Wśród zgliszczy miasta postać tułacza
nad morzem gruzów dzień pierwszy świta
zwycięski dziadek do domu wraca
spalona młodość i kamienica
Lecz życie pragnie w styczniowym mrozie
schronienia dachu nad zziębłym losem
sąsiednia brama snuje opowieść
o ciepłym gniazdku dziupli uroczej
Wnętrze i owszem salon już prawie
bez szyb z dziurami w podłodze stropie
sąsiad przez jedną zerka ciekawie
pradziadek kozę przytargał doszedł
Ogień na meblach zupa na niczym
mama prababci łącznik z tradycją
ojciec na skrawku zwęglonym pisze
pamiętaj synu nie jesteś znikąd
Koza – rodzaj piecyka do ogrzewania i gotowania.
17 stycznia w PRLu obchodzony był hucznie jako dzień wyzwolenia Warszawy przez armię czerwoną.
Obecnie nazywany jest symbolicznym dniem powrotów wygnanej po Powstaniu ludności.
Dla nas był to świt 18 stycznia. Pośpiech wskazany, by zająć najlepsze lokale nadające się do zamieszkania. Dziadek po nocnej wędrówce dotarł jako pierwszy. W kolejnych godzinach nadciągnęła stopniowo reszta jedenastoosobowej, czteropokoleniowej rodziny.
Również i ja począłem się i spędziłem pierwsze miesiące życia w tej zdobyczy, a mojemu bratu ciotecznemu urodziły się tu dwie córeczki, które stały się szóstym i ostatnim pokoleniem .
Kamienicę odzyskali spadkobiercy, sprzedali deweloperowi, który wysiedlił mieszkańców, a ich miejsce schronienia zniszczył prawie do cna. Zostały tylko zewnętrzne ściany nośne z pustymi oczodołami okiennic i tak stoi do dziś, czekając na Godota.
Powyższy tekst jest kontynuacją wiersza o Powstaniu.
https://poezja.org/forum/utwor/221002-powstanie-w-naszej-kamienicy