Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Osobno, proszę!


Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnimi czasy odczuwam szczególny wstręt do poważnych tematów, za to świetnie się czuję w skórze nieskomplikowanej blondynki. Mam nadzieję, że to przejściowe, ale póki co, nie można liczyć na jakieś ambitne pióro z mojej strony. Lojalnie uprzedzam zanim przejdę do rzeczy, żeby mi potem nie było wybrzydzania! A zatem.

Trochę pod wpływem wakacyjnych klimatów, a trochę ze względu na nie-najlepsze, własne doświadczenia niby równoprawnych związków, tudzież inne obserwacje z życia wzięte, postanowiłam dołożyć swoje trzy grosze do wiecznotrwałego dylematu czkającego w chwilach burzy i naporu: właściwie, czy nie lepiej być singlem? – Le-piej! Le-piej! – radośnie skanduje wyluzowany chórek po lewej stronie. - Uuuuu! – z obrzydzeniem buczy moherowy tłum po prawej. – Wypchajcie się! Też mi argumenty! - obrusza się moje wewnętrzne blonde i sięga do arsenału. Na początek wrzucam w Google hasło „żona idealna”. Czterysta osiemdziesiąt tysięcy wyników w osiem setnych sekundy. Dla porównania „mąż idealny” – dwieście dziewięćdziesiąt tysięcy w dwadzieścia pięć setnych sekundy. Oczywisty wniosek zaburza nieco - a może znacznie, ma ktoś cierpliwość sprawdzić? - amerykański szlagier serialowy o tymże tytule, który aktualnie leci na Hallmark’u i wywołuje emocje prawie jak Gregory House. Niemniej strzelam w ciemno: nawet odcedzając filmowe linki, bycie idealną żoną wywołuje w sieci dużo więcej zainteresowania niż bycie idealnym mężem. Kuszący trop… ale szukam dalej. Właściwie, dlaczego mąż? To takie staroświeckie! Dużo bardziej trendi brzmi „partner”. Okej. „Idealny partner” czterysta siedemdziesiąt tysięcy w dziewiętnaście setnych sekundy a „idealna partnerka” zaledwie pięćdziesiąt trzy tysiące dwieście w dwadzieścia dwie setne. O czym to świadczy? Czy przypadkiem nie o tym, że wyniki wyszukiwarki nabijają problemy (bez obrazy) samiczek, które pragną być idealnymi żonami, a zarazem za wszelką cenę chcą znaleźć idealnych partnerów? Feministki chyba by mnie rozszarpały! Nie, nie tędy droga. Zostawmy przepastne zasoby sieci na inną okazję. Pora popukać się w rozumek.

Zacznijmy od paru oczywistych oczywistości. Jak często ktoś klika w necie taki temat, jeśli uwił już słodkie gniazdeczko i karmi się złudzeniami, że tak będzie zawsze? Prawidłowa odpowiedź: nigdy albo bardzo rzadko. Zalety bycia singlem interesują zagorzałych singli (singlów?) – dla podbudowania motywacji – lub osoby, które wbrew własnej woli – wkrótce nimi zostaną – z tych samych powodów. Wniosek? Bycie singlem nie jest stanem naturalnym. Nie strzelać! Brzmi fatalnie, wiem, ale nic nie poradzę, to prawa gatunku. Idźmy dalej. Weźmy pod lupę najpierw pierwszą grupę singli zagorzałych, czyli z wyboru a nie z konieczności. Jeszcze maleńka dygresja: zgodzicie się chyba, że całkowicie pominę przedstawicielki płci pięknej tak brzydkie lub tak głupie, że pies z kulawą nogą nie zechce na nie spojrzeć oraz facetów bardziej beznadziejnych niż ustawa przewiduje? Tak? Dzięki, trudno się nie zgodzić. A więc - jakie cechy, wyróżniające z tłumu pożądliwych kajdaniarzy, można przypisać singlom z przekonania? Czy są to osoby skupione wyłącznie na sobie i własnym rozwoju, dalekie od myśli o jakichkolwiek bardziej długotrwałych wyrzeczeniach na rzecz drugiej osoby? Takie, które nieograniczoną wolność we wszystkich aspektach cenią ponad wszystko? A może takie, które nie znoszą sprzeciwu, które wiedzą, że mają zawsze rację i nie potrzebują potwierdzania tego w codziennych konfrontacjach? Osoby, które poczucie własnej wartości czerpią po prostu z siebie, a nie z bliskiej relacji z drugą osobą. Zaraz, zaraz - chyba się trochę zagalopowałam! Czy nie jakiś cholerny ideał mi się tu rysuje? Albo przeciwnie, cyniczny samolub? Spokojnie, spokojnie – prawda czasu i ekranu - a nie od rzeczy byłoby dodać: oraz literatury wszelkiej maści – dowodzi, iż to tylko kwestia trafienia na właściwą połówkę, a najwięksi twardziele topnieją jak lody w kawiarnianym ogródku. Hodowana w najciemniejszym zakątku nadzieja na Wielkie Uczucie dostaje szwungu i tratując wszystko po drodze, bez opamiętania prze na swoje pięć minut w blasku (nie mylić z błyskiem) fleszy. Szczęśliwcy czy biedni ślepcy?

