Byłem u ciebie dziś, nic się nie zmienia – napisy coraz
ciemniejsze jedynie i niebo, z którego lunie za chwilę,
mocząc wyschnięte łodygi dalii. Nic się zmienić nie może –
świat opisany zero-jedynkami, tak lub siak, w tę lub we w tę –
w tę drugą stronę i tak samo splątany jak my kiedyś,
dwie cząsteczki złożone z atomów – niedaleko, jak mówią,
pada jabłko od jabłoni. Postałem przez chwilę, mówiąc,
o co mam żal do Ciebie, do innych, samego siebie.
Obok człowiek, trzymający kwiat w ręce, znicz w drugiej,
miłe dzień dobry - nic we mnie nie rezonuje od miesięcy.
Zabić – wieczny głos w głowie, krzyk obsesji – zabić
pustkę przy pomocy leków albo, nie czując nic, wstrzyknąć
insulinę w pieprzyk ku utrapieniu patomorfologa. Zdechnąć.
Pod mostem – o ile jest rzeka (tu nie ma wody i schną
rośliny, spójrz, marnieją posadzone kwiaty). Tak czy siak –
w tę drugą stronę, skończyć (włóczęgę) godnie. Byłem
u ciebie dziś - obserwowałem przechodniów:
nestorów, oldbojów, damy, emerytki gryzące wargi
w bezzębnej modlitwie – na nic. I starzejące się litery –
kabalistyczne formy zaklęć. Nic się nie zmienia i zmienić
nie może - stąd bliżej nam do siebie, jak kiedyś, Tato.