Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ironia losu cz.1


Rekomendowane odpowiedzi

San Diego, to miasto kojarzące się ze słońcem, zielenią i pięknym krajobrazem. Tak właśnie wyobrażała sobie to miejsce, którego była tak ciekawa.
Rodzina Suarez to od wieków ludzie goniący za pieniędzmi, pracą i wszystkim, co może się z tym kojarzyć. Można powiedzieć, że Kathrina jest tak jakby „czarną owcą” w rodzinnym stadzie. Wszystko, dlatego, że nigdy nie lubiła pracować tak, jak to robili jej rodzice. Minęły cztery lata od śmierci jej mamy. Tata dostał posadę w nowym miejscu, więc musieli się przeprowadzić.
Miała zaledwie dwanaście lat, gdy tata wysłał ją do szkoły z internatem. Od tamtej pory nie widziała swojego domu, ani nikogo ze swojej rodziny. Czasami tato zadzwonił do niej, aby zapytać się o stopnie, czy samopoczucie. Tak bardzo tęskniła za nim, za znajomymi z Denver. Nie mogła się już doczekać, kiedy zakończy naukę w tej szkole.
Mijały tygodnie, miesiące a ona nadal przebywała w tej szkole. Cieszyła się, bo zaprzyjaźniła się z kilkoma kolegami ze szkoły. Wieczorem urządzali imprezy, było poprostu cudownie. Wszystko nabrało koloru, jej życie osobiste, jak i towarzyskie.
- Kati, Kati – zawołała wychowawczyni. Była to kobieta miła, zawsze uśmiechnięta, która lubiła towarzystwo swoich uczniów.
- Już, panno Berton – odpowiedziała.
Kiedy schodziła po schodach, usłyszała dziwne głosy dobiegające z gabinetu Panny Berton. Nie wierzyła własnym oczom, to był jej ojciec. Przyjechał po nią gdyż już dzisiaj zakończyła naukę w tej szkole.
- Tato, tato! – wykrzyczała na jego widok.
- Kati ! – podbiegłszy uściskał ją tak mocno, że z trudem mogła złapać oddech.
- Tato, nareszcie po mnie przyjechałeś. Była tak szczęśliwa, że postanowiła pokazać tacie swój pokój. Oprowadziła go także po całym internacie. Był pod wrażeniem jej zmiany, cieszył się także z tego, że pomimo, iż mama odeszła na zawsze umiała cieszyć się z życia.
Pobiegła do pokoju, aby się spakować. Pożegnała się z przyjaciółmi. Żałowała, że to tak szybko nastąpiło. Czuła, że wraz z jej odejściem traci coś, czego nigdy wcześniej nie doznała, mimo iż zawsze ojciec był dla niej najważniejszy.
Jeszcze zanim dotarli do swojego nowego domu wiedziała, co zobaczy. Duży kamienny dom stojący samotnie na wzgórzu wydawał się jej znajomy ze szkolnych lektur. Ogrodzenie było zrobione w stylu starożytnym, dokładnie całe było z kamienia, a na nim porastały kępy winogron. Furtka była ukryta w kamiennym murze. Wewnątrz ogrodzenia nie było śladu żadnych oznak życia, nawet psa.
Nie był to zwyczajny dom, ale dom, w którym miała mieszkać.
Z zewnątrz wydawał się jakby trochę zaniedbany, na co wskazywał bałagan w ogródku. Ale w zasadzie był pięknym dworkiem, o jakim zawsze marzyła. Do tego jeszcze ten krajobraz wrzosowisk, zieleń trawy, ze wzgórza można było zobaczyć wszystko. Sam dworek był czarującym miejscem: szeroki, a niski budynek przypominał muzeum. Kolumny stojące przy wejściu porośnięte były także winoroślami.
Wewnątrz wyglądało to inaczej, bardziej ponuro. Może dlatego, że nikt tutaj przed nimi nie mieszkał. Pokój Kathrin znajdował się na poddaszu. Urządzony został w nowoczesny sposób. Tata większość czasu spędzał w swoim gabinecie, pracując nad nową książką. Domem zajmowała się Kitty. Była to osóbka mająca około pięćdziesięciu lat. Lubiła swoją pracę. Pomimo wielu obowiązków znajdowała czas dla dziewczyny. Zawsze przychodziła do niej do pokoju, opowiadała o swojej młodości, o błędach, jakie popełniała będąc w jej wieku. A przecież to tylko osiemnaście lat. Cóż taka osóbka w takim wieku może zrobić złego? Nawet nie wie, co to prawdziwe życie.
