malując nowe dzieło w Weimarze,
biorąc na pędzel kolejną barwę,
słyszałem szepty muzyki stale.
Mówiłem sobie, że w mózgu mam larwę.
Nie były to zwykłe dźwięki nicości,
lecz smyczkowe nuty jelitem grane,
brzmiały jak lęki i twoje słabości,
myślane nocą, w niebie widziane.
Pod koniec pracy doznałem szoku;
nagle poczułem ucisk ignotus,
na parę sekund straciłem spokój –
życie zrobiło mi magnus iocus.