Druga kategoria to single z odzysku, czyli osoby mające za sobą traumatyczne przeżycie nieudanych związków, które uległy destrukcji z inicjatywy którejś ze stron lub - nierzadko – z inicjatywy strony trzeciej. Po pierwszym zachłyśnięciu się cudownym uczuciem, że oto nikt już nie wymaga interesowania się Mundialem albo pamiętania o tych wszystkich idiotycznych rocznicach pierwszej randki, pierwszego pocałunku itd., że można wyłączyć telefon bez późniejszego tłumaczenia się rozładowaniem baterii, że nigdy więcej podejrzliwych spojrzeń, zrzędzenia i czepiania się o byle g…, wciąż tych samych dowcipów, które dawno już przestały być śmieszne, upierdliwych obiadków u wuja Leona, itp., itd. – po tym, nietrwającym długo błogostanie, single z odzysku zaczynają czuć się nieswojo. Nie mówię, że wszyscy, niektórzy zmądrzeli trwale, ale większość przeistacza się w poławiaczy. Zapuszcza przynęty na portalach randkowych, zaludnia imprezy i bulwary łakomie wypatrując ofiary. Ci właśnie najgłośniej i najdobitniej podkreślają, jak wspaniale być singlem, jak wcale im nie zależy, skąd, życie jest takie krótkie, trzeba zeń czerpać pełnymi garściami, i tym podobne pierdolety. W istocie, rozpaczliwie uciekają przed samotnością, przed pustką zimnego przedpokoju, przed nieuniknioną perspektywą małego pokoiku w Domu Spokojnej Starości. Doprawdy, nieciekawe towarzystwo.

Na szczęście jest jeszcze trzecia kategoria. Singiel oświecony łączy najlepsze cechy poprzedników. Jest osobowością silną i niepokorną, niechętnie godzi się na kompromisy, ale jeśli już na nie przystaje, można polegać na jego lojalności. Nie próbuje zawłaszczać czyjejś wolności, bo zbyt ceni własną. Idealny partner, psiakrew! Byłoby tak, gdyby nie fakt, iż w tej konkurencji singiel oświecony w ogóle nie startuje. To marzyciel, który wierzy w związek doskonały, a przecież wie, że taki nie istnieje! Dlatego na ewentualne pokusy losu, ze zniewalającym uśmiechem odpowiada: - Nie, dziękuję. Osobno, proszę!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

urodziłaś się dla felietonu

najlepszy Twój tekst, Anka
brawo!

kapitalny
dowcipny
"przewałkowany" = przeanalizowany problem - opisany za swadą, z humorem, na końcu wnioski - dające do myślenia, zmuszające do refleksji.

