Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!

Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!

Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!

Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!

Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!

Alicja_Wysocka

Alicja_Wysocka

 

    Miałam wtedy jakieś siedem lat. Chodziłam do pierwszej klasy. Mieszkaliśmy w Gdyni,

w dzielnicy Obłuże.
Któregoś dnia bawiliśmy się z rodzeństwem w chowanego – oczywiście na podwórku, bo na ulicę można było wychodzić tylko za pozwoleniem mamy.

Nasze podwórko było całkiem spore. Był tam ogródek, jakaś szopka, w której tata trzymał różne ciekawe rzeczy – grabie, łopaty, a nawet siekierę! Był też kurnik, psia buda i oczywiście nasz pies – Lord.

Wpadliśmy wtedy na genialny pomysł: schowamy się mamie!
A niech ma – skoro tyle rzeczy nam zabrania, to teraz niech nas szuka!

– Na pewno nas znajdzie i jeszcze skrzyczy, że ją denerwujemy – mówiłam. Ale co tam, ryzyko wpisane w zabawę!

– Schowajmy się do psiej budy – zaproponował ktoś.
– Ooo, to jest dobra myśl. Bardzo dobra!

I tak właśnie zrealizowaliśmy nasz chytry plan.

We trójkę – Grzesiek, Tomek i ja – wciskaliśmy się do budy. Pies patrzył zdziwiony, ale przecież nas nie mówi.
Lord był duży, więc i buda była odpowiednio przestronna. Jakoś się tam upchnęliśmy. Cicho siedzimy, nie gadamy, bo wiadomo – zdrada przez śmiech to klasyk.

W środku śmierdziało psem i kurzem, było duszno

 i niewygodnie, ale czego się nie robi dla porządnej zabawy? Siedzimy jak trusie, aż zaczyna nam się nudzić. Nic się nie dzieje.

I nagle – akcja!

Słyszymy mamę, jak nas woła. Chodzi po podwórku, sprawdza furtkę, krzyczy coraz bardziej zdenerwowana:

– No co jest?! Gdzie oni są?!

A my dusimy się ze śmiechu – dosłownie. Zabawa życia!

I wtedy pies zaczął szczekać. Najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej. Kręcił się, jakby sam nie wiedział, co robić. W końcu zaczął piszczeć.

Mama podchodzi do furtki – nikogo. Na ulicy pusto. Dzieci zniknęły jak kamfora.

Wreszcie zaniepokojona podchodzi do psa.

– Lord, czego ci trzeba? Co się dzieje? Co chcesz, głuptasie?

I nachyla się nad budą...

– CO WY TAM ROBICIE?! WYŁAZIĆ MI NATYCHMIAST Z TEJ BUDY! CO TO ZA GŁUPIE POMYSŁY?!

A ja, z pełnym oburzeniem, mówię:

– To nie głupie pomysły, tylko pies głupi, bo nas zdradził!

– Marsz do domu! – ryknęła mama. – Wszyscy do wanny! Zdjąć te śmierdzące ciuchy! No nie wiem, w co ręce włożyć z wami... Utrapienie z tymi dziećmi!



×
×
  • Dodaj nową pozycję...