Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 17.03.2022 w Odpowiedzi
-
Przyleciały ptaszęta... okupują drzewa, kluczami jak bombowce w karmniki i nazad. Czasami w nos podskubią słomianego dziada, a plejada gatunków kontrastem olśniewa. Gdzie żeście zimowały, gdzie druga ojczyzna, jak podróż przeleciała, czy stado w komplecie? Chyba wiem, nie liczycie, ćwierknij że nie wiecie, bo z okien nie rzucają - mówią że drożyzna. Bociany się rozparły na dachach słomianych, żaby uciekły głębiej aby bronić skóry. Nie posiedzisz tam długo, rechot w ciszy umilkł, głodne boćki dziś rządzą, klekoczą dziobami. Czy skowronki najwcześniej w tym roku przyfruną, zwiastują ciepłe lato, niosą wczesną wiosnę. Zanucą z raniuszkami - etiudę rozkosznie, a człowieka obdarzą przeżycia fortuną. Zięby biednych partnerów w gniazdach zostawiły, przylecą na gotowe.... małżeńskie spryciule. Będziemy oczekiwać, ile się wykluje, zapełnicie od nowa znane wam rewiry. Lecą żurawie, szpaki, trznadle i potrzeszcze, myszołowy z łozówką, jaskółki i żołny. Cudownie zaśpiewają, przyozdobią bory, chciało by się wykrzyknąć... prosimy kto jeszcze? Jak ptaszęta ze wschodu, fruną Ukraińcy, z podciętymi skrzydłami... niezdolni do lotu. Z przyszywanym uśmiechem, kręgosłup wyprostuj, przecież Polak Słowianin, jak najbardziej bliski. "Natura nie łamie swych PRAW". - Leonardo da Vinci.11 punktów
-
jeszcze założę sukienkę w kwiaty i bosą stopą zatańczę w zieleni będę oddychać błękitnym powietrzem gdy wreszcie zima w wiosnę się zmieni niech tylko słońce ogrzeje duszę która złamana i ociemniała a ptak swym śpiewem zagłuszy burzę która tej zimy się rozszalała niech tylko zima w wiosnę się zmieni niech tylko świat kolorów nabierze deszcz ciepły zmyje z twarzy cierpienie strach i demony spod gruzów zabierze niech tylko zima minie a wiosna nadzieją niech wrośnie w moje serce niech kwiatem białym wyrośnie na zgliszczach bym mogła znowu zatańczyć w sukience9 punktów
-
nie boży palec naciska pstryczek i znów kolejna pali się lampa po niej zapłoną już tylko znicze a my lecimy jak ćmy do światła chociaż po oczach kolor czerwony bije z daleka znakiem przestrogi lecz my olśnieni i zaślepieni jak ćmy lecimy znów prosto w ogień5 punktów
-
piękny jest świat wokół nas co jeszcze wydarzyć może się nam jakie szykuje niespodzianki cudowny wieczór z radosnym porankiem czy jeszcze zdarzy się coś innego zupełnie dla nas niepojętego zło trawi miłość obojętność odsuwa od człowieka cóż dobrego jutro nas czeka nie dajmy się zwariować zbudujmy razem od nowa coś co przyniesie Nam szczęście niech ono po świecie się niesie4 punkty
-
Dzwonek wciąż dzwoni krzyczy pomóż możecie przecież zrobić więcej mieszkacie z dala od powodzi pomóżcie nam rozdartym sercom od trzech tygodni ciągle dzwoni ale niewielu to obchodzi dzwonek wciąż dzwoni krzyczy pomóż Europa dalej daje dupy wciąż najważniejsze ciepłe domy tania benzyna i zakupy nieważne że tam giną dzieci nie prowokować - najważniejsze a jak przestanie dzwonek dzwonić zostaną tylko same zgliszcza to znicz zapalmy raz do roku chcieliśmy pomóc znów nam nie wyszło4 punkty
-
szybko się nudzę odczuwam niedosyt a potem ziewam lub przerzucam stronę zbyt długi opis za mało dialogów książkę odkładam by do niej powrócić kiedyś lub nigdy to kwestia wyborów (a czas zapiernicza jak mrówki w mrowisku nim się obejrzę pozjadały wszystko) Lukrecja Borgia w sukni koloru morello nagle kichnęła wzbudzając niepokój służba nadbiegła czując w nozdrzach odór -znowu obsrała się ta nasza księżna3 punkty
-
wpadł między nas, wypił czarę goryczy? błędny wzrok zawył - gorzki smak tłum zmąconych głów znak zakaz nakaz: Nigdy nie milcz. Mów! krzycz odejdą na trampolinę spokoju3 punkty
-
- Panie... - przerwał ciszę brat dowódcy, gdy cała czwórka znalazła się w zbrojowni. Nawiasem mówiąc, jednej z wielu. O czym Jezus wiedział doskonale, jego zaś towarzysze mogli się domyślać. I sądząc z wielkości statku-matki, który przemierzali - domyślali się. - Panie - powtórzył legionista, wkładając in vebum, w wyraz, odrobinę więcej zdecydowania. Nijako było mu, jego zdaniem, użyć słowa "Magister", Mistrzu. Chociaż myśli kusiły go. Lub może raczej namawiały. Po chwili milczenia kontynuował. - A ten jeszcze dziwniejszy niż... jak mu tam... Thor? Ten długowłosy o dziwnej skórze. Przecież to vir, mężczyzna. Miał maskę, prawda? Dlatego wyglądał tak dziwnie? I ten jego strój. I dziwne miecze. - Ciekawość powodowała, że mówił