Widziałem trupa
Z jego rozprutego prawego boku, niczym wyrostek robaczkowy w otrzewną, wychodziło czarne płuco.
Widziałem trupa
Na jego dłoniach nie było śladów krwi, na twarzy nie było łez, ni smutku
Widziałem trupa
Jego biała karnacja, niczym konsekwencja zimowego przesiadywania pod dachem oświetlała otoczenie kostnicy
Widziałem trupa
Na ciele nie miał zmarszczek, na nogach nie miał żylaków
Widziałem trupa
Jego dyplom, tytułujący go profesorem zwyczajnym, docentem nauk
Jakich nauk? Nauk społecznych, nauk medycznych, nauk technicznych, nauk .. filozoficznych.
Widziałem trupa
Jego posesje, jego samochody, jego testamenty i rozpiski dyspozycji wolą potomnych
Widziałem trupa
Jego potomstwo wijące się w radości trudów kolejnego dnia ewolucji ku lepszemu jutru
Widziałem trupa
Jego syn ożenił się już z trzema kobietami, jego córka została gwiazdą playboya, jego żona to dziś sommelier
Widziałem trupa
Kruchą przyszłość, którą wykreował w tych, którzy uczęszczali na jego wykłady, ich wizje, marzenia i pragnienia
Widziałem trupa
Łzy szczęścia tych, którzy ukończyli projekt konstrukcyjny mostu, znaleźli szczepionkę na COVID, zrozumieli mechanizm psychologiczny postracjonalizacji
I leżał on tam, gdzie ja stoję,
patrzyliśmy sobie w oczy.
Widziałem w tych oczach uczucia
które raz przychodziły, raz odchodziły
Widziałem szczęście,
jakieś szczęście, które nawiedzało jego umysł lecz zawsze uciekało.
Widziałem też wolną wolę
z której to raz robił pożytek, przy pomocy której innym razem zabijał
Czy zabijał siebie? Czy zabijał innych?
Jego pożytek i wartości były jak pszczoły,
które latają od jednego kwiatka do drugiego najlepiej tak, jak zawiał wiatr
A wiatr wiał i wiatr szeptał mu o tym jak
zdmuchnąć świecę nadziei u bliskich, dalekich
Bo przecież jego walka i jego trud to jego szczęście i jemu się należy
to on jest tą nadzieją i bez niego nadzieja umrze
Lecz nadziei nigdy nie było.. tak, on leży tam, gdzie ja stoję.
Lecz trudów i walki nigdy nie było.. tak, on leży tam, gdzie ja stoję.
Jego zwłoki w tańcu pod skalpelem, kleszczami i cięgnami
zdradzały..
tylko ból, tylko ból, tylko ból, tylko ból, tylko ból
tylko ból, tylko ból, tylko ból, tylko ból, tylko ból
Zdradzały je, jak kobieta, której mąż walczy 8. rok na polu bitwy o jej wiarę.
zdradzały je, jak utracona cierpliwość przysięgę wierności
W jego uszach
zamilkł szum wody zalewanej do czajnika
zamilkł klekot drzwi zamykanych w domu,
zamilkł pomruk partnerki przewracającej się na drugi bok o północy
zamilkła muzyka okrzyków dzieci bawiących się w piaskownicy
zamilkł szum liści w polu
zamilkł szum komputera przetwarzającego dane wyświetlane na ekranie w postaci ulubionego filmu
Nastała wieczna cisza
W jego oczach
znikły obrazy przedstawiające górskie pejzaże
znikły wizje nowego domu, lokum, nowego mebla czy pary dżinsów
znikły obrazy Jezusa, Buddy, Mahometa, nawet Lucyfera
znikły te, na których widział swojego nowo-narodzonego syna
znikł ten, który przedstawiał nago tę, z którą tego syna spłodził
w końcu znikł ten, który ujrzał sam biorą\c pierwszy oddech na tej ziemi
W jego ustach..
Nie ma smaku zwycięstwa
W jego nosie..
Nie ma woni kadzidła doskonałości
Chciałbym wiedzieć dlaczego. I wiem dlaczego. I powiem dlaczego.
Przez niego.
Cóż poszło nie tak? Też wiem ale.. tego już nie powiem.