Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Patogen fragment


Rekomendowane odpowiedzi

Dopisałem fragment opublikowany poprzednio. To zakończenie jednego z wielu wątków opowiadania, które sobie teraz piszę. Nie wiem czy nie nazbyt patetycznie :) - jak myślicie forumowicze?

 

 

.....................

ale tylko naszą ojczyznę, Francję spotkało to nieszczęście, które w krótkim czasie doprowadzi branżę do ruiny.”

 

Twarz premiera zapłonęła rumieńcem emocji. Chytrze się uśmiechnął i pomyślał:

 

- „Chcecie to wam odpowiem”.

 

***

 

Kończąc tę historię, nowo wybrany premier podsumował ją znaczącym gestem. Petycja trafiła z jego biurka, wprost do niszczarki.

 

Nie, to jeszcze nie koniec tej historii.

 

Kilka godzin później.

 

Konferencja prasowa rządu, transmitowana na żywo przez wszystkie najważniejsze stacje informacyjne. Po przedstawieniu istotnych problemów gospodarczych i sposobach nowo powołanego rządu na ich rozwiązanie, dziennikarze zaczęli zadawać pytania. Kiedy zbliżano się już końca, jeden z nich zadał ostatnie:

 

- Panie premierze, czy zapoznał się pan już z petycją mediów, w sprawie spadku zysku z reklam?

- Tak, dziś rano.

- Czy mógłby pan to skomentować? Jakie kroki podejmie rząd w tej sprawie?

 

Premier szyderczo się uśmiechnął i wziął głęboki oddech:

 

- Kroki? Jakie kroki? Nic z tym nie zamierzam robić. Petycja poszła do niszczarki. Ale oczywiście odpowiem na to pytanie. Zwracam się wprost do jej adresatów: Wy hipokryci, obłudnicy, codziennie dopuszczacie się zamachu na poczucie ludzkiej inteligencji, żywicie się oszustwem i podstępem. Każecie ludziom oglądać te bzdury, chodź sami w nie nie wierzycie. Dla kasy dalibyście sobie jaja ogolić. Ciągłym przerywaniem audycji i zmuszaniem do słuchania tych bzdetów, odbieracie swoim abonentom przyjemność korzystania z odbiorników i jeszcze bierzecie za to od nich pieniądze. John Logie Baird, wynalazca telewizora, przewraca się w grobie, jak patrzy z góry co zrobiliście z jego dziełem. Dawni myśliciele: Platon, Arystoteles, Sokrates płaczą tam, jak widzą co robicie tym, którzy powinni być dumni swoim intelektem. Za waszym udziałem telewizja stała się szambem, uwłaczającym ludzkiej godności. Każecie swoim abonentom, za których pieniądze żyjecie, oglądać w kółko, ciągle te same, durne, kłamliwe treści, tresując ich jak małpy. Co dziesięć minut to samo i to samo i to samo. Zwierzęta poddane takim torturom zdechłyby po tygodniu. A teraz śmiecie zwracać się do rządu o pomoc? Może ten wirus jest błogosławieństwem, które nami wstrząśnie i skłoni do refleksji nad wartością ludzkiej dumy i godności. Za to co robicie, będziecie smażyć się w piekle. Życzę wam wszystkim szybkiego bankructwa. I żeby świat raz na zawsze o was zapomniał. Ani nasz rząd ani Francja, was nie potrzebuje.

 

Na konferencji zapanowała nigdy nie spotykana cisza. Wszystkim dziennikarzom bez wyjątku, dosłownie opadły szczeki. Premier w milczeniu opuścił salę.

 

Tak, teraz już koniec tej opowieści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...