Trochę jak Anakin Skywalker - zawsze w ruchu, jak określił go jednym równoważnikiem zdania jego mistrz Obi Wan (Ben) Kenobi. To porównanie jest jak najbardziej trafne. Także dlatego, że jako osoba przebudzona - a w następstwie tegoż postępująca ścieżką samoświadomości - mam, znów "trochę", z Jedi.
Brzmi śmiesznie? Być może. Ale oprócz dbania o poziom umysłu i intelektualnych horyzontów przywiązuję stosowną miarę do rozwoju duchowego - albo energetycznego. To synonimy, co już wcześniej ajednokrotnie podkreśliłem. Do fizycznego również, na co składają się wiadome czynniki; nie nazywam ich tu więc. Mało tego: uważam, że każda osoba, dbająca o siebie samą w wyżej wymienionych przestrzeniach, jest częściowo jak Jedi.
No i pasja, a właściwie pasje. Pierwsza to pisanie, które byłoby jednak amożliwym zarówno bez czytania, jak i bez pozostawania w świadomym kontakcie z esencjalnymi sferami mojego ja: z umysłem i z duszą. Ale umysł zestagnowany, czyli będący w stagnacji albo bierny, nie jest sobą i jako taki byłby mało użyteczny. A użytecznym ma być: czyli myśleć. Zasadniczo austannie. Robiąc sobie wolne tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebuje odpocząć. Ma także obserwować i zachowywać spostrzeżenia.
A dusza, ciało wewnętrzne? Owa istotowa iskra, cząstka jak mówią, Osobowego Wszechświata, ożywiająca każdy - czyli wszystkie - żywy organizm, żywą istotę: obojętnie czy w formie roślinnej, zwierzęcej czy ludzkiej. Ona też ma być żywą, procesować samą siebie w rozwoju. Czerpiąc energetyczną esencję z zainicjowanych przez organizm, który zamieszkuje, materialno-psychicznych doświadczeń.
Przyglądam się sobie. Analizuję przeszłość, układam plan na teraźniejszość, bo przyszłość przecież nie istnieje, składając go z konkretnych posunięć, opartych - bazujących - na poszczególnych decyzjach. Dzielę codzienność na to, co potrzebne, aby postąpić naprzód. Aby odcinek swego rodzaju przestrzeni - umownie nazywanej dniem i umownie nazywanej czasem - nabrał w mojej własnej teraźniejszości osobistego znaczenia.
Napisałem te słowa, obejrzawszy się za siebie. Niedawno, po raz kolejny.
Pierwsze zamieszkanie za granicą, w UK, po przekroczeniu czterdziestego czwartego równoleżnika. Druga pięciolatka w Królestwie Niderlandów. Trzy wydane książki, z czego dwie własnym sumptem, od dwa tysiące dwudziestego roku. Czwarta i piąta w tym roku. I podróże: trzy do Egiptu oraz po jednej do Brazylii, Maroka, Rosji, Sri Lanki, Tunezji i ostatnio Tajlandii. Chwalę się? Przemawia przeze mnie egoizm? Jeśli tak, to ten pozytywnie zdrowo-obiektywny. Mam fałszywie wstydzić się wysiłku? Urzeczywistnienia planów i osiągnięć? Zamierzeń?
Nie. To obiektywizm.
Mam pełną świadomość, że wiele osób osiągnęło znacznie wiecej. Zbudowały dom. Założyły szczęśliwe rodziny. Przeżyły tyle samo lat bardziej pomyślnie i bardziej owocnie. Zarabiają w dwa tygodnie tyle, ile ja przed dwa miesiące. Jak chociażby nasz pochodzący z Krakowa rodak, którego poznałem w Tajlandii, a który odwiedził ponad sto pięćdziesiąt krajów.
Każdy odnosi sukcesy na swoją miarę, zgodnie z wykorzystywanymi możliwościami. Ale prawdą jest też i to, że umniejszanie własnych to fałsz i samoszkodzenie przez obniżanie poziomu - zasobu - osobistej energii.
Na ile jesteś? Osobą, którą chcesz być?
Wiedeń, 2. Lipca 2025