Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Stary_Kredens

Użytkownicy
  • Postów

    3 139
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Stary_Kredens

  1. Kim był ten , który ze mną rozmawiał? Zagadka. Szabla dzika? -zagadka. Nigdy nie miałam głowy do rozwiązywania rebusów. Czarna magia, choć gdy to inni zrobili, stawało się proste i wręcz oczywiste. Ja widziałam tylko niewiele mówiące obrazki, które nie chciały utworzyć się w jedną logiczną całość. Tak było i teraz . Najchętniej tak jak wtedy dałabym sobie spokój i zajęła się czymś innym , bardziej pożytecznym. Odkurzyłabym mieszkanie, podlała kwiaty, wyszła z psem na spacer. Stanęły mi przed oczyma, po kolei, wszystkie wspomniane elementy z tamtej czasoprzestrzeni. Mieszkanie małe , ale słoneczne z niewielkim balkonem zawsze w kwiatach. Moje nad nimi rozanielenie. Fuksje , petunie , pelargonie , pachnący groszek i ulubione turki, które choć nie pachniały tak ładnie jak inne kwiaty, ciepłą barwą zawsze kojarzyły się z latem . Najpiękniejszą dla mnie porą roku, najbardziej pożądaną. Lubiłam czystość wokół siebie, poukładanie. Pies nie pasował do tej układanki , stanowił element emocjonalnego zachwiania. Brudził i psocił gdy mnie nie było , ale kochał mnie. Psia wierność. Dlaczego , do licha , on nie został wysłany mi do pomocy? Rozpoznałabym go od razu. Mój Dyzio, tak! jego nigdy bym się nie przestraszyła. A pędząca sfora? Każdy na moim miejscu by spanikował. Też coś ! Szarady! Jakby człowiek nie mógł przejść przez życie jasno, prosto i czytelnie. No tak ,ale dokąd mnie ta prostota zaprowadziła , czyż nie w to miejsce? Ogarnęła mnie złość. Gwałtownym ruchem zdjęłam szablę dzika i zaczęłam jej się przyglądać. Pierwszy raz w ręce miałam taki przedmiot. Amulet , talizman? Ale dlaczego on? Z pewnością to z tamtego dzika. Odruchowo powąchałam , czy nie cuchnie padliną. Nie cuchnął , tylko rzemyk zapachniał skórą. Skóra. Coś zaczęło mi świtać w głowie. Mrok panował w tunelu zupełny, ale ja przecież widziałam . Co prawda niewiele , ale nie docierało tutaj światło z zewnątrz więc jak to możliwe, że widziałam cokolwiek. To ja, moja skóra oświetlała drogę , dlatego , że ...żyłam .Było to światło życia. Gdybym umarła zgasłoby i ktoś inny odnalazłby tu mojego trupa. Ta myśl była przerażająca. Znaleźć mogiłę w takim miejscu? Chociaż , co za różnica? Dobre miejsce na pochówek jak i każde inne, tak niewątpliwie dodawałam sobie otuchy, ale czułam się doprawdy bardzo nieswojo. Co powiedział nieznajomy? Zaraz , zaraz czyż nie powiedział , że każdy zadaje to pytanie „ kim jesteś” i że wielu tu przyszło z Miasta Beznadziei. Skoro jednak nikogo innego nie spotkałam , to znaczy , że odnaleźli drogę i wyszli stąd . Oni wyszli to i ja też! Arabeski, muszę je odnaleźć! Poczułam przypływ sił i ruszyłam przed siebie dziwnie pewna , że to właściwy kierunek. Tym razem przeczucie mnie nie zawiodło. Ściana z arabeskami stała przede mną falując liśćmi jak przedtem. Obrazów było kilka poprzedzielanych wyraźnie jakby pionowymi przegrodami z liśćmi skierowanymi każdy w tę samą stronę. Misterna to była robota i choć byłam świadoma , że nie było to dziełem natury, nie na tym skupiłam uwagę. Zaprzątnęła mnie myśl , który wizerunek mam wybrać. Czysta abstrakcja, pomyślałam . Jak obrazy współczesnych mistrzów. Co,u Boga, mogą oznaczać?! A może ten , który najbardziej przypadnie mi do gustu? Problem w tym , że nie gustowałam we współczesnym malarstwie. Najbardziej lubiłam impresjonizm, w