Gość Opublikowano 4 Marca 2012 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 4 Marca 2012 Lubię cię taką... Kiedy Bóg rzuca się do stóp - tego starca strapionego w sobie. Dźwiga wielkie maszty, na których płyną ludożercy. Wielcy podbiciele światów, toczący nas flegmą z gardła - na nasze i w naszym dobru. Naznaczasz się codziennie lekkim makijażem różanej szminki. Nie przeszkadza ci to w błądzeniu wzrokiem po rozwartych kołnierzach. Przeciwnie, widzę te lepko rozchylone usta i znaki lśniące w oczach, błyszczące neonami. Nocą się nasilasz niczym krew w krwioobiegu - wrząc w żyłach. Nie boli cię... Ten człowiek śpiący w Tobie. Marynarz, który sznytem zdziera z nich ubrania, nie mając czasu na dzielenie się pocałunkiem. Człowiek ten nieznacznie się wyrzuca w melodramatycznych pozach, z łapami lepkimi od potu. - Ciężka praca nie powinna dawać ci powodu, do marnotrawienia czasu - szepcząc tak, zrywasz i moje ubranie. Ciężko mi... Bo codziennie wlewam w siebie ciepłe litry wstydu i wiary. Wierzę spokojnym rękom. Pewnym siebie oczom, które nastawiają Twój przeze-mnie - moralny maszt wyrosły wprost z serca. Tłumaczę ten zimny pot lejący się po kręgosłupie, ciszą i gniewem - zimną falą rosy. Jesteś - My oddzielną pętlą na przekątnej świata. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się