Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

dlaczego nie zabijamy się
przepełnieni szczęściem?
dlaczego gdy uda nam się 
chociaż przez chwilę 
być szczęśliwym jak nigdy
- a to nie lada sztuka -
chcemy tylko więcej i więcej?

 

dlaczego nie żegnamy się
z tymi których miłujemy
kiedy rozpiera nas radość?
by zakończyć choroby i ból
odchodząc w spokojny niebyt
w chwili ostatniego uniesienia

 

dlaczego jesteśmy tak pyszni
że kiedy dosięgamy pragnień
uważamy że mimo to zasługujemy 
na jeszcze i jeszcze więcej?
zamiast z pokorą i uśmiechem
dokonać szczęśliwym żywota swego

 

czy warto jest sczeznąć? 
do tego to wszystko prowadzi
stracić wszystko co mamy?
przecież jesteśmy skazani
w pogoni za naszą chciwością
na sromotną i dotkliwą porażkę

 

nie pozostaje nam nic innego
niż tylko marnieć i umierać
ze świadomością że kiedyś
coś miało dla nas znaczenie
ale oddaliśmy to bez wahania

za szaleńcze zatracenie się

 

zatracenie się w beznadziei
bo nigdy nic nas nie zadowoli
nigdy nie będziemy szczęśliwi
ponieważ każde nasze szczęście 
jest tylko rozpraszającą niedolą
w pogoni za niczym donikąd

Edytowane przez Kuba Grott (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Pytania są bardzo ciekawe i spostrzeżenie co do kondycji człowieka też natomiast moim zdaniem należałoby skrócić w bardziej zwarta forma ale tak aby myśl zatrzymać te główna  dla mnie wersy _ ale oddaliśmy to bez wahania za szalencze  zatracenia się są najlepsze  tylko pamiętaj natura dala nam instynkt samozachowawczy i w tym kontekście  takie rozważania są po prostu nihilistyczne   pozdrawiam kredens

Edytowane przez Stary_Kredens (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Bardzo dziękuję za trafne wskazówki. Zgadzam się, że trochę to za bardzo rozwlekłem, wpadłem wczoraj po prostu w taki trans pisania. Dzisiaj jak chłodnym okiem przeczytałem parę razy, to stwierdziłem że spokojnie można by wyciągnąć całą esencję z tego utworu i przelać w jakąś krótszą formę. Popracuję nad tym. Natomiast nihilizm jest mi bardzo bliski jak i postać Ciorana, czy Nietzschego. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Maciek.J

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...