Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

Rzeczywistość

 

          Pracownicy socjalni traktują własną pracę jako wygodne stanowiska urzędnicze, a z budynków Ośrodków Pomocy Społecznej robią niedostępne twierdze: alarmy, kraty, domofony i okienka - kasowe, tak: jest to kolejna instytucja publiczna o charakterze czysto biurokratycznym - nikomu nie udziela realnej pomocy, dalej: wywołuje ona u normalnych ludzi stres, zniecierpliwienie i agresję - wściekłość (nic dziwnego: pracują tam same kobiety - ograniczone pod względem cielesnym, umysłowym i duchowym, które uwielbiają decydować o życiu innych ludzi), dajmy mój przykład: zostałem bezprawnie wyrzucony na warszawską kostkę brukową i jestem osobą nielegalnie bezdomną (teraz już nie), także: niepełnosprawną (stopień: umiarkowany) - niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie i żaden Ośrodek Pomocy Społecznej nie udzielił mi jakiejkolwiek przysługującej pomocy, wymieniam: Iwicka, Sielecka, Czereśniowa, Grochowska, Syreny, Bema i Wiktorska.

          Otrzymuję tylko umowę o tymczasowy pobyt w płatnym schronieniu - schronisku: za łóżko płacę czterysta sześćdziesiąt złotych miesięcznie, chociaż: dwadzieścia metrów kwadratowych lokalu socjalnego kosztuje - dwieście złotych miesięcznie, oczywiście: nie mam jakiejkolwiek konstytucyjnej wolności - brak seksu, alkomat i cisza nocna, przy okazji dodam: za trzydzieści osiem metrów kwadratowych lokalu komunalnego płaciłem - czterysta złotych miesięcznie.

          Wszystkie systemy Opieki Pomocy Społecznej posiadają charakter pasożytujący: żyją cudzym kosztem - rentami, emeryturami i pensjami zawodowych pracowników, inaczej: pobierają czterdzieści procent dochodów, więc: dziewięćdziesiąt procent bezdomnych pracuje nielegalnie - na szaro i czarno, tym samym: ten system traci ogromne pieniądze w postaci naturalnych podatków: wpływów - czynszów i mediów - gaz, woda i prąd.

          Tymczasem: mój przypadek jest wyjątkowo szczególny - pracowałem legalnie siedem lat i zapłaciłem blisko dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych podatków, a teraz żyję z renty socjalnej (według mojej interpretacji: z dożywotniego odszkodowania za utratę słuchu z winy państwowego szpitala - miałem operację na nosie i prawdopodobnie została źle użyta narkoza) i posiadam jeszcze emeryturę na stare lata w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych - to są moje składki, tak: otrzymuję również zasiłek pielęgnacyjny (najpierw otrzymywała moja mama, kiedy ukończyłem osiemnaście lat - otrzymuję osobiście, według mojej interpretacji: głodową łaskę podatników), jednocześnie: przysługuje mi zasiłek dla bezrobotnych i bezdomnych (teraz już nie), także: renta - plus, niestety: nie chcę tych pieniędzy, tak: po otrzymaniu umowy najmu lokalu socjalnego, klucza i adresu zamieszkania - meldunku - nie będę musiał pracować, słowem: po opłatach za czynsz i media - zostanie mi jeszcze siedemset złotych jako nadwyżka budżetowa w jednoosobowym gospodarstwie domowym i to, właśnie - ich bardzo boli - moja przyszła wolność: niezależność finansowa, intelektualna, seksualna, materialna i duchowa.

          Przyszedłem na ten okrutny padół ziemski: Górny Mokotów - Madalińskiego i do października dwutysięcznego siedemnastego roku mieszkałem na Dolnym Mokotowie - Czerniakowskiej (mieszkanie już nam: na Dolnym Mokotowie - Konduktorskiej), tak: mój wniosek o najem lokalu socjalnego został przyjęty, a rok później: zostałem pozytywnie zakwalifikowany i jestem na pięćdziesiątym miejscu po należny mi prawnie lokal socjalny - tak o tym mówi Ustawa Zasadnicza - Konstytucja, Kodeks Prawa Cywilnego i Karta Praw Osób Niepełnosprawnych - pozostaje mi tylko czekać, bo: nic już więcej nie mogę zrobić w tej sprawie, dodam: jako osoba posiadająca wrodzoną inteligencję - stosuję literę prawa, więc: unikam układów, znajomości i wpływów - towarzystw wzajemnej adoracji - nepotyzmu.

          Za trzy miesiące po otrzymaniu trzynastki wyjadę nad morze do Sopotu: tam wydam blisko tysiąc pięćset złotych, dalej: po otrzymaniu lokalu socjalnego - całą dokumentację z Opieki Pomocy Społecznej przekażę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, kończąc: tylko jedna osoba mi pomogła w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej - Małgorzata Przybysz - kierownik Domu Rotacyjnego - Otwartych Drzwi (teraz już tam nie pracuje) - politolog.

