Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 27.06.2022 w Odpowiedzi

  1. Powiedz czym jest życie, spowite rumieńcem, dane na chwałę? Jeden chce - zabije, czy mirem oblecze... z łona zabrałem. Marne w swym wymiarze i krótkie w przelocie - miłość uniesie, dlaczego się pytam, odpowiedz bo musisz, zostaje grzechem? Krzyczy kiedy rodzi w bólu wychowuje - rzuca do śmieci, uczyć by się chciało, bliskich mieć przyjaciół - dysonans leci. Ojciec pije z matką i wiatr wokół ciebie, mrok zawieruchy, co głowa przyjmuje a serce wypluje... owoc nadpsuty. Droga w świat szeroki usłana kolcami, a dom pulsuje, oni tak robili, ja prawie podobnie - wokoło góry. Pokaż jak je zdobyć i znowu rozterka, idę w używki, będzie może łatwiej, o dziwo jest gorzej, banał odkrywczy. Dziś podsumowanie, plusy i minusy, patrz - ich już nie ma, bilans skołatany, gdzie się pogubili... na usta klema. Wstydzimy się wszyscy, ale twarze w górę, oni niewinni, dopalacz, narkotyk, papieros, alkohol - koniec idylli. Opieka społeczna, goguś do spraw dzieci, czy ich widzicie? Gmina, powiat, miasto, bierne województwo, dziura w suficie. W słowach elokwentni, tło czynów daleko - i znowu sami, zjadacie pieniądze, nasze chyba wiecie - a my pod drzwiami! "Nasze życie jest takie, jakim uczyniły je nasze myśli." - Marek Aureliusz.
    8 punktów
  2. Samotność w tłumie cudowna jest samotność w śródku miasta wokół ciebie mnóstwo ludzi świat wrze a ty pełen spokoju przyglądasz się masz pewnie jeszcze także coś do zrobienia ale wspaniałe są takie ucieczki w anonimowość w tłumie tylko patrzysz nic nie robisz luksus 6.22 andrew
    5 punktów
  3. testosteron ukształtował cię w męskim ciele nie dotarł jednak do kluczowych narządów najzwyczajniej przegrywając wojnę z estrogenem twojej matki źródło błędu z płodowych odmętów strąca mózg w wieczny strach zakwita tłuszczowym kwiatem na brzuchu niczyja wina po prostu nie masz jaj jadę do pracy napisz mi na butach B Rh+ nie dzwoń odwaga umierania nierówna posyłaniu na śmierć
    3 punkty
  4. Mrok przyczajony w burzy listowia Waha się, cofa, coraz to przybliża Niesiony od ulicy dźwięk pogotowia Jęczy, śmieje się, ciszy ubliża W końcu niknie daleko, hen Blokom przywrócona monotonia ulicy Nikt nie zważa na aut tren Ot, codzienność naszej stolicy Noc roztacza miastu kołderkę snu Hypnos lata po zaułkach Nade mną gwiazdy myślą o dniu I o rozwieszonych nad ziemią jaskółkach. A mnie sen woła, ciemność zagarnia Duszę i umysł spowija mgła Czas szybko odejść nim wstanie dzieciarnia, Nim sama się wyśni godzina zła.
    3 punkty
  5. -Mistrzu, miłuję pannę nieziemskiej urody, lecz że ona nieważna, słyszę wciąż wywody. -Uroda nie jest wszystkim, lecz taka też bywa, że choćbyś nie chciał, serce ci z piersi wyrywa. Co wtedy zrobisz, powiesz sercu, że się myli, że było takich wielu, co się nią sparzyli? Pamiętaj jednak dobrze, że będąc w potrzebie, okłamać możesz innych, ale nigdy siebie.
