Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację, byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi - pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - poddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać później - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, następny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc,  pozorny i tak, spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała o nas cokolwiek. Potem, że zrobię to przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co?? - teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, że aż przez sen naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć. I aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację, byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi - pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - poddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać później - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, następny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc,  pozorny i tak, spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała o nas cokolwiek. Potem, że zrobię to przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??- teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, że aż przez sen naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć. I aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację, byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi - pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - poddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać później - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, następny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc,  pozorny i tak, spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała o nas cokolwiek. Potem, że zrobię to przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??-teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, że aż naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć, i aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację, byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - poddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać dłużej - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, następny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc,  pozorny i tak, spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała cokolwiek. Potem, że przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??-teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, aż naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć, i aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację, byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - pooddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać dłużej - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, następny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc,  pozorny i tak, spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała cokolwiek. Potem, że przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??-teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, aż naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć, i aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację,  byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - pooddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać dłużej - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, nastepny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc pozorny i tak spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała cokolwiek. Potem, że przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??-teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, aż naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć, i aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 

Corleone 11

Corleone 11

   - Mamo, pójdę już się położyć... - powiedziałam, gdy po kolacji, zjedzonej w towarzystwie telewizora, cisza po raz już kolejny ustąpiła przed tym, co właśnie wymieniony miał do powiedzenia. I zarazem przed tym, co ów miał do pokazania. - Kaja, ty też chodź - zwróciłam się do młodszej siostry. - Czas najwyższy. 

   - Myślałam, że pomożesz mi posprzątać po jedzeniu... - moja mama zrobiła smutną minę. - Chcesz znów zostawić mnie z tym kramem? - spróbowała przejść do narzekania. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwolić jej na to, dostatecznie długo ćwiczyłam asertywność także w tym celu. Pomagać przy sprzątaniu też niespecjalnie chciałam - w końcu osobą, która przygotowała kolację,  byłam ja sama. Osobiście, bez niczyjejkolwiek pomocy.

   - Mamo, przecież to ja przygotowałam to, co zjadłyśmy - przypomniałam, a słowom moim towarzyszyła odpowiednio stanowcze spojrzenie. Mimo, że - ale tylko leciutko! - złagodzone uśmiechem. - 

   - To może Kaja?... - moja mama spróbowała raz kolejny. Rozumiałam ją, też była zmęczona godzinami w pracy i późniejszą opieką nad młodszą córką, gdy ta opuściła już przedszkolne ściany i plac zabaw.

   - Mamo, dla Kai też pora spać - odpowiedziałam tym samym tonem, dodając taki sam uśmiech, a właściwie dwa: drugi dla siostry. - Mała szczebiotko, spojrzałam na nią z góry, przesuwając pieszczotliwie dłonią po jej jasnych włoskach. - Pociemnieją jej, gdy będzie starsza... tak samo, jak mi pomyślałam odruchowo.

   - No już dobrze... - pooddała się mama. - Dobrze, że jutro sobota, wszystkie możemy spać dłużej i wstać dłużej - mama po raz kolejny, trzymając się niepisanej między nami umowy, przemilczała brak tragicznie zmarłego jej męża, a mi z Kają ojca.

   - Dobrze - spotkałyśmy się spojrzeniami. - Chodź, maja-Kaja - odwzajemniwszy uśmiech matce, nastepny skierowałam ku siostrzyczce.

   - Ga-sio, ale poczytasz mi bajkę? - Kaja użyła słowa-połączenia liter wyrazów "Gabi" i "siostra". Czasem mówiłam do niej "Ka-sio", przy którymś z pierwszych razów musiałam objaśnić jej znaczenie. Spodobało jej się i przekoncypowała sobie ten wyraz na "Ga-sio". Jakoś bardziej "podszedł" jej to niż "Gabi" - wróciło do mnie dawne spostrzeżenie.

 

            *     *     *

 

   Gdy tylko zamknęłam drzwi swojego pokoju, myśli o Michale, ciągle uparcie odsuwane, wróciły. Atakując i w jednej chwili burząc pozorny i tak spokój. 

   - Dobrze chociaż, że mama niczego się nie domyśla - mruknęłam do siebie. 

