Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ludzki odruch to kochać, przed nim nie uciekniesz,
Prędzej kocham, kocham, takie słowa rzekniesz.
Tęsknisz ku ukochanej, serce dla niej bije,
Na ustach jej imię, a inne niczyje.


Podmiot uczuć jest różny, czym innym urzeka,
Ale każda miłości jest warta człowieka.
A gdy piękno umyśle, stanie w serca stronie ,
Bywa cudem tworzenia, jak perła w koronie.
Ubóstwiane, bo warte tego ubóstwiania,
Błędów nawet nie widzisz, bo warte kochania.


Rozmiłowani w koniach, historia pamięta,
Stała się dla Polaków i dla koni święta.
Obdarzone przyjaźnią, były wdzięczne za nie,
Bardzo użyteczne, w każde zawołanie.
Od narodzin szły w parze, a gdy życie kończył,
Pocałunek na chrapach kładąc, w wieczność łączył.
Źrebięciem uwielbiany, po powiew starości,
Do dnia ostatniego w dworze pańskim gościł.
Przez wielu traktowany jak członek rodziny,
Pewny wdzięcznej miłości, w ostatnie godziny.
A gdy oddał już tchnienie, miał grób wraz z kamieniem,
Epitafium z sentencją ze swoim imieniem.


Służył w każdej potrzebie, pod siodło, w podróży,
W zaprzęgu, polowaniu i do pracy służył.
W gospodarstwie. Szlachcic nade wszystko w boju,
Znosząc pasmo niewygód, niebezpieczeństw, znojów.
Nie było żadnej dziedziny by nie służył onej,
Niosąc palmę pierwszeństwa, zwierzęcia koronę.

Ciągłe walki obronne, wycisnęły piętna,
I czci hołdowała uczuciem namiętna.
Wierne w każdej potrzebie, bezinteresowne,
I odruchach zwierzęcych stawały wymowne.
Ponieważ zwierz szlachetny, w dworze wychowany,
Często wracał z daleka , z tym miejscem związany.
Wzięty za granicę.
Szczególny dla koni szlachecki stosunek,
Współistnienie, opieka, codzienny frasunek,
Daleko poza użyteczność wybiegał zwierzęcia,
Szedł z nim wiecznie do końca, od czasu źrebięcia,
Traktowani na równi, byli równi sobie,
Zwierze, człowiek. Nie stawiano miłości na głowie.
Prowadził pogawędki, czcił tkliwą czułością,
A pracy nie wymagał z ludzką pazernością.
Przyjaźń taka się rodzi gdy chęć obcowania,
Łączy czuła rozmowa jest chęć do dawania,
Poprzez jadę, czystość i pokarm.
Właściwa zaś umiejętność, wiązania kontaktów,
Konia, przysporzyła historii niezliczonych faktów.
Otoczony kultem i wiarą, w jego niezwykłości,
Z takim uczuć bezmiarem, w polskim domu gościł.


Oprócz różnych wartości, samych w sobie też
droższe posiadał,
Reprezentacyjność, piękno, rozumnością władał,
Przywiązanie do opiekuna, miłość do wolności,
Były cechą szczególną, tej polskiej tkliwości,
U nas docenianą. Pośród legend wielu,
Były konie co w boju stawały na celu,
Nad panem poległym, jakby chciały chronić,
Przed stratowaniem innych, a może i bronić,
Za wszelkie dobrodziejstwa.
To z bitwy ranionego daleko unosił,
Choć pan nieprzytomny konia nic nie prosił.


Na stepach Ukrainy, także w polskich puszczach,
Do osiemnastego wieku, żyła koni tłuszcza,
Dzikie wprawdzie lecz w części je udomowiano,
Z obcych stron usidlone również sprowadzane,
Do poprawy rodzimych.
Co możniejszy chciał dosiadać przecie,
Na pięknym rosłym koniu, hiszpańskim dzianecie.
Szwedzkie do ciężkiej jazdy, tatarskie, w lekkiej kawalerii,
Holenderskie w powozach, woźnica w liberii.
Wiózł państwo do kościoła.
Były arabskie, tureckie i perskie,
Do rozpłodu klacze i samce, ogierskie.
Araby smukłą kibic unosiły w kształcie,
Tatarskie zwinność, prędkość, w pędzącym bachmacie.
Ciężki Fryz, od Niemca, Sekiel z Siedmiogrodu,
Turecki ognisty, do szybkich pochodów.
W Polsce w każdym dworze, kilka sztuk, w stadninie,
Trzymano by uszlachetniać też polskiej rodzinie.
Dochowano się konia pięknego, jezdnego,
Wychowano woźniki, też chowu własnego.
Stada Czartoryskich, Potockich, Sagnuszków
były kiedyś sławne,
Takie czasy dawne, a przecież niedawne.


Gdy umierał Czarnecki sprowadzono konia,
Żegnał śmiertelnym wzrokiem, chrapy pieścił w dłoniach.
I pułkownik powstańców też Emilia Plater,
Do izby kazała sprowadzić, spod chaty.
Gdy Marszałek Piłsudski, na łożu umierał,
Klacz Kasztanka, żegnał się, ze łzami spozierał.


Puki czerwona chołota nie wdarła od wschodu,
Niosąc śmierć i spustoszenie, koniom i narodom.
Niszcząc polską pańskość, dumę narodową,
Wnieśli światu przekleństwo, "z Lenina odnową".


Józef Bieniecki

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...