Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

2.Jan Paweł II, akt ostatni [tytuł roboczy]


Rekomendowane odpowiedzi

Akt III
W okowach wyjątku

Scena I
Z poety w patriotę
W scenie uczestniczą: Karol i pozostali bohaterowie sceny ostatniej wraz z przyjaciółmi- Stasią, Łucją i Grzegorzem. Rzecz dzieje się na progu kaplicy zygmuntowskiej.


Karol:

Widzę wnętrze skalane ciemności brzemieniem,
Które mimo swych kajdan dumnie nadal stoi,
Wsparte łukiem miłości, a wieczne: kamieniem,
Zamrożonym w iskrzącej pod marmurem zbroi.
Tu: sarkofag leżący na łonie lustrzanym
Jedną wieczność otwiera, choć ciężar go wtłacza
Między nawy kojące spokojem nadanym
Berłem zgody szlacheckiej, co władcy wybacza.
Tu: gdzie światłość wypływa jak Wisła szeroka,
Niosąc pasma nadziei i słońce nam dając,
Bo prawdziwe, za smołą, umyka sprzed oka
Ludzi wojnie oddanym- na to ich skazano.
Da wam słońce, da siłę i wesprze na duchu,
Rośnij zatem, orszaku, i wroga pokonaj,
Wsparty błyskiem miłości, na skrzydlatym duch
Przebij oręż najeźdźcy nim twa polskość skona.
Skrzydła niosą ci wolność, a więc wezwij siłę,
Jaką serce twe nosi, jaką tu piastuję.
Zostań sławy monarchą, jak już kiedyś byłeś,
Bo z opresji nas serce, a nie blask ratuje!
………………………………………………
Człowiekiem byłem, choć lochy młodości
Rzucone na mnie kalectwem istnienia
Targały duszy zbyt ludzkiej słabości
Z krainy Światła w stronę świata cienia.
……………………………………………....
Człowiekiem jestem na mej krwi pomniku,
Stawiony w świetle ciemności pierzchliwej,
Widząc orszak goniący wśród pustkowia świtu,
Widząc tchnienie miłości tak stale prawdziwej.
………………………………………………
Człowiekiem jestem, choć piorun zza Łaby,
Ciskany trwogą ułudną i żalem,
Chce serce zmienić w ogniwo obawy,
A lotną duszę- zakryć czarnym żalem.
………………………………………………
Lecz oto- z mroku się człowiek wyłania,
Kroczący ku mnie z nowiny uśmiechem,
Pewien wartości własnego posłania,
Pewien też siebie, że wciąż jest człowiekiem.

Grzegorz:

Witaj! Przyjaciel jest w losu gmatwaniu
Darem cenniejszym nad posągi złote.
Zostań więc ze mną w nadziei świtaniu,
Gdzie lot jednostki już nie jest kłopotem.

Karol:

Jaką nowinę mi niesiesz, mój miły,
Skoro twa radość przewyższa mą trwogę,
Mistycznie dając odnowione siły,
Mistyką rodząc nową życia drogę?

Grzegorz:

Koszmar się skończy, co wieszczą żołnierze,
Radosnym głosem wprost z ciemności jądra-
Złości dominat się skłoni Ofierze,
Która nie śmierci, a miłości, żąda.

Karol:

Słysząc od ciebie, skłonnym jest uwierzyć,
Że chmura ciemna znad Polski odpływa,
Jak cień przed słońcem, żeby cicho przeżyć
I za lat parę znowu świt przerywać.

Grzegorz:

Może, tym razem, zabłyśnie nadzieja
Ogniem piękniejszym od nieba lazuru
I zło w nim płonie, jak sygnał myślenia,
O prawdzie wiecznej z kolumny marmuru.

Karol:

Właśnie, tu jesteś, aby ujrzeć siłę,
Dniejącą pośród otulin epoki,
Obrosłej w blaski wieczności tak miłe,
Że ważne nadal swoim snem wysokim.