   Najchętniej uderzyłabym głową o drzwi, i to kilkakrotnie. Ale wtedy mama, będąca jeszcze na dole, w salonie na parterze naszego domu, mogłaby usłyszeć ów odgłos. Zamiast drzwi więc, do samoukarania użyłam ściany: dźwięk był o wiele bardziej głuchy, ale głowa zabolała mnie tak samo. 

   - Auu! - syknęłam, krzywiąc się i do siebie, i do sprawionego sobie bólu, i do własnych myśli o nim.

   - Au! - z premedytacją powtórzyłam uderzenie. - Żeby tylko mi wybaczył, pomyślałam. - Wybaczył i chciał nadal, bo przecież na to, że zapomni, nie mam co liczyć. Na pewno wszystko pamięta, pewnie nawet lepiej ode mnie...

   - Śpieszyłam się wtedy, ciesząc się bardzo na ten wyjazd do Grecji. Potem okoliczności się skomplikowały... zgodziłam się na zmianę terminu. W pierwszej chwili pomyślałam, że powiadomię go przez szefową, że nie będzie mnie w umówionym czasie. Ale przecież nie chciałam, aby wiedziała cokolwiek. Potem, że przez Olę. Ale czy mogłam być pewna jej dyskrecji? W zapewnienia, że Michał to tylko klient, raczej nie uwierzyłaby. Raczej na pewno, w końcu widziała go kilka ładnych razy, a wiadomości - i skojarzenia - rozchodzą się szybko. A potem... potem nic nie zrobiłam. Ech... 

   Powstrzymawszy się w ostatniej chwili, zrezygnowałam z kolejnego uderzenia o ścianę sypialni. Zamiast tego, w geście rezygnacji, oparłam o nią czoło i obie dłonie.

   - Co ja mam teraz zrobić??! - wściekłam się sama na siebie. - Gdy przyjadę, a on tam będzie, jak ja wtedy spojrzę mu w oczy... Tak, nic mu nie obiecałam: to prawda. Ale przecież nie o to chodzi! I ile dlań to będzie znaczyło?! Nic, skoro przez zachętę "Poznajmy się bliżej" otworzyłam nam obojgu furtkę! Wspólną ścieżkę! 

   - Ffff, Gabi! - syknęłam, wściekła coraz bardziej. - Co??-teraz?? 

 

           *     *     *

 

   W nocy przyśnił mi się. Jakby zjawił się w mojej sypialni, a jego obraz był tak realny, aż naciągnęłam kołdrę na głowę, aby go nie widzieć, i aby on nie widział moich przerażonych oczu... Stał i patrzył gniewnie, milcząc.

   - A jeśli już go nie spotkam?? - zadałam sobie pełne strachu pytanie. Pełne strachu, bo przecież teraz wszystko zależy od jego decyzji! - Jeśli mnie skreśli mimo tego, że mu na mnie zależy? I mimo, że domyśla się moich uczuć, przecież inaczej nie zgodziłabym się... A jeśli mnie porzuci... Co wtedy?? Gabi, co wtedy?? 

   Rozpłakałam się w poduszkę, obudziwszy się.  

   - Michał... 

 

