komfort spokoju? tak po burzy tak z reguły jest, choćby to była tylko burza uczuć , ale raczej z reguły do następnego razu, aby komfort nie przerodził się w konformizm
pozdrawiam kredens
odzierany dźwięk z dobra
kolor z soczystości
światło z blasku
z miłości życie
czasem kopnie taki dzień
i nikt nie zapuka
w strzępach dusza
zamknięta w mikrokosmosie ciała
mała
strwożona
samotna
taki dzień
a tu poezja nad polami
w dziupli dzięcioła
w krzyku narodzin w samo
południe
kolejny raz chcę kupić cały świat
chętka dziecka które ma bogatego tatę
kolorowe obrazki
migają szybko i podświadomie
nakręcają
tatko w grobie
nigdy groszem nie śmierdział
i nie miał pędu do niego
skąd więc we mnie te chęciny
ani już ładnej ani młodej dziewczyny
co tłumaczyć mogłoby wiele
czy rozważania nad starą zmolałą szafą
czy zmatowiałe lustra co duszę kosmatą
drapią pazurem przemijania
no nie wiem
nie wiem
tak trudno znaleźć początek i koniec
choć ten ostatni świeci już
bardzo jasno
zauroczenia są piękne, ale nietrwałe palące i krótkie jak iskra, ale jeśli przeobrażają się w trwały ogień to można zgorzeć, więc lepiej, chluśnij wodą
pozdrawiam kredens
nie myśl o wczoraj
odpuść sobie
innym też
do głębokiej wody wrzuć
z kamieniem który gniótł
z liną co na gałęzi zawisła
by gałąź zakwitła
na bliźnie kamienia
trawa wyrosła
zobacz znów przyjdzie wiosna
tylko zaufaj wierności
wejrzyj na tych którzy
kochają wciąż tak samo
fatalnie masakra
maskara się rozpływa zbyt archaiczna
przez co bardziej żywa
zatruwa życie myśl zbyt uparta
sama wciąż więc
niewiele warta
jestem tu i teraz może już zbyt
leniwa no i na pewno zbyt już
leciwa
gdy jedna w drugą coraz piękniejsze
i coraz młodsze coraz
smuklejsze
ja z nadpodażą uparcie walczę
i zbytu szukam równie uparcie
w końcu myśl mi taka zakwitła
chociażem starsza i nieco zbrzydłam
miłości szukać to trudna sztuka
więc może niech mnie
ona poszuka
niefortunny ciąg zdarzeń?
czy może to we mnie siedzi diabeł
wyssanych pojęć z mlekiem matki
trzeba tak a nie tak
powinno się
a życie sobie
ludzie sobie
i ja sobie
wizualizacje pękają jak bańki mydlane
pod naporem rzeczywistości
jeszcze się nie nauczyłam
i może nigdy nie nauczę przegrywać
z tym co nieuchronne
głupio to brzmi
ale chcę być dzieckiem
jestem i nim zostanę
amen
jakże nie lubię eliptycznych ucieczek słońca
w miejsca w których mnie nie ma
wiatru z mroźnym oddechem
pustych oczu wieczornego cienia
uciekam szybko bo coś czai się
pod lasem
patrzę w żółte okien latarnie
luba myśl w sercu radośnie kołacze
oto mój dom wiem
że przygarnie