NIE nudny, co cholernie ważne w felietonie.
brawo! mogę to powtórzyć na pw ;D
buziak!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) „Trochę pod wpływem wakacyjnych klimatów, a trochę ze względu na nie-najlepsze, własne doświadczenia niby równoprawnych związków, tudzież inne obserwacje z życia wzięte, postanowiłam dołożyć swoje trzy grosze do wiecznotrwałego dylematu czkającego w chwilach burzy i naporu: właściwie, czy nie lepiej być singlem?”
a) Wydaje mi się, że całe zdanie jest za długie i zbyt skomplikowane jak na tzw. lekki felieton. Poniżej wypiszę słabości tego zdania.
b) „a trochę ze względu na nie-najlepsze, własne doświadczenia niby równoprawnych związków” – wywaliłbym „niby równoprawnych związków”, ponieważ wiadomo o co chodzi, a to wyrażenie niepotrzebnie wydłuża zdanie.
c) „równoprawny związek” (185 wyników) to chyba jakiś prawniczy termin. Nie lepiej zwyczajnie napisać „partnerski związek” (18,800 wyników)?
d) Zastanów się, czy napisałaś pod wpływem „obserwacji z życia wziętych”? – może „poczynionych obserwacji”? – no bo, „obserwacje życia” czy „obserwacje z życia”
e) Czemu „wiecznotrwały dylemat” (0 wyników) a nie „wieczny dylemat”
(20,100 wyników)? Sama widzisz teraz, że nikt tak nie pisze. :-) Pisząc
treść felietonu, już nie korzystałaś z narzędzia wyników wyszukiwarki. :-)
f) „wiecznotrwałego dylematu czkającego w chwilach burzy i naporu” – w pierwszej chwili myślałem, że „czkającego” to literówka, że chodziło może o słowo „czającego” bądź „czekającego”. W ogóle musiałem trochę pogłówkować, co autorka tym wyrażeniem chciała mi powiedzieć. Zbyt to zagmatwane.

2) „obrusza się moje wewnętrzne blonde” – Skąd tu nagle ta angielszczyzna? Po co? No po co?

3)„Czterysta osiemdziesiąt tysięcy wyników w osiem setnych sekundy. Dla porównania „mąż idealny” – dwieście dziewięćdziesiąt tysięcy w dwadzieścia pięć setnych sekundy.”
a) Znów trzeba się było natrudzić, tym razem żeby skumać, która liczba jest większa. A można byłoby napisać 480,000 w 0,08 sek. Dla porównania „mąż idealny” prawie połowę mniej, bo zaledwie 290,000 w 0,25 sek. Pisząc to, co ja dopisałem, czyli „prawie połowę mniej, bo zaledwie” – nie zmuszasz czytelnika do porównywania tych cyfr. Nie musi się wybijać z rytmu. Dla niego może te cyfry nie są tak istotne jak dla ciebie, bo on czyta twój felieton jedynie z nudów. W ogóle, po co pisałaś o tych sekundach? To ma jakieś znaczenie?

Jutro ciąg dalszy uwag :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4) „Oczywisty wniosek zaburza nieco - a może znacznie, ma ktoś cierpliwość sprawdzić? - amerykański szlagier serialowy o tymże tytule, który aktualnie leci na Hallmark’u i wywołuje emocje prawie jak Gregory House.”
a) Wychodzi że „wniosek zaburza szlagier serialowy” – to nie brzmi dobrze po polsku. Ponadto w środku zdania jest pytanie, które tylko utrudnia zrozumienie.
Lepiej brzmiałoby np. „Dojście do jednoznacznego wniosku, utrudnia olbrzymia ilość wyników dotyczących amerykańskiego serialu, o tymże tytule”.
b) Poza tym, co czytelnika lekkiego felietonu obchodzi, że w badaniach napotkałaś na problemy utrudniające wysnucie wniosku?

5) „Dużo bardziej trendi brzmi „partner”. – Jak ja nie cierpię tej angielszczyzny! Nie mogłaś napisać „na czasie”?

6) „Okej. „Idealny partner” czterysta siedemdziesiąt tysięcy w dziewiętnaście setnych sekundy a „idealna partnerka” zaledwie pięćdziesiąt trzy tysiące dwieście w dwadzieścia dwie setne.”
a) Dobrze, że tutaj napisałaś „zaledwie” – nie musiałem porównywać liczb!

7) „…wyniki wyszukiwarki nabijają problemy (bez obrazy) samiczek…” – Wyniki nabijają problemy? Kompletnie dla mnie niezrozumiałe.

8) „Feministki chyba by mnie rozszarpały!” – Za co by Ciebie rozszarpały? Gdybyś coś takiego napisała? Ale Ty już napisałaś (!), więc powinnaś napisać np. „Feministki, czytając to, pewnie teraz mają ochotę mnie rozszarpać!”