którym choć wielką rolę odgrywały barwy rzucane pędzlem na płótno w rozmaitej tonacji światła dziennego , to jednak zawsze tworzyły obrazy łatwe do rozszyfrowania. Inaczej rzecz się miała z malarstwem współczesnym , co zawsze mnie zniechęcało i rzadko pobudzało wyobraźnię. Widać moja była zbyt leniwa, a może nie przystawała do wyobraźni artysty. Tutaj rzecz się miała jeszcze inaczej . Nie było barw tylko sam rysunek w różnych tonacjach czerni i różnicach w wypukłości. Rysunek stanowił jednak zagadkę trudną do rozszyfrowania dla moich biednych oczu i umęczonego umysłu No, szablo dzika, a może ty masz coś tu do powiedzenia? Ściskałam ją w dłoni, to znów przyglądałam , ale nic się nie działo. Nawet nie drgnęła tak sama z siebie , jak czarodziejska różdżka , bo przecież tego się spodziewałam, do licha! Co robić? A poza tym, co właściwie ma się stać ? Mam tam wejść , żeby wyjść? No to spróbuję , chociażby tutaj, co za różnica w którym miejscu i tak nic nie wiem więc może tutaj gdzie stoję, po prostu. No i naparłam na ścianę , chociaż to określenie okazało się zupełnie niewłaściwe, bo nie poczułam żadnego oporu tylko jednym krokiem weszłam w sam środek dnia , który z miejsca mnie oślepił swoim blaskiem.
  2. Krew słońca , barwa wyroków, krawat blokowisk ściska - i łatwiej? Pozdrawiam Kredens
  3. Cudownie. Pozdrawiam Kredens
  4. Rozdział 3 Nie wiem , spałam , nie spałam? Obok ktoś siedział. Niespodzianka, jednak przyjęłam ją bez większego zdziwienia może dlatego , że tak bardzo pragnęłam odmiany, chciałam by coś się wydarzyło. Siedział i patrzył na mnie z łagodnym uśmiechem , co mnie do reszty uspokoiło. Nie ma się przecież czego bać , gdy ktoś się tak uśmiecha. Nie był już młody, ale i nie stary , powiedzmy tak po pięćdziesiątce, ubrany w lekką białą szatę. Może to mój anioł stróż, pomyślałam. - Skąd przyszłaś?- zapytał. Głos też miał łagodny, przyjemny. - Z Miasta Beznadziei. Jak wszyscy. Właściwie mogłem nie pytać. Dlatego, też nie zapytam dlaczego, ale zapytam dlaczego zabłądziłaś? Nie zauważyłaś znaków na drodze ? Kim jesteś? Tak, wszyscy zadają to pytanie , bo jak zwykle nie koncentrują się na tym co ważne . Obchodzą was sprawy poboczne , bo jakie to ma znaczenie kim jestem? Chciałaś stąd wyjść, czyż nie? Odnaleźć właściwą drogę. Nadal tego pragniesz? Tak , ale... Pomyśl o tym co ważne. Powiedziałem ci o znakach, zapytaj o nie. Znaki? Gdzie? Kiedy? Było albo gorąco albo zimno i te psy, labirynt. Tak, teraz wszystko pamiętam. Bałam się i byłam zmęczona. Owszem chciałam jakiejś wskazówki, drogowskazu, ale nic takiego nie było. A ty mówisz o jakiś znakach, jakich? Gdy wychodziłaś z Miasta Beznadziei przyglądałaś się cieniom innych , a czy przyjrzałaś się swojemu? Nie, nie wiem, nie pamiętam. Nie zrobiłaś tego z całą pewnością i pominęłaś pierwszy znak. Zobaczyłabyś , że twój cień nie przełamuje się wpół tak jak inne lecz wskazuje ci drogę. To pierwszy najważniejszy znak. Gdy podejmujesz ważną decyzję nie patrz na innych tylko na siebie . Wejrzyj w siebie, w swój cień, w swoje ja , które nieustannie ci towarzyszy. Gdybyś to zrobiła byłabyś już u celu, bo twoje ja, to czego ty naprawdę chcesz, nigdy cię nie omyli. Ale wszystkie drogi były takie same. Co mógł więc pokazać mój cień? Takie same? To było złudzenie. Czy nigdy nie słyszałaś o tym , że poza iluzją rzeczywistości otwiera się kraina pragnień. Trzeba tylko za nimi podążać. Złudzenie? To może i dzik i te psy też były złudzeniem? W pewnym sensie tak , a w pewnym nie. Jak