    2 punkty
  6. Urodziny. Dziewiętnaste. Dziś obchodziłbym je z przyjaciółmi na pikniku, gdzieś w górach, na ukrytej w lesie polanie, pod fioletowym baldachimem jakarandy, albo na jednej z plaż, których jest tutaj więcej niż kin i teatrów: każda wykuta w piaskowcu, oddzielona od następnej niczym alkowa stromymi skałami — skały obsuwają się prosto do morza i zagradzają drogę nieproszonym gościom. Najcenniejsze są te, do których nie ma dojścia od strony lądu i trzeba płynąć wzdłuż brzegu, zakotwiczyć łódź w malowniczym miejscu, położyć się na materacu z kolorowej pianki, kołysać w rytmie fal z twarzą zwróconą ku słońcu. W takich chwilach należy przestać myśleć o czymkolwiek i wyczuwać instynktownie pluskające wokoło życie, wchłaniać je każdą tkanką ciała, otworzyć się na wszystko bez obaw, jak muszelka kryjąca najdroższą perłę… Ale kiedy kończyłem dziewiętnasty rok, takie magiczne chwile były mi nie znane. Otaczał mnie chłód poranka, ścieląca się nad wilgotną ziemią mgła, mokre od deszczu ulice, w których odbijają się światła sunących powoli, kopcących białym dymem samochodów. Bokami ulicy szli ludzie: pochyleni nisko, grubo opatuleni w szare ubrania, nie patrzący sobie w oczy, niczym konie ciągnące na grzbiecie ciężar jeszcze jednego dnia udręki zwanej życiem. Jesienny wiatr strącający zeschłe liście z drzew, zimowa plucha, w której dziewiczy śnieg stapia się w błotnistą breję. Promyk słońca, suchy kąt, jej oczy wypatrujące tego samego… Jedyne co miałem naprawdę to młodość i choć było to więcej niż wszystko co przyszło później, nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy. Tak samo nie potrafiłem patrzeć na siebie z boku, obserwować skąd przychodzę, czemu idę właśnie tam, a nie gdzie indziej? Dawali jeść, to wymiatałem talerze do czysta; polewali, wypijałem do dna; a gdy zagrali, tańcowałem do utraty tchu. Wystarczył nieśmiały uśmiech, a goniłem ją za siódmą górę, aż zaczęli dzwonić w kościołach, bić na alarm, strzelać na postrach, a ja się z tego śmiałem i goniłem ją z jeszcze większą ochotą dalej. Dlatego gdy dziś myślę o tym młodym człowieku, którym byłem niegdyś, nic do niego nie czuję, nic mnie z nim nie łączy, oprócz nazwiska i dnia urodzenia. Tym łatwiej jest mi o nim pisać: słowa przychodzą same, bez emocji, obojętność to mój sprzymierzeniec, sędzia, któremu pozostawiam jego losy. Czekałem zniecierpliwiony długie chwile na telefon. Pamiętam, że założyłem granatowy garnitur, ale co mnie do tego skłoniło, nie potrafię w żaden sposób wytłumaczyć. Paczka z liceum rozpierzchła się na cztery strony świata, nowych znajomości nawiązałem niewiele, bo większość kolegów z roku szła zaraz po zajęciach zakuwać intensywnie do akademika. Z tej posuchy towarzyskiej usiłował wyratować mnie brat cioteczny, Jurek, który obiecał zaprosić dziewczyny, o jakich mógłbym sobie tylko pomarzyć: studentki z czwartego roku. — Będziesz się mógł od nich sporo nauczyć — powtarzał przy każdej okazji. Dopiero po ósmej zadzwonił uprzedzić, że są jakieś problemy, ale żebym się nie martwił, bo wszystko idzie zgodnie z planem. Po kilku papierosach i szklance mdłej herbaty rozległ się dzwonek u drzwi, w których zamiast studentek ujrzałem Jurka z kolegą. Stali na chwiejących się nogach i przyglądali zdziwieni: Kim jestem i czemu ich zaprosiłem? Kolega taszczył na plecach pękaty worek, jakiego Mikołaj używa do transportowania prezentów pod choinkę, tylko tym razem worek pobrzękiwał szkłem od butelek z francuskim winem la’patique. Połowę zdążyli już wypić po drodze, ale z tego co zostało, wciąż można było nieźle się narąbać. Usiedliśmy przy stole, każdy z nosem w butelce i zasępioną miną: jest co wypić, ale nie ma się z kim bawić. Na górnym piętrze grała głośno muzyka, dolatywało znad głowy rytmiczne walenie butami w sufit, co nas wpędzało w jeszcze podlejszy nastrój. Po bliższym rekonesansie ustaliłem, że mój sąsiad spędza wieczór w towarzystwie dwóch koleżanek z