Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Corleone 11

Corleone 11

   - Przez-tydzień - słowa przezeń wypowiadane były tyleż spokojne, ileż chłodne - nie-znalazłaś-chęci, aby do mnie napisać?? O czas nie pytam, gdyż każdy ma go tyle samo: dwadzieścia cztery godziny na dobę, tych ostatnich siedem w tygodniu i średnio trzydzieści w miesiącu. Miałaś go wystarczająco. Zaglądałaś do Messenger'a, bywałaś na Facebook'u - widziałem. I? 

   Przygotowałam się na przyjęcie jego uzewnętrznionego gniewu i na jegoż przełknięcie - w pełni świadoma, że sobie zasłużyłam. Ale przyjąć odeń chłód, ukryty za spokojem, było mi znacznie trudniej. Usiłowałam utrzymać podniesioną głowę i nie opuszczać spojrzenia. Nie było mi łatwo. Z pewnością czuł to. Widział. 

   - Oj, Aga... - popatrzył na mnie chłodno.

   - Musisz być taki spokojny? - przeleciało mi przez myśl. - Wyjdź wreszcie zza tej maski! Zrzuć ją! Zezłość się na mnie! Podnieś głos, krzyknij! Nie rozumiesz, że jest mi cieżko? Przykro? Smutno? Wiem, że ci zawiniłam! I że nie wiem, co teraz powiedzieć, bo mam nic na swoje usprawiedliwienie? Musisz, stojąc i spoglądając, przygniatać mnie tym twoim spojrzeniem? Tym chłodem i spokojem? Jerzy! Ja...

   Kto wie, może zobaczył w moich oczach te wszystkie niewypowiedziane słowa. Bo podszedł i usiadł koło mnie. Blisko. Tuż obok. Przez moment odnosiłam wrażenie, że zbyt blisko. Dłuższą chwilę trwało, nim wziął mnie za rękę. 

   - Rozczarowałaś mnie... - powiedział półgłosem, w którym rzeczywiście poczułam rozczarowanie. Ścisnął moją dłoń trochę mocniej. Obróciłam głowę w jego stronę.

   - Dlaczego? 

   Mało brakowało, abym zerwała się z miejsca. 

   - Czego ty chcesz ode mnie... - chciałam powstrzymać te slowa, ale wyszeptały się same. Może właśnie dlatego, że między nami wszystko było jasne. Oboje wiedzieliśmy, czego od siebie oczekujemy i czego potrzebujemy. Żeby mi tylko było tak łatwo, jak jemu! Zadeklarować! Powiedzieć: "Chcę być z tobą. Zaufaj mi chociaż trochę na poczatek."

   - Nie, wcale nie było mi łatwo spotykać się przez te dni z twoim milczeniem. Nie zauważyłaś, że i mi zależy? Że czuję? Wydało ci się, że nie czekam? Albo że zwodzę cię w jednym tylko celu?

   Westchnął. Znów schowałam się za ciszą, nie mogąc wydobyć słowa.

   Chyba też uznał, że wystarczy słów. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Pogładził po włosach i pocałował w policzek. Powoli, bardzo powoli, oparłam głowę na jego ramieniu. 

   - Jerzy, posiedźmy tak... - szepnęłam. 

 

   Warszawa, 9. Lutego 2025

Corleone 11

Corleone 11

   - Przez-tydzień - słowa przezeń wypowiadane były tyleż spokojne, ileż chłodne - nie-znalazłaś-chęci, aby do mnie napisać?? O czas nie pytam, gdyż każdy ma go tyle samo: dwadzieścia cztery godziny na dobę, tych ostatnich siedem w tygodniu i średnio trzydzieści w miesiącu. Miałaś go wystarczająco. Zaglądałaś do Messenger'a, bywałaś na Facebook'u - widziałem. I? 

   Przygotowałam się na przyjęcie jego uzewnętrznionego gniewu i na jegoż przełknięcie - w pełni świadoma, że sobie zasłużyłam. Ale przyjąć odeń chłód, ukryty za spokojem, było mi znacznie trudniej. Usiłowałam utrzymać podniesioną głowę i nie opuszczać spojrzenia. Nie było mi łatwo. Z pewnością czuł to. Widział. 