to? Widzisz psy istniały , ale nie wiesz tak naprawdę, czego chciały od ciebie. Uciekłaś przed nimi tutaj, jednak nie masz pewności, co by się stało gdybyś nie uciekła. Rozszarpały by mnie. To jasne. Dlaczego? A może chciały cię uratować? Przed czym ? Przed labiryntem. Gdybyś nie słuchała tylko własnego strachu. usłyszałabyś jak proszą byś tu nie biegła, jak żałośnie skomlą , że nie udało się im cię zatrzymać. Łasiłyby się do twych nóg szły z tobą i wywęszyły dla ciebie strumień z ożywczą wodą . A przecież sama o to prosiłaś . O ten znak. Zastanawiałaś się, co by zrobiły zwierzęta na twoim miejscu. I one zaraz ukazały się na horyzoncie biegły do ciebie najszybciej jak mogły. Psy, przyjaciele ludzi. A dzik? kto go rozszarpał? - zapytałam coraz bardziej przygnębiona, że tak wszystko co dobre mnie ominęło, a było tuż tuż. Psy, ale nie te, a może i te , one też muszą jeść. I co teraz , czy stąd nie ma wyjścia , czy ty też jesteś złudzeniem? Szłaś dwiema drogami , czy obie zakończyły się ścianą? Tak A więc? Jak myślisz? Nie ma wyjścia. To koniec? Cha , cha , cha. Zawsze jest jakieś wyjście. Zawsze. Nieprawda. A śmierć? Śmierć nie jest wyjściem jest koniecznością i przede wszystkim WEJŚCIEM, ale każdy ma swój czas, ty też, ale nie ty o tym decydujesz. Więc co mam robić? Zastanowić się nad znakiem. Znowu to samo . Jaki znak ? Wszystko było takie samo. Czy na pewno ? Pomyśl. Posłuchałam go i nagle – arabeski , oczywiście tym różniły się ściany labiryntu , ale jakie miały znaczenie? Tak, arabeski , masz rację jesteś już blisko albo jeszcze bardzo daleko , to tylko od ciebie zależy. Nie powiedziałam ci arabeski – skąd wiedziałeś ? Czytasz w moich myślach?Kim jesteś, kim? Otworzyłam oczy. Nikogo nie było , może nie było wcale. To był tylko sen? Sięgnęłam ręką wyczuwając coś zawieszonego na szyi. Na rzemyku wisiała szabla dzika. A więc był tu, to nie był sen.
  5. O ile wiem zdun jest od pieców, a nie od kominów, ale to drobiazg. Wiersz refleksyjny , że niby tyle wysiłku i ciągle pod górkę , a tu tylko trochę dymu poleciało ? dobrze , że biały a nie gęsty czarny Pozdrawiam kredens
  6. Tak na wstępie powinno być tę kawę, jeszcze ta zasada obowiązuje choć "tą" jest bardzo ekspansywna. Tak nasza fantazja i myśli jako jedyne mogą być chyba wolne i dlatego dajemy im czasem folgę Pozdrawiam Kredens
  7. Bardzo mi się spodobał. Pozdrawiam Kredens
  8. A to niby dlaczego takie świetne? o i to więcej? Kredens
  9. A o co chodzi ? Mam wykształcenie polonistyczne i kiedyś pracowałam w szkole , ale już dawno. Pozdrawiam kredens
  10. Rozdział 2 Marsz trwał nieprzerwanie . Nie mogłam odpocząć , nie było żadnego suchego miejsca w którym można by usiąść i rozprostować nogi. Zaraz dopadała przenikliwa mżawka , a woda skraplała się w cienkie strużki spływając lodowato po karku. Zupełnie jakby to czyniła naumyślnie. Gdziekolwiek bym nie usiadła zaraz się pojawiała. Trudno powiedzieć jak długo już szłam . Mrok nie pozwalał na określenie czasu. Słońce stało nisko lub wysoko co dawało określone wskazówki , tu niczego podobnego nie można było doświadczyć. Tunel ciągnął się w nieskończoność, a przynajmniej, jak się okazało, sprawiał takie wrażenie, gdyż nagle droga rozwidliła się w dwie strony. Na prawo i na lewo. Ot i masz, wybieraj teraz człowieku bez żadnej wiedzy, bez informacji jakie zazwyczaj umieszczone są na drogowskazach. A jakie mam zapisane w pamięci? Iść na lewo , to od serca. No tak, tak słyszałam. Słuchaj głosu swojego serca, ale z