Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. @poezje_krzyczane To zrób, proszę - będzie ciekawie, nie znalazłam innego tytułu, tylko znalazłam autorkę słów. A wiersz, piosenka i Joanna Kołaczkowska - wszystko razem i oddzielnie i tak się pięknie klei do mnie :)
  3. @andrew rewelacja! Jestem zachwycona. :) bb
  4. @huzarc Ten wiersz ma w sobie coś z początku i końca świata jednocześnie. Jakby Bóg, zmęczony własnym dziełem, usiadł i chciał na chwilę zapomnieć, że potrafi burzyć i stwarzać. Jakby przypomniał sobie, że w Nim - i w nas - mieszka jeszcze pragnienie piękna. Ta „łąka, kwietna miękka linia” to dla mnie znak, że nawet na marginesie zniszczenia może się narodzić coś czystego, coś, co ocala. Wiersz jest jak oddech po burzy, słychać w nim i grzmot, i westchnienie ulgi. Piękny. I potrzebny.
  5. @tie-breakPytałem bo nie zostawiłaś serduszka i sobie pomyślałem, że tekst jest do bani. Podpowiem Ci, że tekstu nie trzeba rozumieć, trzeba go czuć a w tym tekście nie ma ironii. Celowo nie napisałem jakie to słowo, żeby czytelnik mógł sobie je wybrać. A zdjęcie ładne, ciekawe, intrygujące. Domyślam się, że robiłaś telefonem?
  6. @tie-break Tam, gdzie szczerość to nie ma miejsca na perwersje, tak to widzę. W Twoim tekście tkwi uniwersalna prawda.
  7. @Migrena To nie jest liryk, to jest kataklizm. Użycie kolizji galaktyk, meteorytów, płonącej ziemi i kataklizmu wyrywa mnie ze strefy komfortu i pokazuje, że tu nie ma zwykłego uczucia , ale jest siła która fundamentalnie zmienia prawa fizyki. Wiersz jest teologiczny, ale w sposób heretycki i zuchwały. Miłość staje się tu aktem tworzenia potężniejszym niż boski. To nie Bóg stwarza miłość, to ta miłość stwarza na nowo Boga. Podmiot liryczny stawia ludzką, fizyczną miłość ponad boski akt kreacji."W tym świetle jesteśmy wszystkim, czym Bóg chciał być - ale nie odważył się" – to ostateczny manifest. Ludzka odwaga do totalnego zatracenia się w miłości jest czymś, na co nie zdobył się sam Absolut. Łączysz fizyczność (ciało, dotyk, język, biodra, piersi) z metafizyką (czas, przestrzeń, Bóg, niebo, wszechświat). W twoim wierszu ciało jest kosmosem. Pokazujesz też , że ta miłość nie jest łatwa, że rani, ale właśnie przez tę ranę dokonuje się coś wielkiego. To wiersz totalny i świetny!
  8. @Gosława Ten wiersz jest jak mała rana, która świeci. Nie próbuje niczego udowadniać, po prostu mówi z ciała, które pamięta, i z duszy, która już przeszła przez ogień.
  9. @huzarc ten wiersz to opowieść o potrzebie piękna jako sposobie na przetrwanie dla tych, którzy są skazani na destrukcję. wyszukany język i rytmika nadaje utworowi podniosły, niemal epicki charakter. zniszczenie, staje się oazą !
  10. @tie-break „symfonia życia” to bardziej poetyckie określenie niż maxima Horacego. Dziękuję pięknie:)
  11. @beta_b Ładnie Pomalowaliśmy dwie Maryje w kapliczkach , teraz milej się uśmiechają. Pozdrawiam serdecznie Miłego wieczoru
  12. @Simon Tracy Ten wiersz porusza coś, czego większość współczesnych tekstów w ogóle nie dotyka. Stara się zrozumieć prawdziwą godność w nędzy, człowieczeństwo w stanie całkowitego rozpadu. Nie ma w nim patosu, taniej egzaltacji, nie ma udawania, tylko czysta szczerość, a wraz z nią trudne współczucie i zrozumienie, że w świecie pozbawionym wiary jedyną świętością staje się śmierć, a jedynym sakramentem wspólne milczenie.
  13. @Migrena dziękuję :)
  14. @sisy89 Nastrojowy i esencjonalny opis listopadowej zadumy. pięknie w wersy poukładany :)
  15. @Simon Tracy ja też! Dziękuję za czytanie :)
  16. @Gosława Doskonały wiersz. O wewnętrznej sile ducha.
  17. @Alicja_Wysocka W oryginale wiersz ma tytuł "Przy okrągłym stole" i ma formę gdzie mężczyzna mówi do kobiety. Trochę kusi mnie zrobienie interpretacji oryginalnej wersji wiersza.
  18. jako dziecko zdzierałam strupy z kolan tworzyły się równe gładkie blizny nowe ciało na podobieństwo nieopierzonej kawki jeszcze myślimy o sobie inkubując pragnienia oddech ruch oddech krzyk milknę spójrz jestem silna lepię chmury układając jedną na drugiej niczym ciepłe poduchy z poziomej perspektywy można dostrzec stopy Boga
  19. @viola arvensisBardzo dziękuję!
