Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Duch7millenium

Duch7millenium

Wiele widziałem,

wiele słyszałem,

błądząc między drzewami

szukałem płaczącej wierzby

 

I gdy zatrzymałem się,

stojąc naprzeciw niej

pomyślałem, że to tylko

liście i trochę drewna pnącego się wzwyż

 

Że korzenie ma, jak każde inne,

czerpie słońce, jak każde inne,

daje w dzień powietrze, jak każde inne

oddycha nocą, jak każde inne

 

Że, jak to już bywa,

ktoś wyrył na niej inicjały

zdrady dla

już teraz obojętnej jej miłości

 

Że zapewne, któregoś dnia,

po wszystkich deszczach,

burzach i słonecznych godzinach

nadejdzie drwal, by ją ściąć

 

Lecz stojąc tak, pomyślałem

dlaczego nie podejść by bliżej?

Rzucić okiem na korę,

czy na gałęzie

 

Więc na krok jeden zbliżyłem ciało moje,

wątłe wobec jej ogromnych konarów

wobec jej setek lat życia,

tysięcy ton wody płynących w jej wnętrzu

 

Wysunąwszy jedną rękę, dotknąłem

popękanych słoi, pokrytych ciemną

karnacją natury

niby spalonych przez życie

 

Dotknąłem zielonych liści, które pomimo

iż zawisają na ciężko osiągalnej wysokości,

chętnie łaskoczą przechodnia,

który zazwyczaj zachwyci się na krótką chwilę

 

Lecz nie mogłem tak odejść.

 

Pociągało mnie bowiem to, co widziałem między

wypustkami drewna,

by wsunąć palce w wyżłobione

ptasim trudem gniazda

 

Tak moja ręka sięgnęła wgłąb tego,

co u każdego budzi niesmak,

by lepka żywica, tudzież głodny pająk

spełzły po moich palcach

 

By wzbudziły we mnie uśmiech,

przez potok łez, radość

że przecież żyjesz i znów

dasz powietrze i cień..

 

 

 

 

 

Duch7millenium

Duch7millenium

Wiele widziałem,

wiele słyszałem,

błądząc między drzewami

szukałem płaczącej wierzby

 

I gdy zatrzymałem się,

stojąc naprzeciw niej

pomyślałem, że to tylko

liście i trochę drewna pnącego się wzwyż

 

Że korzenie ma, jak każde inne,

czerpie słońce, jak każde inne,

daje w dzień powietrze, jak każde inne

oddycha nocą, jak każde inne

 

Że, jak to już bywa,

ktoś wyrył na niej inicjały

zdrady dla

już teraz obojętnej jej miłości

 

Że zapewne, któregoś dnia,

po wszystkich deszczach,

burzach i słonecznych godzinach

nadejdzie drwal, by ją ściąć

 

Lecz stojąc tak, pomyślałem

dlaczego nie podejść by bliżej?

Rzucić okiem na korę,

czy na gałęzie

 

Więc na krok jeden zbliżyłem ciało moje,

wątłe wobec jej ogromnych konarów

wobec jej setek lat życia,

tysięcy ton wody płynących w jej wnętrzu

 

Wysunąwszy jedną rękę, dotknąłem

popękanych słoi, pokrytych ciemną

karnacją natury

niby spalonych przez życie

 

Dotknąłem zielonych liści, które pomimo

iż zawisają na ciężko osiągalnej wysokości,

chętnie łaskoczą przechodnia,

który zazwyczaj zachwyci się na krótką chwilę

 

Lecz nie mogłem tak odejść.

 

Pociągało mnie bowiem to, co widziałem między

wypustkami drewna,

by wsunąć palce w wyżłobione

ptasim trudem gniazda

 

Tak moja ręka sięgnęła wgłąb tego,

co u każdego budzi niesmak,

by lepka żywica, tudzież głodny pająk

spełzły po moich palcach

 

By wzbudziły we mnie uśmiech,

przez potok łez, radość

że jednak żyjesz i znów

dasz powietrze i cień..

 

 

 

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...