Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- Pieprzona pogoda! – warczał zza kierownicy Edek.
Auto sunęło po głębokich koleinach, rozbryzgując płynącą w nich wodę. Ulewa nie dawała za wygraną i od dobrej godziny wycieraczki dostawczego Jelcza pracowały na najwyższych obrotach. Edek wpatrywał swe zmęczone oczy w dwa czerwone światła umocowane na jadącej przed nim ciężarówce, które jak latarnie dla turystów na ulicach Hamburga, były jego jedynym azymutem na krętej drodze.
Z przepełnionej popielniczki wysypywał się popiół, a zgaszone w pół papierosy leżały pod nogami. Odpalał kolejnego.
- Kurwa, coraz mniej czasu. Coraz mniej ... pieprzona pogoda! – kręcił głową zerkając na szwajcarskiego Cymę odziedziczonego po ojcu.
Kręta górska droga wydawała się, jakby prowadziła do nikąd, a za każdym skrętem widmo ciężkiego podjazdu czy stromego zjazdu dostarczało i tak podwyższonej adrenaliny.
Edek wiedział jedno, czas jest jego największym wrogiem , a pogoda dodatkowo komplikowała i tak trudną sytuację.
Kiedy dyspozytor pekaesu dał mu adres i termin dostawy wiedział, że noc będzie zbyt krótka. Auto dopiero co zjechało z kanału i główny mechanik ręczył własną głową, że wszystko w jelczu jest gites.
Edek za młodego chłopaka podpatrywał ojca w warsztacie, jak ten grzebał upaprany w smarze w swoim GMC. Chłopak kochał ojca, a ten odwzajemniał jego uczucie. Często wołał na Edzia, aby podał mu dziewiętnastkę czy trzynastkę, co ten wykonywał nad wyraz dokładnie. Klucze odkładał zawsze na swoje miejsce, gdyż ojciec często powtarzał:
- Praca i porządek muszą iść w parze – jak sugerował jeden z wyuczonych punktów BHP.
Koledzy po fachu często wspominali, jak to Tadzik żartował sobie z „chudej” Elki - sekretarki szefa. Na przykład podrzucał do jej pokoju starą ropuchę, po czym wrzeszcząc jak opętana wskakiwała na stołek, czy mówił jej, że tusz spłynął jej z rzęs, bądź rozmazał się róż na policzkach, wtedy to biegła pędem do łazienki. Zawsze się dała nabrać, lecz nigdy nie powiedziała, aby „Dziadek”, jak między sobą na niego mówili, dał jej spokój. Wszyscy go szanowali, był najdłużej na warsztacie z całej załogi. Nawet kierownik mówił mu na pan, choć on do wszystkich odzywał się „młody” czy „mała”, lecz w jego ustach zawsze brzmiało to przyjaźnie. Kiedy chłopaki zjeżdżali na bazę opowieść o ojcu Edka była murowana. Edek rzadko o nim mówił i nie zabierał zdania na jego temat, jeszcze nie był gotowy by wyrzucić to z siebie. Słuchał i przytakiwał kiwając głową, bądź uśmiechał się lekko pod nosem. Odchodząc od stołu poklepywali go to ramieniu mówiąc:
- Ten twój stary, to był w dechę chłop.
Edek zazwyczaj ostatni wstawał od stołu trawiąc jeszcze słowa kolegów. Brakowało mu ojca, jego rad i rozmów, jak ta przy piwie z kanki, którym na osiemnaste urodziny oficjalnie poczęstował syna. Rozmowy z ojcem traktował poważnie i czuł jakby chciał przekazać mu jak najwięcej mądrości życiowej, którą posiadał. Zabrakło czasu, który zbyt szybko porwał Tadzika.
Edek wciskał gaz do dechy. Deszcz ciągle spływał po szybach szoferki i niczym wodospad rozbijał wodę o chłodnicę ciężarówki. Mocno ściśnięta kierownica odparzała mu dłonie. Przednie reflektory rozświetlały niewielki fragment szosy wciśniętej między skaliste góry. Motor pracował równo, tylko kiedy podjazd był wyjątkowo stromy redukował bieg na niższy przez co silnik wchodził na wyższe obroty i pracował ciężej.
Czuł narastające zmęczenie. Dochodziła już północ. Za kółkiem siedział dobre pięć godzin i nie bacząc na opadające powieki i otępiały umysł jechał dalej pozostawiając za sobą kolejne kilometry jak i myśli które, wciąż nachodziły jego głowę.