Grzegorz:

Dostrzec potrafię kolumny antyku
Wsparte wspomnieniem na kolumnie ludzi:
Tu kniaź królewski wsparty na portyku,
Tam- sam monarcha wielkość kraju budzi.
Kroczę przez przeszłość, historię poznając,
Znacząc Ich drogę własnymi krokami.
Szukam dowodu na monarchię starą,
Co broni państwa przed swymi wrogami.
Dostrzegam Ojca, jak broni honoru,
Mężnie sprawując dawniej świętą władzę,
A sny szlachecki ciągną wciąż do dworu,
Dumnie wspierając tę kolumnę marzeń.
Szlachecki diament widnieje na dłoni
I serce czuje jego ciepło błogie,
Kojące myśli kryształowej skroni,
Zmęczonej światem, połączonej z Bogiem.
…………………………………………….
Złączmy my siebie, by ognia wichury
Rozegnać wreszcie znad ziemi padołu,
Nim spadną hucznie najdawniejsze mury,
Gubiąc swą siłę w odmęcie ogółu.
Grozi nam zawsze głupota nas samych,
Pragnących światła martwego żelaza,
Zgubi nas zawsze klejnotów wszywanych
W myśli człowieka materii odraza.
……………………………………………..
Ducha sięgnijmy, nim legnie, jak mury,
Wznosząc swe światło ponad brzemię ludzi,
Sięgnijmy święcie Najjaśniejszych Chmury,
Gdzie Miłość Wieczna się wciąż z dziećmi trudzi.
Ducha sięgajmy, póki jeszcze pora,
Zrzuciwszy ciężar natury człowieczej,
Świat nam się jawi jako skalna zmora,
A być powinien odkupienia mieczem.

Karol:

Zaiste troska o niewinność życia
Opierać się musi na głosie przeszłości,
A świat, nasz wsparty w dobie uczuć krycia,
Otworzyć serce- na piękno miłości.
………………………………………………..
Już widzę z wolna kroczące kobiety,
Znane mi niegdyś i poznane dzisiaj.
Twarzy ich dawnom nie widział niestety,
Bo czas ulotny zerwał ten obyczaj.

Znajome podchodzą
Stasia:

Miło znów widzieć pod świątynią losu
Przyjaciół dawnych, choć niedługo znanych,
Razem kroczących śród nizin chaosu
I razem wzniosłych ponad życia bramy.
Grzegorz:

Miło was widzieć w radości nadziei,
Wspólnie niesionej pochodnią wictorii,
Bo czas się kończy tej diabła kapeli
Grającej nokturn na złota euforii.

Łucja:

Kończy się właśnie historii dziedzina,
W której jest człowiek tylko mechanizmem.
Trzeba, by znowu, ludzkości rodzina,
Stała się ciałem, a nie synchronizmem.

Karol:

I to dostaniesz, jeśli w lustrze ciała
Dostrzeżesz płomień jakiego nie znamy,
By Moc Przedwieczna się prawdziwą stała
W tobie, przez ciebie u stóp nieba bramy.

Grzegorz:

Ciało i serce- oto dwa bieguny,
Przeciwne zawsze, choć w jedno spojone,
Pustka i wieczność drgnieniem jednej struny
W komedię ludzką przed wiekiem złożone.
Serca istota tkwi głęboko w ciele,
Głębiej niż organ zwykle sercem zwany,
Sięga wszak twór ten aż po chwil wesele,
Uśmiech radości, gdy z bólu konamy.
Ciało dorasta jedynie do głowy,
Nie sięga serca, chociaż je ukrywa.
Mądrość jej nikła- dym listopadowy
Kadzideł wonnych i grobu pokrywa.

Stasia:

Wiecznej harmonii my, wiecznie oddani,
Kroczyć musimy wartkim pędem życia
Wokół, na przestrzał wciąż niepokalani
Jak Panna Święta i jak chce obyczaj.

Łucja:

Zostać czy przetrwać- o to samo chodzi,
By, krocząc stopą, nie zagubić duszy.
Mądrość jest cudem kiedy ludzie młodzi,
Klątwą się staje, gdy się ciało kruszy.
Jak jednak bez niej oprzeć się złudzeniu,
Że ziemia prosta jest Wieczności tworem,
Człowiek- harmonią władającą jemu,
Przyszłość wynikiem, albo władzy sporem.

