Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

Warunki*

 

          Gdyby jakakolwiek osoba zechciała ze mną dobrowolnie zamieszkać, to: na - moich bardzo skromnych warunkach, oto one:

 

- kopia dokumentu potwierdzająca o doświadczeniu zawodowym: świadectwo - pracy;

- kopia dokumentu potwierdzająca stały dochód, np: umowa o pracę na czas - nieokreślony;

- kopia dokumentu potwierdzająca stopień niepełnosprawności, preferuję - nabytą i dożywotnia: renta - socjalna, minimalny - dochód: tysiąc dwieście siedemnaście złotych i osiemdziesiąt dziewięć groszy;

- kopia dokumentu potwierdzająca brak długów finansowych;

- kopia dokumentu potwierdzająca o czystym koncie prokuratorskim - niekaralności;

- kopia dokumentu potwierdzająca o stanie zdrowia higienicznego, fizycznego i psychicznego - czystości - cielesnej, umysłowej i duchowej.

 

          Przypominam: jestem osobą niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie, także: pogańskim racjonalistą - libertynem i intelektualnym - biseksualistą.

          W życiu najważniejsza jest wolność obywatelska gwarantowana Konstytucją Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, a wolność to świadomość, odpowiedzialność i samodzielność - przeciwieństwo chaotycznej anarchii: prawnej, kulturalnej i etycznej.

          A więc posiadam wolność: wolny - czas i wolny - wybór, jeśli ktokolwiek zapragnie poznać realnie moją skromną osobę, to: istnieje warunek przystosowania - jestem zdolny żyć w każdych warunkach życia, które nie ograniczają mojej wolnej - przestrzeni.

          Kończąc: mam czterdzieści jeden lat, ważę: siedemdziesiąt sześć kilogramów, dodam jeszcze wzrost: sto siedemdziesiąt sześć centymetrów i stopy: czterdzieści i cztery - jak u niejakiego pana Adasia M.

 

*posiadają one tylko i wyłącznie charakter orientacyjny w celu znalezienie stabilizacji seksualnej, a jakby inaczej: w hierarchicznym społeczeństwie średniowiecznym - podlegają one zmianie bez względu na sytuację polityczną, gospodarczą i finansową - kraju, jednocześnie: więcej informacji znajdą Szanowni Państwo w moim bardzo skromnym - "Życiorysie", który jest dostępny na Polskim Portalu Literackim - nie mam zamiaru ciągle to samo, samo i samo: powtarzać - nie toleruję praktyki błędnego koła, słowem: śmiertelnej, niebezpiecznej i dołującej - rutyny.

 

Łukasz Jasiński (Warszawa: 2022)

 

PSX_20230327_141313.jpg

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

Warunki*

 

          Gdyby jakakolwiek osoba zechciała ze mną dobrowolnie zamieszkać, to: na - moich bardzo skromnych warunkach, oto one:

 

- kopia dokumentu potwierdzająca o doświadczeniu zawodowym: świadectwo - pracy;

- kopia dokumentu potwierdzająca stały dochód, np: umowa o pracę na czas - nieokreślony;

- kopia dokumentu potwierdzająca stopień niepełnosprawności, preferuję - nabytą i dożywotnia: renta - socjalna, minimalny - dochód: tysiąc dwieście siedemnaście złotych i osiemdziesiąt dziewięć groszy;

- kopia dokumentu potwierdzająca brak długów finansowych;

- kopia dokumentu potwierdzająca o czystym koncie prokuratorskim - niekaralności;

- kopia dokumentu potwierdzająca o stanie zdrowia higienicznego, fizycznego i psychicznego - czystości - cielesnej, umysłowej i duchowej.

 

          Przypominam: jestem osobą niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie, także: pogańskim racjonalistą - libertynem i intelektualnym - biseksualistą.

          W życiu najważniejsza jest wolność obywatelska gwarantowana Konstytucją Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, a wolność to świadomość, odpowiedzialność i samodzielność - przeciwieństwo chaotycznej anarchii: prawnej, kulturalnej i etycznej.

          A więc posiadam wolność: wolny - czas i wolny - wybór, jeśli ktokolwiek zapragnie poznać realnie moją skromną osobę, to: istnieje warunek przystosowania - jestem zdolny żyć w każdych warunkach życia, które nie ograniczają mojej wolnej - przestrzeni.

          Kończąc: mam czterdzieści jeden lat, ważę: siedemdziesiąt sześć kilogramów, dodam jeszcze wzrost: sto siedemdziesiąt sześć centymetrów i stopy: czterdzieści i cztery - jak u niejakiego pana Adasia M.

 

*posiadają one tylko i wyłącznie charakter orientacyjny w celu znalezienie stabilizacji seksualnej, a jakby inaczej: w hierarchicznym społeczeństwie średniowiecznym - podlegają one zmianie bez względu na sytuację polityczną, gospodarczą i finansową - kraju, jednocześnie: więcej informacji znajdą Szanowni Państwo w moim bardzo skromnym - "Życiorysie", który jest dostępny na Polskim Portalu Literackim - nie mam zamiaru ciągle to samo, samo i samo: powtarzać - nie toleruję praktyki błędnego koła, słowem: śmiertelnej, niebezpiecznej i dołującej - rutyny.

 

Łukasz Jasiński (2022)

 

PSX_20230327_141313.jpg



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...