9) „Pora popukać się w rozumek” – Po co pukać się w rozumek, skoro rozumek z racji bycia tylko „rozumkiem” niewiele przecież może? Lepiej np. „pora pójść po rozum do głowy”.

10) „Jak często ktoś klika w necie taki temat, jeśli uwił już słodkie gniazdeczko i karmi się złudzeniami, że tak będzie zawsze?”
a) Już sama budowa zdania bardzo mi się nie podoba. Przeważnie, gdy w zdaniu mamy „jeśli” to zdanie brzmi raczej w ten deseń; „Jeśli ktoś coś, to czy…” lub „Jeśli ktoś coś, to jak często…” – U ciebie ten naturalny szyk jest zburzony.
b) „jeśli uwił już słodkie gniazdeczko” – to się źle czyta. Potknąłem się o to. Lepiej „Jeśli uwił sobie słodkie gniazdko” – czemu nie użyłaś utartego związku frazeologicznego?
c) Napisałbym np.„ Zastanawiam się, ilu z tych, co to uwiło sobie słodkie gniazdko i karmi się złudzeniami, że tak będzie zawsze – czyta na takie tematy?”
d) Czemu „klika” a nie „czyta”?

Wieczorem bądź jutro ciąg dalszy uwag :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Don Cornellosie! Pragnę wyrazić swą ogromną wdzięczność za czas i uwagę poświęcone mojemu tekstowi. Rozważyłam Twoje dotychczasowe uwagi i w rozumie i w sercu, ale totalnie się z nimi nie zgadzam.

Myślę, że w publicystyce rządzą trochę inne prawa niż w literaturze pięknej. Emocjonalny stosunek autora do przekazywanych treści, skrajny subiektywizm wyrażanych poglądów i chęć zainteresowania czytelnika - jak najbardziej dopuszczają, a wręcz niekiedy wymagają, użycia środków odbiegających od powszechnie stosowanych i uznawanych za klasycznie poprawne i właściwe. Zatem nie są mnie w stanie przekonać Twoje argumenty, że „nikt tak nie pisze”, że „przeważnie jest inaczej”, że trzeba trochę „pogłówkować”, że szyk odbiega od utartego, albo, że w znanym związku frazeologicznym jest coś nie tak. Sądzę, że gdybym przyjęła Twoje propozycje ugładzonych i wypolerowanych zdań, tekst straciłby na dynamice i mógłby stać się raczej nudną rozprawką (oczywiście, przy założeniu, że w wersji autorskiej nudny nie jest, – ale pisząc starałam się żeby nie był, więc teraz nie zmierzam być fałszywie skromna).

Po drugie, zwróć, proszę, uwagę, jaka jest ogólna konwencja. To wynurzenia blondynki, a te – jak wszystkim wiadomo – uwielbiają sprawiać wrażenie mądrzejszych, niż są w rzeczywistości. Dlatego lubują się w długich zdaniach i jeśli mogą powiedzieć: „wiecznotrwały” zamiast „wieczny”, albo „równoprawny” zamiast „partnerski”, albo użyć wtrętu z obcego języka - bez wahania to robią, a nawet są dumne, że znają takie „mądre” słowa! Użycie sformułowań, które Ciebie drażnią, to z mojej strony zabieg w pełni świadomy i celowy. Znasz mnie przecież - margines, że coś się u mnie znajdzie przypadkiem, jest niewielki - co nie oznacza naturalnie, że nie robię błędów. Robię, a jakże! Mnóstwo razy! - Oznacza tylko tyle, że nie piszę żywiołowo, przyglądam się każdemu słowu.

Po trzecie, wyszukiwarka, jako pomoc przy pisaniu tekstów, owszem, bywa pomocna, ale nie dajmy się zwariować! Bezkrytyczne poleganie na jej podpowiedziach, może prowadzić na manowce i w praktyce rzeczywiście często prowadzi – m.in. tę właśnie „odkrywczą myśl” blondynki też chciałam przemycić w tekście.