coraz bardziej swobodnie. Jezus, uśmiechając się, przyglądał mu się w milczeniu. Widział biegnący coraz szybciej ciąg myśli żołnierza. Napędzany ciekawością. Dlatego nie odzywał się, oczekując wygaśnięcia wątku in mente, w umyśle rozmówcy. - A tych ośmiu, idących za nim w pewnej odległości? Dlaczego szli parami? Mieli miecze podobne do naszych - legionista odruchowo zerknął na rękojeść swojej spatham. - I też byli w maskach, prawda? - Podejdźcie bliżej - Czytający Myśli przywołał dziesiętnika i drugiego z żołnierzy. - Dobrze, że tylko przyglądaliście się ich broni, bez dotykania. Dlaczego, pytasz - zwrócił się do dowódcy. - Pamiętasz pole ochronne wokół lotoplanów*? - Bo chcę odpowiedzieć na questio, pytanie, waszego towarzysza. A najłatwiej i najwygodniej będzie mi to facere, uczynić, znów sięgając do mapy. Ale, tym razem, pokaże ją pytający o idących za istotą, zwaną Thorem. Albo za bogiem, jeśli wolicie trzymać się uprzedniego określenia. Moc** położył bratu dziesiętnika dłoń na ramieniu. Ten drgnął, nieco zaskoczony. - Spokojnie - uśmiechowi na twarzy Jezusa towarzyszył przypływ spokoju, a zaraz po nim uśmiech in capite, w głowie legionisty. - Jesteś gotów? Zapytany zawahał się króciuteńką chwilę, nim przytaknął. - Ergo audi, zatem słuchaj moich myśli - uśmiech, równie naturalny jak swobodny, trwał na twarzy Stwórcy Pierwszego Słowa. - A raczej je czytaj. Bo będziesz je widział wśród twoich własnych. Będą się wyróżniać. - WszystkoMogący zamilkł, po czym uśmiechnął się ponownie. - Skoro jesteś gotów - ledwie wyczuwalnie wzmocnił uścisk na ramieniu żołnierza - to zaczynajmy. Cdn. Voorhout, 16 marca 2022 ____________ * Pojęcie "lotoplan" zaczerpnąłem z komiksu Bogusława Polcha o wyprawie Ais, Ruba, Chata i Zana z planety Des na Ziemię, wydanego w Polsce w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku. ** Chyba każdy czytelnik skojarzy, do jakiego filmu tu nawiązuję...3 punkty
-
Wzięty fryzjer z Poronina się zamartwia i chłopina klientów się wstydzi bowiem co dzień widzi jak powiększa się łysina.2 punkty
-
Kopta zagadnął mąż w Zakopanem - Coś się kopciło dziwnie nad ranem? Choć tęgi chłop z cię, dosięgnie kop cię; dym szedł, gdyś Jagnę smyrał kolanem.2 punkty
-
Niemiec, Rusek i Francuz siedli na stołu krańcu. Francuz w ślimakach grzebie, kluchy zajada Niemiec, a Ruski - się wie, o zakład z Węgrem poszedł, Holendrem oraz z Włochem - kto pierwszy włoży łańcuch.2 punkty
-
Shin taki jeden kurdupel z Korei postanowił że się w końcu ożeni założył się z kumplami że dziewicę omami Chon go wyśmiała-twój mały dziwnie sepleni2 punkty
-
Kąsasz żył twarde brzegi, krew struta wchłonie już dreszcze, widzieli nas w tafli wody, z wosku twarze w krople brzydkie. Igły płoną Ci pod skórą, spiętrzona jest moc w niemocy, jednym specyfkiem brzydki, uciekać w wielkie brzydoty, wstań, bo możesz, odpocznij.2 punkty
-
Powiedz mi… tak, wiem – nie wypowiesz słowa… Twoje usta, kamienne usta… Noc mnie miażdży, czy to rozumiesz? Powiedz… ― milczenie, świdrujący szmer rozsadza uszy… Jestem w bezkresie czasu, w przestrzeni milczenia… … cienie wokół, bezwład melancholii… Światło obskurnej żarówki roztacza mdławą poświatę… … płachty pajęczyn falują od czyjegoś oddechu… czyjego? Jestem tutaj, gdzie nie ma nikogo i nigdy nie będzie… Książki… ― wezmę sobie jakąś z regału… Nie, nie dam rady wspiąć się po drabinie… Za oknem śnieg, stalowe niebo… Gdzieś sobie pójdę, w siny mrok, szklisty… … do pustej przystani zmrożonej cierpieniem i ciszą… jeszcze, tylko przewertuję zakurzone bruliony, kołonotatniki… Mieszają mi się słowa, zapętlone myśli… Wszystko się kołysze… … upada z chrzęstem butelek… Ach, to ― ty… Jesteś przez chwilę ― i zaraz znikasz… Musisz już kończyć, ciągle to słyszę… Słońce wpada do środka, oświetla oszklone gabloty z porcelanową zastawą… Zakurzona serwantka zwieńczona martwym zegarem… Klucz spoczywa obok, powyginany, zapomniany przedmiot… Ojciec nakręcał nim, kiedyś mechanizm… Ustawiał czujnie wskazówki… Kogo to teraz ― obchodzi? Nikogo… Wiem, że nikogo… Czas zatrzymał się w chwili śmierci, która wzdycha wciąż lodowatym chłodem… Słońce wpada do wnętrza… Słońce? Skąd ― słońce? Przecież przed chwilą ― szumiała ― otchłań nocy… ... rozbestwiona samotność melancholii… Zatem, świeci żarówka w gazetowym kloszu… Pusty stół i krzesła, wersalka… Trzydrzwiowa szafa ze słojami czasu, z modelem japońskiego pancernika na górze… Siadam na podłodze… … wśród stosu fotografii i listów… Skąd? Od kogo? Od nikogo… … od siebie samego… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-03-17)2 punkty
