Weź mnie za rękę
ja wezmę Ciebie za usta
Nasze rozmowy jak promy na rzece
będą między brzegami pływać
Dostarczając myśli między głowami
Pójdziemy polnym szlakiem
w upale i cykaniu polnych stworzeń
Będziemy cieszyć się ciepłem naszych westchnień
Poczekamy tam na kocu
na wieczór, a komary będą naszymi przyjaciółmi
Bo cóż ból może wyrządzić rozkoszy obcowania ze sobą?
I rozpalimy ognisko by noc była nam
jasną latarnią dla pragnień oglądania naszych ciał
Byśmy słowa te wszystkie zamienili w czyn
Później zaśniemy...
Śnić będziemy o czystym powietrzu na tej ziemi
O słabym, spokojnym, cichym, przyjemnym zachodnim wietrze
Rześkim powiewie beztroskiego umysłu
Śnić będziemy o dniach odnowy naszych ślubów
naszego przyrzeczenia pierwszego razu,
Gdy powiedzieliśmy te 3 słowa wyrażające wszystko
O ochłodzie trudów realizujących nasze marzenia
wodą odpoczynku w gorącej wannie spełnionych pragnień
Rozlanych na naszych ciałach, niczym biel czystości jedynej
By zasnąć w tym śnie ponownie
By już śnić o tym czego ręką naszą dokonamy
w chwilach dni następnych..
Lecz szybko się ockniemy, skoczymy dwa poziomy wyżej.
Ponieważ
Tu nie ma incepcji, nikt nie zaszczepi Tobie ani mi nieczułości wobec piękna i siły.
Tu nie ma incepcji, nikt nie zaszczepi Tobie ani mi zwątpienia w dalsze losy, które ukujemy sobie choćby żelazną pięścią manipulacji, podstępu, iluzji
Nie sprzedając swej duszy.
Nie kupująć słów głupców.
Lecz wtedy gdy już będziemy świadomi
I przekroczymy most świtu dzielący ciemność od światła
By narodzić się ponownie dla chwały wieczności dnia
Anonimowo pójdziemy krętą aleją pozapominanych myśli, idei
Przypominając sobie tych, którzy wciąż trzymali nas w niepewności
i w zwątpieniu, w nagości zagubionego, rozczarowanego umysłu, nie pojmującego skali zła
By po cichu znów cierpieć ale już nie tak
Już nie tak..
I znów obudzimy się w środku dnia ale już nie ze snu czy iluzji
Obudzę Cię swoim duchem, bo przecież dotknąć Cię nie mogę
Ponieważ Ty jesteś duchem.
Ty, Konstantynopolitańczykiewiczówna.
To imię jest długie lecz wybrzmiewać będzie przez wieczność i nigdy nie zagaśnie jego donośne echo pomiędzy gwiazdami
Ponieważ świecisz najjaśniej, jesteś synonimem czystości i dobra, zabita w roku 1453, żyjąc 20 lat: zgwałcona i przebita mieczem.
Spalili Twój dom, spalili młyn, którym karmiłaś swoje spracowane nieskalane ciało.
Spalili złote łany na wzgórzach Twojego szlachetnego pochodzenia.
Porzucili Twoje ciało na polnej drodze.
Katarzyno, teraz pozostało tylko jedno.
Nienawiśc i zemsta.