Nadeszło lato, słońce znajdowało się w zenicie, nic nie wskazywało na to, że spotka ją taka niespodzianka. Wczesnym popołudniem zadzwonił telefon, był to jakiś mężczyzna. Hektor po skończonej rozmowie podbiegł do córki, pogłaskał ją po brodzie i powiedział:
- Córeńko urządzamy dzisiaj przyjęcie, wielkie przyjęcie. - Po tych słowach wyszedł z pokoju szczęśliwy jak małe dziecko. Jednak Kathy nie wiedziała, o co mu chodziło. Ale w głębi duszy cieszyła się razem z nim.
Postanowiła pomóc gospodyni w przygotowaniach do wielkiego przyjęcia. Tak bardzo lubiła tańczyć, bawić się, ubierać szykowne stroje, które kupował jej tata. Wkrótce wszystko było już gotowe. Przyszedł czas, aby sama zaczęła przygotowywać się do przyjęcia. Upięła swoje blond włosy w piękny kok, założyła ciemnozieloną sukienkę, która sięga jej do kolan. Założyła piękny wisiorek ze srebra, który należał kiedyś do jej mamy. Uwielbiała go wkładać na takie uroczystości, szczególnie, gdy były związane z jej rodziną. Ostatnie spojrzenie u lustro i gotowe.
- Pięknie wyglądasz. Jesteś tak bardzo podobna do swojej mamy – powiedział tato.
- Dziękuję. No, pośpieszmy się. Nie pozwólmy, aby goście na nas czekali. – Jak powiedziała tak też się stało.
Zeszli na dół po marmurowych schodach. Salon był duży, na ścianach wisiały portrety całej ich rodziny. Duże okna znajdowały się po wschodniej części pokoju, a zasłony wiszące w nich, były w kolorze bordo, jak i ściany. Na wprost drzwi, wchodzących do salonu znajdował się kominek, a nad nim przepiękne, ręcznie rzeźbione, duże weneckie lustro. Sufit wymalowany został w greckie królestwo Olimp. Sama Kathrin była zaskoczona widokiem tego pokoju, gdyż ujrzałą go pierwszy raz. Goście także byli pod wrażeniem tego miejsca, ponieważ podczas rozmowy z nimi zauważyła ich zdumienie.
- Tato, czy powiesz mi, z jakiego powodu wydałeś to przyjęcie? – zapytała, mając nadzieję, że dowie się pierwsza od gości, ale się pomyliła.
- Proszę o uwagę!... – rozkazał Hektor podniosłym głosem -...Zebraliśmy się tutaj, ponieważ chciałem oznajmić wam, że moja książka, została wydana!...- po tych słowach rozległy się gorące brawa. Kathy była taka szczęśliwa z tego powodu. Nareszcie marzenia jej taty zostały zrealizowane.
- A jaki tytuł nosi pana książka? – zapytał ktoś z końca salonu.
- Dobre pytanie – odpowiedział Hektor – książka zatytułowana została imieniem mojej żony: poprostu „Margaret”.
Na dźwięk tego imienia Kathrin ogarnął smutek, żal i jednocześnie wstyd, że nie była dobrą córką dla swojej mamy. Wyszła z salonu na taras, chciała zaczerpnąć świeżego powietrza. Patrzyła w gwiazdy. Były tak daleko, a zarazem tak blisko niej. Zazdrościła im, że świecą na niebie takim blaskiem. Myślała o swoich rodzicach. Nie mogła do końca zrozumieć, dlaczego pomimo swojej miłości do siebie zawsze o coś się kłócili. Przyrzekła sobie, że jeśli spotka swojego „jedynego” będzie starała się go zrozumieć i nie będzie się kłócić tak, jak robili to jej rodzice.
Dziewczyna wróciła do gości, aby się z nimi pożegnać. Później położyła się spać. Za dużo wrażeń jak na dzisiaj.
Nadszedł nowy dzień. Ubrała się w dres, aby trochę pobiegać. Zeszła na dół, by zjeść śniadanie. W jadalni zastała zamyślonego ojca. Podeszła do niego, pocałowała w czoło i spytała:
- Tato, czy coś się stało?
- Nie, nic... Już wszystko w porządku – oznajmił – No, opowiadaj jak podobało ci się przyjęcie?
- Tatku, było super! Jeszcze nigdy tak się nie bawiłam – Jadła i mówiła. Wypiła szybko sok, pożegnała się z tatą i pobiegła do parku, aby pobiegać.