-
takie jest życie z francuska brzmi to c'est la vie po nocach czasem mi się śnisz zapalam świeczki kiedy mam chęć nie w wyznaczony dzień przez kler tradycjonalistą więc nie jestem zapalam znicze kiedy zechcę a ciebie nie ma i nie będzie już mnie nie dręczy durna myśl że cię nie spotkam w parku dziś2 punkty
-
Jestem człowiekiem w pudle Pogrzebanym we własnym gównie Nie przyjdziesz i nie uratujesz mnie, nie uratujesz Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,alice_in_chains,man_in_the_box_1.html2 punkty
-
2 punkty
-
Zgrabnej Teresie ze Zgorzelca zabrakło dla Janusza serca na złość więc jej się w pabie upił zapominając, że gdy pijany -to jest głupi i tak skończyła się abstynencja Moja znajoma z Bełchatowa sucz taka jedna - wściekła krowa wzięła sobie psa ze schroniska by się wyżywać- tłuc go po pysku teraz jest niemowa *powolutku, pomalutku... ... dopiero uczę się pisać limeryki, więc proszę być dla mnie wyrozumiałym ;)1 punkt
-
Ceny nie było, przy kasie na rolce fiskalnej widniało kilka wygiętych liter. Jak niedokończony pakt z diabłem, który wije szaleństwa. Wynajduje spadkobierców nieprzymuszonej woli, na potrzeby przyszłej ofiary. To tu, to tam, to przed, to za, obok, wnet góra, lub głęboko dół. Niezapłaconym rachunkiem sumienia przykryje twarz. Odbijając winny pejzaż, lub plejadę upadających gwiazd. autor wiersza: a-b https://atypowab.blogspot.com/ autor zdjęcia: pexels-joanne-adela-low-32257961 punkt
-
zapraszam siedziemdziesiąte urodziny w Kijowie wigilia w Warszawie w obwodzie winnickim wódka najlepsza w Polsce też czysta Szojgu czy wszystko idzie zgodnie z planem bo jestem fanatykiem i sztuka wojenna mnie nie interesuje bezwzględny kłamca w białym kołnierzyku minister chamstwa Ławrow poeta sługa dobrej sprawy wie odcięte miasto samo umrze a rozpędzone elektrony żywcem gotują1 punkt
-
1 punkt
-
Olśnienie i zaślepienie wyłącza racjonalne myślenie i to u wielu i w wielu miejscach. Przez to ginęli ludzie i upadały państwa. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Sztuczne światło cholernie razi. Ale bywa, że nie widać innego (ciepłego, otulającego, rozjaśniającego) a strach przed ciemnością robi swoje.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Sylwester_Lasota Jak mawiał pewien mój kolega, "co zrobisz?"... Nadzieja, że sparzymy się tylko, nie spalimy. Pozdrawiam ?1 punkt
-
1 punkt
-
@[email protected] bardo dobrze, szkoda tylko, że to już niestety niemożliwe, natomiast Niemcy, Holandia, Francja, Włochy i Węgry nadal sponsorują wojnę. Bez konsekwencji. Co na to najbardziej skłonni do nakładania sankcji: pani Ula von der Leyen, Frans Timmermans, Guy Vernhofstadt i wielu wielu innych tak chętnie karcących Polskę za brak "współpracy", która nie przynosi satysfakcjonujących korzyści i mająca oddać (prawem kaduka) we władanie polską suwerenność. Dzięki Grzegorz.1 punkt
-
znaczy z MOPSem klops? Może chociaż Druppi Sereno e zaśpiewa albo chociaż pół? https://www.youtube.com/watch?v=m26cDCctYQg1 punkt
-
@jan_komułzykant Kto słuchał "Szarotki" a w niej sprośne plotki o dupie panny Maryny, Janie, prawda nie kpiny! Ja wolę szarlotkę, smacznego, mówi Ci to łasuch Grzegorz!1 punkt
-
- ANO, ŻE TU MA ZESZYT. - A TY Z SEZAMU TEŻ? - ONA! OJ, OTUMANILI LINA MU - TOJO. OTO JOJO TO.1 punkt
-
@[email protected] a to Cię zaskoczę, Diory niestety już nie mam, Radmora ukradli złodzieje, ale jest jeszcze ten rodzynek, po dziadkach. 'Szarotka', pierwsze tranzystorowo - sieciowe radio w Polsce. :)1 punkt
-
@Konrad Koper Minimum słów... maksimum treści, przeczytaj trzy razy zanim się zmieścisz. Pozdrawiam Konradzie, kopę lat?!1 punkt
-
1 punkt
-
Piękny poetycki zarys rzeczywistości. Dobrze czyta się Twój wiersz. Pozdrawiam Grzegorz.1 punkt
-
ILE MA KOPII PO KAMELI? TO KOPIUJ, OPOJU, I POKOT. A KALKA, TO KOPIARKI KRA I POKOT. A KLAKA?1 punkt
-
O, CAR! GURU MA NA SZARAKA HAKA - RAZ SAN, AMUR. UGRA CO? KAJA: - ŁAWO, PA! - KARALI - I LARA KAPOWAŁA. - JAK?1 punkt
-
NADUSTAWA: MA WAT SUDAN? ON MA TYŻ. ELENA, POKAZANO TON - A ZAKOPANE LEŻY TAM, NO.1 punkt
-
1 punkt
-
