Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

koci pazur jest nieodłącznym elementem moich niespokojnych nocy. usadowił się, zupełnie bez powodu na środku materaca i nie daje sobie wyperswadować zmiany miejsca stałego pobytu. tak więc, gdy chcę się przekręcić z boku na bok, ta martwa tkanka wbija się w mój tyłek, zapewniając niezatarte wrażenia. ból jest dobry, więc nie narzekam i pielęgnuję te przyjaźń beznadziejną, bez perspektyw, z wąskim horyzontem i ograniczonymi możliwościami współpracy. pazurpazurpazur - zurpa. to brzmi jak imię zapomnianego boga, wibruje między łopatkami, napina mięśnie i gotuje się do skoku. jak kot łazęga obwąchujący wszystkie miski w okolicy, jak kot toczący wojny na śmierć i życie, jak sąsiad Stanisław, który myje nogi tylko w wodzie deszczowej zbieranej do plastikowej beczki, który nigdy nie był u lekarza i słucha radia maryjnego i mówi, gada, tokuje, przeszkadza. nie korzysta z żarówek, nie pali w piecu, a mroźne powietrze spływa wolno z jego ust ku podłodze i zastyga, jakby czekało na znak jakikolwiek, na poruszenie nogą, na skrawek kiełbasy. zaczął obserwować szczury podkładowe. pierwszy:
rzekoszczekaczka. kawały trumiennej stali przerdzewiałej od uryny bosmana i trzech kotów polujących w zbożu na niepokorne myszy. taki obrazek wisi w kajucie pana Janusza, a on, niewiadomy, po omacku, po trzech kieliszkach, brnie przed siebie i co kilka sekund przewraca krzesło, potyka się, klnie, ślini. niewdzięcznicy. zawsze mogli sobie przygotować coś do jedzenia, zaparzyć herbatę i ukraść trochę spirytusu. później patrzyli tępo nanaścienny obrazek. nie pamiętali, albo nie chcieli pamiętać trzech lat i dwóch miesięcy, które zagwoździli na śmierć, pogrzebali w stertach ziarna zbożowego razem z truchłami myszy. rdza była dodatkiem do wszystkiego. i smar. wszechobecna woń przybrudzonych rękawic, tłustych nogawek, stęchlizny. nawet porcelanowe kubki nie dawały się domyć, nie poddawały się żadnym zabiegom higienicznym. pan Janusz skrzyżował nogi, obrócił się na piętach i runął na koję. kurwa kurwa jebana okolica pierdoleni przyjaciołowie zabrali nawet poduszkę, nawet skrawki podartych fotografii. drugi:
maryjka. plastikowa figurka. w środku bateryjka i żaróweczka, która najmocniej podświetla dziewicze łono, zapraszając do zabawy. za daleko od trzewi, za daleko od głowy. moc marna, moc święta aż do wnętrza kapliczki na rozdrożu, gdzie lipa częstochowska przykrywa swoim cieniem wszystkie te kłosy, łany, chwasty z dzieciństwa, zadarte spódnice pegeerowskich dziewek na traktorach, żniwiarzy plujących tytoniem i ciemnieje. roztapia się, niknie w mroczności nadciągającej burzy. żarówka ledwie się żarzy, coraz słabiej wydobywa z mroku wieczne dziewictwo, coraz więcej radości w zakamarkach błękitnych szat, coraz więcej wstydu. zrywa się, potrąca wazon, z którego woda chlup - chlup na stolik. ścieka z blatu w szczelinę między deskami. chwyta figurkę błękitnej pani i wie.
- chodż, mała, zabawimy się po marynarsku. nie bój się, kurwa, nie bój. zedrę z ciebie to dziewictwo, rozsmaruję je na podłodze, a później się napijemy.
włożył ją między nogi i sapał, czerwienił i pocił zarośniętą twarz, a ślina układała się przy uchu w nieregularny wzór. wódka. czysta jak kryształ, czysta jak łono niepokalanej. pół obrotu i figurka dała się oddzielić od lichejskiej podstawki. do góry nogami kurwę! w środku dalej była niepokalana. jest do czego nalać i jest z czego się napić.

/cdn/

Opublikowano

ogólnie trochę przerażające, ekspresyjne (nie wiem czy nie za bardzo).
Dużo wulgaryzmów, przeciętny czytelnik może tego nie udźwignąć ;-)

Nadal nie widzę spójności. Wyobraź sobie, że to miałaby być książka - ktoś jest w bibliotece, otwiera na pierwszej stronie i w tej chwili musi zadecydować czy zabierze ją ze sobą.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym Nie wiem czy dobrze zrozumiałem... Ale Dicka szanować należy. Tu przed chwilą rozmawiałem z kolegą @Simon Tracy. I też opowiada, że się wycofał ze świata na ile to możliwe. Taka wewnętrzna emigracja. Mnie akurat na ten moment nie stać na takie rozwiązanie, ale może kiedyś... Dzięki za podzielenie się swoją perspektywą.
    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...