pracy, które również są w nie najlepszym nastroju, pewnie z tego samego powodu, co my. Wprawdzie były to nie studentki, ale po krótkiej wizycie nabrałem przekonania, że również od nich będę mógł się nauczyć czegoś pożytecznego — oczywiście w kontekście doświadczenia, którego w obchodzeniu się z kobietami wciąż nie miałem. Moje koleżanki z liceum należały do innego świata: nie przywiązywały uwagi do muskułów, wprost przeciwnie — mięśniak kojarzył się im z jakimś nieoczytanym matołkiem, nie szukały facetów nadzianych, bo kasa kojarzyła się z półświatkiem, za to sięgnąć w odpowiednim momencie po Hellera, mówić jak bohater „Gry w klasy”, czymś takim można było nawet najpiękniejszej zawrócić w głowie. Niestety żadnej z tych od sąsiada, bo choć urody im nie brakowało, książkowe zaklęcia nie zdawały się na nic. Cytowałem najlepsze kawałki z Cortázara, a ona w kółko, że ładne włosy, takie gęste i pozawijane, ma większą przyjemność przeczesywać je palcami, niż słuchać mojej opowieści, a tyle w niej przecież artystycznej bohemy! Widocznie na co dzień w pracy otaczali ją starzy, bezbarwni ludzie, a jedyne co im w życiu wyszło, to właśnie włosy. Jacuś bajerował tą drugą, do czego miał wrodzony talent, a Jurek siedział w kącie z ponurą miną, bo widok roześmianych twarzy budził w nim zawiść. Patrzyłem ze zgrozą, jak kipi pod spodem, krew napływa mu do oczu i lada moment wybuchnie z siłą wulkanu. Poderwał się z miejsca i jednym skokiem złapał mojego sąsiada za gardło. Starałem się ich rozdzielić, powstrzymać od idiotycznej konfrontacji, która rozdzierała mi serce, bo Jurka kochałem jak brata rodzonego, ale również lubiłem sąsiada, za to, że choć starszy o kilka lat, zapraszał mnie do siebie i opowiadał przy piwie o swoich przygodach podczas prowadzeniu pociągów szlakami PKP. Poza tym podobała mi się jego siostra, która na szczęście tego wieczora bawiła u swojego narzeczonego, sierżanta milicji. Patrzyłem z żalem jak sąsiad zabiera koleżanki na górę, ale przynajmniej bratu wrócił humor. Złapał za telefon i wydzwaniał po znajomych, bełkotał coś do słuchawki, dopóki nie zmorzył go błogi stan pijaństwa. Nad ranem wyrwał mnie z odurzenia alkoholem natarczywy dzwonek naciskany kilka razy — w drzwiach stała jakaś kobieta: twarz jak u aktorki na amerykańskim filmie, jasne, farbowane włosy, długie, ciemne rzęsy, mocno pomalowane usta. Bluzkę na piersiach wypychał biust w kształcie okrągłych piłek, na ramionach miała biały płaszcz z lisa, rozpięty na całej długości, żebym nie przeoczył zgrabnych nóg. Taksowała przez chwilę moją zmęczoną twarz, ale chyba nie przedstawiałem większej wartości, ponieważ odsunęła mnie na bok i ruszyła korytarzykiem prosto do kuchni. Usiadła na taborecie, otworzyła lodówkę i schwyciła za pieczone udko indyka. Zajadała się tym udkiem, później resztą indyka, nie pytając mnie o pozwolenie i tak łapczywie, jakby od kilku dni nie miała nic w ustach. Po jedzeniu oblizała palce, zrzuciła płaszcz i patrzyła na nas badawczo: który ma pójść na pierwszy ogień? Jurek i Jacek wymieniali głupkowate spojrzenia, czy czasem nie popsuję im tej kretyńskiej zabawy, a wtedy pociągnęła mnie do najmniejszego pokoju. Był tak nieduży, że poza biurkiem i wąskim tapczanem nie dało się w nim postawić nic innego. Złapała mnie bez ceregieli za rozporek, rozpięła zręcznym ruchem guziki i już miała włożyć rękę do środka, gdy ktoś otworzył kluczem drzwi i do mieszkania wszedł mój ojciec. Prędzej bym się spodziewał trzęsienia ziemi! Stał w przedpokoju i rozglądał się zdumiony: czy to rzeczywiście jest jego mieszkanie, czy może trafił przez pomyłkę do sąsiada, bo wszystkie drzwi w budynku wyglądają identycznie. Utkwił wzrok na półce pod ścianą i natychmiast wszczął dochodzenie: gdzie się podziały butelki z drogim alkoholem, kto zrobił plamy na perskim dywanie i czemu wszędzie jest taki chlew? Na szczęście nie zadał sobie trudu, by zajrzeć do środka i zobaczyć turlające się po podłodze