 

Łukasz Jasiński (Warszawa: 2020)

 

PSX_20230202_133432.jpg

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

Rzeczywistość

 

          Pracownicy socjalni traktują własną pracę jako wygodne stanowiska urzędnicze, a z budynków Ośrodków Pomocy Społecznej robią niedostępne twierdze: alarmy, kraty, domofony i okienka - kasowe, tak: jest to kolejna instytucja publiczna o charakterze czysto biurokratycznym - nikomu nie udziela realnej pomocy, dalej: wywołuje ona u normalnych ludzi stres, zniecierpliwienie i agresję - wściekłość (nic dziwnego: pracują tam same kobiety - ograniczone pod względem cielesnym, umysłowym i duchowym, które uwielbiają decydować o życiu innych ludzi), dajmy mój przykład: zostałem bezprawnie wyrzucony na warszawską kostkę brukową i jestem osobą nielegalnie bezdomną (teraz już nie), także: niepełnosprawną (stopień: umiarkowany) - niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie i żaden Ośrodek Pomocy Społecznej nie udzielił mi jakiejkolwiek przysługującej pomocy, wymieniam: Iwicka, Sielecka, Czereśniowa, Grochowska, Syreny, Bema i Wiktorska.

          Otrzymuję tylko umowę o tymczasowy pobyt w płatnym schronieniu - schronisku: za łóżko płacę czterysta sześćdziesiąt złotych miesięcznie, chociaż: dwadzieścia metrów kwadratowych lokalu socjalnego kosztuje - dwieście złotych miesięcznie, oczywiście: nie mam jakiejkolwiek konstytucyjnej wolności - brak seksu, alkomat i cisza nocna, przy okazji dodam: za trzydzieści osiem metrów kwadratowych lokalu komunalnego płaciłem - czterysta złotych miesięcznie.

          Wszystkie systemy Opieki Pomocy Społecznej posiadają charakter pasożytujący: żyją cudzym kosztem - rentami, emeryturami i pensjami zawodowych pracowników, inaczej: pobierają czterdzieści procent dochodów, więc: dziewięćdziesiąt procent bezdomnych pracuje nielegalnie - na szaro i czarno, tym samym: ten system traci ogromne pieniądze w postaci naturalnych podatków: wpływów - czynszów i mediów - gaz, woda i prąd.

          Tymczasem: mój przypadek jest wyjątkowo szczególny - pracowałem legalnie siedem lat i zapłaciłem blisko dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych podatków, a teraz żyję z renty socjalnej (według mojej interpretacji: z dożywotniego odszkodowania za utratę słuchu z winy państwowego szpitala - miałem operację na nosie i prawdopodobnie została źle użyta narkoza) i posiadam jeszcze emeryturę na stare lata w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych - to są moje składki, tak: otrzymuję również zasiłek pielęgnacyjny (najpierw otrzymywała moja mama, kiedy ukończyłem osiemnaście lat - otrzymuję osobiście, według mojej interpretacji: głodową łaskę podatników), jednocześnie: przysługuje mi zasiłek dla bezrobotnych i bezdomnych (teraz już nie), także: renta - plus, niestety: nie chcę tych pieniędzy, tak: po otrzymaniu umowy najmu lokalu socjalnego, klucza i adresu zamieszkania - meldunku - nie będę musiał pracować, słowem: po opłatach za czynsz i media - zostanie mi jeszcze siedemset złotych jako nadwyżka budżetowa w jednoosobowym gospodarstwie domowym i to, właśnie - ich bardzo boli - moja przyszła wolność: niezależność finansowa, intelektualna, seksualna, materialna i duchowa.

          Przyszedłem na ten okrutny padół ziemski: Górny Mokotów - Madalińskiego i do października dwutysięcznego siedemnastego roku mieszkałem na Dolnym Mokotowie - Czerniakowskiej (mieszkanie już nam: na Dolnym Mokotowie - Konduktorskiej), tak: mój wniosek o najem lokalu socjalnego został przyjęty, a rok później: zostałem pozytywnie zakwalifikowany i jestem na pięćdziesiątym miejscu po należny mi prawnie lokal socjalny - tak o tym mówi Ustawa Zasadnicza - Konstytucja, Kodeks Prawa Cywilnego i Karta Praw Osób Niepełnosprawnych - pozostaje mi tylko czekać, bo: nic już więcej nie mogę zrobić w tej sprawie, dodam: jako osoba posiadająca wrodzoną inteligencję - stosuję literę prawa, więc: unikam układów, znajomości i wpływów - towarzystw wzajemnej adoracji - nepotyzmu.

          Za trzy miesiące po otrzymaniu trzynastki wyjadę nad morze do Sopotu: tam wydam blisko tysiąc pięćset złotych, dalej: po otrzymaniu lokalu socjalnego - całą dokumentację z Opieki Pomocy Społecznej przekażę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, kończąc: tylko jedna osoba mi pomogła w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej - Małgorzata Przybysz - kierownik Domu Rotacyjnego - Otwartych Drzwi (teraz już tam nie pracuje) - politolog.

 

Łukasz Jasiński (2020)

 

PSX_20230202_133432.jpg



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...