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję a zarazem proszę, spróbuj spojrzeć na ten tekst pod trochę innym kątem. Może czegoś się dopatrzysz? Serdecznie pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Napisałaś: „Myślę, że w publicystyce rządzą trochę inne prawa niż w literaturze pięknej. Emocjonalny stosunek autora do przekazywanych treści, skrajny subiektywizm wyrażanych poglądów i chęć zainteresowania czytelnika - jak najbardziej dopuszczają, a wręcz niekiedy wymagają, użycia środków odbiegających od powszechnie stosowanych i uznawanych za klasycznie poprawne i właściwe”
Odpowiadam:
Jakie inne prawa? Moim zdaniem dobra publicystyka i literatura rządzą się dokładnie tymi samymi prawami. Czym jest literatura, jeśli nie subiektywnym wyrazem autora. Obie muszą zainteresować a nawet uwieść czytelnika. Chcesz powiedzieć, ze skoro napisałaś felieton, to nie należy się doszukiwać błędów? Po cóż w takim razie, istnieje dziennikarstwo jako kierunek studiów?

2) „Sądzę, że gdybym przyjęła Twoje propozycje ugładzonych i wypolerowanych zdań, tekst straciłby na dynamice i mógłby stać się raczej nudną”
Odpowiadam:
Ależ właśnie dlatego, że nie można płynąć z tekstem, że jako czytelnik wciąż się potykałem – nie mogę zaliczyć tekstu do dynamicznych.
Co do nudy. Widzę Aniu, że się starałaś, aby nie był nudny. Pewnie temu służyły te liczne dygresje. Jednak daleko tekstowi do Masażu Ajuwerdyjskiego. Tam wszystko było jakieś naturalne, tu wymuszone – sztuczne – jakby od czapy.

3)” Po drugie, zwróć, proszę, uwagę, jaka jest ogólna konwencja. To wynurzenia blondynki, a te – jak wszystkim wiadomo – uwielbiają sprawiać wrażenie mądrzejszych, niż są w rzeczywistości. Dlatego lubują się w długich zdaniach i jeśli mogą powiedzieć: „wiecznotrwały” zamiast „wieczny”, albo „równoprawny” zamiast „partnerski”, albo użyć wtrętu z obcego języka - bez wahania to robią, a nawet są dumne, że znają takie „mądre” słowa!”
Odpowiadam:
Konwencja interesuje mnie o tyle, o ile wnosi ze sobą coś nowego i interesującego. Jeżeli tekst mnie zwyczajnie nudzi i męczy, to znaczy dla mnie przynajmniej tyle, że autor nie potrafił się odnaleźć w zadanej sobie konwencji.

Podsumowanie: Nie będę wypisywał już swoich uwag. Powiem z całą szczerością, że tekst moim zdaniem jest bardzo zły. Jest ciężki i nudny. Gdybym był redaktorem naczelnym czasopisma poprosiłbym Ciebie, żebyś napisała go od nowa. Możesz mi nie wierzyć. Możesz wierzyć Magdzie, która taśmowo się wszystkim zachwyca. Ale jeżeli chcesz się upewnić co do wartości tekstu, to zaproponuj któremuś z czasopism, aby wydrukował Twój felieton. Powtórzę jeszcze raz, że Masażowi Ajuwerdyjskiemu nie sięga do pięt.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Donie,
nie zachwycam się taśmowo wszystkim, może dlatego, że nie czytam wszystkiego
(ale to niezły pomysł, żeby uzupełnić braki w lekturze). Taka dawka dobrych emocji, po przeczytaniu i zachwyceniu się, tym, czym się jeszcze nie zachwyciłam, może okazać się najlepszym sposobem na upały, na rutynę dnia codziennego, na beznadziejny program tiwi, oraz na zrównoważenie malkontenctwa niektórych współczytaczy na Zieleniaku. :))