puste butelki, naczynia z kryształu i porcelany zapchane niedopałkami, a co najgorsze: spaloną firankę w balkonowych drzwiach. Rzuciłem okiem na pianino i szybko odetchnąłem z ulgą — było wciąż w jednym kawałku. Tymczasem kobieta, której imienia nie znałem, a z którą miałem zawrzeć tak bliską znajomość, podeszła do mojego ojca i zarzuciła mu niespodziewanie ręce na szyję. — Czy pan jest właścicielem mieszkania? Zdezorientowany ojciec patrzył na nią, potem na mnie, to znowu na jej słodko uśmiechniętą buzię. Wiedziałem, że usiłuje zachować fason, chociaż wszystko w nim się gotuje. W innych okolicznościach pokazałby co potrafi: zakręciłby kółeczko, stuknął w parkiet obcasem, może nawet zagrał na pianinie coś ckliwego, ale skrępowany naszą obecnością, ledwie odpowiedział na jej uśmiech, pogroził mi palcem i zniknął prędko w mroku klatki schodowej. Nie pozostawało nic innego, tylko zabrać się za sprzątanie. Moja nowa koleżanka zdążyła zgłodnieć, bo znowu powędrowała do kuchni. Opróżniła w ciągu godziny zawartość lodówki, zjadając zapasy, które mnie i ojcu miały wystarczyć na tydzień. Nie żywiłem o to pretensji, nawet czułem coś w rodzaju sympatii: pod mocnym makijażem musi się kryć zwykła, uciekającą od nudy dziewczyna. Jackowi było najwyraźniej przykro, że przyjęcie się nie udało i postanowił postawić mi na pociechę urodzinowego jeża. Przyniósł z łazienki plastikowe wiadro i powkładał do środka butelki po winie, szyjkami do dołu. Potem zapalił papierosa i wpatrywał się jak reszta wina skapuje powoli z każdej butelki do wiadra. Kiedy przestało kapać, zaczerpnął z dna chochlą i podsunął mi ją ostrożnie pod nos, żeby nie uronić jednej kropli. Poczułem wstrętny odór, skręcający mi kiszki i zmuszający do wymiotów, ale pogardzić takim wspaniałomyślnym gestem byłoby niewybaczalną obrazą. Wychyliłem całą zawartość, a wtedy zadowolony z siebie Jacek złapał za wiadro i przytknął je do ust. Wyssał jeża do sucha, otarł dłonią grube usta i mrugnął do mnie tajemniczo okiem. — Pora usunąć świadków! To mówiąc, pozbierał puste butelki i poszedł wyrzucić je do śmietnika. Gdy zszedł na parter, rozległ się nagle dźwięk tłuczonego szkła, jakby butelki spadały po schodach, a moment później usłyszałem przekleństwa i odgłos szamotaniny. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do mieszkania wpadł Jacek. Trzymał się ręką za czoło, z którego spływała krew. — Zamykaj! — krzyknął w moją stronę. — To jej alfonsiak! Rozglądał się przerażony po mieszkaniu, które miejsce nadaje się najlepiej na kryjówkę, a potem podbiegł do kobiety, będącej przyczyną zamieszania. Zareagowała na to spokojnym głosem: — Uregulujcie należność i nie ma sprawy. — Ile? — Dwa tysiące złotych. — Co?! — ryknął mój brat. — Za otwarcie rozporka? Ta uwaga nie zbiła jej z tropu, bo zrobiła minę, jakby chodziło o pranie bielizny lub mycie okien. — Liczymy od godziny. Jacek spojrzał na Jurka, ten na mnie. Nie śmierdzieli groszem, a ja również byłem spłukany. Wprawdzie matka przysyłała mi trochę zielonych, lecz ostatni przekaz przeznaczyłem w całości na zakup magnetofonu w Pewexie. Niech go zabiera i wynosi się razem ze swoim naganiaczem, ale jej to nie wystarczało. Noc zmarnowana na podśmiechujki z jakimiś gnojkami, którzy chcą ją teraz odprawić z kwitkiem. Nie wpraszała się tutaj, przyszła na zlecenie i jeszcze podpadnie swojemu pracodawcy. Fakt, uczciwa zapłata się należy, gdybym tylko mógł znaleźć sposób, jak się jej odwdzięczyć, a ona widząc moje rozterki, spuściła z tonu. Zrozumiałem, że tak naprawdę chodzi jej nie o pieniądze, tylko odrobinę ciepła i kąt, gdzie mogłaby przytulić głowę do poduszki. Włożyła płaszcz i opuściła bez słowa mieszkanie, dając mi szansę zapomnieć o całym zajściu i wrócić do porządkowania bałaganu, lecz zanim zdążyłem schwycić za odkurzacz, usłyszałem jej krzyki. Wyszedłem na balkon i zobaczyłem jak jakiś drab okłada ją pięściami po twarzy: raz za razem, coraz wścieklej, jeszcze