Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Tyrs

Tyrs

 

Och, Piccolo – mały pajacu zawisły w kącie mojej pajęczej

matki, gdzie dusze much ulatują jedna po drugiej wibrującym

bzz,

a każda z nich ciężarna, pełna -  malutkich i rojnych – ulic

na końcu świata i zdziwienia podróżnych – to na pewno tu?

– gdzie dwóch poetów (pozdrowienia, Piotr) - larw

na świeżo kupionej wędlinie (jakie to trywialne), obrzydliwe

są twoje zwyczaje, mały pajacu, ubrany w pożyczony, kraciasty

sweter Azazella upstrzyłeś marmurową tablicę z napisem – tu

żył H. mizantrop, giermek i bóg łajdaków, którego przypięto

do łoża, zamieniono w barłóg za pomocą leków – pan, etc.

i dyrektor jednoosobowej firmy, żyjący z kobietami z datków –

kobiety są nieodłączną częścią bogactwa (smutny los Berniego),

Piccolo –

ostatni łachmyto -  wciąż wierzysz w los, szczęśliwe znalezisko

20 dolarów napełniając kielich drganiem przejrzystych skrzydeł –

wieczną wędrówką (to według Greków)

lub wieczną nudą (Dobro),

przeciąganiem się,

porannym strzelaniem kręgosłupa zanim wszystko uczynisz

niebieskim – jak u Wróblewskiego – plując w najdalszy zakątek

(pajęcze miejsce, gdzie matka czyta lękliwe historie dzieciom)

powiem ci – jak przyjacielowi, jak

po pierwszym

lub kilku następnych – szybkich i do dna: kochałem was,

ciebie – i was,

wszystkich,

fałszywie, nieudolnie, na swój sposób, podkradając papierosy

z szuflad metalowych stolików

pokątnie

rozstawianych. Co noc.

 

 

Tyrs

Tyrs

 

Och, Piccolo – mały pajacu zawisły w kącie

mojej pajęczej

matki,

gdzie dusze much ulatują jedna po drugiej

wibrującym bzz,

a każda z nich

ciężarna, pełna -  malutkich i rojnych –

ulic

na końcu świata i zdziwienia

podróżnych –

to na pewno tu? – gdzie dwóch poetów –

(pozdrowienia, Piotr)

larw na świeżo kupionej wędlinie

(jakie to trywialne)

obrzydliwe są twoje zwyczaje

mały pajacu, ubrany w pożyczony,

kraciasty sweter

Azazella upstrzyłeś marmurową tablicę

z napisem – tu żył H. mizantrop, giermek

i bóg

łajdaków, którego przypięto do łoża,

zamieniono w barłóg

za pomocą leków

– pan, etc. i dyrektor w jednoosobowej firmie,

żyjący z kobietami

z datków – kobiety

są nieodłączną częścią bogactwa

(smutny los Berniego), Piccolo –

ostatni łachmyto -  wciąż

wierzysz w los, szczęśliwe znalezisko

20 dolarów

napełniając kielich drganiem

przejrzystych skrzydeł – wieczną

wędrówką (to według Greków) lub wieczną

nudą (Dobro)

przeciąganiem się, porannym strzelaniem

kręgosłupa

zanim wszystko uczynisz

niebieskim – jak u Wróblewskiego – plując

w najdalszy zakątek (pajęcze miejsce,

gdzie matka czyta lękliwe historie

dzieciom) powiem ci – jak przyjacielowi,

jak po pierwszym

lub kilku następnych – szybkich

i do dna:

kochałem was,

ciebie – i was, wszystkich

fałszywie,

nieudolnie, na swój sposób,

podkradając papierosy z szuflad

metalowych stolików

pokątnie

rozstawianych. Co noc.

 

 

Tyrs

Tyrs

 

Och, Piccolo – mały pajacu zawisły w kącie

mojej pajęczej

matki,

gdzie dusze much ulatują jedna po drugiej

wibrującym bzz,

a każda z nich

ciężarna, pełna -  malutkich i rojnych –

ulic

na końcu świata i zdziwienia

podróżnych –

to na pewno tu? – gdzie dwóch poetów –

(pozdrowienia, Piotr)

larw na świeżo kupionej wędlinie

(jakie to trywialne)

obrzydliwe są twoje zwyczaje

mały pajacu, ubrany w pożyczony,

kraciasty sweter

Azazella upstrzyłeś marmurową tablicę

z napisem – tu żył H. mizantrop, giermek

i bóg

łajdaków, którego przypięto do łoża,

zamieniono w barłóg

za pomocą leków

– pan, etc. i dyrektor w jednoosobowej firmie,

żyjący z kobietami

z datków – kobiety

są nieodłączną częścią bogactwa

(smutny los Berniego), Piccolo –

ostatni łachmyto -  wciąż

wierzysz w los, szczęśliwe znalezisko

20 dolarów

napełniając kielich drganiem

przejrzystych skrzydeł – wieczną

wędrówką (to według Greków) lub wieczną

nudą (Dobro)