serdecznie pozdrawiam.
a Ciebie, Aniu, przepraszam, ale zostałam, niejako, wywołana do odpowiedzi. A więc odpowiadam.
:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Widzę, Donie, ze jednak poczułeś się urażony. Przykro mi z tego powodu, ale zdania nie zmieniam. Nie mogę doszukać się w swojej odpowiedzi stwierdzeń, które upoważniałyby Cię do przypuszczeń, iż uważam, że skoro napisałam felieton, to nie należy doszukiwać się błędów? Skąd takie wnioski? Przecież to nielogiczne - gdybym tak sądziła, to nie poddawałabym się osądowi na forum. Cenną uwagą jest dla mnie natomiast Twoje stwierdzenie, że tekst jest zły, bo jest ciężki i nudny. Absolutnie wierzę, że mówisz to szczerze. To ciężki zarzut. Jeśli różne inne osoby, które poprosiłam o przeczytanie (również poza internetem) będą miały podobne zdanie, uznam, że moja pierwsza w życiu przygoda z felietonem zakończyła się porażką. Dopóki jednak to nie nastąpi, wolno mi chyba się z Tobą nie zgodzić? Nie traktuję pisania śmiertelnie poważnie, nie zamierzam ubiegać się o drukowanie w czasopismach, nie interesuje mnie to. Próbuję różnych form i różnych gatunków. Kilka już przećwiczyłam ze zmiennym szczęściem do dobrych efektów. Wiesz, że miałam nawet krótki romansik z poezją? Fajnie, że tak dużo nowego wciąż jeszcze przede mną :) Pozdrawiam - Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doskonały felieton. Myślę Aniu, że trafiasz z problemem w sedno sprawy!
Warsztatowo jesteś także doskonała. Pozwalasz sobie na długie frazy, i masz do tego prawo, bo zdania wielokrotnie złożone udają Ci się doskonale, bez plątaniny składniowej, bez usterek logicznych ciągów wnioskowania, a to, należy przyznać z uśmiechem, potrafi naprawdę niewielu z piszących tutaj, i komentujących dobre felietony, a to jest bardzo dobry felieton, i jestem pewna, że wydrukują Ci to nawet w poważnym piśmie!
Uffff, specjalnie zbudowałam tak długie zdanie, żeby się popisać warsztatem:)
Pozdrawiam, Aniu, jesteś świetna. Inni mogliby się od Ciebie uczyć lekkości pisania i poprawności językowej.
Cieplutko, Para:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi Tobie, Aniu, o takie komentarze, jak ten, który zamieściła Anna Para? Myślisz, że dzięki komentarzom tego typu, będziesz rozwijać swój warsztat?
W ten sposób będziesz karmić tylko swoje ego!
Jak możesz być tak naiwna i sądzić, że już pierwsza próba napisania felietonu jest na wysokim poziomie!
Aniu, też miałem romansik z poezją. Dwa razy byłem wyróżniony na ogólnopolskich konkursach. Powiem więcej, w nr. 3 z 1999 roku "Nowej Okolicy Poetów" na pierwszej stronie, jestem cytowany razem ze Zbigniewem Herbertem i Tomasem Transtromerem. Obaj zdaje się kandydowali do literackiej nagrody Nobla. - Ale co z tego!!!?
Co z tego!!!?
- Czy to znaczy, że posiadłem już warsztat? Że mogę olać uwagi czytelnika? Ludzie - więcej pokory!
Bądźmy uczniami, którzy wciąż chcą uczyć się pisać. Traktujmy wszelkiego rodzaju uwagi czytelników jak zesłane błogosławieństwo. Tak naprawdę, uważam, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by się z nimi nie zgadzać. Jeśli czytelnikowi coś nie pasuje, czegoś nie rozumie - to niech to będzie z naszej winy!
Aniu, za wcześnie na jakieś kombinowanie z niby konwencją. Za wcześnie na eksperymenty niezrozumiałe. Za wcześnie na zdania z przestawionym szykiem.
Tobie i mi jeszcze trzeba uczyć się pisać zwyczajnie - gładko i poprawnie. Daleko i Tobie i mi chociażby do warsztatu Leah Jacobs, której za fragment "Diabła udomowionego" nawet nie raczyłaś pochwalić.
Nawet nie masz pojęcia, jak jest mi w tej chwili smutno.
Swoim komentarzem udowodniłaś mi, że wpadłaś już w pułapkę własnych ambicji, marzeń, że coś potrafisz dobrze napisać.
A na dodatek Ci komentatorzy - Diabły, każące karmić się twojemu ego ich miłymi słówkami.
Przepędź pochlebców! Gardź nimi, bo są tylko przeszkodą w rozwoju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi Ci, Aniu, o takie komentarze, jak ten, który zamieściła Anna Para? Myślisz, że dzięki komentarzom tego typu będziesz rozwijać swój warsztat? W ten sposób będziesz karmić tylko swoje ego!
Jak możesz być tak naiwna i sądzić, że już pierwsza próba napisania felietonu jest na wysokim poziomie?