raz w drugi policzek, żeby pamiętała za co. Nie mogłem uwierzyć, że można bić kobietę tak bezkarnie za nic, na podwórku przed moim blokiem, na moich oczach. Przewrócił ją i szarpał za włosy, i kopał z każdej strony, kulącą się od uderzeń, wołającą o pomoc. Złapałem za słuchawkę. — Dzwonię po milicję! — Daj spokój. — Powstrzymał mnie mój brat. Rozłączył telefon, po czym dodał cichym głosem: — Tak będzie lepiej. Dla niej i dla ciebie. Krzyki nagle ustały. Nie miałem odwagi wstać i sprawdzić, czy wciąż tam leży. Dopiero po dłuższej chwili podszedłem do okna. Na podwórku nie było nikogo, za to wiatr szeleścił liśćmi w trawie. Coś do mnie szeptały: pożółkłe, wyschnięte, strząsane mroźnymi podmuchami z gałęzi…
    2 punkty
  7. kocham wspomnienia są lekarstwem na trudne sny szanuje je ponieważ pomagają uwierzyć że życie to sens to one potrafią odnajdywać dal która cieszy lubię cofać się do byłego gdzie miłe śpi tam czas nie dokuczał był przyjacielem umiał marzyć o tym i o tamtym nie martwił się byle czym
    2 punkty
  8. staruch plącze się pod nogą i uwiera czasem szorstkim swym rechotem ucho razi kradnie ci powietrze to młodzieńcze i co chwilę w twoją rześką przestrzeń włazi w autobusie miejsce ci zabierze tuż przy oknie i bezczelnie wolno drobnych szuka prosi o podanie ręki gdy świat się zachwieje potem głośno laską o bruk stuka wciąż bełkocze coś o czasach nudnych jak on starych da cukierka który dawno stracił smak kiedy wyjść chcesz gdzieś to taki staruch nie do pary nie pasuje nie wygląda jest nie tak doświadczeniem staruch rzuca lecz nowinki gubi a do przodu przecież ciągle pędzi świat swoim mięśniem w zasuszonej skórze wciąż się chlubi ty grymasem mu pokażesz co jest wart będziesz cieszył się młodością co w kącie nie jęczy a w powietrzu po starości pusto żaden staruch w twej przestrzeni już cię nie zamęczy póki sam nie spojrzysz w swoje lustro
    2 punkty
  9. Zleciały się wszystkie, wylazł też misiu z gawry, zgłodniały i senny, dania jak sen znikają. Może zajrzę do wsi po owieczkę wełnianą, tylko kto po zimie, pomoże mi ją zagryźć? Niedźwiedziu kochany spróbuj trawki, robaczka, zostaw żywych jak ty, niech przywitają wiosnę. Nasze lasy, góry mają zawsze być tłoczne, wejdź misiu do barci i w miodziku pomlaskaj. Ździebko ciebie u nas, ludzie ci przeszkadzają, mnie też, przyznam szczerze, wolę sam po wertepach. Ścieżka twoja w borach gdzie nie spojrzysz już ślepa, zróbmy więc co można... byś nie został ofiarą. Sto dziesięć sztuk ledwie a w Rumunii tysiące, podobne dwa kraje nasz ursusie antyczny. Zoolodzy rumiani i zawstydzony licznik, silcie mózgownice, zapraszamy - ad vocem. A gdzie jest Greenpeace czy pilnują korników, zawiśli na drzewach, nucą do snu drukarzom? Może dla misiaczków eldorado wymarzą, weź łańcuchy, liny - do rozsądku się przykuj! "Głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział. - Adam Mickiewicz.
    2 punkty
  10. Ludovico, doda klimatu. Cześć anonimie. Myślę tkliwie, już sama zapomniałam dlaczego. Jesteś, a Cię nie ma, w pełni chwilami, czasem pustka zjada od środka. Jakbym nosiła w sobie wahadło lub chodziła po cienkiej napiętej linie. Tym razem bez słowa, małej tęsknej literki na bukiecie zdań, które składasz, nocą, dniem, popołudniem. Wymyślone historie, argumenty na obłęd. Wszystko nieprawda, nieprawda wszystkich kłamstw. Jestem bardziej niż słowa mogą wyrazić istnienie, bardziej niż oczy mogą widzieć, mocniej niż bicie Twojego serca potrafi pompować krew. Nie zaklęta, nie znam magii, zwyczajna prosta ja. Poplątane są jedynie losy, czas, miejsca, chwile. Przecież sam wiesz, historia bywa różna, każda ma swojego autora, jak plotka, wcale nie zabawna. I nie mam pojęcia dlaczego nadzieja gra mi jeszcze do tańca. Twoja a-b
    1 punkt
  11. Zdrowe szczęście moje pożegnało wstyd i lęk. Idę więc prędko na warsztat podrywu krótkoterminowego. Obym w końcu nauczył się czegoś sensownego. Warszawa – Stegny, 21.06.2022r.
