Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pustynia


iurgo

Rekomendowane odpowiedzi

Patrzę na niego od tygodnia. Wychodzi zawsze o tej porze. Gdy otwieram oczy, robi dwa, trzy kroki do przodu i staje. Waha się. Kiedy zamykam oczy, rusza. Staje. Jest skupiony i uważny. Namyśla się. Decyduje się iść dalej. Lubię go. Wydaje się tępy i nieczuły. Jest zdecydowany. Zdeterminowany. Idzie. Mozolnie pokonuje pustą przestrzeń. Od tylu dni. Godzin. Lat? Minut? Znowu stoi. Brnie. Pnie się. Stoi. Taki hałas. Kroki. Echo odbite w sześciokącie korytarza. Młot. Kompresor. Głośniej, głośniej. Czerń.

Robotnicy zrywają asfalt. Leniwie.

Znowu bulgoce w rurach. Ktoś myje tam ręce. Po co?

Leniwie rusza. Czy on też?

Jutro jest niedziela. Tydzień temu nie przyszedł. Dwa tygodnie temu…

Hałas. Kroki. Woda w rurach. Terkoce sprężarka. Zrywają asfalt tuż pod oknem.

Stanął pod sufitem. Nie podchodź! Nie podchodź.

Tylko jeden naprawdę pracuje. Chodzą leniwie. Palą papierosy. Kręcą się bez celu. Stoją, zapatrzeni gdzieś bezmyślnie.

Zamykam oczy. Łagodna czerń. Klamka. Zagląda pielęgniarka. Huk. Kroki. Odchodzi. Otwieram.

– Nie skacz.

On ma sześć możliwości. Sześć początków. Sześć pustyń: podłoga, cztery ściany, sufit. Sześć światów.

Z góry wyglądali jak on. Tępe, nieczułe twarze. Pomarańczowe kubraczki.

Teraz napotkał grudkę tynku. Stoi. Patrzy. Dziwi się.

Rozbiłam tę tępotę na ich twarzach. Sukces.

Pająk nie ma wyboru. Nie odpadnie. Nie skoczy. Przemierza tę swoją pustynię. Jest sam od zawsze. Niekończąca się podróż. Wchodzi na sufit.

Ostatnio przychodził zły. Obcy. Roztargniony. Wtedy postanowił załatwić rzecz szybko.

– Słuchaj, Dorota, nie ma sensu, żebym do ciebie więcej przychodził.

Podszedł do szafki. Ogląda znane od tylu miesięcy płyty. Cisza.

– Dlaczego? Michał?!

Nie moje nagle gardło ścisnęło się. Kurcz.

– Przecież… Brzydzę się tej swojej rozpaczy w głosie. Brzydzę się tego, że znalazłam się nagle na drugim krańcu tej wyrosłej nagle pustyni, że muszę krzyczeć poprzez tę przestrzeń.

– Tu były takie trzy moje płyty. Przyjdę w przyszłym tygodniu, to zabiorę odtwarzacz.

Bierze te głupie płyty. Siada z powrotem w fotelu. Cisza.

– Przecież ja cię kocham…

– To nie ma już sensu.

Mówi dziwnie spokojnie. Robi się szaro. Czerń. Faluje przestrzeń. Pustynia. Robotnicy pod domem znowu włączają sprężarkę. Huk. Hałas. Wicher.

– Michałku, przecież…

– Przestań. Popatrz do lustra jak wyglądasz. To jest bez sensu. Wpadnę do ciebie w przyszłym tygodniu po odtwarzacz.

Nagle nie widzę go. Tylko jego (jego?) głos dobiega z drugiego krańca przestrzeni. Nie ja mówię.

– Spieprzaj. Idź do cholery.   T y   się popatrz w lustro. Kretynie. Masz ten swój zasrany odtwarzacz!

Leci, spada. Odbija się od podłogi. Uderza w ścianę. Pada. Nieruchomieje. Zastyga. Krew.