drugiej strony, ludzkie serce bywa zwodnicze. To też słyszałam, a może czytałam gdzieś w jakiejś starej i bardzo mądrej księdze. Nie pamiętam jakiej. A prawa strona? Prawość, prawda. Poznaj prawdę , a prawda cię wyswobodzi. To by się bardzo przydało. Jednak serce bardziej przemawiało do mnie w tej chwili i jeszcze jedno przypomnienie „tam skarb twój gdzie serce twoje” skłoniło mnie by wybrać drogę skręcającą w lewo. Czyżbym czegoś więcej chciała niż tylko wyzwolenia? Skarb ? O tak wiedziałam czego pragnę , dobrze wiedziałam. Serce, czyż nie z miłością się kojarzy? Oczywiście , że tak. To takie proste , banalne wręcz , bo czegóż można chcieć, jak nie serca czyjegoś. A ja nie pragnęłam jakiegoś serca lecz tego , jedynego dla którego wyszłam z Miasta Beznadziei. Wierzyłam, że ono na mnie czeka. Myśl ta rozgrzewała i dodawała sił gdy tak szłam przemoczona i drżąca. Rozpamiętywałam słowa i gesty i spojrzenia w oczy i to mocne długie, przytulenie. Nie, to nie mogło mnie okłamać , oszukać, to było, musiało być prawdą. Czułam , że zaraz za chwilę wyjdę z tunelu na świat i od razu przy jego wyjściu on będzie na mnie czekał i pójdziemy razem w naszą drogę Zamiast tego nagle przede mną wyrosła ściana. Tunel okazał się ślepy. Splątane, liściaste gałęzie stanowiły mur nie do pokonania. Nie miałam żadnych narzędzi ani kłów ani pazurów zwierzęcia , które by przedarły się przez ten gąszcz, a jednak zaczęłam rozsuwać twardą nabrzmiałą wodą materię roślin. Raniły skórę, zadawały ból, a gdy dłonie wśliznęły się głębiej znów poczułam ten sam dotyk . Tunel był gruby jak przystrzyżony żywopłot i choć wiedziałam , że coś za nim jest , to dotarcie do tego niewiadomego, co mogło być wyzwoleniem, było niemożliwe. Mogłam tylko zawrócić i pójść drogą skracającą w prawo. To stało się niespodziewanie szybko , bo już po chwili stałam na rozwidleniu. Przez moment mnie to zastanowiło, jak to możliwe , ze szłam tak długo, a wracałam przez chwilę tylko? Dziwne , ale czyż wszystko to, co mnie tutaj spotyka, dziwnym nie jest? A może to sen tylko, ale w śnie czyż odczuwałabym zmęczenie , zimno i głód , który już od długiego czasu dawał o sobie znać bolesnymi skurczami żołądka i graniem jelit długim i głośnym potęgowanym ciszą tunelu, mąconą tylko kapaniem kropli. Cisza ta stawała się nie do wytrzymania , a mrok przytłaczał. Słońca , ach słońca nareszcie! Choćby mała smuga światła. Poszłam w tę drogę z obawą. Gdyby nie myśl o ukochanym , może nie poszłabym wcale. Usiadłabym tutaj i zaczekała może na śmierć , a może na cudowne ocalenie. Tak bardzo byłam zmęczona. Pragnienie miłości było silniejsze, a i sama możliwość wyboru , to że jeszcze istniał przesądziło sprawę. Tunel nie różnił się niczym od poprzedniego. Taki sam mrok , tak samo mokro , ale potem , czyżby to zwidy? Ściany z liści układały się jakby w jakieś obrazy. Nie były już takie roślinne , przypadkowe, lecz jakby czyjaś ręką uformowane. Żaden z obrazów jednak nie wydawał się znajomy. Były to raczej płynne , falujące arabeski sprawiające wrażenie wiatru, ale wiatru nie było. Coś jednak mi mówiło , że to też ślepa droga , coś wewnętrznie. Sama nie wiem skąd płynęła myśl. Z umysłu, z serca, z każdego włókienka ciała zmęczonego i obolałego? Myśl , która się urzeczywistniła , bo choć arabeski zapowiadały zmianę , podsycały nadzieję , bo jest inaczej , to jednak finał był taki sam. Ten tunel też był ślepy. Labirynt pomyślałam, a z myślą wtargnęła rozpacz , czarna, bez dna. Położyłam się i zamknęłam oczy.