@anna_rebajn Nie każdy, dożyłem 30 i miałem wspaniałe życie, a teraz się zaczynam sypać. Gdyby wyniki gastroskopii były inne, to jechałbym na Ukrainę - chociaż nie walczyć za Lwów, a umrzeć na własnych warunkach. @michal1975-a Moja prababcia była Orlęciem Lwowskim, moja babcia pochodzi ze Lwowa, pomimo łykania narracji TVN non-stop, jest mocno do nich podejrzliwa. Czy to nie nasza wojna? Też po części nasza. Czy ludzie giną, owszem i to przykre. Czy należy ich wspierać, zasadniczo tak - ludzi. Natomiast o tym, że ta wojna będzie decydują przełożeni ówczesnej władzy, jak Klaus Schwab i jego YOung Global Leaders. Dlatego co ma być, to i tak będzie - ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Trochę mnie martwi owczy pęd i jakby jutra miało nie być. Najśmieszniejsze, że złotówka traci od początku konfliktu więcej niż Chrywna, której nie dość, że wszyscy się pozdbywają - to jeszcze teoretycznie w moment mogło Ukrainy nie być i była by bezwartościowa. Generalnie będzie bieda, to co odwalili (wielu tu obecnych) podczas Covida z lockdownami, maseczkami itp. będzie miało konsekwencje, inflacja... zresztą, pisałem o tym kilka miesięcy temu na Wykopie, to wkleję - no więc, najlepsze przed nami, a rozwalenie rynku najmu i dostęp do lekarza, do którego nie mieliście i wcześniej - to będą najmniejsze problemy https://www.wykop.pl/link/6145799/pierwsze-rachunki-za-smieci-szokuja-ogromne-podwyzki-od-1-lipca/ Doomed 9 mies. temu +71 -42 @przekret512: te bombelki to jest i tak NIC (pomimo iz rozdawnictwem gardzę) - wielkie NIC w stosunku do zamknięcia gospodarki. O tym iz w związku z tym będa rosły opłaty za wodę, śmieci i inne od których nie da się uciec - pisałem kilka miesięcy temu, nim zapowiedziano nowy ład. Do cholery, jeszcze przed pandemią zapowiadano największy kryzys finansowy w historii, a wy spotęgowaliście (nie pomnożyliście) go lockdownami i dodrukiem pieniądza - którego wydrukowano tyle, że gdyby nagle drukarki stanęły (a nie staną) to już mamy przejebane. Pieniądze jeszcze nie spłyneły z firm i funduszy na rynek, ale spłyną i spływają. Inflacja już 4,5%, dobrze się nie przeciągnęła, a będzie galopować. No ale wirus ze śmiertelnością 0,3% to świetny powód by wpędzić cały świat w nędzę. Może będzie tak i tym razem, ale wtedy pisano żem szur. No to już niedługo z waszymi ukochanymi starcami, z gołębiami do współy - będziecie walczyć o okruchy. Dopiero zobaczycie co to śmiertelność. Wcale mi was nie żal, to było oczywiste, a jeszcze się dobrze nie zaczęło. No ale przecież wyzywaliście innych od szurów, wasze poglądy były trendy i mogliście być postępowi i oświeceni... powinno wyjść inaczej :/1 punkt
-
1 punkt
-
W przydomowym ogródku, w cieniu rozkładu pokrzywionych gałęzi obumarłej jabłonki, pewna dziewczynka ma swoje ulubione miejsce. Spoczywa tam przytulny cmentarz, na którym z lalkami bawi się w chowanego. Trochę ją rączki bolą od kopania dalszych dołków, plastikową, nadłamaną łopatką, ale pragnie rezolutnie na zapas, bo przecież zdaje sobie sprawę, że będą potrzebne nowe, gdyż wiele już farszem lalecznym wypełnionych. Wypracowała też pewną tradycję, jak najbardziej pasującą do zaistniałych okoliczności. Po pewnym czasie, te które leżą już kilka dni i robią się nieładne, zakopuje niżej, a na wierzch misternie układa suche gałązki upaprane w błocie, które odgrywają rolę kości z resztkami ciał, co z lalek pozostały. Po jeszcze dłuższym leżeniu, wciska zawartość niżej, zakrywa ziemią i sypie na wierzch kakao, wykradzione uprzednio z kuchennej szafki. Ono z kolei symbolizuje zasłyszaną maksymę: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” Rodzice nie chcą jej w tym pomagać, tylko pytają do znudzenia zdziwieni, w co ty się bawisz. Ona odpowiada, że jest panią grabarz cmentarną. Babcia jednak więcej rozumie, tłumacząc córce i zięciowi, że mają dać dziecku święty spokój, bo jak się od małego obezna ze śmiercią, to jak dorośnie, będzie jej o wiele snadniej, gdyby co. Dlatego na brak lalek narzekać nie może. Ma też inne ustalone zasady, w ślicznej loczkowanej główce. Przecież nie uchodzi zakopywać niewinnych, do rany przyłóż lalek. Muszą sobie na to zasłużyć, niestosownym zachowaniem. Lecz niektóre są do bólu, rozkoszne, pocieszne i na wszystko przytakują. Dlatego, a to jedną podszczypnie, to drugiej paluszek zdusi, lub jeszcze innej rozszarpie sukienkę. Wtedy się nagle fajnie złoszczą i są bardzo nieznośne, a za to należy się kara, zrazu niewielka, na przykład wydłubanie oczka, a zaś, trochę większa, chociażby dziabnięcie nożyczkami w brzuszek. Taki prolog tego, co ma nastąpić później, czyli kara ze skutkiem dogłębnym. – Chodź dziecko do domku. Później skończysz zasypywać – mówi mamusia, do