Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
"Jestem oszołomiony, pochyliłem się nadzwyczaj nisko;
przez cały dzień chodziłem smutny"

(Psalm 38:6)

Nastrój ogarnia - lepszy lub gorszy
- długofalowo dręczy depresja
- obleśny smutek i chandra - gorszy
nas wina nawet dołuje racja.

Samoocena - świadczy bez przerwy
żeś do niczego - zbędny na świecie.
Gorycz pozbawia radości, werwy,
stąd dajesz wiarę diabelskiej tezie...

Cierpiał te stany: gorliwy Eliasz,
Hiob - doznał smutku bolejąc w sercu,
młody Samuel splin poznał, chociaż
Bóg doń przemawiał w świątyni wnętrzu.

Psalmista Dawid dręczył się sobą,
Tesaloniczan duch przygnębiony
trudami życia, znanymi wdowcom
- niedopisaniem był przytłoczony.

Traumy doznane, krzywdy fizyczne,
a nawet groźby gdy przeraziły
- rujnują zdrowie emocjonalne.
Troski w emocje się przekształciły.

Serc odrętwienie apatię sprawia
- nic nie smakuje, niewiele cieszy
- bliski dalekim - z wzruszeń ograbia
- przytulać kaktus niewielu śpieszy.

Złość więc ogarnia - ambiwalentnie
miłości pragnąc i zrozumienia,
lecz reaguje wrogo, niechętnie,
choć podświadomie troskę docenia.

Fobie do głosu przy tym dochodzą
i depcząc rozum prą ku destrukcji
- samooceny werdykt wywodzą,
tworząc projekcję drogą dedukcji.

Wyraźnych przyczyn wcale nie trzeba
- by się dołować pozór wystarcza!
Stale nieszczęścia więc się spodziewa
i martwi przy tym nie chce lekarza...

...paraliżuje lęk i doskwiera,
oblewa potem, kołata sercem,
bierze w objęcia jasna cholera
opanowuje emocji wzorcem...

...i niczym w bagnie grzęźniesz w zwątpieniu
- nikt nie zrozumie - myślisz uparcie
- cięgle, na siebie, trwasz w oburzeniu
- broniąc się mówić całkiem otwarcie.

Nieporozumień ogień doskwiera,
więc prawdę skrywasz za puste słowa
- nieznośną presję każdy wywiera
- odczuwa serce i myśli głowa.

Pociech nie zechcesz, choć potrzebujesz
i budujących rozmów się boisz,
lecz w głębi siebie potem żałujesz...
...słonymi łzami serducho poisz. *

Czyja to wina? Niejeden pyta
ciężko wzdychając, skutkiem boleści.
Odpowiedź w Słowie Jehowy skryta:
przyczyną brak jest... doskonałości.

Co by nie mówić na wskutek grzechu
choroby trapią i zaburzenia
- wskutek uchybień jest nie do śmiechu
- pojąć utrudnia zło - polisemia. **

Wspaniałomyślnie Bóg przygotował
i wkrótce poda ludziom lekarstwo!
Wierny nie będzie tego żałował,
że miał nadzieję, przejawiał męstwo. ***

Póki co blisko jest Bóg Jehowa
tych, których serce jest zdruzgotane
- opatrzy rany balsamem Słowa
rugując myśli złe - zakłamane.

Prawda: lekarze nie wszystko mogą
- nieraz pomocy jednak udzielą
- miast o nich myśleć z obawą, z trwogą,
pozwól im działać choćby kąpielą. ****

Znaczenia modlitw, w których westchnienia
rolę słów pełnią - jakże wymownych
- przecież roztropny wszak nie przecenia
- zbędne szukanie słówek ozdobnych...!