   Voorhout, 31. Sierpnia 2024

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym zostawił ślad
    • Nie mam z tym problemów: usunąłem sagę rodzinną pod moim wierszem - "Parasol" z powodów merytorycznych - wcześniej napisałem bezpośrednio, a po poprawkach - dwie literówki, jeden błąd faktograficzny i dwa błędy stylistyczne - opublikowałem przed chwilą esej rodzinny pod tytułem - "Saga".   Łukasz Jasiński 
    • Saga*             Podstawą znajomości historii jest znajomość własnych przodków, denerwują mnie ludzie, którzy opowiadają książkowe - wyuczone na pamięć różne historie Polski.           Moim przodkiem jest Jakub Krzysztof Ignacy Jasiński herbu Rawicz, mason, poeta, jakobin i generał - jego grób jest na warszawskiej Pradze, podobnie jak jego pomnik i liceum ogólnokształcące jego imienia, przed Drugą Wojną Światową moi przodkowie mieli dworek w Jasionce, niedaleko Rzeszowa - teraz jest tam lotnisko i przerzut broni na Ukrainę, de facto: na współczesną Chazarię - Tamga jest herbem nieistniejącej już formalnie Chazarii - było to jedyne państwo na świece, które przyjęło judaizm jako religię państwową, mój prapradziadek - Jakub Jasiński - walczył o niepodległość Polski, mój pradziadek - Bolesław Jasiński - walczył z bolszewikami (z Sowietami, Barbarzyńcami, Kacapami i Czerwonymi - tak wtedy mówiono, formalnie: ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich) i zabił piętnastoletniego dzieciaka jako żołnierza Armii Czerwonej, mój dziadek - Stanisław Jasiński - został siłą wcielony do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i otrzymał rozkaz strzelania do "leśnych bandytów", oczywiście: strzelał Panu Bogu w okienko i "leśni bandyci" - nie ruszali go i mój ojciec - Wiesław Jasiński - odbył służbę wojskową w Ludowym Wojsku Polskim, walczył również z komunizmem, patrz: wiersz - "Kierowca", mój brat - Jakub Jasiński - jest saperem, jak widać: po mieczu miałem prapradziadka - Jakuba Jasińskiego i mam brata - Jakuba Jasińskiego - imiona otrzymali na cześć przodka - Jakuba Krzysztofa Ignacego Jasińskiego herbu Rawicz, tak więc: mam żołnierskie korzenie, fizycznie, charakterystycznie i genetycznie jestem podobny do wyżej wymienionego przodka, można zrobić porównanie na podstawie zdjęć - podobieństwo jest na dziewięćdziesiąt procent, zmysł obserwacyjny i talent artystyczny - chyba to jasne, nieprawdaż? Dodam, mam jeszcze drugiego brata - Rafała Jasińskiego - ojciec jak wyszedł z wojska, to: przed bramą czekały dziewczyny - wybrał najładniejszą i mam jeszcze siostrę - Agnieszkę Jasińską. Moja prababcia to Bronisława Grabarczyk z domu Słupek, babcia: Irena Kordys z domu Grabarczyk i mama - Katarzyna Jasińska z domu Kordys, moja babcia po śmierci pierwszego męża - wyszła ponownie - za Eugeniusza Płaskę i mój dziadek ze strony mamy miał ziemię w Piotrkowicach - tam jeździłem - co roku na wakacje, opublikuję poniżej zdjęcie (mama pozwoliła, bo: ochrona danych osobowych), zdjęcie pochodzi z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku - tam świętowałem osiemnaste urodziny, obok na zdjęciu jest piwnica-ziemianka (spiżarnia) i to tam moi przodkowie po kądzieli (nie biologiczni, jednak: formalnie jako rodzina - tak, przecież babcia wzięła drugi ślub) ukrywali polskich Żydów, murowane schody prowadziły w dół - po bokach były drewniane półki, natomiast: w ziemi były drzwi upozorowane na ziemię, jasne: Niemcy nie znaleźli polskich Żydów - zabierali jedzenie - wszystko, dokładnie: wszystko, jakby inaczej: bezczelnie kradli - wszystko i w ten sposób udało się uratować dwie dorosłe osoby i czwórkę dzieci - to jest wersja ustna i co dalej z uratowanymi ludźmi? Nie wiem, pewnie żyją wśród nas, wiadomo: trudno było zdobyć dokumenty, przecież moja rodzina po kądzieli ryzykowała życiem - tylko w Polsce groziła kara śmierci za pomaganie Żydom, może w księgach kościelnych jest coś zapisane... Podaję dokładną lokalizację: wieś - Piotrkowice niedaleko Skuł, gmina: Żabia Wola i województwo - mazowieckie, mój dziadek po kądzieli jest pochowany na cmentarzu w Lutkówce.           Większość, niemal wszyscy moi przodkowie po mieczu i po kądzieli są pochowani na cmentarzu w Raszynie, prócz: mojego dziadka i ojca - oni są pochowani na cmentarzu w Michałowicach.   *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor:   Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór (Warszawa: 2024)  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @T.O No ja wiem, masło maślane trochę, ale mam wrażenie choć trochę oddaje pisarskie usiłowania nad opisem z wypisu ;))
    • @Dominika Moon Wiedziałem :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...