Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wyjście z ciała jest proste,

dopiero powrót stwarza problem.

Ilu żeglarzy zaginęło na morzu astralnym

na skutek zbyt cichego wołania z lądu?

Wołania tak niedosłyszalnego, 

że można by postawić je przed sądem,

pod zarzutem rozchodzenia się w próżni.

Wołania, będącego przejawem fatamorgany,

powstałej w efekcie przemienienia

kłamstwa w prawdę,

kłamstwa, że niby jest na ląd

do kogo wracać.

 

Im więcej czasu spędza człowiek w wodzie,

tym silniej marszczy się jego skóra,

a im głębiej się zanurza,

tym szybciej skrzela zastępują jego płuca.

Wówczas jego skóra pokrywa się łuskami

i miano człowieka staje się nieodpowiednie. 

Przekształca się w część oceanu,

nie jako kropla wody, czy nowa odmiana ryby,

lecz bezcielesna istota, świadoma swojego

zagubienia pośród fal.

Odtąd wspomnienia o lądzie

interpretuje jako złudzenie,

a szum morza stanowi jedyną kołysankę,

która kiedykolwiek spychała go

w objęcia Morfeusza.

Każdy pływ jest jego męką,

a męczy go powracające z przypływem 

i odchodzące z odpływem poczucie tęsknoty.

Tęskni za czymś, czego nie jest w stanie pojąć.

W rzeczywistości za światem już tak bardzo odległym,

że tak jak teraz go nie pamięta,

tak nie przypomni sobie o nim

i za tysiące astralnych lat.

 

Czarować zatem należy z głową, szczególnie obecnie,

kiedy morze pełne jest żeglarzy.

Opublikowano

O, temat, który od dawna mnie interesuje, a którego do dziś nie zgłębiam w praktyce, a przynajmniej nie z zadowalającą mnie częstotliwością. Kwestia braku możliwości powrotu jednocześnie pociąga i przeraża. Czasami wolałabym nie wracać. 

Wiersz wzbudził emocje, które kiedyś motywowały do pisania. 

Opublikowano

@JL16

Jestem pod wrażeniem wiersza :-)
Wypełzliśmy na brzeg, stanęliśmy na dwóch łapach i, nie odwracając się, oddalamy się od wód (praoceanu/płodowych...)
A morze, w pogoni za nami, ciągle liże nam stopy.


Nasiąknięci przeszłością, wysychamy z tęsknoty za nią. 
I wciąż jesteśmy kroplą oceanu. Pamięcią wody.

 

Pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie do czytania papierowych książek nikt już nie zmusi, chyba, iż komornik sądowy Olga Rogalska-Karakula odda mi mój księgozbiór, patrz: esej - "Samoedukacja".   Łukasz Jasiński 
    • @Leszczym  wybaczyć może tylko sam pokrzywdzony i tylko wtedy, gdy sprawca żałuje. A nie potomkowie ofiar w sytuacji, gdy  potomkowie sprawców budują całą swoją świadomość narodową na kulcie ludobójców. 
    • Mam takie zdjęcie w albumie – razem z klasą stoimy na szkolnym podwórku. Obok mnie Jola, koleżanka z tej samej ulicy. Obie mamy zaplecione warkoczyki i wstążki jak wielkie motyle. Pani wychowawczyni przyprowadziła nas do klasy, przedstawiła się: Bogusia. Zapamiętałam, bo mówiła ładnie i ciepło. Tłumaczyła nam, po co chodzi się do szkoły i czego nam nie wolno. Pierwszego dnia usiadłyśmy z Jolką razem. Pani zapytała, czy mamy w domu jakieś zwierzątka – a jeśli nie, to może u dziadków albo sąsiadów. Mieliśmy je narysować. W ruch poszły kredki i blok rysunkowy. W domu mieliśmy psa – znaczy się, na podwórku – nazywał się Lord. Mieszkał w budzie. Więc zaczęłam od budy. Dzisiaj wiem, że dach tej budy to trójkąt, ściany to prostokąt, a wejście – kółko. Nawet łańcuch z malutkich kółeczek był prosty do narysowania. Ale pies? – Jak się rysuje psa? – myślę. – No przecież nie potrafię! Łapy, uszy, mordka... no jak?! I wtedy mnie olśniło. Narysowałam wszystko, co potrafiłam – budę z łańcuchem, a na końcu ten łańcuch urwał się tuż przy wejściu. – Ha! – pomyślałam. – Wymyśliłam! Jest dobrze. Chyba... Pani wychowawczyni podchodziła do kolejnych dzieci, oglądała ich rysunki, komentowała, uśmiechała się. Aż doszła do mnie. – A co to ma być? – zapytała. – Tam, w budzie, siedzi nasz pies. Lord – odpowiedziałam zupełnie spokojnie. Ale to nie koniec. Pani przypomniała, jakie było zadanie. Mieliśmy narysować zwierzątko. Tymczasem – buda i łańcuch. A pies? – Nie mogłam go narysować, bo akurat wszedł do budy i tam siedzi – wyjaśniłam. – Gdyby nie wszedł, to bym go widziała. A tak, no... nie widzę. Pani się uśmiechnęła. I postawiła mi czwórkę. A Jolka dostała piątkę! No jak to?! Czy to moja wina, że się schował? Dzisiaj, po latach, kiedy tak sobie o tym myślę, wiem jedno: gdybym to ja była wtedy nauczycielką, postawiłabym sobie piątkę. Za fantazję. Bo przecież nie każdy potrafi się tak sprytnie wycwanić.
    • @Leszczym   Karanie w związku (bez względu na genezę) nie wróży dobrze. Mnie by już nie było :) Mam nadzieję, że skończy się tylko na poezji...
    • @Alicja_Wysocka Jestem uczulony wręcz na bębny pralek i różne wybielacze :))) Mogę to nawet zarapować wprost, zrobiłem tak kiedyś, nie lubię Vizira :)))) Nie gniewam się lubię sobie z Tobą poprzegadać :)) Jest mi tym bardziej miło, że jakieś pół roku na nowo odkryłem Twoją poezję, co nie jest kadzeniem, a faktem. Też się trzymaj !!!!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...