    1 punkt
  12. Z Ząbkowskiej jeden żul na "uporczywy ból" młotka używa. - Chętnych przybywa? - Boli, że skacze gul.
    1 punkt
  13. O godzine żadnej piętnaście zmaterializowała się pustka wklejona pod sufitem jak gniazdo szerszeni brzęczy i brzęczy i nie wiem czy to moja głowa
    1 punkt
  14. Zacznę od tego! Lwów Mieliśmy zbiórkę i zakąską relacje Kimono szło spać choć źrenice oczu zdawały egzamin W niebezpiecznym łypały - powiedział wzrok, coś nie tak Objawił ci pierdut! Zginęło parę osób Bo tak sufit chciał... Kłębowisko dymu zasłoniło mi łóżko polowe, a spałem Wkurw nieziemski Człowiek z piasku otrzepuję się tylko raz. Odnoszę wrażenie, że jestem jak kurz, jaki wiatr zamiatał ... przez trzy miesiące dziurą tęcz w czerń
    1 punkt
  15. W zadymionym barze nad stolikiem obok panują damsko – damskie opowieści o interesującej treści Siedzę nieopodal i strzygę uszami co tam co tam cóż niewiele jednak mogę stamtąd posłyszeć Czasem pomyślę tam potrzeba jest mężczyzny prawie decyduję że przyłączę się i dodam historię Nieśmiałość jednak miesza się z niezdecydowaniem i myśl nachodzi że akcja jest z gruntu niepotrzebna Z drugiej strony damsko – damski świat nad winem przejdzie nieskromnie w świat damsko – męski Świat jednak zgoła inny i bardziej niezrozumiany przy papierosie i piwie i z długim niedogadaniem Zaraz jednak wątpię czy dorzuciłbym coś ciekawego bo wypisałem się z dykteryjek dla nieznajomej Jest plus tej sytuacji bo gdy marzę o stoliku obok istotnie ładnym zapominam o moim stoliczku Krzyczeć zupełnie nie ma tutaj po co a jeśli już to tylko tak – stoliczku odkryj się!! Warszawa – Stegny, 24.06.2022r. A w ulubionym barze w dzień ojca (którym na całe szczęście nie jestem) w tle leciało:
    1 punkt
  16. To wiewiórka na socjalu, wciąż orzechy jej rzucają, już zapasy ma na zimę, stąd ma taką hardą minę.
    1 punkt
  17. @A-typowa-b Każdy dotknie skrawka nieba, lecz niektórym... piekła trzeba. Pozdrawiam Aniu. Jakby co to o sobie pisałem.
    1 punkt
  18. bezczelny rodzaj może byłby szczęśliwy wbez-ludnej wyspie
    1 punkt
  19. @[email protected] Po przeczytaniu Twojego wiersza nasunęła mi się odowiedź: brakuje nam w życiu (i do życia) właściwych drogowskazów... Ani nasi rodzice dla nas, ani my teraz dla naszych dzieci nimi nie jesteśmy. Może się staramy, ale nie potrafimy w pełni, bo sami (jeszcze) błądzimy. Ja obecnie szukam drogowskazów "Wyżej", tam, gdzie wszystko miało swój początek. Wypracowany, treściwy wiersz, Grzegorzu. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  20. Wychowanie pomaga, dobry przykład, gen wytrwałości a i tak jest jak piszesz: dopalacz, narkotyk, papieros, alkohol - koniec idylli. Prości, wykształceni, biedni, bogaci w to wpadają, a wyjść niemal nie sposób. Pomoc państwa, szczerze, bardzo słaba, w przypadku prób samobójczych podobnie. Przykre to. Pozdrawiam.
    1 punkt
  21. @A-typowa-b I taka właśnie jest poezja! My jej nie szukamy, to ona! Poszukuje nas w każdym segmencie życia; i zadajesz sobie pytanie - dlaczego twoje perpetum mobile?, skoro wirująca wokół własnej osi moneta, przenosi ciebie na dalszy etap, w tereny nieznane dotąd , śmiało można odkrywać. Mnie się podoba! Do usłyszenia -:) Jeszcze nadmienię powyższą wypowiedzią, że istoty ludzkie są tylko przekaźnikiem, jakim satelity, starają się przekazać świat w szerszej perspektywie. Patrz!
    1 punkt
  22. Na przystanku Kiwam nogą i się nudzę. Mozart pisał cuda w wieku ledwie pięciu lat. Paganini mając sześć dowiedział się, Że doba ma dwadzieścia pięć godzin, Grając na skrzypcach pod czujnym okiem kata. Czas mija zdecydowanie wolniej niż kiedyś. A ja czekam na autobus, tramwaj, kolej. Na moją kolej. Na mało znaczącą podróż do domu. Wiersz otrzymał nagrodę Jury w Turnieju Jednego Wiersza Lednickiej Wiosny Poetyckiej 2022.
    1 punkt
  23. Tak, to jest, bo po pierwsze tych przepięknych jest bardzo mało, a drugie, jak piszesz. Zresztą, w jakiejś mierze, stąd tylu sfrustrowanych i samotnych facetów. Pozdrawiam. Kiedy następny sonet?
    1 punkt
  24. @Nefretete Przypomniałeś mi moją babkę, zawsze obejmowała w lesie brzozę i wymyślała trzy życzenia. Wnukowi mówiła że spełnią się, jeśli nie będę grzeszył. Pozdrawiam, wychowanie przez brzozę... spróbuj.
