Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Azraell

Azraell

Idzie dzień, za dniem – po nic.

Spadł deszcz i zdechł – po nic.

Wierny pies imieniem Bezsens

mijam go przed wejściem

lub wyjściem...

 

W drzwiach stojąc, o tym myślę:

„On mnie nie porzuci”.

A mnie nikt tam nie wpuści.

Stoję, bo co mam z sobą zrobić?

Nikt mi nie powiedział,

jak się do siebie wchodzi.

 

Mijam dzień, Bezsens mija mnie.

Chwytam za naderwaną smycz

wmawiając sobie, że jeszcze wiem,

gdzie idę - Czy tym właśnie jest niwecz?

 

Bezsens umie przynieść,

nie trzeba nawet go prosić:

kamień lub patyk,

rzecz jest bez znaczenia.

Przyniesie ci wszystko

i z czasem ucieka.

 

Wczoraj mnie Bezsens

zapytał: „Kim jestem?”

Jestem senny i zmęczony,

znów mnie ranek zastał.

Jak Syzyf w ciemnościach,

choć szukam dalej, nie wiem,

jak przestać gonić za cieniem.

Nieważne.

W tym całym poplątaniu

miażdżę stopy kamieniem.

 

„Bezsens, Bezsens,

gdzie jesteś, wróć?”

Cisza.

Chwila...

Tak - tu leży

 

Klękam nad nim

i tracę część duszy,

jakby bardziej, bez celu,

gdy Bezsens nie żyje.

 

Kiedy łańcuch znika,

wszystko jest jednakie:

szare, a może wyblakłe.

Nie wiesz, nie wiem.

Nic nie jest jasne.

 

I tak wszystko idzie na marne,

pośród zimnych kamieni.

Martwe psy już nie zmienią nic.

Azraell

Azraell

Idzie dzień, za dniem – po nic.

Spadł deszcz i zdechł – po nic.

Wierny pies imieniem Bezsens

mijam go przed wejściem

lub wyjściem...

 

W drzwiach stojąc, o tym myślę:

„On mnie nie porzuci”.

A mnie nikt tam nie wpuści.

Stoję, bo co mam z sobą zrobić?

Nikt mi nie powiedział,

jak się do siebie wchodzi.

 

Mijam dzień, Bezsens mija mnie.

Chwytam za naderwaną smycz

wmawiając sobie, że jeszcze wiem,

gdzie idę - Czy tym właśnie jest niwecz?

 

Bezsens umie przynieść,

nie trzeba nawet go prosić:

kamień lub patyk,

rzecz jest bez znaczenia.

Przyniesie ci wszystko

i z czasem ucieka.

 

Wczoraj mnie Bezsens

zapytał: „Kim jestem?”

Jestem senny i zmęczony,

znów mnie ranek zastał.

Jak Syzyf w ciemnościach,

choć szukam dalej, nie wiem,

jak przestać gonić za cieniem.

Nieważne.

W tym całym poplątaniu

miażdżę stopy kamieniem.

 

„Bezsens, Bezsens,

gdzie jesteś, wróć?”

Cisza.

Chwila...

Tak - tu leży

 

Klękam nad nim

i tracę część duszy,

jakby bardziej, bez celu,

gdy Bezsens nie żyje.

 

Kiedy łańcuch znika,

wszystko jest jednakie:

szare, a może wyblakłe.

Nie wiesz, nie wiem.

Nic nie jest jasne.

 

I tak wszystko idzie na marne,

pośród zimnych kamieni.

Martwe psy już nie zmienią nic.

Azraell

Azraell

Idzie dzień, za dniem – po nic.

Spadł deszcz i zdechł – po nic.

Wierny pies imieniem Bezsens

mijam go przed wejściem

lub wyjściem...

 

W drzwiach stojąc, o tym myślę:

„On mnie nie porzuci”.

A mnie nikt tam nie wpuści.

Stoję, bo co mam z sobą zrobić?

Nikt mi nie powiedział,

jak się do siebie wchodzi.

 

Mijam dzień, Bezsens mija mnie.

Chwytam za naderwaną smycz

wmawiając sobie, że jeszcze wiem,

gdzie idę - Czy tym właśnie jest niwecz?

 

Bezsens umie przynieść,

nie trzeba nawet go prosić:

kamień lub patyk,

rzecz jest bez znaczenia.

Przyniesie ci wszystko

i z czasem ucieka.

 

Wczoraj mnie Bezsens

zapytał: „Kim jestem?”

Jestem senny i zmęczony,

znów mnie ranek zastał.

Jak Syzyf w ciemnościach,

choć szukam dalej, nie wiem,

jak przestać gonić za cieniem.

Nieważne.

W tym całym poplątaniu

miażdżę stopy kamieniem.

 

„Bezsens, Bezsens,

gdzie jesteś, wróć?”

Cisza.

Chwila...

Tak - tu leży

 

Klękam nad nim

i tracę część duszy,

jakby bardziej, bez celu,

gdy Bezsens nie żyje.

 

Kiedy łańcuch znika,

wszystko jest jednakie:

szare, a może wyblakłe.

Nie wiesz, nie wiem.

Nic nie jest jasne.

 

I tak wszystko idzie na marne,

pośród zimnych kamieni.

Martwe psy już nie zmienią nic.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...