Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Hiala Generalnie bronię ludzi bogatych jeśli ktoś chciałby ich przycinać do równości np. podatkami itp. Komunizm już mieliśmy. IMAGINE to szkodliwy miraż i powinien pozostać w sferze artystycznego wyrazu.

Bogaci z pasją wyznaczają kierunki i stają się inspiracją. No czasem fiksują, ale to inny temat i problem tego świata jaki sami sobie uczyniliśmy. Pozdrawiam i życzę miłego bogatego :) dnia.

Opublikowano (edytowane)

@Marek.zak1

 

Już zrezygnowałem z walki o polską przedsiębiorczość, otóż to: od kilku lat kupowałem w sklepach z polskim kapitałem i to nic nie dało - pracownicy zarabiali i wydawali moją kasę w obcym kapitale, teraz też chodzę do Biedronki - również ze względów ekonomicznych - żyję za 1600 zł miesięcznie.

 

Łukasz Jasiński 

 

@Hiala

 

Łatwo panu to powiedzieć jako osobie słyszącej... Osobie niesłyszącej jest piekielnie trudno, jeśli nie ustępuję - robią ze mnie chorego psychicznie - wariata, dlatego też nie zmienię zdania: większość ludzi to dwunożne ssaki agresywne.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Marek.zak1

 

A tak przy okazji, panie Marku, przysługuje mi zasiłek dla bezrobotnych, świadczenie wspierające i jakieś jeszcze dwadzieścia różnych zasiłków - miałbym wtedy 15 000 zł miesięcznie za darmo, jednak: nie jestem pasożytem, jestem za likwidacją wszystkich zasiłków - wystarczy je zsumować w Bezwarunkowym Dochodzie Podstawowym (1700 zł miesięcznie) - dla biednych i bogatych, a budżet Państwa byłby większy o 70% - to jest niesprawiedliwe, aby osoby z wrodzoną niepełnosprawnością i osoby, które nigdy w życiu nie pracowały były ponad mną - decydowały o moim życiu, jestem również za uregulowaną prawnie aborcją, karą śmierci i eutanazją.

 

Łukasz Jasiński 

Opublikowano

@Hiala

 

Miałem kiedyś pistolet gazowy: kupiłem w Militariach na warszawskiej Tamce - musiałem oddać socjalnej Emilce Wesołowskiej na Żytniej w schronisku dla bezdomnych - ktoś doniósł, jeśli nie będę miał spokoju, tym razem kupię wiatrówkę, jasne: w celach samoobronnych...

 

Łukasz Jasiński 

Opublikowano

@Hiala chociaż zaczynajác czytać spodziewałem się jakiejś sporej pretensji to jednak te dwie środkowe zwrotki skłoniły mnie do dania polubienia i moim zdaniem wyróżniają się swoją refleksją 

Pozdrawiam 

Opublikowano (edytowane)

@Hiala

 

Jeszcze pomyślę... Nie miałem potrzeby używać pistoletu gazowego, a sam donos już o czymś świadczy - są wśród nas ludzie o złych intencjach, tak przy okazji: mam 43 lata - jestem w średnim wieku, dodam: w latach dziewięćdziesiątych Żandarmeria Wojskowa nauczyła mnie BAS-u na strzelnicy wojskowej - Siekierki - teraz tam jest Most Siekierkowski.

 

Łukasz Jasiński 

 

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tego nie słychać kiedy serce pęka. Zimne ukłucie, jakby w środku coś się zerwało. Nie widać nic, lecz oczy ciemnieją. Ciężki oddech. Głos słabnie. Czas i powietrze staje. Co ty robisz. Noc. I tylko cień zaczyna mówić w twoim imieniu. Jak mogłeś! Bracie. No jak? A ty, dlaczego mu na to pozwalasz - Dlaczego?
    • Sąsiedzkie smaki tianguis między blokami rodzinny piknik grają w Dobble ona wierci ognistym ciałem madrytczykom za trzy lata umrze jej matka na pogrzebie wpatrzę się w jej przyschniętą twarz resztkami melona na Kijowskiej ulicy czy mam współczuć wiedząc jak żyła ojciec trząsł się kładąc wieniec na kratę jest mi przykro że cierpisz powiem tak każdemu szpikulcowi bo to broń przeciwko sobie a ksiądz niech się lepiej już zamknie nie ma ładnych pogrzebów.
    • oglądam nieśmiałe  dawne marzenia  które nie ujrzały światła dziennego    gdyby… tak czasami myślę    jaka byś była  w bliskim spotkaniu    tam wtedy  czarowałaś  byłaś niezachodzącym  słońcem  a ja  ja chmurami na niebie    bawiłaś się  moim cieniem    6.2025 andrew 
    • w niej masz drogi mleczne pokłosiem wydeptane - tu historia z korzeni w niepewność wyrasta. w niej masz ścieżki dopiero co w rosie skąpane - nie minie nawet chwila, a czas je zawłaszcza.   jest tak wyjałowiona (krucha, ślepa, głucha) monokulturą pragnień i błędów tętniących, pusta leży w bezruchu, milczy i nie słucha cichych szeptań i krzyków w koronach szumiących.   choć tak bardzo zmęczona, zasnąć nie potrafi, wciąż zakochana w niebie, z gwiazd wzroku nie spuści, będzie mu czule śpiewać przyziemne piosenki - może ją pokocha, tym marzenie jej ziści.   podszyta marzeniami bladoróżowymi, jedwabnymi nićmi i słodkim wiciokrzewem, użyźni swe zmysły, rozsieje uczuciami, odurzy zapachami i wilgotnym ciepłem.  
    • (Ojcu)   Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej. W słońcu. W tym rozkwieceniu bujnym i tęsknym.   W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki. I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.   Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.   I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem przeciętym smugą po odrzutowcu i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …   W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki. Lgnę ustami do kory drzewa. Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.   Wnikam w te rowki słodkawe i lepkie od soku, czując na końcu języka tężejące grudki.   Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie. Zaciskam powieki. Otwieram… Mrugam w jakimś porywie pamięci.   Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa we śnie)   Idzie powoli w wysokiej trawie. W łanach rozkołysanego morza z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.   I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr. I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.   Za samotną w polu topolą. Chwieją i smukłą. jak palec na ustach Boga.   Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę, by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.   I znowu, ale w coraz większym oddaleniu. Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków, które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.   Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy, bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.   Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie. Lecz po chwili robi się duszno i cicho. Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się. Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.   Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...   Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji. Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.   I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt. Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.   W chmurze spopielałej. W nadciągającym snopie deszczu.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...