Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Śmierć za życia


margotpoetry

Rekomendowane odpowiedzi

Myślałeś kiedyś o własnej śmierci, o tym, co czuje się w tej jakże wymownej chwili?
Czy mi się wydaje, czy zawiało nutą cynizmu?
Ubrany w szlafroku z filiżanką gorącej kawy siadam czasami przy oknie, którego widok rozpościera się na piękny, malowniczy można także powiedzieć, ze czasami nostalgiczny górski krajobraz. Pozostając w obojętnych relacja z samym sobą napływają do mnie egzystencjalne pytania. Czasami sam nie wiem skąd zrodziła się taka a nie inna myśl. Pewnie zadajesz sobie pytanie, kim właściwie jestem. Czasami sam chciałbym to wiedzieć. Zdarzają się chwile, w których jestem przekonany, że Ja, nazwany przez wszystkim odmieńcem jestem prawdziwym człowiekiem broniącym idei swojego powołania. Spytasz, cóż jest moim powołaniem? A ja odrzeknę „S ł o w o ”.
Już w młodzieńczych latach wykazywałem przejawy nadmiernej wrażliwości. Sypiące się z moich ust słowa często pozostawały bez odzewu rówieśników. Rozmawiali ze mną jak z wyrzutkiem. Z czasem pogodziłem się ze świadomością swojej inności. Zacząłem śpiewać własną pieśń swego życia.
Czy śmierć musi łączyć się tylko i wyłącznie z utratą fizycznej egzystencji, a może umieramy częściej niż nam się wydaje?
Wiele razy zostałem zabity w swoim życiu. Cios został zadany nieoczekiwanie, ale to nie byłoby aż tak zaskakujące jak świadomość ich nieświadomości zadania tego ciosu. Co nimi kierowało? Czy choć przez chwile myśleli o mojej egzystencji?
Pamiętam, że pierwszy raz zginąłem już w szkole podstawowej. Wtedy po raz pierwszy zasmakowałem goryczy słowa. Nie chciałem uciekać. Dlaczego miałbym też to robić? Wytrwale, więc walczyłem. W pewnym momencie jednak zostałem pokonany. Większość zabiła moje słowo. Upadłem prosto na twarz, na jeszcze młodą twarz, a oni mnie zdeptali. Myślałem, że to mój ostatni oddech. Pomyliłem się na szczęście.
Moja przyszłość rysowała się już w zupełnie innym świetle, żyłem własnym ideałem wolności wśród zakłamanego świata. Nie wiem, dlaczego ale czułem, że zdobyłem prawo do innej rzeczywistości.
W dalszych latach byłem już zupełnie kimś innym. Jednakże oni się nie zmienili. Niedojrzali jeszcze emocjonalnie rówieśnicy ciągle zatruwali moją czysta naturę. Byłem jednak silniejszy i tym razem to ja zwyciężyłem. Pokonałem ich, ich własną bronią, tylko użytą w przeciwległym biegunie.
Od tego czasu to oni umierali, co jakiś czas. Dojrzałość sprawiła, że zaczęli szukać swojej duszy. Nie mogąc jej odnaleźć popadali w anarchie swojego wyzwolenia. Ciężko
mi było, gdy patrzyłem na ich upadek. Czy w zrozumieniu samych siebie przeszkodziła
im przeszłość? A może to była ich własna zemsta w stosunku do samych siebie?
Pragnąłem im pomóc w odnalezieniu drogi. Pogardzili moją pomocą. Splunęli na mnie
z wyostrzającą się pokorą. Nie ugięli się jednak, ich duma im na to nie pozwoliła. Tak, więc konali na własne życzenie.
Spoglądając na istniejący świat z perspektywy życiowego doświadczenia ośmielam
się rzec, że dojrzała infantylność ich bytowania nie miała najmniejszego sensu. Stali
się więźniami własnej głupoty. Ich niesmak do szczęścia przechodził wszelkie granice. Brzydzili się uśmiechu, dobrego gestu, szacunku.
Latami zadawałem sobie pytanie, dlaczego się nie ugięli? Dlaczego sami sobie
nie pozwolili na chwilę zadowolenia? Skąd mieli w sobie tyle goryczy? Czy nienawiść, którą darzyli do całego świata nie stała się przypadkiem ich własną zagładą?
Z czasem nasze stosunki zmieniły się . Ich nienawiść w stosunku do mnie zaczęła opadać. Nie wiem jak to możliwe, ale zaczęliśmy rozmawiać. Ja pokazałem siebie,
a oni siebie. To była pewnego rodzaju gra, nikt nie zapomniał tego co było w przeszłości.
W dalszym ciągu oni na mnie spluwali ale widziałem, że nasze spotkania wyzwalają w nich pozytywne emocje. Starali się to ukryć za wszelką cenę, ale ja to i tak widziałem.