  11. Czy boleśniej nie wiadomo o ile założyć , że drzewo też ma duszę , a Ty chyba tak zrobiłaś . Ładny wiersz refleksyjny i dobry literacko Pozdrawiam Kredens
  12. Tak, mądre są takie chwile , ale trudne Pozdrawiam Kredens
  13. Jednak to dlatego , że może nie chcielibyśmy tak naprawde dorosnąć, stąd tęsknota do lat dzieciństwa , ale Bóg tak to zaprogramował, a "ale" jest ważne co do treści wiersza , tak uważam Pozdrawiam Kredens
  14. melodramat, ale to tym razem on jest poszkodowany, a dobrze mu tak naiwniak jakiś, ale śmierć jak zwykle łaskawa. Fabuła do przewidzenia Pozdrawiam Kredens
  15. Wiatraki? które , te nowe czy te stare? chociaż co za różnica, ktoś tam z nimi walczył i walczy a one trwają niezmiennie. Refleksja nad pędem donikąd podszytym strachem? Chyba tak Pozdrawiam kredens
  16. A to teraz wiem skąd się biorą ci bezdomni. Przez moment przy tym buncie skojarzyło mi się nie widzieć czemu z "Lotem nad kukułczym gniazdem' Pozdrawiam Kredens
  17. Deszcz oczyszczający , leczący - tęsknota za odrodzeniem pierwszym spojrzeniem , naiwnością dziecka. Co to miałoby być - nawrócenie? Śmierć? Miłość?Wszystko jest połowiczne lub nieznane tylko samo czekanie może jest coś warte jak np. czekanie na atrakcyjną podróż z kimś równie atrakcyjnym , chciałoby się być wciąż przed tą podróżą, w tym czasie właśnie, pełnym obietnic Pozdrawiam Kredens
  18. Rozdział 1 O świcie zdecydowałam się . Nareszcie. Długo trwałam w wahaniu odczuwając chęć i przymus. Tak, nie było innego wyjścia i dobrze o tym wiedząc od początku zdawałam sobie sprawę , że trzeba podjąć ostateczną decyzję. Ale za nią szła konieczność działania, bo myśleć ,kombinować , rozważać od różnej strony ,czasem , gdy znajdzie się wiernego słuchacza mówić o tym, jest o wiele łatwiej niż zacząć działać. O tym świcie,kiedy tylko przetarłam oczy i spojrzałam w kierunku okna rozświetlonego brzaskiem, mechanicznie, bez pośpiechu ubrałam się i nic ze sobą nie zabrawszy, prócz nieco jadła i picia, wyszłam za bramy Miasta Beznadziei. Nic ze sobą nie zabrałam i nic też za sobą , po sobie nie zostawiłam . Wszystko było przeszłością ,a przeszłość ta nie miała już mocy , teraźniejszość zaś pozbawiona była szans na nowe. Zanim przekroczyłam granicę murów, kątem oka dostrzegałam inne nieliczne postaci rzucające długie cienie przełamujące się wpół , część na ulicy część na murze, by za chwilę wejść na którąś z dróg i stać się jednym długim cieniem , który miał nam towarzyszyć, aż do końca jako jedyny , a może nie ? Tymczasem rzut oka na okolicę . Cóż za pustka ogromna, aż po horyzont . Płaskie pola, siwe i zrudziałe jak broda starca . Dróg było wiele . Ja wybrałam swoją i wiedziałam , że końca jej szybko nie dostrzegę , a przynajmniej tak mi się wydawało. I rzeczywiście szłam i szłam , słońce przypiekało coraz bardziej, a tu ani jednego drzewa , ruczaju bodaj małego stawiku, w którym można by zakosztować ochłody. Nic tylko droga i pola. Bezkres. Zaczęłam żałować wyboru , ale przecież w punkcie wyjścia wszystkie drogi zaczynały się tak samo i tak samo wyglądały . Jakąż miałam gwarancję , że tamte były lepsze? Zaczęłam , bardzo już zmordowana , spierzchłymi wargami wymawiać bezgłośnie modlitwy do wszystkich bogów , jakich znałam . Do wszystkich