Przerzuć swe brzemię wprost na Jehowę,
bo ufnych wspiera i podtrzymuje!
Dyskusje z sobą porzuć jałowe!
Doświadcz jak bardzo Bóg cię miłuje. *****

Również przyjaciel chętnie wysłucha
zwierzeń najskrytszych - gdy się otworzysz
ulgi doświadczysz - wyrzuć z serducha
to co w nim skrywasz, skoro mu wierzysz... ******

* 1 Samuela 1:10 + 1 Królów 19:4 + 1 Tesaloniczan 5:11, 14
** Rzymian 5:12; 8:22 + Psalmie 51:5
*** Objawienie 21:1-8
**** Kaznodziei 9:11, 12; Łukasza 5:31
***** Psalm 34:18; 55:22
****** Przysłów 17:17

W książce opublikowanej przez Amerykańskie Towarzystwo Lekarskie na temat dwubiegunowych zaburzeń emocjonalnych czytamy:
"W fazie depresyjnej mogą (...) prześladować myśli samobójcze. A w fazie maniakalnej niejednokrotnie zanika zdolność rozsądnej oceny sytuacji i chory [u]nie dostrzega szkodliwości[/u] swoich działań".

Oczywiste jest, że cierpiący na takie zaburzenie osiąga ww. bieguny co jakiś czas, a w miedzy czasie znajduje się w stanach emocjonalnych pośrednich, przechodząc poprzez normalny stan emocjonalny. Ponieważ emocje, przeżycia, pragnienia, doznania rodzą myśli, więc (raczej w fazach bliskich normalności) daje im wyraz, np. redagując teksty jak poniżej:

Pogodzić się...
To tak nieludzko trudne. Całkowita ruina systemu wartości. Odwrócenie wszystkiego do góry nogami. Nagle nic nie jest już takie, jak było. Nic nie jest pewne. Nawet rzeczy najbardziej oczywiste wymykają się z rąk. To jak upadek w wielką, czarną dziurę, początkowo bez dna.

Pogodzić się...
To pozwolić odejść. Nie bać się straty. Oddać. Zmaleć. Zubożeć. Na nic już nie liczyć. Nic nie planować. Z wysiłkiem próbować utrzymać się w pionie, z godziny na godzinę.

Pogodzić się...
To pęknąć. Jakby trochę umrzeć. Znosić ból nie do wytrzymania. Zachorować z nieszczęścia. Schować się w sobie samym. Strach. Wykończenie rozpaczą. Krzyk z bezradności: Niech ktoś pomoże, bo wszyscy przepadniemy! To powrót do punktu wyjścia. Powrót dosłownie do zera.

Pogodzić się...
To nie proces bierny. Ani "poddanie się biegowi zdarzeń". To proces aktywny i świadomy, długotrwały, bardzo bolesny. To wreszcie przyjęcie swojego losu. Bez zastrzeżeń.

A wtedy...
powoli, nieśmiało nadchodzi wreszcie wyzwolenie - delikatne i kruche. I kawałek po kawałku rodzi się w nas nowy człowiek. Człowiek czysty, bez zbędnych obciążeń, bez osłony. Człowiek, którego nikt nam już nie odbierze - to pierwszy fragment wieczności.

A na końcu pojawia się zadziwienie. Uczymy się wdzięczności z tak wielu małych, wspaniałych rzeczy. Uczymy się wdzięczności za tę garstkę ludzi, którzy przez cały ten czas zawsze byli przy nas. Uczymy się korzystać z tego wyjątkowego daru, jakim byłaś dla nas wszystkich.

Pogodzić się...
To umieć rozpocząć życie od nowa.


(Fragment książki pt.: "Listy od Miriam", Lutgard van Heuckelom)


Niemniej bywa... Oj! Bywa... że rezultat "pogodzeń" jest taki: http://www.poezja.org/wiersz,71,149269.html

Opublikowano

Po wykasowanym już komentarzu jednej z P.T. Użytkowniczek tego serwisu nadmieniam, że w prawidłowym (zgodnym z intencjami autora) odbiorze utworu pomaga dostrzeżenie w których momentach do głosu dochodzi "narrator" a w których wypowiada się reprezentatywna osoba z zaburzeniami.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @obywatel Głupie może nie, ale trudno nie zgodzić się z tym, że zaaranżowane być może jest, a może napewno...sam nie wiem. Pozdrawiam! :)
    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...