Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Piłkarze główkują ...
Proponuję i Wam pogłówkować ...

Noc świętojańska (kastalia*)

W czas sobótkowy krążą zjawy
i skrzą miliardy gwiezdnych lamp,
7,5,6,4 gdy TAM w diamenty i szmaragdy
8,4 TA noc wędruje niczym tramp.

VI TAM, krążą biesy w transie " voodoo",
1,9,3 CI, aż spod kopyt iskry tlą,
niesamowity, pełen cudów,
8,3 TEN narkotyczny, dziwny pląs ...

I aniołowie złotoskrzydli
spływają z chmur by ruszyć w tan,
1,11 aby TEN nastrój się rozmydlił,
aby dać ludziom więcej szans ...
Noc sobótkowa gęsta, słodka,
10,9,11 splątana jak TE ciepła snem,
noc marzeń i upojnych spotkań,
zaczarowany ciągnie tren.


Lśnią skry robaczków świętojańskich,
2,7,10,11 jak TE zapominalskich gwiazd,
wirując w locie obłąkańczym
ponad dachami wsi i miast.


5,2 W piątej TEJ świata leci pocisk
Erosa, który gra nie fair,
zakwita nocą kwiat paproci,
przyjaciel zakochanych serc .


"EMBE"


*
Kastalia to odmiana szarady w której zamiast sprawdzianów liczebnikowych
użyte są zaimki wskazujące TEN, TA, TO i dla sprawdzianów nieodmiennych
przysłówek TAM.
Kolejność sylab rozwiązania wskazują liczby umieszczone przed danym wierszem,
zawierającym sprawdzian.
Użycie sylaby w sprawdzianie wspak wskazane jest przez wydrukowanie
liczbą rzymską.
Zaimki zachowują rodzaj, przypadek i liczbę szyfrowanego sprawdzianu.
(Sprawdziany "martwe" - TE, "żywe" - CI).


Autorem jest Marian Butrym.
Ukazała się w "Szaradziście", w czerwcu 1984.

Opublikowano

Uwaga! Odpowiadam na pytanie nr 1:
- W poniedziałek.
Odp. na pytanie nr 2:
- sto piętnaście
pytanie nr 3:
- cztery jajka rozbić, oddzielić białko od żółtka.
nr 4:
- tak
nr 5:
- nie
nr 6:
- to byli faszyści
nr 7
- Stalin
nr 8
- czereśnie kwitną na wiosnę
nr 9:
- Pingwiny ( ale tu mogę się mylić)
nr 10:
- Henryk Paczuła.

Coś może wygrałem?

Opublikowano

Szaradziści są wśród nas!

Nazwę 'kastalia' wymyślił jej twórca, Stanisław Kaszubski, używający pseudonimu
"KASTA".
Na pewno czerpał natchnienie ze źródełka apollińskiej Kastalii.
O mało co bym utopił 'ARNIego', woda Kastalii była za głęboka.
Szarada to nie quiz.

To tym razem coś łatwiejszego, szarada klasyczna, autorstwa Juliusza
Głowackiego. Rzecz ukazała się w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

1961 ... rok magiczny!

Czerwiec (szarada)


W lesie wyrosły SZEŚĆ-SIÓDME-PIĄTE
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.


Łąka się CZWÓR-DWA ziół tysiącami,
słońce RAZ-OSIEM ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki CZWÓR-DRUGIE-TRZECIE,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W RAZ-PIĄTYM będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te SIÓDME-TRZECIE słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja ÓSMEMU powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!

J.G.


P.S Dla chcących zgłębić tajniki szarady polecam rozprawkę J. Głowackiego
w "Szaradzista radzi ...".
Rzecz do znalezienia w internecie!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





W lesie wyrosły paprocie
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.

Łąka się kwieci ziół tysiącami,
słońce złoci ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki kwieciste,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W złocie będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te proste słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja Ci powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!


ZŁO-CI-STE KWIE-CIE PA-PRO-CI

ZŁOCISTE KWIECIE PAPROCI
Opublikowano

Oddajmy głos "Kaście", który czerpał z Kastalii ...


Zimowa baśń (kastalia)


Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
6, IX z TYCH ciemności i z cieni paździerzy.
2, 5 TAM je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

8, I, 3 Przyszła Zima - TA czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
6, 3, 9 niech zadymka TA właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
1,5,2 tonie blask w srebrnym TYM śnieżnych pierzyn.
4,7,6,7 TAM zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
4, 8 Mrok zdyszany waruje TAM dźwierzy.

"KASTA"

Ukazało się w "Szaradziście," 15.02.1964, nr4(198).

Opublikowano

Pozwolę jeszcze ...


W Noc Świętojańską (szarada)


Wieczór zapada - młode dziewczęta
OSIEM-CZWÓR zioła i kwiecie,
bo każda o tym dobrze pamięta,
że dziś czas wróżby, że jest noc święta,
jedna, jedyna w tym lecie.


RAZ-SiÓDMA czasem bywała płocha,
w sumieniu teraz się skrusza;
czy też jej chłopiec jeszcze ją kocha?
choć jak DWA-PIĄTY gruby ma nochal,
lecz chętnie TRZY mu całusa.


