto się podnieca, to jest tylko symbol, że coś można zrobić dobrze, a po drugie nie jest ten wiersz o husarii jako takiej - to tylko impuls tytułowy, skłaniający do myślenia. Wszystkiego Dobrego.
    1 punkt
  31. W "Czterdziestolatku" był taki odcinek pt. (chyba) Nocne manewry. To o tym:). Pozdrawiam
    1 punkt
  32. @Rolek @Rolek Komunizm wybitnie nam nie leżał. ,,Ludzkości" znaczy...
    1 punkt
  33. @Kamil Olszówka Komunizm wybitnie nam nie leżał. Polakom znaczy.
    1 punkt
  34. @Radosław @Anna_Sendor serdecznie Wam dziękuję za reakcje na moja miniaturkę! Wzbogaciły i ucieszyły mnie - każda na swój sposób :) Pozdrawiam!
    1 punkt
  35. @duszka O tak. Miniaturę można odczytywać na różne sposoby. Na słodko - gorzko, ale również sięgając głębiej dojść do wniosku, jak nieiwele potrzeba do szczęscia. Pozdrawiam Duszko
    1 punkt
  36. Miłość do jedzenia, niechęć do ruchu i wystarczy - jest, jak opisujesz.
    1 punkt
  37. i jeszcze raz się świat cały przekona że wolność droższa może być niż życie
    1 punkt
  38. * trawić pokarm popołudnia w cieniu drzewa w brzęku pszczelim czekać gościa z daleka co o drogę zapyta zgubioną do celu * sen przyjazny głowę otula odpływają za morza skrzaty zbudź mnie wietrze kiedy krasula wejdzie w szkodę mojego sąsiada *
    1 punkt
  39. @Corleone 11Padawani życia w obecnej formie rozważają misję pomocy duszom, które tak naprawdę nie wiedzą skąd się i po co wzięły i sami fragmentarycznie pojmują istnienie wszystkiego. (Co by było jak by nic nie było?). Pozdrawiam Cie! :-)
    1 punkt
  40. Jakieś obrazy suną nisko. Jakieś nieokreślone widma… Nisko. Nisko nad podłogą, ziemią… Kotłują się i kłębią w wieczornym rozemgleniu… Spójrz! Odpływam. Nadpływam… Przemieszczam się falami kosmicznego oceanu, ściskamy grawitacyjnymi kręgami straszliwej czarnej otchłani. Przytulam się do wilgotnej, zimnej ściany pustego pokoju. Wodzę palcami po nitkach pęknięć, które mają piętrową konstrukcję unicestwienia, wsłuchany w tumult pierzchających korytarzem kroków… … schodową klatką, ulicą… Wszystko pierzcha i ginie w zakamarkach mroku. W obłokach kurzu i trwodze samotności. Ćma uderza skrzydłami o wiszącą lampę. Przycupnęła na chwilę, by uciec, gdzieś w sztorm powybrzuszanych zasłon. W biały szkwał o tysiąc mil od ogrodów nieba… Próbuję chwycić ją za skrzydło, lecz wyrywa się, pulsuje i płonie… Tak oto umieram w łopoczącym świetle rozgorączkowanej nocy, przeszywany pod sklepieniem pociskami gwiazd. Wśród milczących wiwatów i salw, wśród oklasków sennych bytów. Tak oto… * Ogłoszono czyjeś samobójstwo w gazetach sprzed wielu lat… Na pożółkłych stronicach, wśród fotografii, zdjęć szczątki zwęglonego ciała. (Włodzimierz Zastawniak, 2022-08-14)
    1 punkt
  41. 1 punkt
  42. @Mbe życzę Ci tego próbować zawsze można Pozdr.
    1 punkt
  43. Muzyka w miejscu pracy... kiedyś w pracy (czas przeszły) włączyłam classica to przyszedł do mnie szef i przekazał swoje wytyczne plus "... i wyłącz to..." inne stacje radiowe tolerował. A powyższe opowiadanie podoba mi się, dobrze się czyta. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  44. Zdjąłem właśnie Garnitur Szyty na miarę Złoty zegarek Którym wzgardził bezdomny Wyrzuciłem do rzeki Przynajmniej dalej Płynie mój czas Z nurtem Nie ubiorę się W zazdrosne spojrzenia Prawidła Pójdę nagi Drogowskazem będzie serce Czasem echo Smakuje świeżo Jak było opowiem Potem
    1 punkt
  45. @Fugas Skoro zatrzymał - coś ma w sobie. Delikatny Ładnie ujęty. Jak piano na klawiszach T.
    1 punkt
  46. -Mistrzu, jak dbać o miłość, młodzi wciąż pytają. -Niechaj ślubne okrycia często przymierzają. - I o czym to ma świadczyć, co to wszystko wskaże? -Że wciąż są tymi, którzy byli przed ołtarzem.
    1 punkt
  47. * strzelają w niebo drzewa moje a ja już chylę się ku ziemi starkowy kostur znów w potrzebie gdy iść mam - lubię w żniwne pole chociaż nie ostrzą kos żniwiarze lecz ja je słyszę - w szumach maszyn *
    1 punkt
  48. Pośród ciemnej głuszy Łzy twardnieją same I nie sposób ich skruszyć Zasychają w kamień Swym okrutnym wdziękiem Patrzy na nas czas Stos ułożył z kamieni Nasz jedyny ślad
    1 punkt
  49. grzyb nim urośnie jak po deszczu musi się przebić przez wyściełane wieki w drodze do góry pomaga życiu w każdej postaci zmierzając ku światłu gdy już na powierzchni pod kapeluszem chowa marzenia ściętej głowy spełniony
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...