Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czwartek był dniem spotkania z pozostałymi kierownikami z piramidy zorganizowanym przez Ryszarda (wolał określenie „piramida” od „psiarnia”). Musieli go poznać zwłaszcza szefowie działów, z którymi miał ściśle współpracować: śledczego – ogólnego oraz zabójstw. Cóż. W przyszłym tygodniu zacznie poważnie węszyć, rozwiąże problem z Agatą, mniejsze problemy. Cieszył się z przydzielenia do jej dyspozycji służbowego samochodu oraz miejsca na parkingu – podnosiło to rangę sekretarki, było także niebagatelnym dodatkiem ekonomicznym.
Mimo napawającej optymizmem wizyty u szefa szefów bał się, że sen zakończy się, jak się zaczął - nagle. Że obudzi się bez samochodu, bez przyjaciół, bez pracy.
Otworzył oczy, zobaczył pilota samochodu – jego osiągnięcia nie były snem, Agata też. Czyżbym był zakochany? – pomyślał. Niemożliwe. A może...
Ruszył do pracy wiedząc, że ją tam spotka – impulsywną, profesjonalną, gotową do zadań: dzisiaj, jutra, następnych dni. Jedno pewne – zależy mi na niej – przyznał. Garaż – kod bezpieczeństwa odebrał w windzie – czekał w kopercie, która wysunęła się ze szczeliny w ścianie. Brakowało mu wejścia po schodach, wejścia przez recepcję. Jakieś żywe dusze wiedziałyby przynajmniej, że wszedł do gmachu, że jest. Przeszedł do swojego gabinetu – Agata gospodarowała w „kuchni” przygotowując normalną herbatę, zwykłą kawę w wielkich termosach, talerze z poczęstunkiem dla spodziewanych gości. Skinął jej głową.
-Gdzie ma się odbyć uroczysta intronizacja? Zapytała.
-Lepiej w sekretariacie – większy. Stół i siedziska?
-Pomaga mi pani Grażyna jak zwykle. Za chwilę będą bo nie wiedziałyśmy ,w którym pomieszczeniu postawić.
Usiadł za biurkiem; namacał pilota samochodu w kieszeni – mogę przecież odesłać pojazd do garażu sprzed budynku, mogę przywoływać przed budynek – pomyślał. Od jutra będę korzystał ze schodów, poręczy oraz głównego wejścia – postanowił. Nie wtrącał się do przygotowań wiedząc, że Agata doskonale poradzi sobie ze wszystkim. Zastanawiał się, czy Ryszard będzie punktualny, czy spóźni się jak zwykle.
Rozważania przerwała mu sekretarka, oznajmiając przez wewnętrzny system komunikacji, że chociaż nie ma w zwyczaju, szef strzelnicy zaszczyci ich swoją obecnością.
-Powiedział, że nie opuści swego najlepszego zawodnika w potrzebie i zaprasza na trening po spotkaniu.
-Świetnie. Lepiej przypomnę mu, że nie przyjdę sam.
-Przyjdzie pan z pieskiem?
-Tak jakby.
-Nie przegadam go – usłyszał westchnienie.
-Nie – zgodził się z nią natychmiast.
-Przepraszam.
-Nie szkodzi. Do wszystkich pani zalet dopiszę „mówienie do siebie”.
Wyłączył wewnętrzny. Znalazł kartkę papieru oraz coś do pisania – rozpoczął planowanie czynności związanych bezpośrednio z jego zadaniami w firmie. Nawet nie poczuł upływu czasu – zbliżyła się dziesiąta i trzeba było przenieść się do sekretariatu. Wstał, w tym momencie usłyszał dźwięk sygnalizujący wezwanie z wewnętrznego komunikatora – sekretarka przypominała mu o spotkaniu.
-Wiem, wiem. Już idę. – powiedział zmęczonym, tak mu się zdawało, głosem.
Nie poznał sekretariatu. Długi stół zastawiony jedzeniem, krzesłofotele, przede wszystkim Grażyna – wszystko stanowiło nowość w tym pomieszczeniu. Mógł domyślić się, że Agata nie skorzysta z cateringu oraz, że sekretarka Ryśka ochoczo włączy się w przygotowania imprezy. Panowie schodzili się punktualnie – w ciągu dwu minut przyszli wszyscy. Zwalisty (a jakże) wygłosił mowę powitalną. Szef dochodzeń gospodarczych powitał nowego kolegę „na próbnych numerach” jak się wyraził. Wyprowadził go z błędu – dalej wszystko przebiegało planowo – zamieszanie spowodowało pojawienie