przeciąganiem się, porannym strzelaniem

kręgosłupa

zanim wszystko uczynisz

niebieskim – jak u Wróblewskiego – plując

w najdalszy zakątek (pajęcze miejsce,

gdzie matka czyta lękliwe historie

dzieciom) powiem ci – jak przyjacielowi,

jak po pierwszym

lub kilku następnych – szybkich

i do dna:

kochałem was,

ciebie – i was, wszystkich

fałszywie,

nieudolnie, na swój sposób,

podkradając papierosy z szuflad

metalowych stolików

rozstawianych po kątach. Co noc.

 

 

Tyrs

Tyrs

 

Och, Piccolo – mały pajacu zawisły w kącie

mojej pajęczej

matki,

gdzie dusze much ulatują jedna po drugiej

wibrującym bzz,

a każda z nich

ciężarna, pełna -  malutkich i rojnych –

ulic

na końcu świata i zdziwienia

podróżnych –

to na pewno tu? – gdzie dwóch poetów –

(pozdrowienia, Piotr)

larw na świeżo kupionej wędlinie

(jakie to trywialne)

obrzydliwe są twoje zwyczaje

mały pajacu, ubrany w pożyczony,

kraciasty sweter

Azazella upstrzyłeś marmurową tablicę

z napisem – tu żył H. mizantrop, giermek

i bóg

łajdaków, którego przypięto do łoża,

zamieniono w barłóg

za pomocą leków

– pan, etc. i dyrektor w jednoosobowej firmie,

żyjący z kobietami

z datków – kobiety

są nieodłączną częścią bogactwa

(smutny los Berniego), Piccolo –

ostatni łachmyto -  wciąż

wierzysz w los, szczęśliwe znalezisko

20 dolarów

napełniając kielich drganiem

przejrzystych skrzydeł – wieczną

wędrówką (to według Greków) lub wieczną

nudą (Dobro)

przeciąganiem się, porannym strzelaniem

kręgosłupa

zanim wszystko uczynisz

niebieskim – jak u Wróblewskiego – plując

w najdalszy zakątek (pajęcze miejsce,

gdzie matka czyta lękliwe historie

dzieciom) powiem ci – jak przyjacielowi,

jak po pierwszym

lub kilku następnych – szybkich

i do dna:

kochałem was,

ciebie – i was, wszystkich

fałszywie,

nieudolnie, na swój sposób,

podkradając papierosy z szuflad

metalowych stolików

rozstawianych po kątach. Co noc.

 

 

Tyrs

Tyrs

 

Och, Piccolo – mały pajacu zawisły w kącie

mojej pajęczej

matki,

gdzie dusze much ulatują jedna po drugiej

wibrującym bzz,

a każda z nich

ciężarna, pełna -  malutkich i rojnych –

ulic

na końcu świata i zdziwienia

podróżnych –

to na pewno tu? – gdzie dwóch poetów –

(pozdrowienia, Piotr)

larw na świeżo kupionej wędlinie

(jakie to trywialne)

obrzydliwe są twoje zwyczaje

mały pajacu, ubrany w pożyczony,

kraciasty sweter

Azazella upstrzyłeś marmurową tablicę

z napisem – tu żył H. mizantrop, giermek

i bóg

łajdaków, którego przypięto do łoża,

zamieniono w barłóg

za pomocą leków

– pan, etc. i dyrektor w jednoosobowej firmie,

żyjący z kobietami

z datków – kobiety

są nieodłączną częścią bogactwa

(smutny los Berniego), Piccolo –

ostatni łachmyto -  wciąż

wierzysz w los, szczęśliwe znalezisko

20 dolarów

napełniając kielich drganiem

przejrzystych skrzydeł – wieczną

wędrówką (to według Greków) lub wieczną

nudą (Dobro)

przeciąganiem się, porannym strzelaniem

kręgosłupa

zanim wszystko uczynisz

niebieskim – jak u Wróblewskiego – plując

w najdalszy zakątek (pajęcze miejsce,

gdzie matka czyta lękliwe historie

dzieciom) powiem ci – jak przyjacielowi,

jak po pierwszym

lub kilku następnych – szybkich

i do dna:

kochałem was,

ciebie – i was, wszystkich

fałszywie,

nieudolnie, na swój sposób,

podkradając papierosy z szuflad

metalowych stolików

rozstawianych po kątach. Co noc.

 

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...