Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Migrena

Migrena

     

 

         "Nie żyjesz,
          dopóki nie spłoniesz.
          A miłość to jedyny                                              płomień,
           który nigdy nie gaśnie".



 





Ona miała włosy jak ogień,
a on śmiał się jak benzyna.
Skradli motor z dachu motelu
i pojechali tam, gdzie kończy się mapa.

W ustach mieli wiatr i
smak spalonej drogi,
a między nogami - lato,
które jęczało jak silnik na czerwonym.
Ich cienie ścigały się po asfalcie
jak wilki Apollina - głodne światła i krwi.

Lizał jej serce jak rosę z łez nocy,
ona wgryzała się w jego sny
jak dzika winorośl,
aż krzyk nocy pękał na pół.
Ich krew śpiewała w ciemności,
jakby sama chciała się narodzić.

Brat i siostra krwi,
kochankowie bez metryki,
bez prawa jazdy, bez przyszłości -
tylko dzikie oczy
i skóra jak napięty żagiel.

Zamiast walizek - oddechy.
Zamiast celu — język świata.
Plaża nie miała granic - oni też nie.
Śmiali się w twarz księżycowi,
rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów.

Słońce pieściło ich językiem,
a potem spali w cieniu wydm,
jak dzikie wilki -
syci miłością, głodni jutra.

Noc drżała nad nimi
jak skrzydło anioła,
który zapomniał, po co spadł.
Aż we śnie cień losu
przeciął ich jak błysk noża -
i przez mgnienie zniknęli:
bez siebie, bez tchnienia,
tylko z echem, co w pustce się kruszyło.

Lecz gdy świt dotknął rzęs,
mówili sobie „na zawsze” -
z winem na ustach i piaskiem w zębach.
Nikt ich nie rozumiał - i dobrze.

Miłość była dzika.
A dzikie nie musi się troszczyć o jutro.

Na mapie zostali jak cień bez ciała -
piach we włosach, płonące serce,
błękit wolności, który nie zna granic,
i słońce miłości,
które nigdy nie gaśnie.

 

 

 

 

 

Migrena

Migrena

     

 

         "Nie żyjesz,
          dopóki nie spłoniesz.
          A miłość to jedyny                    płomień,
           który nigdy nie gaśnie".



 





Ona miała włosy jak ogień,
a on śmiał się jak benzyna.
Skradli motor z dachu motelu
i pojechali tam, gdzie kończy się mapa.

W ustach mieli wiatr i
smak spalonej drogi,
a między nogami - lato,
które jęczało jak silnik na czerwonym.
Ich cienie ścigały się po asfalcie
jak wilki Apollina - głodne światła i krwi.

Lizał jej serce jak rosę z łez nocy,
ona wgryzała się w jego sny
jak dzika winorośl,
aż krzyk nocy pękał na pół.
Ich krew śpiewała w ciemności,
jakby sama chciała się narodzić.

Brat i siostra krwi,
kochankowie bez metryki,
bez prawa jazdy, bez przyszłości -
tylko dzikie oczy
i skóra jak napięty żagiel.

Zamiast walizek - oddechy.
Zamiast celu — język świata.
Plaża nie miała granic - oni też nie.
Śmiali się w twarz księżycowi,
rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów.

Słońce pieściło ich językiem,
a potem spali w cieniu wydm,
jak dzikie wilki -
syci miłością, głodni jutra.

Noc drżała nad nimi
jak skrzydło anioła,
który zapomniał, po co spadł.
Aż we śnie cień losu
przeciął ich jak błysk noża -
i przez mgnienie zniknęli:
bez siebie, bez tchnienia,
tylko z echem, co w pustce się kruszyło.

Lecz gdy świt dotknął rzęs,
mówili sobie „na zawsze” -
z winem na ustach i piaskiem w zębach.
Nikt ich nie rozumiał - i dobrze.

Miłość była dzika.
A dzikie nie musi się troszczyć o jutro.

Na mapie zostali jak cień bez ciała -
piach we włosach, płonące serce,
błękit wolności, który nie zna granic,
i słońce miłości,
które nigdy nie gaśnie.

 

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...