   - Oj, Aga... - popatrzył na mnie chłodno.

   - Musisz być taki spokojny? - przeleciało mi przez myśl. - Wyjdź wreszcie zza tej maski! Zrzuć ją! Zezłość się na mnie! Podnieś głos, krzyknij! Nie rozumiesz, że jest mi cieżko? Przykro? Smutno? Wiem, że ci zawiniłam! I że nie wiem, co teraz powiedzieć, bo mam nic na swoje usprawiedliwienie? Musisz, stojąc i spoglądając, przygniatać mnie tym twoim spojrzeniem? Tym chłodem i spokojem? Jerzy! Ja...

   Kto wie, może zobaczył w moich oczach te wszystkie niewypowiedziane słowa. Bo podszedł i usiadł koło mnie. Blisko. Tuż obok. Przez moment odnosiłam wrażenie, że zbyt blisko. Dłuższą chwilę trwało, nim wziął mnie za rękę. 

   - Rozczarowałaś mnie... - powiedział półgłosem, w którym rzeczywiście poczułam rozczarowanie. Ścisnął moją dłoń trochę mocniej. Obróciłam głowę w jego stronę.

   - Dlaczego? 

   Mało brakowało, abym zerwała się z miejsca. 

   - Czego ty chcesz ode mnie... - chciałam powstrzymać te slowa, ale wyszeptały się same. Może właśnie dlatego, że między nami wszystko było jasne. Oboje wiedzieliśmy, czego od siebie oczekujemy i czego potrzebujemy. Żeby mi tylko było tak łatwo, jak jemu! Zadeklarować! Powiedzieć: "Chcę być z tobą. Zaufaj mi chociaż trochę na poczatek."

   - Nie, wcale nie było mi łatwo spotykać się przez te dni z twoim milczeniem. Nie zauważyłaś, że i mi zależy? Że czuję? Wydało ci się, że nie czekam? Albo że zwodzę cię w jednym tylko celu?

   Westchnął. Znów schowałam się za ciszą, nie mogąc wydobyć słowa.

   Chyba też uznał, że wystarczy słów. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Pogładził po włosach i pocałował w policzek. Powoli, bardzo powoli, oparłam głowę na jego ramieniu. 

   - Posiedźmy tak... - szepnęłam. 

 

