Kto by chciał umierać z powodów miłosnych
jakiś tam odruchów starych i niemodnych
romantycznych gestów lirycznych zawodzeń
poetyckich tekstów czy ludzkiej symbiozie.
Kiedy dni nam niosą tyle przyjemności
tyle wyjść na skróty cielesnych radości
słonecznych uniesień czynnych niestałości
wybujałych pragnień zielonej wolności.
Nic nie może życia przecież pokrzyżować
przez jakieś miłostki co chodzą po głowach
jesteśmy na ziemi by korzystać z życia bierzemy co chcemy i niech śpi asceta.
Ale też nie chcemy samotnych spacerów
chwil długich i cichych trwających w pragnieniu
i nie chcemy kubłów lania zimnej wody
wybudzeń na kacu i bolącej głowy.
Jak pogodzić żądze z podskórną tkliwością
jak pogodzić nowe z nierychłą starością
jak nie pachnieć dupkiem w tej życia powodzi
trzeba by się było nigdy nie narodzić.