świętych o których mi mówiono. Uparcie w tym bezgłośnym szemraniu dostrzec pragnęłam tego jednego , jedynego , który mógłby, powinien był mi pomóc , bo słyszałam o tym , że niektórym pomógł . Zapewniali nawet o tym solennie. Nie było podstaw by temu nie wierzyć. Teraz jednak chodziło o mnie. To ja potrzebowałam pomocy , ale nie wiedziałam do kogo mam się modlić. Nie znałam tego jednego jedynego imienia , które by zadziałało jak zaklęcie i przynosiło ulgę wyzwolenia. Szepcząc więc modlitwę bez większej nadziei i uniesienia jaka zapewne powinna temu aktowi towarzyszyć zrazu nieznacznie , a potem coraz intensywniej nozdrzom dał się odczuć straszliwy fetor. Umiałam go rozpoznać i to od razu , gdyż już go przedtem znałam . Padlina. Gdzieś tu była , niedaleko. Czas jakiś fetor szedł przede mną , a właściwie to już we mnie przeniknąwszy mnie i wszystko dokoła. Zdawało się , że świat cały cuchnie i niebo i słońce , które wyżej stawało i prażyło niemiłosiernie. Ścierwo leżało na poboczu. Masywne rozdarte i wstrętne. Było to ścierwo dzika , odyńca. Nie miał jednej szabli , była wyrwana , wnętrzności wydarte i wyjedzone. Zagarniając poły sukni przytknęłam je do twarzy zasłaniając nos i usta. Nic to jednak nie dało. Przeciwnie, dusząc się własnym oddechem, po fali torsji, zwymiotowałam resztką płynu , który dawno wypiłam i kwasem żołądkowym palącym teraz przełyk i gardło. Wymiotując wdychałam fetor pełnymi płucami , tak że nie było już w nich śladu zdrowego powietrza. Pić , ach pić. Palenie kwasu stało się nie do wytrzymania. Rozejrzałam się bezradnie dookoła i nagle dostrzegłam to, czego nie mogłam dostrzec wcześniej, uwagę mając skupioną na padlinie a myśl zmąconą smrodem, gdyż i w umyśle zagnieździł się na dobre. Rosła trawa . Na tym ugorze zielona, bujna, tuż obok padliny. Zajrzałam za nią i dostrzegłam przyczynę jej bytu. Woda. Małe oko wody jak oko wielkiej ropuchy, zielone i modre zarazem, gdyż odbijało niebo. Rzuciłam się ku niej, a szklane oczy dzika wpatrywały się tępo w przestrzeń. To mnie zatrzymało. Ta woda jest z pewnością zatruta. Sygnał ostrzegawczy przyszedł nagle , ale poprzedzony był doświadczeniem pokoleń. One wiedziały , że padlina jest trucizną od której się umiera. Rozpoczęła się straszliwa walka pomiędzy pragnieniem, a rozsądkiem. Żeby choćby jedna podpowiedź , najmniejsza wskazówka. A jakby postąpiło zwierzę , ptak może? Zwierzęta obdarzone węchem , instynktem silniejszym niż ludzie wiedzą, co mają robić. Ja nie wiedziałam. Mózg prawie eksplodował, a oczy nieprzytomnie rozglądały się dookoła , to spoglądały w niebo , jakby tam szukały ratunku , to znów błądziły po polach, gdy wtem z jednego miejsca od horyzontu jeszcze bardzo daleko wzrok spostrzegać zaczął ruch jakiś nieokreślony, coś jakby kilka ciemnych punktów posuwało się naprzód wyraźnie w moim kierunku. Od razu poczułam niepokój , choć jeszcze pojęcia nie miałam , co to może być. Zapomniałam o pragnieniu i uwagę mą skupiło to niespodziewane wydarzenie. Nad szybko przemieszczającymi się punkcikami ukazywały się tumany pyłu, ziemia bowiem sucha była jak pieprz. Nagle doznałam olśnienia. To psy, wściekła sfora z pyskami wietrzącymi powietrze, pędziła w moją stronę. Dzik , ten dzik co tu leży też został przez nie