córeczki. – Twoja ciocia do mnie dzwoniła, że mam natychmiast wracać, gdyż jest w naszym domku i chce nam pokazać jakąś niespodziankę. – A jak weszła – pyta dziewczynka, pomiędzy jednym rzutem ziemi, a drugim, na niewielkie zawiniątko w dołku. – No przecież wiesz, że ma klucz. – Wiem, bo już byłam u cioci. Pokazałam moje lalki. Dołożyła swoją, żebym się z nią pobawiła. Ciocia teraz szykuje wiele pysznych jedzonek w kuchni, więc wyniosłam niegrzeczną lalkę za tamten krzaczek, ale tam już jej nie ma, tylko tu w grobkach, bo wiesz mamusiu, ja tak lubię części chować. Najpierw rączkę odcinam i do dołka, później drugą i do dołka. – Dziecko. Jak ty wyglądasz. Dopiero teraz widzę. O Boże... – Tak samo z nóżkami. Na końcu główkę odrywam. Chociaż z lalką od cioci, to miałam nie lada problem. Spociłam się jak mysz. Musiałam siekierką tatusia odrąbywać. Jak dorosnę, to będę mieć więcej sił. Mówię ci, pysznie to wygląda, gdy wiele dołków zajętych przez jedną trupkę… mamo, co robisz, psujesz mi zabawę, a tak się namęczyłam… ostrzegam, biegnę za krzaczek, a ty masz przestać… wróciłam, nie przestałaś... jesteś bardzo niegrzeczna, jak zły piesek, co na czterech rozkopuję mój ukochany cmentarz… stoję przy tobie, lekko zgięta w jedną stronę... słyszysz, masz w tej chwili przestać…1 punkt
-
Miażdży moje skronie otchłań lodowatej nocy. Potworna cisza wypełnia przestrzeń szumiącym piskiem gorączkowej maligny. Chyba umarłem, ponieważ oplatają mnie moje własne skostniałe ramiona. Rozglądam się. W żółtawym świetle obskurnej żarówki uśmiechają się do mnie pergaminowe twarze ze starych plakatów: Clarke Gable, Vivien Leigh, Anne Baxter… Lata 50. XX wieku. Rozsypane na podłodze czasopisma, gazety, jakieś fragmenty niedokończonych listów, artykułów… Loty kosmiczne, zdobywanie wszechświata, zagrożenie nuklearną zagładą. Milczący gramofon, sterta winylowych płyt… Ray Charles, Paul Anka, James Brown… Trwa odliczanie upływających sekund, które wybija z pogłosem echa stojący zegar. Miałem, gdzieś wyjść, lecz ― zapominałem, gdzie… Słychać czyjeś powolne kroki. Wyglądam na schodową klatkę. Nic. Jedynie półmrok od ulicznych latarni, kawałek odłupanego muru i zatęchła woń opuszczenia. Zatrzaśnięte drzwi lub otwarte na oścież… Pode mną spirala niekończących się, niknących w ciemności schodów… Leżąc twarzą do podłogi, podziwiam odblask mdłego światła, który spada na mnie z sufitu w postaci czterech żarówek żyrandola. Wszędzie wokół szepty, jakieś mnisze modły. Nacierają na mnie niewyraźne słowa czającej się melancholii. Ściany, wszędzie ściany… Wybrzuszają się i kurczą. Coś najwyraźniej oddycha, ukryte w labiryncie pęknięć, coś, co jest niepojęte, wymykające się percepcji zmysłów. Sen, to? Jawa? Z pewnością nie jest to materialne, ponieważ zaciera się i znika. Przetacza się w konwulsjach okryte cienistym mrokiem. Ktoś kona w męczarniach, w pożodze kobaltowej lampy. Wije się z bólu przeszywany straszliwym promieniowaniem i w blasku jaśniejszym niż tysiąc słońc. Nowotworowe malformacje, niepoddające się apoptozie rakowe komórki. Nevada test Site. Operation „Ranger”, „Buster Jungle”, „Teapot”… Pustynny, rozsłoneczniony krajobraz z zarysem dalekich wzgórz. John Wayne, Suzan Hayward, Pedro Armendariz,.. Porzucone w piasku starożytne stroje, jakieś zardzewiałe, poskręcane od straszliwego żaru zbrojeniowe pręty. Wszędzie gruz, chrzęszczące pod stopami potłuczone szkło… i popękane sine ekrany czarno-białych telewizorów… Opuszczenie i nicość. Ruina przeszłego czasu. Pokryte brunatnymi bąblami żelbetonowe bunkry, jakieś widma o nieustalonych rysach twarzy. Padają pod kątem jaskrawe promienie zachodzącego słońca. Skąd? Przecież dopiero męczyła mnie zmora okrutnej nocy, rozbestwionej w swojej potędze milczenia. Rozwieram powieki. Puste fotele po rodzicach potęgują martwotę blasku, nadpalony, lśniący blat stolika od położonego kiedyś przez usypiającego ojca tlącego się papierosa. W fałdach zasłon tak jakby ślady krwi… Dochodzą z drugiego pokoju kroki, znowu kroki. A przecież ciało zdążyło się już rozpaść, rozsypać w trumnie na proch. Przemyka w rozdygotanych płomieniach świec lodowata, koścista śmierć, szukająca kogoś albo czegoś, czego nie zdążyła zabrać poprzednim razem… Pełzam, więc po podłodze, przytłoczony jej ciężarem, bojąc się unieść głowę, aby nie spojrzeć przypadkiem nicości w oczy. Kapią na mnie rdzawe krople z poplątanych pod sufitem żeliwnych rur. Kto mieszka nade mną? Nikt, poza