    1 punkt
  25. @A-typowa-b Rozumiem doskonale, ponieważ mam ten sam problem: rusza mnie wszystko co napisałem, ale nikogo oprócz mnie. Nie ma potrzeby uciekać pod żółwią skorupę?, bo masz świetne pióro i wierzę, że to co chciałaś opisać, było równie piękne, tylko jakoś nie potrafię tego odebrać w pełni. Może powinienem to przeczytać jeszcze jeden raz, będąc w lepszym nastroju. Pozdrawiam serdecznie. ?
    1 punkt
  26. @Nefretete hahahahah, nie wiedziałam że tak można. Zapamiętam sobie tą formę wypowiedzi :)
    1 punkt
  27. ciernista przez twoje międzyznaki popękane błonki skrzydeł senne ruchy roślin zawsze jesteś taki twardy w dłoniach ustach wszechpełnia pragnę szczerze całego ciebie ranisz dotykasz umieram na własnych oczach
    1 punkt
  28. @A-typowa-b Tylko się powietrzem pomigdaliłem-:)
    1 punkt
  29. @Nefretete dobrze że się uśmiechnąłeś, a nie nafunfałeś ;). Pozdrawiam serdecznie.
    1 punkt
  30. Hehe, miłować to se możesz, mój uczniu. Ważniejszym jest czy ona to twoje miłowanie w ogóle zauważy. Jeśli tak się nie stanie to możesz sobie żyły z ramion wypruwać, a i tak nic z tego nie będzie. Jak już się pozbędziesz wszystkich arterii w organizmie, możesz zacząć wmawiać sobie, że uroda nie jest najważniejsza.
    1 punkt
  31. Lubię muzyczne odnośniki, a czas na przystanku to zawsze raczej wolno się rusza:)
    1 punkt
  32. @[email protected] Zgadza się. On akurat nie trzymał broni, był tylko zaopatrzeniowcem; na grzbiecie przenosiła skrzynie ćwierćtonowa bestia. Swoją drogą, lubiła się siłować - coś pamiętam z historii. I dzięki żołnierzom został przygarnięty do kompanii; karmili go przecież, mlekiem skondensowanym z wodą - a jak wyglądał smoczek? zwinięty ze szmat... Dobra Grzegorz - bo wgryzam się ponownie w tekst.
    1 punkt
  33. @Nefretete Ależ nie o to chodzi aby się ilością przebijać, po prostu Wojtek znany jest w całym świecie, uzmysłowiło mi to jego nieprzeciętną popularność, no bo skoro misiu, to Wojtek, dać mu tylko jeszcze karabin i nauczyć strzelać.
    1 punkt
  34. Czysta gra słów: dobre jako poezja, ale jako proza mnie nie porusza.
    1 punkt
  35. @Natuskaa @WarszawiAnka Dziękuję Wam i dobrego dnia :) :)
    1 punkt
  36. Mówią że diabłu lepiej zaufać niż kobiecie ona zbyt zmienna Mówią że lepiej z wiatrem się skumać on zawsze wie czego chce Mówią że kobieta trudna bywa - miewa humory dwojakie Jednak ja sądzę że to nie prawdą jest - kobieta nam boginią Która ten trudny świat swą mocą ogarnia przytula Mimo że słabszą połową tego zamieszania niby jest
    1 punkt
  37. @emwoo Zrobiłaś Ewo wykład o relacji człowiek a natura - człowiek i zwierzę. Zapachniało filozofią życia, poczułem się o wiele lepiej niż jeszcze godzinę temu. Pokazałem coś, co jest oczywiste ale nie przez wszystkich zauważalne, Ty to uwypukliłaś w cudowny sposób. Dziękuje. Udanych wakacji.
    1 punkt
  38. @Nefretete Ja umierałem trzy razy, cukrzyca tak ma, niszczy po kawałku i nie ma litości. Napisz wiersz o Ukrainie, taki prawdziwy, nie po dziennikarsku ale po swojemu. Trzymaj się zdrów.
    1 punkt
  39. ;) Nie śpieszyć się Jeszcze tu chwilę pozostać nad wodą Pozwolić odprężyć się lewej półkuli oczom widoku Nie sudoku w duszy skwarze co tu mazać nie marzę Istota rzeczy nie obrażę tylko spaceruję aż to wyłażę Nic nie pokażę jak zwykle chwilę odpocznę nim się usmażę Doważę rzucę okiem przemyślę sedno to się odważę
    1 punkt
  40. @Dag Dag słowo "swojego" jest tutaj newralgiczne, zabieramy im wszystko co jest ich domem. Nie wyobrażam sobie kogoś kto wchodzi do mojego mieszkania i mówi mi - to jest moje. Wszystkiego dobrego, udanych wakacji. @Nefretete Jak przelecisz komentarze to zobaczysz że o Wojtku pisze już trzecia osoba. Nie wiemy tego ale Monte Casino to może Wojtek zdobył, dodając wiary żołnierzom i poprawiając morale. Udanych wakacji.