Rozbiłam tę tępotę na ich twarzach. Znieruchomieli nagle w oczekiwaniu. Zadarli w górę nieogolone gęby. Biegną.

Dlaczego ono tak ciężko się otwiera. Brzęk. Leci szyba. Przekładam nogę przez parapet. Dlaczego oni tak się gapią?

– Bez histerii, Dorotko. Przecież chyba możemy się zwyczajnie zaprzyjaźnić.

– Idź już Michał, dobrze?

Ciemno. Przeraźliwie ciemno. Pęcznieją powieki. Palce robią się grube i ciężkie. Gorąco. Ból. Boli. Oczy nie wytrzymują nacisku powiek. Łzy. Zimne. Zamykam oczy. Ściekają z nosa. Tysiące mrówek od dłoni do łokci. Boli. Michał! Gorąco.

Biegną. Ich twarze uczłowieczają się. Tępo prycha porzucony kompresor. Chcą pomagać.

Wlazł na sufit. Nowa nieogarniona przestrzeń. Nowa pustynia do pokonania. Jedna z sześciu. Robi dwa, trzy kroki do przodu i staje. Waha się. Bulgoce woda w rurach. Pielęgniarka gada z kimś na korytarzu. Jutro niedziela. Może przyjdzie Michał. Zamykam oczy.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to ciekawe, że w sposób uraniczny Ci się Saturn objawiał...    Saturn jest męczący wszędzie, niektórzy astrologowie mówią wręcz: pokaż mi swojego Saturna, a powiem Ci, co Cię boli. A jak się ma go w domu kardynalnym i/lub w swoim znaku, to to się tylko nasila, więc nic dziwnego, że od dzieciństwa (dom IV, oś IC) Ci bruździł. Ciekawe jest jednak, że w sposób uraniczny (bo Saturnowi z Uranem to jednak nie po drodze), może rzeczywiście ten aspekt to odpalał, ale jeśli masz Urana w Lwie w opozycji do swoich planet osobistych w Wodniku, to to też trzeba wziąć pod uwagę, bo opozycja w swej naturze też jest po saturnowemu męcząca.  Ja swojego Saturna też mocno czuję, mam go w junkturze Wodnik/Ryby, ale zawadza mi o descendent luźną koniunkcją.  Do tego w swoim kosmogramie mam opozycję na linii Słońce+Merkury - Uran+Neptun.  I nie raz nie dwa jest mi ciężko się z ludźmi dogadać, kiedy na czymś mi bardzo zależy napotykam na wyjątkowo uparte, hamujące jednostki. I to też bywa nagłe, uraniczne, jak u Ciebie, hmmm... No, to faktycznie szmat czasu :) O, matko, współczuję tej czarnej roboty rachunkowo-poszukiwawczej :) Ja jestem na tyle leniwa, że wklepuję dane w program z internetu :) A astrologią zainteresowałam się w czasie, kiedy Jowisz pieścił mi koniunkcją Urana i Neptuna, a opozycją Słońce i Merkurego. Teraz to wiem :) U mnie też się sprawdza.  :)))))))))))   Dzięki za odpowiedź :)))   Deo
    • Ciało to jedno A dusza drugie Tak samo jak serce   I nie pyta się O wiek ani czas   Bo to zwykła Matematyka Nieskończoności
    • @Leo Krzyszczyk-Podlaś i tego życzę :) Pozdrawiam:)
    • @Witalisa taka co ją kocha;)
    • blask Księżyca orientuje ćmy  zmylone blaskiem ognia  giną    twoje źrenice dłonie ramiona na przedpolu świata  po jasnej stronie w mroku karta magiczna  i ascendent Skorpiona    miękną znikają kształty  to najcięższe zapatrzenie    dusze kochających nigdy  nie tracą połączenia  od zawsze znamy swoje ciała  odbite echem starego wcielania    nie zatrzymasz pożądania było tu przed nami    płoną języki pocałunków  dochodzisz    w ustach    ciepły                       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...