Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą - "pedagogiki wstydu"), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe koniecznie muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii - delegujących ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą - "pedagogiki wstydu"), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe koniecznie muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą - "pedagogiki wstydu"), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą - "pedagogiki wstydu"), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci - to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach - od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko - do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach: od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                                           Myśl Polska*

 

          Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów, wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry: czy to w gospodarce i czy to w polityce przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

 

          Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii, zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego, panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, także: deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.

 

          Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, dochodzi wtedy nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości, logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem są w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów.

 

          Taki proces widzimy w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.

 

          Zredukowanie procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, także: do moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, tylko: punkty, granty i miejsca w rankingach i w efekcie promocje otrzymują - postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, lecz sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających innych i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji - to nic innego jak wyścig szczurów.

 

          Kryzys wymaga głębokiego skupienia na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach, załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań, pojęcie to jest jednak nadużywane: czy wręcz - trywializowane.

 

          W odniesieniu do Uniwersytetu Warszawskiego widzimy to w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych, natomiast: w sferze życia uczelnianego kryzys widzimy na różnych płaszczyznach: od sposobów zarządzania, poprzez stan badań i na dydaktyce kończąc, ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń - w imię uczciwości i prawdy.

 

          Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie - jakościowym) nastąpił ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego - za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej - musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań, pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów.

 

          Nastąpił wtedy nieuchronny upadek autorytetu nauczycieli akademickich i do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli: zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną i czy też narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.

 

          Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych - nastawionych na zysk, a nauka została towarem - przedmiotem handlowym - podlegającym komercjalizacji, studia, które miały kiedyś charakter elitarny, teraz są powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne, intelektualne i fizyczne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania, przywołując sienkiewiczowskiego - Onufrego Zagłobę - można sparafrazować: nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie!

 

          A likwidacja - eliminacji - na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji, drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń - za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania - można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej zostać wyrzuconym.

 

          Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy, egzaminy ustne u wybitnych postaci to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia" i pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientacji na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet: wybór kariery akademickiej, spotkanie autorytetu naukowego na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem do dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" będą autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.

 

          Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy - w odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja, został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy, modne jest nawet wymazywanie z pamięci wybitnych poprzedników - co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej lub poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.

 

          Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym, wiedza o przeszłości jest niepotrzebnym balastem, a nauczyciele, którzy przywołują doświadczenia historyczne - uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.

 

          Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów, tak było podczas wymuszonej pandemii kowida - nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online, obecnie pod byle pretekstem wprowadzana jest poprzednia forma nauki dydaktycznej, a przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane - fikcją, prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy - nawet biernego ich udziału - co dopiero jakiejkolwiek interaktywności, słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki antyedukacji - efektywność takich zajęć jest po prostu nijaka - zerowa, słowem: mamy kolejne pokolenie wtórnych analfabetów.

 

          Zajęcia ze studentami w humanistyce polegają na określaniu swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych, odejście od krytycznego myślenia spowodowało posłuszną uległość na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk, musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, zwłaszcza: narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego - kto własnym zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.

 

          Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty, brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen, obowiązuje specyficzny klimat - "poprawności politycznej" - tak wśród studentów - jak i prowadzących zajęcia, aby nikomu nie wchodzić w drogę, także: potencjalnym - cenzorom i ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych - postaw nauczycieli akademickich, dość powszechne na porządku dziennym jest przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych, wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości i dogmatyzacji stanowisk.

 

          Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety (donosicielstwo) - w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy - ile złośliwości, fantazji i konfabulacji, a przez zwierzchników ankiety te - często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć - są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element negatywnej oceny pracownika - przypomina to logikę Pawlika Morozowa, tymczasem: nikt nie myśli nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami,  wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, jakby inaczej: pod własną tożsamością - imieniem i nazwiskiem wypełniającego, taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, także: dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.

 

          Studenci poddawani presji poprawnościowej są w większości wyznawcami - "prawd objawionych" - czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju i czy też stosunków międzynarodowych, sprawa wojny na Ukrainie, de facto: współczesnej - Chazarii i czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.

 

          I zamiast wiedzy opartej na faktach: obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja, każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron - są źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach - pod wpływem splotu czynników - rodzą po prostu agresję.

 

          A to - co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji - to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań, wiedza naukowa schodzi na plan dalszy i w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna, powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu - te powodują zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów, skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji i logicznego wnioskowania.

 

         Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego, trudne, a nawet: skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie mają należytej reakcji

 

          Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni bardzo silnie rezonują wśród studentów, sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe, nic nie można ukryć i "pozamiatać pod dywan", tym bardziej bulwersuje inercja i opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań, powyższe konstatacje prowadzą do refleksji nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego, jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci?

 

          Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo, wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych.

 

          Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników, jeśli chodzi o tych pierwszych: należy już na wstępie - u progu studiów - oferować im szkolenia z zakresu "przysposobienia psychologicznego", otóż to: przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji - są przenoszone w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania, nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana.

 

          Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości, młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw.

 

          Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych, powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą skorzystać ze wsparcia - z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni w razie potrzeby, pożądany jest powrót do przemyślanej "pedagogiki społecznej" (teraz mamy ideologię pod nazwą pedagogiki wstydu), gdy jasne jest, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii, a z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania.

 

          Wielu studentów ma problemy egzystencjalne, samodzielność wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni, nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją, dlatego też szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych, szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki.

 

          Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej, rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów, aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka i samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji odmienności oraz solidarności z potrzebującymi, generalnie, środowisko studenckie nie wykazuje jakiejś nadzwyczajnej aktywności - dominuje bierność i jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy, na przykład: ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce.

 

          Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni i ze względu na system rozmaitych zależności - mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji, samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów do spraw dydaktycznych), to rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym.

 

          Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli - za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych, najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie odpowiedzialności i poszukiwanie "kozłów ofiarnych", także: doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje, zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia, warto pamiętać: zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym - niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski.

 

          W dyskusjach o ewolucji tożsamościowej - akademickiej - trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej, uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego, władza tylko wtedy znowu zacznie brać pod uwagę ludzi intelektu - naukowców, nauczycieli i studentów - jeśli ci będą - jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami.

 

          Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko przed wodzami swoich partii, którzy delegują ich na te stanowiska, bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.

 

Profesor Stanisław Bieleń

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Łukasz Jasiński 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...