Chciał zapomnieć dzień śmierci ojca. Starał się wymazać go raz na zawsze z pamięci, by żyć chwilą obecną, lecz nie było to łatwe. Analizował tą parszywą środę wielokrotnie. Każdą minutę i godzinę tego dnia doskonale pamiętał, do chwili, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Była późna wieczorna godzina, zazwyczaj w tym czasie ojciec cicho otwierał drzwi starając się nie zbudzić domowników, którzy i tak zawsze czekali, gdy wracał z drugiej zmiany. Pamiętał jak matka otworzyła drzwi, a do domu weszli dwaj panowie w czarnych garniturach z kapeluszami w dłoniach. Matka zadała tylko jedno pytanie:
- Czy to najgorsze?
Mężczyzna z wąsami kiwnął twierdząco głową, drugi spuścił wzrok. Matka zemdlała, a Edek nic dalej nie pamiętał.
Drgnął mocno na siedzeniu i szarpnął kierownicą. Auto łapało kamieniste pobocze, lecz sprawnym ruchem wyprowadził je na właściwy tor jazdy. Opona zatrzeszczała głośno i słychać było zgrzyt łożyska.
- Obudź się, psia krew, obudź! – krzyknął sam na siebie i uderzył się otwartą dłonią w twarz. Odpalał papierosa i uchylił delikatnie szybę, aby wpadło do kabiny choć trochę świeżego powietrza, które ocuciłoby go. Deszcz wlewał się do środka kabiny.
Góra była stroma, a zakręty na niej ostre. Gruchot w kole był coraz bardziej słyszalny. Monotonne, rytmiczne stukanie w łożysku nie wróżyło nic dobrego.
- Dlaczego dziś, dlaczego teraz. Cholerna noc ... Dam radę, dojadę. Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Dam radę. – mówił do siebie szukając pokrzepienia – Ojciec by się nie poddał, szukałby najlepszego wyjścia.
Wiedział, że nie jest dobrze i należy jak najszybciej szukać zjazdu, by zobaczyć w jakim stanie jest koło.
Ulewa ustawała jednak śliska droga i płynąca po niej, jak w korycie rzeki woda nadawała ciężarówce poślizgu. Edek mocniej wciskał pedał hamulca, lecz auto zbyt szybko mknęło w dół. Tarcze hamulcowe trzeszczały przeraźliwie. Ciężar na naczepie napierał gwałtownie na Jelcza. Edek nie mógł utrzymać kierownicy, ciężarówka wymykała mu się spod kontroli. Reflektory nie dawały wystarczającej widoczności, lecz kierowca dojrzał kolejny ostry zakręt i barierki zabezpieczające drogę. Auto jechało zbyt szybko. Ostatni raz nacisnął na hamulec, Jelcz nie reagował. Barierki były coraz bliżej. Edek bez namysłu otworzył drzwi szoferki i wyskakując krzyknął:
- Jezu ratuj!!!
Upadł gwałtownie na mokrą i twardą drogę. Przetaczając się kilkakrotnie, słyszał przeraźliwy trzask łamiących się barierek, a następnie jazgot i huk ciężko spadającej ze skał ciężarówki. Leżąc na skraju górskiej drogi, poobijany, na wpół przytomny czuł na sobie dłoń ojca i jego głos:
- Wszystko będzie dobrze Edziu. Jeszcze nie czas, wszystko będzie dobrze.
Tracąc przytomność odtwarzał słowa kolegów i relację z jego śmierci, która przyszła niespodziewanie, a chłopak nie był na nią gotowy, tak jak nie był gotowy, by żyć bez swego największego autorytetu. Ojciec w dniu kiedy zginął pracował w kanale na warsztacie, spawając wydech jednej z uszkodzonych w trasie ciężarówek. Może przez nieuwagę, może przez rutynę nie sprawdził całego podwozia. Oprócz rozerwanej rury, dziurawy był bak paliwa. Iskra wystarczyła by nastąpiła eksplozja. Tadzik nie miał szans.
Edek, jak przez mgłę widział dwa świecące prosto w niego światła czegoś dużego. Słyszał kroki na mokrej szosie. Ktoś powiedział:
- No to masz farta chłopie. Przytrzymaj się ramienia, zabieram cię stąd.