duchem samotności i rozkładu następującym niebacznie na trzeszczące deski stropu. Leżę twarzą do podłogi. Wchłaniam nikłą woń woskowej pasty. Tu leżał kiedyś ojciec, pijany, nieprzytomny, chory. Tu leżała moja umierająca matka. Słyszę czyjeś kroki. Nieustanny szmer wysypujący się ze szczelin popękanego tynku, rozsychającego się drewna zakurzonych, poplamionych mebli…Zwinięty w kłębek całuję namiętnie drżącymi, bladymi ustami zakurzone cokoły, pokrzywione nogi, podstawy ze złuszczonym przez czas fornirem… Macam pod kanapą, szafą, tremem, szukając czegoś zawzięcie. Czego? Zdrapuję pościeranymi do krwi palcami odpadający ze ścian, sypiący się piaszczysty tynk. Boję się. (Włodzimierz Zastawniak, 2022-03-10)1 punkt
-
1 punkt
-
Moje dzieciństwo to był tak długi dzień, że nie pamiętam już żadnej daty Żadnej z tych, w czasie których rozpoczęła się każda kolejna infantylna niedojrzałość ... Bóg zawsze do najgościnniejszych domów zalicza wszelkie cierpienia I chętnie tam zagląda - zobaczyć, "czy czego nie trzeba" Miłość? Najgorsze z możliwych pożegnań. Bo można na nie umrzeć. I nigdy nie przestajesz machać - chociaż nigdy białą flagą I nie możesz też - przestać się odwracać - i nigdy plecami Co dzisiaj czuję? Zapach rozdziału marmurowych ksiąg - opatrzonych krzyżami, sepiami w owalu i ciętą na wymiar literą Żył, żyła, tyle i tyle, zawsze za krótko, zawsze tragiczny koniec I rozpacz! Bez dna! Aż ją wypełni nasz własny koniec - jakże wiotki, jakże .... ciężki ten pergamin!1 punkt
-
- Mówiłem wcześniej, że zbliżenie się do lądowników jest niebezpieczne. Gdybyś podszedł z wyciągniętą ręką, nie wyszedłbyś cało. W najlepszym razie z poparzeniami. W najgorszym wróciłbyś na tarczy, jak mawiali Spartanie. O ile wiem, słyszałeś o nich. - Tak, słyszałem - potwierdził legionista. - A to dziwne słowo, którego użyłeś? Jego nigdy nie słyszałem. Lą.. ląd... nawet powtórzyć trudno. - Bo to słowo z języka, który powstał częściowo na podstawie twojego, częściowo na bazie języka mieszkańców jednej z prowincji waszego imperium, ale stworzone w dalekiej przyszłości. Teraz, w twoim czasie, właściwie jeszcze nie istnieje. Na określenie typu maszyn, które właśnie oglądasz. Znajdujemy się na międzyplanetarnym statku istot, które uznajesz za bogów. Jest duży, jak widzisz. I znajduje w przestrzeni nad naszą planetą. A dokładnie wspomnianą Grecją właśnie. Te zaś maszyny, do których mogą wsiąść jedynie dwie osoby, służą do lotów stąd na Ziemię. Są jeszcze pośrednie, wielkości pałacu twojego cesarza. Lub Jowisza, Junony i Marsa, jak wolisz. Jednym z nich lądowali oni na Mons Olympus, jak mówią tak zwane mity w greckiej wersji. Bo, jak widzisz, opowieści te są prawdziwe. Całkowicie prawdziwe. Do tego stopnia, że swojego Marsa zaraz zobaczysz. Cdn. Voorhout, 03.03.20221 punkt
-
A może opór jest uzasadniony, bo nie zawsze wiatr zmian wieje w odpowiednią stronę. Idąc za nim można się nadziać na zamierzchłe czasy i stanąć w obliczu korzystania z pralki wirnikowej, a to rzeczywiście może stanowić dyskomfort, zważywszy na to, że na co dzień była już pralko-suszarka w wersji ekonomicznej, ergonomicznej i nisko-akustycznej. Czasem trzeba wykrzesać z siebie siłę, by pozostać przy swoich guziczkach dotykowych, bo jak nie... to znów będzie jeden program powielany na każdego typu tkaninie, o każdej porze dnia... w nocy będzie tylko cisza. A co z tego wyjdzie? Jednakowe czapki, koszulki, kołnierzyki i taki sam ocet dla zachowania koloru ubrań, z równie nieprzyjemnym zapachem niezależnie od tego, który sklep nam go zaoferuje. Zresztą szare mydło jest tutaj w zestawie, a ono potrafi uparcie się odbijać, jak nieświeża wizja i to niezależnie od tego czy jest w płatkach, czy w kostce - do dziś ma wielu zwolenników. Pranie widocznie niektórym nie musi pachnieć. A przecież jest tyle możliwości, kwiaty nie kwiaty, owoce egzotyczne i inne mieszanki rozpieszczające zmysł powonienia. Nie trzeba czekać na święta, żeby się sztachać skórką cytrusową. Samo czytanie o proponowanych już gdzieś na wschodzie produktach, pomagających w utrzymaniu codziennej higieny w wersji, która nie dość, że wyszła z mody to nasuwa skojarzenia z jakimś abstrakcyjnym wymysłem nałożonym na obraz rzeczywisty, jest przykrym doświadczeniem. Przekaz to nieczytelny, a pożółkła instrukcja obsługi wygląda jak poradnik zawierający sto jeden sposobów na zmarnowanie sobie życia. Przez obsługę wyżymaczki na korbkę można się dorobić odcisków i efektu zmęczenia. Cały dzień stracić na coś, co nie powinno stanowić żadnego tematu i tym samym nie zrobić nic ważnego. Opór zdaje się być uzasadniony... w końcu nikt nie potrzebuje złomu.1 punkt