Chcieli bym nauczył ich czym jest przeznaczenie, jak odnaleźć powołanie. Nadal walczyli ze mną, to nie były łagodne spotkania. Oni w swej naturze mieli coś wyjątkowego, chcieli po prostu odnaleźć prawdę poprzez własny ból. Nasza nienawistna przyjacielskość stała się dla nich wartością. Chciałem im wytłumaczyć, że można inaczej, wydawało mi się, że zrozumieli. I tym razem się pomyliłem.
Niesamowity wpływ na moje dalsze życie, a także ich życie miały wydarzenia, które się dalej potoczyły. W życiu nie spodziewałbym się takiego biegu sytuacji. Oni po kolei zaczęli odchodzić. Jeden, po drugim, bez słowa. Pozostała po nich tylko cisza.
O pierwszej osobie dowiedziałem się od znajomych. Byłem akurat w sklepie, chciałem kupić jakiegoś papierosa, bo coś dziwnego się ze mną działo, chciałem się jakoś rozluźnić. Będąc tam usłyszałem tylko takie słowa:
- On nie wytrzymał! Widziałam jak stał na barierce. Mówiłam do niego to, co mnie uczyłeś, ale on odpowiedział tylko, że ” prawdziwa wolność jest przeznaczeniem każdego z nas”.
Skoczył bez zastanowienia, nie zawahał się, widziałam tylko jego oczy pełne bólu.
- Dlaczego, mu nie pomogłem?
- Nie mogłeś nic zrobić,tak samo jak ja i nikt inny.
Moje serce nagle stanęło, zrobiło mi się duszno, nie mogłem złapać oddechu. Wyleciałem z tego sklepu i pobiegłem nad jezioro. Siedząc na pomoście, ryczałem do bólu, wyłem jak dziecko. Nie mogłem przyjąć do świadomości, że już nigdy nie ujrzę jego gniewnej twarzy. Kiedyś to ja się poddałem w walce z nim, a teraz to on się poddał w walce z samym sobą. To jest niesprawiedliwe.
Po kilku dniach spotkaliśmy się. Brakowało jednej cząstki, odczuwaliśmy to wszyscy. Bałem się o nich. Nie padło ani jedno słowo. Patrzyliśmy sobie tylko w oczy. Nastała długa cisza i niepewność co do przyszłości. Widziałem bowiem, że oni stanowili jedność. Obawiałem się, że pójdą w ślad za nim by uczcić jego życie. Na szczęści kolejny
raz pomyliłem się. Nasze spotkania nie były już takie same, oni żyli już w zupełnie innym świecie.
Brutalne doświadczenie dojrzałości sprawiło, że kompletnie zagubili wartość życia. Wylądowali w przytułkach dla obłąkanych. Stracili kontakt ze światem, ze mną, aż w końcu odeszli. Zadaję sobie pytanie co, więc było im przeznaczone? Co mieli dać światu? Mam tylko jedną odpowiedź- mieli doświadczyć życia i uniknąć śmierci własnej duszy.
Dlaczego umieramy za życia?
Dzisiaj stojąc przy moim oknie, ubrany w szlafrok, z filiżanką kawy spoglądam w otaczającą mnie przestrzeń. Nic nie jest już takie jak dawniej. Oni odeszli i czuję jakby umarła cząstka mnie samego. To był nasz wspólny świat. Weszliśmy na tą samą drogę. Dlaczego tak jest, że ja wiedziałem w jakim kierunku mam podążać? Dlaczego nie mogli ode mnie chociaż trochę tego powziąć?
Ich życie stało się dla mnie prawdziwą nauką człowieczeństwa. Odkryłem jak bardzo człowiek potrafi się zniewolić. Doświadczyłem co znaczy cios ze strony drugiego człowieka, ale i także zobaczyłem jak wygląda ból człowieka go zadającego.
Oni może i umarli ale ja nadal trwam. Razem umieraliśmy za życia. To niesprawiedliwe, że śmieć spotyka niektórych kilka razy.
Powinienem ich nienawidzić, ale moja miłość do nich jest zbyt wielka. To dzięki nim moje życie się wypełniło. O śmierci, czyż jesteś tak podła by mnie zniewolić ich uwolnieniem?!
Pojawiający się zarzut jest niczym innym jak tylko odpowiedzią na prawdziwą szczerość człowieka. Powiesz, że jestem zwykły, że jestem śmieszny. Taki właśnie też jestem. Umrę będąc samym sobą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zainteresowała mnie Twoja praca, bo odnoszę wrażenie, że jej główne przesłanie (przynajmniej w zamiarze) jest bardzo podobne do przesłania mojego opowiadania. Bardzo poważnie rozważałem nadanie tytułu opartego na łacińskim "Sine morte mortuus.Sine vita vivens.", co niemal wprost odpowiada Twojemu tytułowi.

W Twojej pracy znalazłem bardzo dużo na temat zmagań bohatera z otoczeniem, który nie mógł się przebić ze swoją prawdą, ale czuję niedosyt, bo tejże prawdy nie poznałem. Nie wiem, co on konkretnie miał do przekazania.

Wiem, że to wychodzi poza konkurs, ale czy to się da dopowiedzieć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...