Opublikowano

podoba się, wprowadź małe poprawki stylistyczne

"Na przykład podrzucał do jej pokoju starą ropuchę, po czym wrzeszcząc jak opętana wskakiwała na stołek, czy mówił jej, że tusz spłynął jej z rzęs, bądź rozmazał się róż na policzkach, wtedy to biegła pędem do łazienki. "

kobitka czy ropucha na stołku? i takie tam - gdzieś dalej... :)
sprawdź i popraw
:)
podoba się

Opublikowano

„Edek wpatrywał swe zmęczone oczy w dwa czerwone światła umocowane na jadącej przed nim ciężarówce,” – Może raczej „wbijał”? I bez „umocowane”? W dramatycznej sytuacji, która rozgrywa się pod koniec, ta ciężarówka jadąca tuż przed nim zupełnie znika – dlaczego? Wydaje mi się. że to nie wykorzystany element, a ma potencjał, szkoda go :)

„Kręta górska droga wydawała się, jakby prowadziła do nikąd” – Może „Zdawało się, że kręta, górska droga prowadzi do nikąd”?

„Edek za młodego chłopaka podpatrywał ojca w warsztacie” – Może „Edek za młodu”

„Na przykład podrzucał do jej pokoju starą ropuchę, po czym wrzeszcząc jak opętana wskakiwała na stołek, czy mówił jej, że tusz spłynął jej z rzęs, bądź rozmazał się róż na policzkach, wtedy to biegła pędem do łazienki. „ - chyba całe zdanie do przeróbki, widzę, że i Magda zwróciła na nie uwagę :)))

„Nawet kierownik mówił mu na pan, choć on do wszystkich odzywał się „młody” czy „mała”, lecz w jego ustach zawsze brzmiało to przyjaźnie.” – „pan” również w cudzysłów i koniecznie rozbiłabym na dwa zdania

„Rozmowy z ojcem traktował poważnie i czuł jakby chciał przekazać mu jak najwięcej mądrości życiowej, którą posiadał” – może „Rozmowy z ojcem traktował poważnie, czuł jakby ten chciał przekazać mu jak najwięcej mądrości życiowej, którą posiadał”

… I tak dalej. I tak dalej. W dalszej części opowiadania jest jeszcze sporo niezręcznych zdań. Sugerowałabym, jeszcze nad tym posiedzieć, bo warto - pomysł jest naprawdę fajny :) Pozdrawiam - Ania

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ty mi Magda tak nie mów, bo mi woda sodowa ... Akurat na dzisiejszy upał!
:)))

no coś Ty :))))))))))

ja to wszystko zauważyłam, ale nie chciało mi się pisać!
:P
i komu uderzyła ????????
:)))))))))
ej, Biały: "jest dobrzeee, jest dobrzeee, ale nie najgorzej jest"
popraw, będzie super, bo pomysł - malina
:))
Opublikowano