Donie: Zrobiłam Ci gratis korektę Twojego komentarza. Nie dziękuj. Ucz się. Cieplutko, naprawdę serdecznie - Anna Para.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Don! dzisiaj mieliśmy TRZECH PREZYDENTÓW !!!!!!!!!! to historyczny wesoły dzień!!!!!!!

CIESZMY SiĘ!!!!!!!

a pozwolisz, ze będziemy wypowiadać się we własnym imieniu, jeśli chodzi o wrażenia po przeczytaniu tekstu Ani.
i proszę nie oceniać ocen oceniających! Hej! chyba nie rozumiesz definicji niezależnego komentarza?
Don, dla Ciebie jest to tekst do bani
dla mnie i nie tylko - bardzo dobry felieton!
i może poprzestańmy na tym, a nie na udowadnianiu sobie racji!
bo odczucia są subiektywne - zawsze!
:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzi Tobie, Aniu, o takie komentarze, jak ten, który zamieściła Anna Para? Myślisz, że dzięki komentarzom tego typu, będziesz rozwijać swój warsztat?
W ten sposób będziesz karmić tylko swoje ego!
Jak możesz być tak naiwna i sądzić, że już pierwsza próba napisania felietonu jest na wysokim poziomie!
Aniu, też miałem romansik z poezją. Dwa razy byłem wyróżniony na ogólnopolskich konkursach. Powiem więcej, w nr. 3 z 1999 roku "Nowej Okolicy Poetów" na pierwszej stronie, jestem cytowany razem ze Zbigniewem Herbertem i Tomasem Transtromerem. Obaj zdaje się kandydowali do literackiej nagrody Nobla. - Ale co z tego!!!?
Co z tego!!!?
- Czy to znaczy, że posiadłem już warsztat? Że mogę olać uwagi czytelnika? Ludzie - więcej pokory!
Bądźmy uczniami, którzy wciąż chcą uczyć się pisać. Traktujmy wszelkiego rodzaju uwagi czytelników jak zesłane błogosławieństwo. Tak naprawdę, uważam, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by się z nimi nie zgadzać. Jeśli czytelnikowi coś nie pasuje, czegoś nie rozumie - to niech to będzie z naszej winy!
Aniu, za wcześnie na jakieś kombinowanie z niby konwencją. Za wcześnie na eksperymenty niezrozumiałe. Za wcześnie na zdania z przestawionym szykiem.
Tobie i mi jeszcze trzeba uczyć się pisać zwyczajnie - gładko i poprawnie. Daleko i Tobie i mi chociażby do warsztatu Leah Jacobs, której za fragment "Diabła udomowionego" nawet nie raczyłaś pochwalić.
Nawet nie masz pojęcia, jak jest mi w tej chwili smutno.
Swoim komentarzem udowodniłaś mi, że wpadłaś już w pułapkę własnych ambicji, marzeń, że coś potrafisz dobrze napisać.
A na dodatek Ci komentatorzy - Diabły, każące karmić się twojemu ego ich miłymi słówkami.
Przepędź pochlebców! Gardź nimi, bo są tylko przeszkodą w rozwoju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W tej sytuacji, chyba nie od rzeczy będzie przypomnieć Ci Twoje własne słowa z 18 czerwca br. (komentarz na forum dokunamente pod tekstem "Klatka" Marcepana 30 - w reakcji na moje wcześniejsze uwagi o sposobie komentowania prozy) :

"DLA MNIE WSZYSTKO ZAWIERA SIĘ W JEDNYM ZDANIU, KTÓRE NAPISAŁAŚ, ŻE AUTOR MA NIEZBYWALNE PRAWO ZIGNOROWAĆ WSZELKIE UWAGI I PROPOZYCJE. RESZTA NALEŻY JUŻ DO INWENCJI KOMENTUJĄCEGO"

Dlaczego, Donie, teraz odmawiasz mi tego prawa? Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...