Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Juliusz Cezar i Rzym/ Cykl "Granice" wersja 2.


Rekomendowane odpowiedzi

Juliusz Cezar

 

Z triumfem do Rzymu wszedł,

nie morderca,  lecz pan.

Kohorty  waleczne

rozpoczęły swój tan.

 

Epokę nową też - 

senat poczuł już krew

              *

Zostanę cesarzem - 

Juliusz postanawia.

strategiczny geniusz

władca cudu Urbi

(orbi nań poczeka).

 

Dotknęło go fatum -

ostry nóż Brutusa

zabija

nie tylko ambicję, 

ale i człowieka

 

pominęła swój tor

kolejna granica

 

Rzym  I

            

Plebs wylazł  ze swoich nor

zawył radośnie pijany w sztok

Knajpy dają mu  moc

gwarem spełnione są. 

 

Ciemności obwiesiów
nie widzą muszych larw.

Tępe ich oczy są, 

uszy głuche na dźwięk,

ciała w robactwie tkwią

 

Jeden podnosi się,

wszystko jedno mu jest.

Najemnik no i cześć.

 

Rzym II

 

Lektyka - dama w niej. 

elita zbliża się

 

Żebrak wyciąga dłoń

wyje jak dziki zwierz

cios mu rozwala skroń

 

Obojętne twarze

niewolnik czyści brud

zmyje co mu się każe. 

 

Pan - plebs różne światy. 

Rzymskich  świątyń

granic otwartych

        

 

Objaśnienia: Gajusz Juliusz Cezar , urodził się w lipcu 100 r. p. n. e. lub 102 r. p. n. e. . Pochodził z zamożnej i wpływowej rodziny. Objął dyktaturę – ważna funkcja w czasie wojny, Rzymu. Jednak pragnął stworzyć cesarstwo i zostać pierwszym Cezarem. Zamordowany 15. marca 44 r. p. n. e.

 

 

Bibliografia: Aleksander Krawczuk: Kronika starożytnego Rzymu. Warszawa: Iskry, 1994.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

 

 

 

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To nie jest prawda. Czekał pod bramami Rzymu na decyzję Senatorów. I Go w puszczono z tzw. tryumfem. Nawet poczwórnym. To zależy, o której części jego życia się mówi.  

Nie mógł też chcieć zostać królem, jak piszesz, ponieważ Rzymianie nie traktowali tego pojęcia poważnie. To jakbyś dziś chciał powołać niewolnictwo jawne w Europie. Mówię o jawnym niewolnictwie. 

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie wierszem wrócić do tych dawnych dziejów.

 

Nie widzę tu gladiatorów

a atrakcją Rzymu byli

wprawdzie nie mieli wyboru

bo o życie swe walczyli.

 

I wychodząc na arenę

Ave Cezar -  pozdrawiali

i tu życie było cena

bo o wolność swoja grali.

 

Miłego:))

 

   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak, fanie, bolku. Ten wiersz ma w sobie jeden wers 

 

Tu myślałam o Trakach i powstaniu Spartakusa. Dziękuę za pomoc z tym Odynem i Thorem. Odyn oddał swe oko za poezję, choć wikingowie byli niepiśmienni, a jednak dokładnie (no dość dokładnie) znamy ich mity. Wiesz, dziękuję tez za iskierkię - Ty juz wiesz o co chodzi. Zacznę znowu pisać coś coś tam i może wreszcie powróci do mnie chęć opowiadania o emocjach, przeszłości, cudach świata.    Pozdrawiam. J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W dzieciństwie lubiłem czytać mitologię a Parandowskiej to kilka razy przeczytałem a potem książki o dawnej historii książki przygodowe

i dziś lubię jeszcze poczytać te stare dzieje o Egipcie , Cesarstwo Rzymskie, Wikingowie. Przewertowałem książki Karola Bunscha ładnie opisuje dzieje Polski lata tysięczne.

Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiesz tak naprawdę nie mogli nianawidziić tego słowa. Kutura z królami była im obca, fakt podbili ich barbarzyńcy i zaczęły się królestwa i u wikingów. Jeżeli, czegoś nienawidzili, to zabierania dawnej republiki. Napoleon też nie nazwał się królem - bo to przeszłość, nazwał się cesarze, tez przrszłość, ale w innym - klasycznym stylu. 

 

Ithel, zrobisz, jak uwazasz, jesteś wolnym człowiekiem, prawda? I nie musisz być złośliwy. Spokojnie, to tylko wiersz. Powodzenia na niwie życzę, bywaj. j. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...