za szybko te opowiadanka wklikuje i dlatego dziwaczno-długie te zdania wychodzą
poprawę obiecuję.tylko czasowo może być gorzej by w korekcie się zgłębiać
dlatego po stokroć dziękuję Ani, za odwalenie dobrej roboty, szkoda że tego itd nie rozwinęłaś:)
a Madzia też leniuch, widzi a nie poprawi, ach co za babka:)
pozdrowienia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Patriotyzm naszych pradziadów... Różnił się od tego z piłkarskich stadionów, Nie potrzebował rozwrzeszczanych trybun, A tlił się cichuteńko w szczerym sercu…   Nie były ważne nazwy miejscowości, Wypisywane pośpiesznie sprayem czarnym, Na łopoczących flagach biało-czerwonych, Na wielkich stadionach widoczne z oddali,   Lecz wypisane w sercach złotymi zgłoskami, Nazwiska wielkich bohaterów narodowych, Nad książką w myślach złożony hołd cichy, Chlubnym kartom polskiej historii…   Nie były jego atrybutem głośne wuwuzele, Setkami co rusz odpalane race, Pełne emocji wiwaty głośne, Tysięcy kibiców wzajemne się przekrzykiwanie,   Lecz patriotyzmowi ich nadawało sens, Że na każde ukochanej Ojczyzny wezwanie, Bez zawahania za ojców swych ziemię, Gotowi byli poświęcić życie…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Patriotyzm naszych pradziadów... Wolnym był od wszelakich służalczości aktów, Umizgiwania się do dwulicowych polityków, Wchodzenia w kieszeń biznesowych magnatów,   Błyszcząca u boku szabelka, Liczyła się bardziej niż sowita wypłata, Na pierwszym miejscu zawsze była Ojczyzna, Nie pochłaniała ich praca w zagranicznych korporacjach…   Nie był ważny wypchany euro portfel, Liczyło się tylko swym wartościom oddanie, W prawym sercu intencje szczere, Wielowiekowych tradycji czułe pielęgnowanie...   Nie była ważna pogoń za sukcesem, Rokroczne przychodów pomnażanie, Dla każdego nadrzędnym było celem, Służenie Polsce w dni codziennych trudzie,   Cotygodniowy bilans zysków i strat, Bez reszty nigdy ich nie pochłaniał, Największą wartością była dla nich służba, Codzienna, wytrwała dla Ojczyzny praca…     Patriotyzm naszych pradziadów... Nie wyrażał się w potokach zbędnych słów, Lecz pełen był przykładów heroizmu, Gotowości do ponoszenia wszelakich trudów,   By gdy nadejdzie godzina próby, Na wezwanie Ojczyzny karnie się stawić, W obronie krewnych i swemu sercu bliskich, Nie zawahać się życia poświęcić…   I nie dawać posłuchu wrogiej propagandzie, A kierować się rozumem i sercem, A odebrane w dzieciństwie patriotyzmu lekcje, Przekuć w dorosłości w czyny chwalebne,   By gdy wrogich mocarstw dywizje, Bladym świtem przekroczą granicę, Z klejących się powiek spędzając sen, Sięgnąć odruchowo po karabinu kolbę.   I niewzruszenie trwając w okopach, Po krótkim pacierzu o świcie się przeżegnać I z karabinu mierzyć we wroga, Bez zawahania oddając strzał…     Patriotyzm naszych pradziadów... Ojczyzny swej umiłowanej wiernych stróżów, W oczach znających ludzkie dusze aniołów, Cenniejszym był od najwyszukańszych klejnotów,   Każda kropla krwi, Uroniona w obronie ukochanej Ojczyzny, Cenniejsza była od rubinów kosztownych, Skrzących w słońcu dukatów szczerozłotych,   Każda odniesiona rana, Na wielkich wojen o Niepodległość frontach, Uznanie wszystkich rodaków zjednywała, Cieszył się szacunkiem każdy polski weteran…   Pośród dni pełnych wyrzeczeń i trudów, Pośród niezliczonych wojennych zawieruch, Niczym skrzące iskry pośród zimnych popiołów, Oni niewzruszenie trwali na posterunku,   By pomimo upływu kolejnych dziesięcioleci, Pozostać dla nas przykładem niezatartym, Jacy winniśmy być w czasach współczesnych, Jakim winien być nasz patriotyzm…             Czym jest nasz dzisiejszy  patriotyzm, w porównaniu z dawnym patriotyzmem naszych dziadów i pradziadów? Tamten niewątpliwie był niedościgłym wzorem… Obecnie nie przywiązujemy do patriotyzmu już tak wielkiego oddania, poświęcenia, gotowości do największych wyrzeczeń. Dawnemi czasy Polak dla Polski się rodził, Polsce oddawał każdy swój oddech, dla Polski umierał… Toteż patriotyzm dla dziadów naszych równie był ważny co Wiara w Boga. Kiedyś, kiedyś patriotyzm nie wyrażał się w potoku słów, próżnej gadaninie, lecz w wielkich czynach, o których przez lata zaświadczały blizny weteranów wojennych. Nasi dziadowie i pradziadowie w imię patriotyzmu zdolni byli do czynów tak wielkich,  jakich nawet nie byli sobie w stanie wyobrazić ludzie z najodleglejszych zakątków świata!...
    • @jaś Tamten płacz dzieci Wołynia…    
    • nie roń szczęścia bez oleju mniej łut wieńcząc ulać all i pałką trącać się gdy śmieje termos ciągnąć strój paroli; pomni każdy swojej rządzę w wyrywaniu pamiętników; łez kapanych grą pieniądza jeśli wzejdzie paść donikąd powolutku rozwód zmaścić kóz kiwania pod tapczanem po dół biegu bluesa garścią komandorów przytłaczając; po oktawie  na czas ściemy roztańczona płatkiem lekko utrzymując przekrój biernie; prze do stania pisma kredką    
    • @Alicja_Wysocka Wiem, że „martwymi rękami” oraz „połamanymi palcami” nie można grać na pianinie. Masz rację, ale w wierszu zastosowałem przenośnie. Jednak więcej nie mogę zdradzić. Wiersze można zinterpretować na wiele sposobów i to jest w poezji piękne.
    • @Yavanna  Gdzieś tam czytałam, że człowiek powinien się przytulać ok. siedem razy dziennie. Obniża to poziom kortyzolu.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...