Kim Ty jesteś, kobieto?
Co siedzi w Twej głowie?
Odpowiedz- rozumiesz
jak Ty postępujesz?
Gdy z różańcem
w ręku,coś pod
nosem szepczesz.
Za czyją namową,
dzieci różnisz Swoje,
a wnuki odpychasz?
Bezpieczeństwo Twoje,
i Swoją wygodę, nad
przyszłością dziecka
chorego wybierasz?
Wstydzisz się go?
Boisz, że tamten przed
Tobą drzwi zamknie?
I co Oni, wtedy,
o Tobie powiedzą?
A czy serce matki,
patrząc na-tych dwóch-
spokojnie bić może?
Mówiąc- Chrystus
cierpiał bardziej-
zrażasz i odpychasz.
Zamiast ciepłem
łączyć-zamęt,chłód
rozsiewasz.
W niemej ciszy Twojej,
serca ranisz strasznie.
Jak nie matka,tylko,
jak bezmyślne zwierzę.
Nie wiem, czy te serca,
wybaczą czy przeklną.
Twą miłość, matczyną.
Ja jej nie rozumiem.
Niech PanTwój, bo
mój Bóg,uczy co innego.
Zwróci wszystko Tobie
co mówisz że dałaś.
Razem z troską całą,
którą, jak uważasz
tak hojnie wylałaś.
Źle życzyć Ci nie chcą.
I ja też, nie przeklinam Ciebie.
Proszę -" długie życie
daj Jej, dobry Boże."
By widziała skutki
swego zachowania.
Różaniec rozerwij.
Podnosząc paciorki
niech na ziemię spojrzy!
A może dostrzeże,
nim śmierć swą poczuje.
Że matczyne serce
nie tak, postępuje