się „naczelnego psa”, który przyszedł w czasie spotkania, podziękować za pomysł kiwania gabinetem. „Gospodarczego” zatkało ze złości, zwalisty był widocznie zadowolony, szef strzelnicy uśmiechnął się promiennie. Omówił z „kryminalnym” oraz „zabójczym” współpracę, przedstawiając swoje pomysły, prosząc, by pomogli w skonstruowaniu sensownego planu wspólnej pracy. Skarżył się na brak doświadczenia. Otrzymał zapewnienie o współdziałaniu, o przyjacielskiej atmosferze w pracy, o wsparciu poczynań – wszystko czego chciał. Zauważył kątem oka, że Rysiek kiwa delikatnie głową, aprobując jego słowa. Znał ich w końcu dobrze, wiedział co się podoba co nie. Zgodnie z przewidywaniami Pawła „gospodarczy” wyszedł pierwszy; po nim pożegnało się jeszcze kilku. Wyraźnie ociągał się z wyjściem szef działu kryminalnego, kierownik wydziału zabójstw zapewniał go, że ma kilkanaście spraw na już, kilka na wczoraj. „Strzelec” nic nie mówił – jadł, zerkał od czasu do czasu na Pawła i na Agatę. W końcu powiedział, że obecność Pawła znacznie wzmacnia drużynę, Agacie zaproponował prawdziwe strzelanie, mówiąc, że zapoznał się z jej wynikami i jak na dziesięć lat przerwy, są doskonałe. Trochę treningu – będzie lepsza od swojego szefa. Odrzekła, że to niebezpieczne ale spróbuje.
-Przyjdą państwo zaraz po zakończeniu spotkania?
-Nie. Muszę przypilnować mojego przełożonego, żeby posprzątał. – Agata jak zwykle była szybsza i złośliwa.
Zbliżało się południe; na stole zostało niewiele. Ostatni biesiadnicy z żalem, jak zauważył, wychodzili. Grażyna została, jako domownik. Kiwnął paniom głową, poszedł do gabinetu żeby nie przeszkadzać. Spokój u niego nie mieszkał długo – po kilkunastu minutach komunikator wezwał go do sekretariatu. Właściwie wezwała go pani Agata, chcąc jak najszybciej znaleźć się na strzelnicy.
-Idziemy? – spytała.
-Pilno pani mnie zastrzelić. Rozumiem.
-Nie. Jeśli pan się spóźni, będzie na mnie. Jeszcze mi zabiorą samochód i miejsce na wewnętrznym parkingu.
-Idziemy. Taka kara byłaby dla pani nie do zniesienia.
Tym razem mogli skorzystać z szatni, oraz otrzymali od razu prawdziwą broń. Mieli do dyspozycji mniejszą, boczną strzelnicę oraz nieograniczoną ilość amunicji. Agata zwróciła mu uwagę na pozycję, którą trzeba zajmować w czasie strzału, by ten był celny.
Rada była dobra – pierwsza seria dziesięciu strzałów dała mu wynik lepszy od wczorajszego. Agacie też poszło bardzo dobrze – gdyby nie „ósemka” zaraz na początku strzelania, byłaby bezbłędna. Następne serie też były znakomite. Szef, gdy zobaczył ich wyniki, orzekł, że na siódme piętro zapuszczał się będzie w przyjaznych zamiarach. Poprosił by w jego obecności oddali po serii. Paweł - chociaż trzęsła mu się ręka z emocji – uzyskał dobry wynik. Agata Trzy razy zaliczyła „dziewiątkę”.
Umawiamy się na jutro – dowódca strzelnicy klasnął w ręce.
-Pan panie Pawle powinien poćwiczyć z ciężarkiem na nadgarstku – dam panu. Pani Agacie trzeba ćwiczeń z obciążeniem fizycznym, psychicznym czyli publicznością – zasili pani naszą kobiecą drużynę? Z tego co widzę, będzie pani liderką.
-Nie wiem – była wyraźnie zaskoczona.
-Ale ja wiem. Sposób strzelania, uzyskiwane wyniki, każą w pani widzieć talent. Znam się na tym. Jutro domawiamy szczegóły.
-Zgoda. – Paweł skinął głową.
-Chwileczkę. Ja to już nie mam nic do powiedzenia? – musiała się wtrącić.
-Widzi pan – jeszcze wczoraj opowiadała, że nieszczęśliwa, że też chce strzelać, a teraz narzeka.
-Niech pan uważa. Pani ma broń.
-Ostateczny argument w dyskusji między mężczyzną i kobietą. Przyjdzie pani jutro ze mną? – zapytał grzecznie.
-Przyjdę.
-Słyszał pan. Przyjdziemy oboje jeśli pani Agata mnie nie zastrzeli.