    1 punkt
  41. brunetki blondynki ja wszystkie was dziewczynki całować chcę.... Mars. Jowisz. Saturn. dwa miliardy parseków w zwięzłej petli okalają Drogę Mleczną o bogowie kiedy kres tej wędrówki? Logarytmy. Kwadryki . Całki. cieszą mnie słowiki i skowronki i przygodowe pierepałki... lecz smutno mi Boże bo do czterech ścian i lustra piję boskie drinki! Malezja. Borneo. Tobago. dla nas ta noc pod gwiazdami na zdrowie ! sto lat!!!
    1 punkt
  42. @[email protected] Niedźwiedź jako zwierzę mocy jest jednym z mojej totemicznej triady zatem cieszy, że się nad nim Grzesiu pochyliłeś. Nasza cywilizacja nie ma pojęcia jaka jest rola zwierząt i jak zakotwiczają one siatkę świadomości planety, a w tym i zbiorowy kolektyw naszej podświadomości. Każda istota z królestwa zwierząt na poziomie archetypu reprezentuje pewne moce i cechy, które człowiek w sobie ma lub może pobudzić. Ścieżka empatii i więzi z naturą jest zatem kluczem do utworzenia mostu pomiędzy naszymi królestwami, a ten kto potrafi dostrzec w mniejszym bracie swego nauczyciela wyłuskał mądrość ze skorupki misterium życia i jest o jeden kroczek bliżej boskości i siebie samego:) Jeszcze żeby tylko Ci, którzy tak dobrze czują się w królestwie roślin i zwierząt potrafili budować mosty pomiędzy sobą, a drugim człowiekiem ... Wszystkie światy muszą nauczyć się żyć w harmonii, a niestety niektórzy tu obecni poeci z czułością w sercu głaszczą listki i płatki roślin, a z wlasnego bliźniego drwią sącząc jad. Sam portal jest zatem tyglem skotłowanych dusz, zagubionych w tułaczce. Twój wiersz porusza wiele strun choć pewnie czytam go po swojemu i przez pryzmat własnej jaźni:) Pozdrawiam gorąco ?
    1 punkt
  43. spokój konarów elektrodrzewozgrzyty przerywają sen
    1 punkt
  44. podoba mi się, pozdrawiam
    1 punkt
  45. Zabawnie świat się kręci Krwią bryzga na łąki w obrusach, Rwie na strzępy i do płaczu wzrusza … Niech to wszyscy święci! Mój kosmos płonął W ciemności zalśniła ona Iskierka onieśmielona. Zasnąłem ogłuszony. Teraz niebo bez chmur Suczka mości serce I tęsknię za Tobą najwięcej, Żebyś zawsze była tu. Co tu dużo mówić… Krótko było. Coś się skończyło I powstała miłość. Jak to u ludzi.
    1 punkt
  46. Hej! Przede wszystkim, muszę tobie podziękować za słowo pod treścią. Gdzie się podziewałem do tej pory? Na wojnie, na Ukrainie byłem przez niespełna trzy miesiące. Obecnie w sanatorium przebywam, gdzie cieszę się wolnością. Za parę dni wracam z powrotem, by dosięgnąć słowem prawdę... Tak! Talent został po mamie; nie wiedziałem wcześniej, bo poezję tylko uprawiałem. I totalny grzyb znienacka uderzył we mnie - list jaki musiałem przeczytać, szare komórki wywrócił. Skomplikowana historia... Spreparowane w popiół kości ( bo tak sobie zażyczyła) wysypałem obietnicą w morze. Jest tu szereg okoliczności; jakimi niekoniecznie chcę się dzielić - przeżyłem śmierć kliniczną, po raz drugi. I najlepsze jest to, że obrazy jakie widzisz, są nieuchwytne dla - nie dla mnie! Do tego dochodzi pareidolia i szereg innych zjawisk, jakie praktykowałem do czasu. I choć głupio to zabrzmi, nie ma mnie w świecie, jestem dla świata... Za wgląd i słowo pod treścią! Pozdrawiam ciebie @Leszczym Dziękuję! @A-typowa-b Dziękuję! Odpozdrawiam z uśmiechem
    1 punkt
  47. 1 punkt
  48. @Amber miłość jest wolna jak mewy i ptaki. Tęsknota i pragnienia, lot po niebie przed siebie i bez lęku, co potem się stanie. Pozdrawiam.
    1 punkt
  49. @Wiesławażycie potrafi zaskoczyć mam nadzieję że i miłość prawdziwa dotrze także do Ciebie Pozdrawiam serdecznie
    1 punkt
  50. DZIECINKA? JEJU, DOKOPAŁA MU MAŁA. POKODUJE JAK NIC - E, I ZDA.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...