A dola chyba jest DZIEWIĘĆ-DRUGA,
a PIĄTE-PIERWSZE nieduże,
w staropanieństwie droga zbyt długa,
więc pomóc trzeba. Ot, gwiazdka mruga,
nie warto czekać już dłużej.


Rzeki pobrzeże nie jest już puste
i mnóstwo ogni się świeci,
płoszą się śpiące DWA-ÓSME-SZÓSTE,
płoszą się groźne DWA-CZWARTE-SZÓSTE,
porzucą zdobycz swą w sieci.


Dziewczyna DZIEWIĘĆ wiązankę z kalii
i patrzy z napięciem w twarzy,
komu TRZY-SIÓDMA będzie w oddali,
kto ją wyłowi z tej bystrej fali,
kto ją uczuciem obdarzy?

"ASTRA"

Zamieszczone w "Szaradziście", 11(133), 15 czerwca 1961.


UWAGA.
Dodatkowym ułatwieniem rozwiązania szarad jest to, że liczebniki oddają przypadek i liczbę zaszyfrowanych rzeczowników, zaimków itp. odmiennych części mowy.
Będzie więc np. KAWIE - DRUGIEJ-SZÓSTEJ, a np. KINA - PIĄTEGO-PIERWSZEGO.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.



Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
z pian ciemności i z cieni paździerzy.
wiele je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

Przyszła Zima - okazja czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
niech zadymka pijana właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
tonie blask w srebrnym zalewie śnieżnych pierzyn.
obłapiła zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
Mrok zdyszany waruje obok dźwierzy.


„Za-wie-ja ob-le-pi-ła ok-na”

„Zawieja oblepiła okna”


Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż poprzednie lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!

Wtym roku będzie modnie:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!

W tym roku dla znękanych istot
powieje dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!

W tej przemowie tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w moje przepowiednie!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Sylaby rozwiązania: ją - o - śle - wian- wi- na - pa - da - ki

I pozostając w klimacie ...

Szarada mitologiczna
(Interpretacja Franka Kociołka*)

Słoneczną bryczką furmaniąc, Febuś
nie przypatruje się tylko niebu,
lecz i po ziemi ślipiami szasta,
czy się nie TRZY-DWA jakaś niewiasta.

Towaru tego widzi do diaska:
najady w rzeczce, driady w laskach;
i każda jedna jest nie od tego,
by uszczęśliwić PIĘĆ-RAZ-TRZECIEGO.

On dostatecznie jest zimnym draniem,
by bez pojęcia polecieć na nie,
i choć go judzi miłosny hormon
nie RAZ-PIĘĆ babek pokuśnym formom.

CZWÓR z CZWARTYM która ma zaznać mięty,
musowo pyszczek mieć uśmiechnięty,
festne RAZ-DRUGIE i reszte takoż.
(Febuś - esteta i prima smakosz).

Wypatrzył taką( Dafne się zwała)
i śpekuluje, że ta jest CAŁA**.
Skrzydlate śkapy w parkingu stawia
i bajeruje na manier pawia.

Lecz Dafne była lalka szemrana.
Jej nie imponią amory pana,
ucieka laskiem na prawo, w lewo.
W naoliwione zmienia się drzewo.

Do wiatru Febuś tak wystawiony
znów batem łoi końskie ogony.
Apiać po niebie gna złoty rydwan
szukać, czy inna w cug sie nie TRZY-DA.

"KASTA"

* cykl szarad "KASTY"
** treść rozwiązania

Zamieszczone w "Szaradziście", nr 8(130), 1.05.1961
Opublikowano

W " Kalendarzu Szaradzisty 1960"
ukazało się ...

WPROWADZENIE
do olimpijskiego cyklu szarad
FRANKA KOCIOŁKA



Z kart każdej książki i byle sceny
uwodzą ciebie Piękne Heleny,
łka Ifigenia, Edypa żona,
słyszysz kłopoty Amfitriona.

( Kto, z kim i za co, nie bardzo wie sie -
same zagadki w tym interesie).

Oglądasz Sartre'a albo Anouiha:
każdy o gościach nieznanych buja,
każdy imiona obce dobiera
i zapożycza coś od Homera.
Tu Achillesem Swinarski straszy -
i szlag cię trafia. - " Takie już caszy"!
Twarz SIEDEM-SZÓSTKA z urazy nie raz
i dreszcze wzbudza jasna cholera,
DRUGIE TRZY-DRUGIE tajemnic złości,

więc trzeba poznać cudacznych gości,
trzeba się wyznać którego chłopa
żoną Ksantypa lub Penelopa,
kto jest WSPAK SIÓDMY-WSPAK TRZECI-TRZECI,
dlaczego wielbią jego poeci,
trzeba coś wiedzieć także o Troi,
by być PIĘĆ medal, RAZ-SZÓŚCI moi.

DWA jest TRZY-CZWARTA-PIĄTA zasada,
którą do serca przyjąć wypada,
bo bez kultury migiem nawali
najbardziej modny egzysttencjonalizm.
Redakcji* hasło dokładnie znacie:
" BAWIĆ i UCZYĆ", więc te postacie
z PIĄTKA-PIERWSZY^M pozna najprościej
Franka Kociołka cykl o CAŁOŚCI**.


"KASTA"

* "Szaradzista"
** hasło rozwiązania szarady

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...