Karol:

Na to potrzeba udziału wspólnego,
Jednego głosu nad sporów brzemieniem,
Jednego serca za wszystkie wielkiego,
Jednego pana nad wszelkim istnieniem.
I być nie musi ta osoba Bogiem,
Choć prawda wieczna na to nam wskazuje.
Potrzeba człeka, co przed Ery progiem
Nowej i ciężkiej ludzkość odbuduje.

Grzegorz:

Kto znajdzie pana, większego nad ludzi,
A więc świętego, chyba Boga Brata,
Niech wszelkie ciała z mroków snu obudzi
I krzyknie dźwięcznie: „Mesjasz znów dla świata”

Rozmowa przerwana

Koniec sceny I

*
**
***

Scena II

Habemus Papam!

Fragment I: w trakcie drugiego konklawe; rozmowa dwóch kardynałów

Stefan:

Trudno nam wybrać ludzkości zwierzchnika,
Kto okręt Boski dowiedzie do brzegu,
Otworzy bramę, gdy słońce zaświta
Nam rokiem nowym tysiąclecia tego.

Giovanni:

Ja wierzę, bracie, że Bóg sam skieruje
Okręt, jak zwykłeś, wierzących nazywać
Na wody czasu przyszłego, gdzie snuje
Się prymat nowości, co erę przerywa.

Stefan:

Zgłosić ja radzę tobie na Papieża,
Godności serca i męstwa kapłana,
Co czas swój ziemski cierpliwie przemierza,
Jednocząc ludzkość z Nakazami Pana.

Giovanni:

Kogo polecasz, jeśli śród nas który,
Godzien jest przywdziać naprawdę te szaty,
Godzien jest zniszczyć martwych cegieł mury,
Jedność zsyłając biednym i bogatym.

Stefan:

Znam osobiście Wojtyłę młodego,
Co nieraz w Polsce tak już z ludźmi czynił
I na Soborze, pamiętasz, hardego
Jak winnym straty właśnie nas obwinił.

Giovanni:

Pierwszy zaiste zachciał wyjść do ludzi,
Pierwszy z nas poznał ich problemy błahe,
Niech zatem teraz nowy ład obudzi,
Skupiając ludzi pod Miłości dachem.

Fragment II: Po głosowaniu, odczytywanie nazwisk umieszczonych na kartach.

Przewodniczący Kolegium Kardynalskiego:

Wojtyła…

Kardynał I:
zastanawia się

Kojarzę chyba, choć dziwne nazwisko
Różne mi myśli nieznane narzuca…

Przewodniczący Kolegium Kardynalskiego:

Wojtyła…

Kardynał II:
ździwiony

Serce podziwia nowości zjawisko,
A umysł chciwy cień pokuty wzbudza…

Przewodniczący Kolegium Kardynalskiego:
odczytanie zapisu na ostatniej karcie;
po tym oklaski;
Wojtyła!
w myśli:

Światłość nad nami czuwa w tej kaplicy
I choć czas Rzymu się kończy od dzisiaj,
Oddając berło nowości gromnicy,
Światłu zbawczemu, choć go nikt nie widział.

Karol:

We mnie ostanie ten uśmiech anioła,
Co w ojca śmierci pozostał człowieczy,
Myśląc, czy trudom boleści podoła,
Nie męcząc lękiem własnych nawet dzieci.

Na głos:
Skoro Bóg zechciał, niechaj Jego wola
Kieruje dziś mną i honory bierze,
Choć sam już nie wiem, czy Polak podoła,
Będąc znów obcym rzymianom Papieżem!
Radość Elektorów, oddawanie honorów nowemu Następcy Świętego Piotra.