   Warszawa, 9. Lutego 2025



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy przemocą odbierano je matkom, Łez nie starczało zapłakanym oczom, A bolesne uderzenie karabinu kolbą, Dziecięce twarzyczki siniakami znaczyło,   Gdy pełen ciepła dom rodzinny, Był już tylko wspomnieniem odległym, Pośród nadchodzących strasznych chwil, W głębi serca jedynie się tlącym,   Gdy Nadzieja z wolna już gasła, W tylu tysięcy niewinnych sercach, Niczym w popiołach maleńka skrząca iskierka, Podmuchem zimnego wichru zdmuchnięta…   Z każdego niemal zakątka Polski, Szczęśliwe i roześmiane niegdyś dzieci, Z gwarnych, tętniących życiem miast ludnych, Często z chłopskich chałup ubogich,   W wieku zaledwie kilku lat, Trafiły do wzniesionego ludzkimi rękami piekła, A z przerażeniem patrząc na podły świat , Nie rozumiały bezmiaru otaczającego je okrucieństwa…   Przewożone w wagonach bydlęcych, Bez pardonu poddawane selekcji, Na zdolne do katorżniczej, nieludzkiej pracy, Na przeznaczone w objęcia śmierci,   Odczuły głośne ujadanie psów, Przeszywający plecy zimny dreszcz strachu, W młodziutkich piersiach brak tchu, Stawianie nocami na baczność snów…   Gdy co rusz brakowało sił, By wychudzonymi nogami powłóczyć, A głośne obozowych strażników krzyki, Nie pozwalały odpocząć ni chwili,   Radosnego dzieciństwa chwil beztroskich, Przymuszone prędko zapominały, Odtąd były już tylko numerami, A życie ich wisiało na cienkiej nici…   Odtąd kaprys okrutnego SS-mana, Wątłego kilkulatka pozbawić mógł życia, Gdy uderzona kolbą karabinu czaszka, Krwią tryskając na kawałki się rozpadała,   Niekiedy przeszyte bagnetem, Umierały na oczach bezradnych matek, Gdy matczyne łomotało tak serce, A krzyki stłumione więzły w gardle…   Gdy liche baraki obozowe, Noc litościwa oblepiła czarnym mrokiem, A sroga jesień przeszyła zimnym wiatrem, Nie bacząc na stłoczone w nich dzieci maleńkie,   Jeden koc lichy, potargany, Na kilkoro przemarzniętych dzieci, Odmrożone w zimowe noce bose nóżki, Zaschnięte na policzkach gorzkie łzy,   Przenikliwy chłód w barakach, Odbierająca zmysły za bliskimi tęsknota, Setek małych towarzyszy niedoli płacz, Do snu nie pozwalały zmrużyć oka…   Niekiedy nadpleśniały, surowy ziemniak, Podłej polewki głodowa racja, Starczyć musiały za posiłek całego dnia, Choć nadludzkich wysiłków codzienna wymagała praca,   Niekiedy jedynie nadpleśniałego chleba okruchy, Pusty żołądek musiały nasycić, By nabrać tak potrzebnych sił W tym ponurym i strasznym piekle na ziemi…   Niekiedy zastrzyk z fenolu w serce, Niewysłowionych cierpień był kresem, Gdy padało bezwładnie na ziemię Kilkuletniego dziecka ciałko już martwe,   A Anioły pochylając się czule, Ku niebu płacząc unosiły ich dusze, By odtąd mogły cieszyć się Rajem, Niewinne dzieci tak bestialsko pomordowane…   Tylko nieliczne doczekały wyzwolenia, By poruszającym świadectwem być dla nas, Tak zapatrzonych w postępowy świat, O bolesnej historii nie chcących pamiętać,   Tylko nieliczne doczekały wolności, By dygocącym ruchem pomarszczonej dłoni, Niewielki choćby zapalić znicz, Tysiącom dzieci pomordowanych w obozach koncentracyjnych…   - Wiersz poświęcony pamięci polskich dzieci bestialsko pomordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych.      
    • S. Sassoon, Does it matter?, 1917 Jaka sprawa? - że nie masz nóg?... Ludzie zawsze chcą być mili, Może lepiej przesuń się w róg, Gdy ci, co z łowów wrócili, Twojej knajpy przekroczą próg.   Jaka sprawa? - straciłeś wzrok?... Tyle prac wam wymyślili; I ludzie też będą mili, Jak wspominając to lub to, Na tarasie przesiedzisz rok.   Czy to ważne? - te straszne sny?... Możesz pić, gdy będzie ci źle, Ludzie nawet nie zdziwią się; Bo kto nie żałował swej krwi, Temu nikt nie powie: idź, ty...
    • dojadę każdego co na drodze mi stanie urządzę komu trzeba czerechadę jeśli trzeba krew się poleje dla mnie to nic nie znaczy płacz i lament rodzonych matek żon i ich dzieci o litość błaganie   zgliszcza po sobie tylko zostawię  na końcu tylko popiół zostanie   być nijakim  nic znaczy trzeba dotknąć zła  by zrozumieć to co waży o tym co ważne co uleczy co da ci  nadzieję   może wiarę może uwolnienie              
    • @M_arianne                                     2023                   2024                   2025                     itd                        (?)        
    • @Manek Echh, tak pięknie byłoby zobaczyć ukwieconą łąkę po tej szarej, długiej zimie. Miło jeśli ktoś zauważa czyjąś nieobecność, tzn. że chyba powinnam wrócić w to miejsce. Pozdrawiam! :-)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...