Do gabinetu wracali w milczeniu, w dobrych humorach.
-Panie Pawle.
-Tak?
-Upoważniłam na stałe Grażynę i Ryszarda do wchodzenia do nas. Jak pan chce, pokażę jak się upoważnia oraz cofa upoważnienie.
-Chcę.
-Proszę usiąść obok mnie – w menu głównym jest pozycja „UPOWAŻNIENIA”. Wystarczy wybrać, jest lista, wskazać kogo się upoważnia. Listę można modyfikować znając odciski palców i wzór siatkówki. U mnie w górnej szufladzie biurka jest skaner odcisków oraz oka. Może tam być?
-Tak. Zapamiętam. Dzięki.
-Niech pan pamięta o ciężarkach – to ważne.
-Pani niech do mnie nie strzela – ważniejsze. Zbieramy się do wyjścia?
-Tak. Dzięki samochodowi mogę być szybko w domu.
-Ja nie mam nic wspólnego z samochodem ani miejscem w garażu.
-Ma pan. Wybrał mnie pan, jest pan jaki jest. Do jutra.
-Do...

Następny dzień – przygotowywali się do właściwej działalności.

Agata była niespokojna, jakby chciała mu coś powiedzieć.

Dopiero w samochodzie przypomniał sobie, że umówił się z Zygmuntem. Wskazał w menu „ZYGMUNT – praca”; łupina pękła, był na miejscu w szpitalnym garażu o dwadzieścia minut za wcześnie. Zaskakiwała go ciągle szybkość przemieszczania się. Postanowił poczytać w czasie jaki mu został do spotkania – musiał nadrabiać brak wiedzy. Miał komputer, zwinięty w rulon ekran do przyklejenia do ściany, spis fachowej literatury. Nie kupował drukarkoskanera i innych urządzeń – Karol twierdził, że postęp jest tak szybki, że zanim doniesie je do domu – sprzęt będzie przestarzały. Ocknął się gdy usłyszał łomot w dach a siedzenie obok ugięło się pod lekarzem.
-Jestem. Co się stało?
-Potrzebne mi coś na słuch, bo jakiś facet tłucze pięścią samochód. – parsknął śmiechem.
-Drobiazg. Zobaczę – może mam w torbie. Mnie z kolei potrzebne jest coś na oczy po ujrzeniu koloru jaki wybrałeś. Dobra. Ze środka nie widać. Jedziemy?
-Chciałeś powiedzieć: skaczemy, lecimy, udajemy się. Bo z jazdą nie ma to wiele wspólnego.
Paweł poprawił się nieco na kanapie i powiedział „Zygmunt – dom”. Lekki trzask zamykania, niemal natychmiast szelest otwierania.

Opublikowano

koment skomentuję:

ad 1) słusznie
ad 2) tak
ad 3) i bardzo słusznie
ad 4) ?
ad 5) masz rację
ad 6) j.w.
ad 7) zmieniłem
ad 8) na początku opili, podlałem winem - ale nużące zdało mi si podnoszenie kielichów
ad 9) trochę zmieniłem
ad 10) no
ad 11) tak
ad 12) zmiana
ad 13) yes
ad 14) jak zwykle