Stefan:

Bracie mej wiary, rosnący w człowieku,
Kwiecie, co owoc wszystkim ludziom daje,
Dostąpisz łaski, honorów, uśmiechów,
Lecz nie zapomnij o Boskiego chwale.
On Ci pomorze, pochodnię przytrzyma,
Prowadząc ciebie w oblicza ciemności
I razem z tobą korowód zatrzyma
Zło wszelkie niszcząc Ofiarą Miłości.
Przyjmij me słowa i uczyń je wiary
Doraźnym celem i nagłą potrzebą,
Krocząc śród ludzi pod Opactwem Tiary
Niesionej niegdyś wbrew ciała potrzebom.
Idąc tak dzielnie tę Tiarę uniesiesz
Aż dotrzesz wreszcie ku Nowości Dziejom
I Światło Boga w tę krainę wniesiesz,
Której owoce już powoli dnieją.

Fragment III
Wyjście na balkon Bazyliki Św. Piotra; przemowa

Kardynał:

Habemus Papam!

Karol- Jan Paweł II:

Choć z dalekiej strony Ojciec mnie wysyła,
Dając piękną nadzieję, że misji podołam,
Jedna ludzkość zostanie, jak ludzkością była,
Jeden Kościół też będzie, choć się zmienia rola
Polaka, co dotychczas z kraju dalekiego
Słał do Rzymu sprawozdań niezliczone teki.
Dzisiaj Polak wam dany, za Następcę Tego,
Który skałą nas wszystkich wsparł przyszłości rzeki.
Może słowo pomylę i w pędzie myślenia
Jedno wspomnę za dużo, polską siląc mowę,
Ale Prawda Najświętsza nigdy się nie zmienia,
Choć się starym coś staje, co wciąż było młode.
Non abbiate paura! Was widząc i czując,
Takie słowa Polaka światu odtąd zsyłam.
Pragnę wolnej Europy, którą może ująć
W klamrę własnej wielkości Sprawca, lecz nie tyran.
Tyran skropi nas jarzmem i do celu zagna,
Niszcząc w ludziach ich wolę, lekceważąc Boga,
Będzie głosił nienawiść, choć to siła żadna,
Gdy lud ucisk odeprze, idąc na swych nogach.
Człowiek bowiem jest panem losu swego zawsze,
Jeśli stanie po stronie właściwej idei
I nie ważne, czy będzie magnatem w teatrze,
Czy rolnikiem, co uśnie nim się noc ośmieli
Weprzeć tiulem harmonii nasze życie kruche.
Jedno czynić nam przyjdzie, jeśliśmy od Boga:
W zgodzie z duszy myśleniem i pomocnym Duchem
Zrzucić kajdan zły ciężar i nawrócić wroga.
Dzisiaj noc już nadchodzi, gdy wyszedłem do was,
Nocą pewno odejdę, nie znając przyczyny,
Ale po mnie zostaną te Polaka słowa,
Które pragnie skierować do Świata Rodziny.
Noc ta dzisiaj nadchodzi, choć po wojnie lata
Zmyły prawie krwi ojców, zagoiły rany.
Ja wybaczam, choć kości w nieznajomych piachach
Leżą ludzi milionów, jak gród złem obsiany.
Śmierć nie zbawi nikogo, nie odda nam życia,
Żyjmy zatem w jedności, choć chce ciało mordu.
Smutek rodzi nam troskę ich krótkiego bycia
Na nizinnym padole w służbie zacnym lordom.
I choć słowo się zdaje tylko kurtuazją,
Którą czynić wypada, przeszłość darowując,
Czyje serce potrzebę się pokochać z sprawcą,
Wspólną pamięć, tożsamość i myśli znajdując
Zostań świecie tej nocy ujęty apelem,
Który gromić ma w sercach, a nie czyścić uszy-
Godność ludzka jest rzeczą, a być musi celem
I do niego wraz ze mną niechaj Kościół ruszy!