  20. @viola arvensis Dziękuję, pozdrawiam, a z zakochaniem trzeba uważać. "Oddam serce w dobre ręce"? Życie lubi zaskakiwać, obdarowana również.. ;)
  21. Za nagrobki rzadko odpowiada ich posiadacz... za te wypisane na nich słowa, które widnieją długo, długo... za ich dobór. Czasami słowa te mogą całkowicie zniekształcić obraz człowieka, który tam leży... zakląć przeszłość. Pozdrawiam :)
  22. @sisy89 Ja już nie szukam sensu ale uwielbiam tonąć w jesiennym chłodzie melancholii
  23. zadumany miesiąc rozsypał liście wśród cichych miejsc nieważne czy za oknem słońce czy deszcz melancholia bierze w objęcia samotne dusze poszukujące sensu między niebem a ziemią
  24. Chciałem z nim porozmawiać. Długo i szczerze. Tak jak to potrafią, prawdziwi mężczyźni. Których zabija samotność. Którzy zostali sami z dnia na dzień. Nie zasłużyli na wyjaśnienia ani na gram współczucia. Których oczy nie mają ludzkich barw i odcieni. Jest w nich mrok absolutny. I twardość granitu. Pioruny, które w nich biją. Ranią ofiary. Nie zabijają od razu. Bo lepiej jest, rozkoszować się bólem. Niż nadać komuś miłosierdzie śmiertelnej łaski. Usiadł spokojnie w fotelu. Obiecałem za chwilkę wrócić z filiżankami herbaty a on niech czuję się jak u siebie. Posłał mi delikatny i wdzięczny uśmiech. Jego twarz zarośniętą gęstą, siwą brodą o nieprzycinanych końcówkach, była obliczem człowieka, który człowiekiem zwać się już nie mógł. Kaftan jego, pełen dziur i przetartych, szerokich przestrzeni. W moich oczach zdobił go tą przedziwną formą kloszardowej świętości postaci. Był upadłym aniołem i świętym bruku ulicznego, najpodlejszych dzielnic. Patronem bram zapijaczonych, usłanych brudem i gorączką alkoholowego obłędu. Gdzie wino było zbawieniem. A krew i ciało mieszały się w nocnych procesjach pod oknami spelun. W bijatykach i sprzeczkach, wiernych grzechowi nałogu straceńców. Jego buty o zdartych noskach i cholewach, nosiły blizny mrozu i ulew na bydlęcej skórze, barwy lakierowanego drewna. Umorusane były w znoju. Błocie żywota. Naszej nadziei. Która jak ostatnia murwa. Kolebie się od duszy do duszy, między na wpół przeżartymi ścianami kamienic. Oddana na posługę wiatrów niepewności, mami nas ciągłym jutrem. A pojutrze wstanie ten sam dzień. Z tą samą treścią obietnicy. Czasami wracając do domu nocą. Mijam tych, co jej oddali swe myśli. Potoki łez lecą w dół. Jak wodospady, ku zapchanym zbutwiałymi liśćmi i śmieciami studzienkom kanałowym. Czasami rzucają się do mnie z wyciągniętymi rękoma. Błagają by skrócić ich mękę. Wchodzę do ciemnego pokoju, zapalam lampę na komodzie i zwracam się z modlitwą do obrazu nad moim łóżkiem. Obrazu Świętej Śmierci. Mojej patronki. I błagam ją na kolanach o godne odejście, dla mnie i dla nich. Nie ma miłości. Nie ma nadziei. Nie ma serc i współczucia. Jest tylko pewna śmierć. Jedyna, której warto złożyć hołd i pokłon. Każdy z nas jak i on. Miał niegdyś marzenia, rodzinę i miłość życia. A teraz zostały tylko rany, z których biesy co wynajmują nasze dusze jak sutereny, chłepcą krew. Został bunt. Zapisany wierszem. Ludzie nie czytają. Prawdy z naszych serc. Oni wolą ufać w jutro. W horoskopy dostatku. Wróciłem z tacą na której spoczywały dwie porcelanowe filiżanki, dzbanek z mlekiem, cukiernica oraz wysoki i smukły imbryk. Nalałem nam ciemnego, aromatycznego naparu, wrzuciłem po kosteczce cukru i wręczyłem mu filiżankę wraz ze srebrną łyżeczką. Podziękował. Akurat zaczynałem pisać wiersz, gdy zaczęło rzęsiście padać. Machinalnie zerknąłem przez firanę na ulicę i dostrzegłem jak leży pan ledwie żyw pod bramą. Do tego jeszcze ta kobieta w płaszczu i sobolu na karku. I tym czarnym kapeluszu z woalem, która podeszła do pana i widać wymieniliście kilka zdań. Z pewnością miała uprzedzone wyższością urodzenia i majętności obiekcje, że tarasuje pan swym ciałem plugawym chodnik miast dogorywać gdzieś z dala od jej nieprzystosowanych do oglądania nędzy oczu. Doprawdy tupet. Mogła panu rzucić choć kilka centów. Kloszard pociągnął łyk herbaty. Rozkoszował się widać jej ciepłem bo dopiero po chwili odpowiedział. Widzi pan. To nie była taka pierwsza lepsza dama. A sama Święta Śmierć w najpiękniejszej postaci. Przyszła oznajmić mi bym szykował się na jutro. Zabiera mnie. I idę bez lęku drogi panie. I panu też radzę się szykować. Każdemu co tu spędził choć część żywota. Wszystko jest lepsze od życia tutaj. Nawet najgorsza śmierć.
  25. @viola arvensis Violu, za kilka dni :) @Wochen :)
  26. @TectosmithNie napisałam, że mi się nie spodobał. Może zresztą z rozpędu nie do końca właściwie go zrozumiałam, nie dostrzegłam lekkiej ironii peela. Jest w tekście przecież ogromna doza ufności skierowanej do drugiej osoby, która może diametralnie odmienić, rozjaśnić naszą rzeczywistość za pomocą pozornie drobnego gestu. A to wszystko w melancholijnej, jesiennej aurze, która wcale nie musi przytłaczać. A to mój Mikrokosmos (Tie-break, wrzesień 2025) Może się spodoba.
  1. Pokaż więcej elementów aktywności


×
×
  • Dodaj nową pozycję...