Tak, tak, tak...
Twego "marudzenia" mi brak

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Historia wdzięczna a puenta znakomita. Podkreślona flamastrem. Z przyjemnością Alu. I jesteśmy zgodne w kwestii miłych materiałów. Bb
    • @Migrena Miłość jako akt kreacji - niezwykłe ujęcie. Słowa płyną lekko, naturalnie i zabierają mnie w sferę mistyczną i cielesną jednocześnie. I niech trwają, niech się stwarzają, natura nie zna pojęcia "koniec". O ciszy nie piszę, bo poeci wiedzą lepiej, jak ją dotknąć.  
    • Stara, drewniana figura kiedyś w głównej nawie swoje miejsce miała. Wszystkie prośby, intencje i żale — przez tyle lat w jej kierunku wypowiadane — słuchała. Łzy, czasami, na posadzkę świątyni spadające — widziała. Na pytania: „Czy jesteś?”, „Czy widzisz, co robią?” — nawet gdyby mogła odpowiedzieć, odpowiedzi nie znała. A jednak, mimo swego milczenia, była jak światło w ciemności— ci, którzy przychodzili, znajdowali w niej jakąś ciszę, cień nadziei, poczucie, że nie są całkiem sami. Z wysokości swego cokołu patrzyła na dzieci trzymające matki za rękę. Na starców z różańcem w dłoniach. Na zagubionych, którzy z lękiem w oczach i gniewem w sercu stali w półmroku. Na zakochaną dziewczynę, co szeptała: „Niech mnie pokocha”.   Niemy świadek wszystkiego, co kruche i piękne w człowieku. Jej drewniane ramiona wypłowiały, twarz popękała przez wieki. Spojrzenie, wyryte przez dłuto, nie straciło jednak łagodności. Nie mogła cofnąć czasu. Nie miała mocy sprawczej. Nie znała odpowiedzi na modlitwy. A jednak — była. Właśnie to „bycie” było jej najważniejszym darem. Z czasem nowe figury, dekoracje zaczęły otaczać ją z każdej strony. Ona — skromna, lekko pochylona — wciąż stała. Stała i słuchała. Choć nie znała słów, rozumiała ciszę. A w tej ciszy ludzie mówili najwięcej. Została zdjęta z cokołu. Ostrożnie, bez ceremonii. Przeniesiona do zakrystii. Tam, między szafami z ornatami, obok zapasowych lichtarzy i zakurzonych mszałów, stoi cicho — zapomniana. Nie słyszy już szeptów modlitw. Nie czuje ciepła ludzkich spojrzeń. Nie widzi łez spadających na kamienną posadzkę.   Czasem tylko, przez uchylone drzwi, wpadają do niej echa liturgii: odległe śpiewy, brzęk dzwonków, szelest procesji. Serce z drewna — czy może w ogóle istnieć takie serce? — ściska wtedy tęsknota. Tęskni za kobietą, która codziennie zapalała przy niej maleńką świeczkę. Za chłopcem, który z obawą patrzył w jej oczy, zanim odważył się przystąpić do spowiedzi. Tęskni za szeptem: „Pomóż mi przetrwać…”. Za zapachem wosku i kadzidła. Za szczególną chwilą ciszy, gdy kościół był pusty, ale ktoś wchodził — i tylko dla niej klękał. Choć zrobiona z drewna, nosi w sobie ślady tych wszystkich dusz, które przez lata złożyły przed nią swoje ciężary. I nie umie zrozumieć, dlaczego została odsunięta. Czeka. Bo figury — tak jak ludzie — potrafią czekać. I wierzyć, choć nie potrafią mówić. Czeka. A jej drewniane serce, w zakrystii między szafami, wciąż wystukuje słowa pieśni: „Kto się w opiekę…” A ona słucha.   Rzeszów 24. 07.2025
    • Moim*             jak najbardziej skromnym zdaniem: Świat Zachodu jest po prostu w stanie głębokiego kryzysu, a źródłem jego klęski jest nieodróżnianie tego - co realne, rzeczywiste - od różnego rodzaju kalek ideologicznych - czy wręcz propagandowych i w tej chwili najpilniejszą rzeczą, którą Świat Zachodu ma do odrobienia i wszyscy ci - co chcą być odpowiedzialnymi politykami - muszą zrozumieć - jak bardzo zideologizowane jest myślenie ludzi Świata Zachodu i przez to - jak bardzo odklejone jest od realnej rzeczywistości, zrozumienie - jak często osoby w swoim subiektywnym mniemaniu chcą dobrze - na przykład: walcząc o demokrację i o prawa człowieka - są tylko i wyłącznie marionetkami w rękach tych tworzących ideologie i za fasadą pięknych haseł są ukrye - bardzo i bardzo i bardzo brutalne interesy...   Magdalena Ziętek-Wielomska    *zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 
    • @Marek.zak1Dziękuję, że zajrzałeś. Opowiadanie jest prawdziwe, a puenta - też. No może zależy jeszcze od tego,  jak głębokie i silne jest uczucie. Jeśli powierzchowne i płytkie, to spływa jak woda po kaczuszce. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...