*
**
***

Scena ostatnia ostatniego aktu;
Przesłanie, co nigdy martwym być nie powinno;
Słowa utkane przymusem milczenia, które Papież nasz polski męką wypowiedział

Jeśli pora nastanie, jak wiatr sam odejdę,
Tam, gdzie Władca Najwyższy najniższych skieruję,
Jeśli przed tym cierpienia drogi święte przejdę,
Znaczy: takie mi życie Jego wola snuje.
……………………………………………………..
Co zostanie po biednym, oto jest pytanie,
Żyć wszak warto jest zawsze, tak jak żyć na wieki.
Pragnę wiecznym uczynić mych trudów przesłanie,
Nim się zamkną nareszcie znękane powieki.
…………………………………………………......
Młodość we mnie rozkwita, choć śmierci ramiona,
Obejmują wciąż silniej wątłe moje ciało,
Dusza silną zostaje, bo silna ochrona
Płynie z Serca, co życie temu światu dało.
……………………………………………………..
Umrę przecież jak każdy, co co dzień umiera,
Niosąc tylko obola nieznanemu słudze,
Który dusze zlęknione do Niego zabiera,
Czyniąc Wieczność spełnioną, choć się z niej nie zbudzę.
……………………………………………………….
Zostać po mnie powinna ta fatalna siła,
Co przerobić zapragnie na tłumy aniołów.
Ona jedna jest sercu wciąż Polaka miła,
Ona jedna jest celem pośród prac mozołu.
………………………………………………………
Leżąc tutaj na łożu pielgrzymki ostatniej,
Myślę, kiedy wyruszy, ten pojazd prastary,
Niosąc duszę od ciała oderwaną właśnie,
Poprzez dzieje młodości i życia zegary.
……………………………………………………….
Odejść przyjdzie już dzisiaj, po tych latach wielu
Gdzie są oni, gdzie poszli, przyjaciele moi.
O nadchodzą nareszcie wśród ostatnich trenów
Jakie wyda me serce w ciała starej zbroi.
Tak czekałem, młodości tej wiecznej zwierzchnicy,
Byście do mnie przybyli nie z darem, a duszą,
Byście przy mnie ostali przy śmierci gromnicy
I dziękuję wam za to… teraz czas wyruszać…

--Koniec, a tak naprawdę początek--
Epilogu substancję Jemu dedykuję


Magia serca odrzucona
przez goryczy trud i śmiech,
cudnym szeptem uświęcona,
zdarta z wspomnień naszych łez.

Magia ciała odrzucona
Przez cielesność doskonałą,
Której człowiek nie pokona,
Bo istotą jest zbyt małą.

Magia duszy odrzucona
Ręką smutną w echach brawa
Kona w sercu- na ambonach
Tkwi jej bliskość i obawa.

Magia prawdy splugawiona
Honoratem doskonałym
Pustym głosem obroniona,
Choć w eterze tak wytrwałym.

Magia myśli przelękniona
Między nami i przed nami
Jak nadzieja odnowiona
Na ucieczkę przed duchami.

Magia Polski uchybiona
Przed ojcami i nad światem,
Goni orszak Pigmaliona
Bez wiwatów, ale z kwiatem.

Magia kwiatów odrodzona
W róży sercu krwisto-białym,
Rada ciszą, położona,
Przed Obliczem Doskonałym.

Magia pustki tak zmieniona,
Że i serce magią staje,
Między nami rozogniona-
To Twa gwiazda Magię daje!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Melancholik"

Nie chciałem wziąć.
Zbyt długo we mnie waży się ból,
zrazu przyjęty dość słabo
- waży się w wyobraźni i toczy z wolna jak mól,
jak rdza zużywa żelazo.
Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza bólu przedsmak!
Jest życie, proste i wielkie
- jego głębia nie kończy się we mnie.
Rzeczywistość bardziej jest wspaniała niźli bolesna.
Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym i pewnym!
Nie wracać po tyle razy,
lecz iść i dźwigać po prostu w równym odstępie godzin tę całą subtelną strukturę,
która w granicach mózgu tak łatwo przemienia się
w rozstrój, a sama w sobie zmęczeniem jest bardziej niż bólem.
I może bardziej być z Nim niż z sobą tylko,
bardziej być z Nim -
odsunąć grozę spraw na tyle,
by wystarczał zwyczajny czyn. ________________
Ładne

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...