-
Prolog W mrocznej piwnicy pewnej cukierni, słychać zgryźliwy, wredny śmiech, Ciemnej Strony Tłustego Czwartku. Potwór przeciąga się rozkosznie, po długim, także wrednym śnie. Ma tylko jedno w głowie. Pościg. Skubany agresor faktycznie wie, co nastąpi, lecz nie wie wszystkiego. O! o o o o o o o o o o Dziesięć, świeżo wypieczonych pączków, mających w sobie zwiększoną percepcję pojmowania świata i tak zwany: szósty zmysł w nadzieniu, wyczuwa nagle społem, niebezpieczeństwo. Z uwagi na to, że akurat los chciał, by drzwi do zewnętrza były otwarte, pragną uciec przed wrogiem, by odnaleźć podobne zbuntowane, zjednoczyć wytężone siły i zniszczyć mroczną wersję, nieznośnej istoty. Zatem wyrastają im po cztery nóżki, małe sznupki do okrzyków wolnościowych oraz ogonek z tyłu, dla zrównoważenia emocji. Tworzą tłum dziesięciu wnerwionych jednostek i wybiegają z cukierni tylnymi drzwiami, prosto na łąkę w stronę lasu. Wierzą, że inne dziesiątki, pomyślały o tym samym miejscu zgrupowania sił. Mrotłuczwar wyczuwa drgania sklepienia nad sobą. Uśmiecha się pod nosem, jakkolwiek to zwać. Po chwili słyszy tupot, przeraźliwie małych, cholernych nóżek. Jeszcze bardziej ciemnieje jego moc. Dyszy podniecony, tym co ma nastąpić, aż wszystkie myszy wokół zdychają, od mrocznego powiewu. Też mu szczęście dopisuję. Drzwi też są otwarte. Wybiega z cukierni, gdy pączki są już kawał drogi, przed nim. Specjalnie poczekał. Dał paskudom fory. Więcej uciesznej radochy z pościgu. Wreszcie cała łąka, będzie należeć do niego. Już za długo, co roku, te kurduple po niej biegają. Dzisiaj będzie zdecydowanie inaczej. Widzi, że jeden z uciekinierów, zatrzymuje się na chwile, odwraca i pokazuje środkowy palec, ukształtowany z wyciśniętej marmolady. Fajny gościu – mruczy mimowolnie, sam do siebie – ma pączek jaja! Nie tylko on! Cała reszta pączków, ma należycie bojowo nastawione jaja, gdyż biegną zdyszane w jasną cholerę, pełne nie tylko nadzienia, lecz także wiary w sens uciekania, co tak naprawdę uciekaniem nie jest, jeno wprowadzeniem wroga z zasadzkę, zjednoczonych sił. Nagle, ni stąd ni zowąd, zaczyna rosnąć, a właściwie już wyrosła, wysoka trwa. Ścigający widzi tylko falującą, zieloną połać, z której co chwila, wyłania się na kilka sekund, pączek, niczym wykukujący świstak z norki. Z tą różnicą, że nie świszczy, tylko sapie krągłością. Na domiar dobrego, niektóre sprzymierzone ptaszki, są wielce pomocne. Chwytają pączki i tyle ile zdołają, przenoszą chwilę nad łąką, w stronę rozłożystych drzew. Większych skrzydeł nie widać. Może i dobrze. Mogły by mieć niezdrowe instynkty, z racji swej wielkości i potrzeb pokarmowych. Mrotłuczwar mimo warunków sprzyjających uciekinierom, z racji dodatkowych sił transportowych, wie na pewno, że przed rozpoczęciem lasu, pączkostado dopadnie, rozszarpie i pożre, by być jeszcze bardziej tłustym i wrednym. Gdyż zło przemienione z dobra, jeszcze większym złem trąci. O! Niestety, wysoka zieloność nie sprzyjają pościgowi, gdyż spowalnia nienawistny, imperialny bieg, łechcąc podbrzusze z resztek środy upleciony, więc musi co chwila przystawać, by rechotać w kułak. A jednak ma i tak pewność, że już za chwilę, durne pączki złapie w swoje szponiaste szpony. Faktycznie. Pieprzone brązowe kulki, są coraz większe i jeszcze większe, bo on coraz bliżej. Widzi ich krągłe, drgające z lewa na prawa, wysmażone dupki. Aż w końcu, wiewające ogonki, które także służą za ster, zaczynają majtać po jego koślawym, imperialnym nosie. Psika jak głupi, lecz i tak nie ma chusteczki haftowanej, więc nawet za jedn róg z czterech złapać nie może, by nochal wysmarkać. Mówi się trudno. Ściga dalej niewypsikany. Ważne, że ogonków czuje na sobie coraz więcej. Nie więcej, niż dziesięć, ale i tak odczuwa radochę. Za chwilę, ostanie – jak to się mówi – cięcie. I nagle… … gdzieś z boku wyskakuje Środa Popielcowa i sypie Mrotłuczwara po tych jego wrednych, tłustych oczkach. Biedny nic nie widzi, gdyż popiół rypie źrenice, albowiem jest grubo ziarnisty, a jeszcze trochę ostrych odłamków kości zostało. Tańczący z oślepieniem, biegnie jeszcze kawałek i uderza egzystencją w rozłożysty dąb. Żołędzie bombardują nieznośne ladaco, a wiewiórki wygryzają, co się da. A on czuję, że zamienia się w szary proch. Pączki