Park był ogromny. W jego centrum znajdowała się fontanna, a wokół niej szeroka alejka, która tworzyła z przyległymi do niej innymi alejkami słońce, a na każdej z nich znajdowała się co jakiś czas ławeczka. Było tutaj dużo zieleni, różnorodnych kwiatów i krzewów. Jeszcze promienie słońca padające na te rośliny... Ach, jak bardzo chciała, aby tatko był tu z nią! Zrobiła kilkanaście okrążeń biegając po alejkach. Usiadła na jednej z ławek, aby odpocząć. Siedząc tak przyglądała się osobom przychodzącym tu, do parku. Zazdrościła im, że mają z kim pogadać, z kim pobiegać. Chciała spotkać swoich znajomych ze szkoły. Zamyślona szła wolnym krokiem w stronę domu. Nagle usłyszała jakieś krzyki:
- Hej, mała uważaj! – Zdążyła się odwrócić i zobaczyła, jak jakiś rolkarz jedzie prosto na nią. Stała sparaliżowana strachem. Nie wiedziała, co ma zrobić. Kiedy ocknęła się była już cała poobijana. Wszyscy stali nad nią i przyglądali się jej uważnie.
- Hej, mała nic ci nie jest?! – zapytał jeden z nich.
- Nie, wszystko w porządku – odparła. Zaczęła się panicznie śmiać i oni zrobili to samo. Jeden z chłopaków pomógł jej wstać. Poczym przedstawił się.
- Jestem Nick. Przepraszam jeszcze raz za ten upadek, ale dopiero uczę się jeździć na tych rolkach – powiedział zdejmując je.
- Kathrin. To ja przepraszam, bo zamyśliłam się trochę i.... – nie mogła dokończyć, gdyż zaczęła się śmiać.
- Aby cię przeprosić, zapraszam na lody, dobra? – spytał Nick.
- Dobrze, czemu nie. Towarzyszył im także jego kolega Alan.
Zabrał ich do skromniej, ale pięknej restauracyjki o nazwie „Azumi”. Była to mała knajpka, urządzona w japońskim stylu, na ścianach powieszone zostały dyplomy, obrazy i makaty.
Usiedli przy stoliku. Kati i Alan siedzieli nie zamieniając ani słowa. Przyszedł Nick z lodami. Siadając, od razu zaczął zadawać pytania:
- Jesteś tutaj nowa? – spytał Nick.
- Tak. Jak się domyśliłeś? – zapytała z ciekawości.
- Bo nigdy przedtem cię tu nie widziałem – odparł. – To mój kolega ze studiów – powiedział wskazując na Alana.
Ciekawa była, ile Nick ma dokładnie lat, czy czuje się tutaj dobrze... Miała dużo pytań do nowego nieznajomego, ale bała się go oto zapytać.
- Mieszkasz daleko od parku? – zapytała.
- Nie. Dokładnie to mieszkam w posiadłości Hasselhoff. To posiadłość moich dziadków, dlatego teraz moi rodzice, według tradycji musieli tutaj się przeprowadzić. A ty gdzie zamieszkujesz? – zapytał z ironią w głosie.
Nic mu nie odpowiedziała. Wstała od stolika, podziękowała za lody i wybiegła z restauracji. Nie wiedziała, dlaczego tak się zachowała. Może dlatego, że pomyślała o tacie. Przecież on napewno się o nią martwił, a zrobiło się już tak późno.
Weszła do domu; tata czekał na nią z kolacją. Nie wiedziała, co mu powiedzieć. Ale reakcja taty bardzo ją zaskoczyła. Uśmiechnął się tylko na jej widok.
- Pośpiesz się, bo jestem bardzo głodny.
- Dobrze, wykąpie się tylko i zaraz schodzę - odpowiedziała.
Kolacja była naprawdę pyszna. Zjadłszy poszła do swojego pokoju, a tata do gabinetu. Zawsze zastanawiało ją, dlaczego akurat tutaj mieszkają, dlaczego właśnie San Diego jest tym miejscem. Ale z drugiej strony nie zamieniłaby go na żadne inne.
Siedziała jak zwykle w swoim pokoju, czytając książkę. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. To była pani Kitty.
- Można? – zapytała uchylając leciutko drzwi.
- Ależ proszę.
- Córeńko, pan Hektor prosił, abyś zeszła do gabinetu – oznajmiła.
- Dobrze, powiedz mu, że zaraz zejdę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...