rozszarpany , to nie ulegało wątpliwości jak i to , że i mnie spotka wkrótce ten sam los. Nie było czasu do stracenia. Uciekać i to jak najszybciej, tylko dokąd? Droga, czego przedtem nie zauważyłam, wyraźnie zaczęła piąć się pod górę. Wzniesienie terenu było na tyle duże, że nie widziałam jej dalszego biegu. Rzuciłam się przed siebie ile sił w nogach ,a sfora przybliżała się z wściekłym ujadaniem. Moja ucieczka dodawała im impetu tak jak mi dodawał go strach pierwotny , głuchy i tępy , gdy niczego się nie dostrzega prócz śmierci co pędzi za tobą, tuż za plecami . Wzniesienie opadło nieoczekiwanie i oczom moim ukazał się dziwny tunel z drzew rosnących po obu stronach drogi. Drzewa splatały się gałęziami tak szczelnie , że w tunelu tym panował prawie całkowity mrok .Ten niezwykły widok zatrzymał mnie na moment, ale nie był to dobry moment na zastanawianie się . Tylko tu mogłam się schronić i choć psy też mogły wbiec tu za mną, ogarnęła mnie dziwna pewność , że tego nie uczynią, że jest to granica , której nie wolno im przekroczyć. Pewność zamieniała się w fakt. Psy po spazmie wściekłego ujadania w którym słychać było jak bardzo są rozczarowane , zaskomliły jeszcze trochę żałośnie i poszły sobie nie wiadomo dokąd . Może tam skąd przyszły , ale skąd ? Co było za horyzontem ? Jakie zło je tu przygnało i gdzie ja teraz jestem ? Drzewa rosiły. Z każdego liścia, listka i listeczka spadała co chwilę kropla. Rosiło nieustannie. Po spiekocie i pragnieniu jakich jeszcze tak niedawno doznałam , dawało to olbrzymie uczucie ulgi. Mogłam też napić się do woli, gdyż z większych zwisających gałęzi woda ściekała cienką lecz nieustanną strużką. Teraz przypomniał o sobie głód. W spiekocie zupełnie go nie czułam , ale tu w mroku i chłodzie , po doznanych emocjach przyszedł ze zdwojoną siłą. Byłam na to przygotowana i za chwilę wyciągnięte z torby, przewieszonej przez ramię, dwie pajdy chleba, grubo posmarowane masłem, zasiliły mój skurczony żołądek. Życie prawie stało się znośne , a droga, choć dalej nosiła znamiona niewiadomej, wydała mi się łatwą do pokonania. Pełna więc optymizmu ruszyłam naprzód. cdn.
  19. Napisałeś jak chciałeś , forma zawsze może być inna czasem lepsza , ale ta jest Twoja i do przyjęcia idziesz słowami za tokiem mysli i moim zdaniem bardzo konsekwentnie . Mnie się podoba Pozdrawiam Kredens
  20. Takiej opatrzności tylko życzyć sobie Pozdrawiam Kredens
  21. Ach Stachura mój idol , jakże miło Pozdrawiam kredens
  22. Pominęłabym zwrócony posiłek, całość przygnębiająca ,ale chyba o to chodziło, co nieco znajomo brzmi , jednak mam nadzieję , że to tylko takie chwile . Dobrze oddany nastrój Pozdrawiam kredens
  23. są zaszufladkowane są upchane a szuflady a ten i puste i nazwę tylko ten tylko że Z tymi uśmiechami "właśnie tak" nie przemyślane, a warto. Ps. na fotografii brakuje kredensu !? z szufladami lub bez. A, słuszne uwagi zmienilam, a co do fotografii to kredens jest w środku Pozdrawiam Kredens
  24. Dzięki za czytanie i komentarz chociaz czy zabawne ? może tak wyszło ,a le nie w zamiarze autorki Pozdrawiam kredens
  25. No właśnie , teoretycznie , czasem może praktycznie, ale różnice między płcią zawsze zostaną i o to raczej chodziło Pozdrawiam kredens
×
×
  • Dodaj nową pozycję...