stoją zdyszane wokół, niby wdzięczne, lecz z lekka wnerwione, bo to one chciały się przyczynić, do zniszczenia wroga, a środa popsuła im szyki, a tym samym nie mogą być za bardzo dumne ze swego czynu, bo została jeno ucieczka do opowiadania wnukom pączusiom. Co prawda inne nie przybyły w ogóle w miejsce mobilizacji, co nie zmienia faktu, że wstyd pozostaje wstydem. Wtem dostrzegają, że z kupy szarości, kształtuje się Jasna Strona Tłustego Czwartku. Tak jasna i gorąca, że niektóre nadzienia, zaczynają wrzeć w słodkich wnętrzach. Pączki nie bardzo wiedzą, co to oznacza, gdyż nie czują aż tak palącego bólu, lecz mimo wszystko, jest im jakoś nieswojo – oglądnie mówiąc – lecz na pociechę, mogą w obecnej sytuacji i w pewnych ramach, zdecydować o swoim dalszym losie. A to zupełnie co innego, niż być zmuszonym. Zatem po długich negocjacjach wewnątrz stadnych, szóstym zmysłem postanawiają w proporcjach sześć głosów za i pięć przeciw, że powrócą z własnej woli, by zostać sprzedane i zjedzone, tak jak wszystkie, gdyż ktoś tradycyjnie wysmażył na tłuszczu, właśnie taki, pyszny obraz do spożycia. Lecz droga powrotna daleka przed nimi. Na horyzoncie majaczy cukiernia. * Epilog. –– Tato, spójrz tam! –– Gdzie moje słonko? –– No tam. Kawałek trawiastej ścieżki, strasznie pomazana czymś. Co to może być? Wiesz? –– A wiesz, że nie wiem. –– Chyba ktoś podeptał coś, no mówię ci. –– Może jakieś zwierzątko nie zauważyło. –– Lub zauważyło za bardzo. –– A to już człowiek, raczej. –– Taki jak ja i ty, tato?1 punkt
-
*. *. * Trzej żołnierze stali na łące, rozciągającej się u podnóża Etny. A właściwie rozprawiali żywo, najbardziej zaś* emocjonował się dziesiętnik. Łatwo domyśleć się, dlaczego. - Ubi, gdzie on się podział? - zapytał gniewnie po raz kolejny. - Co teraz zrobimy?! Wszystko przez ciebie! - podniósł głos jeszcze bardziej, naskakując swoim zwyczajem na legionistę, któremu czasem musiał powtarzać rozkaz. - Po co to słuchanie złych emocji? - usłyszał w głowie vox Wszechobecnego. - I gadanie głupot? Bo przecież dobrze wiesz, że pleciesz. Powiedziałem, że jestem wszędzie. Zatem non possum, nie mogę "gdzieś się podziać", jak to określiłeś. Upomniany chciał odpowiedzieć, ale zawahał się. Nie był bowiem pewien, czy udzielić odpowiedzi winien w myślach, czy mówiąc normalnie. - Tu potes, możesz odpowiedzieć mi normalnie - Jezus zmaterializował się spośród atomów powietrza tuż obok niego. - Et ecce ego, i oto ja.** W samą porę, oczywiście - żartem pochwalił sam siebie dla rozładowania międzyżołnierskiej atmosfery. - Trzymaj konie, żołnierzu! - zwrócił się nieco głośniej do zachwyconego widokiem pasjonata wulkanów. - Co... - zapatrzony nie zrozumiał w pierwszej chwili. - Trzymaj konie, bo wam uciekną - powtórzył Mogący Domyśleć Się Wszystkiego, kładąc dłoń na ramieniu żołnierza, a gestem drugiej wskazując wulkan. - Zaczyna się. Dzierżący wodze pojął w ostatniej chwili zarówno, quod facere debet, co powinien uczynić, jak i to, że widzi - i jednocześnie słyszy i czuje - to, co ich wierzchowcom nie dawało spokoju od dobrych kilku chwil. Narastający pomruk, który dobiegał jakby zewsząd. I drżenie ziemi, na której stali. - Połóż każdemu z nich dłoń na szyi - Jezus wsparł polecenie klepnięciem żołnierza w ramię. - Szybko. - Domine... - legionista po raz następny zdawał się być zaskoczonym. - Jak to... zrobiłem? - Ano tak to - zagadnięty roześmiał się w odpowiedzi. - Przecież mówiłem wam wszystkim. Tobie też. Mówiłem i pokazałem - Jezus udał, że wzdycha z rozczarowaniem. - Habent aures, sed non audiunt. Habent oculi, sed non vident.*** Ponownie zaśmiał się. Równie swobodnie, jak przedtem. - To twoje marzenie. Syć oczy i ciesz się nim - dodał, odchodząc kilka kroków. - Do zobaczenia wkrótce. Zauroczony tym, co widzi i pewien o własne bezpieczeństwo legionista nawet nie zauważył, kiedy Jezus rozpłynął się w powietrzu... Cdn. Voorhout, 24.02.2022 _____ * Te dwa słowa są cytatem z "Bajki robotów" Stanisława Lema, zatytułowanej "Uranowe uszy". ** To zdanie jest przekładem słów Wolanda z "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa ("Wot i ja") oraz nawiązaniem w oczywisty sposób do wiadomej Sceny. *** "Mają uszy, lecz nie słyszą. Mają oczy, lecz nie widzą." - cytat z Księgi Psalmów tak zwanego Starego Testamentu, patrz Psalm 115, wersy 5b-6a.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Popularne aktualnie
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne