Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Agnieszka_Horodyska

Użytkownicy
  • Postów

    680
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Agnieszka_Horodyska

  1. Nie chciałabym kochać jeśli kochanie To bliskość w nagłym ciemnym olśnieniu Żart potem śmiech a potem chwytanie Dłoni po długim nigdy-niewidzeniu Nie chciałabym kochać jeśli kochanie To tylko pustka bez wspólnej kuchni W której dysputy są jak oranie Ziemi na chleb i siły na smutki Nie chciałabym kochać jeśi kochanie To błąd ciągle ślepy bo rozmarzony I na nic znaki na nic staranie Tej ciągle drugiej zamkniętej strony A chciałabym kochać jeśli kochanie Ty mnie pokochasz ja bardzo ciebie I się znajdziemy pomału a nie To ciemne granie trwanie u siebie
  2. Możliwe, że tak to właśnie było, że to wymieniane niepowodzenia, dobrze poczytać czyjeś słowa o tworze. Dziękuję :) i pozdrawiam miło!
  3. Postaram się dopieścić, ale bardzo się cieszę, że pewnie rozumiesz!!! :) :) Pozdrawiam ciepło!
  4. Może przesadziłam z powtórzeniami, nie wiem, jakoś poszło tak. Ale miło, że dobrze odbierasz ten wiersz ogólnie, pozdrawiam i danke!
  5. Ech... bardzo szczerze pisząc, to nie domyślam się, to znaczy przez chwilę to miałam, a potem już mi zniknęło. I pewnie jak będę to czytać za rok, to zdziwię się, że nie rozumiem, ale teraz nie rozumiem :( Cieszę się, że spójniki Ci nie przeszkadzają i pozdrawiam miło, dziękując za komentzarz :)
  6. Danke bardzo za uwagi :) Nie miałam pojęcia, że to może być tak inaczej odebrane. Pozdrawiam ciepło!
  7. I iść tą gęsią ścieżką. Za późno, bez strachu, I patrzeć jak spadają ciągle białe pióra Z daleka, z niewiadomej, malutkie, pomału, I wiedzieć, że nic więcej się nigdy nie uda. I czuć, że ciągle lepsi wracali pomału Z teatru dla ubogich na kołach z przesiadką I z zajęć z filozofii, i wciąż lepszym grało To serce tak banalne, za szybko, za łatwo. I ciągle pragnąć więcej, ale iść bez strachu, I czuć, że każda ścieżka ma swoich wędrowców, I oni dużo znaczą, a ja znaczę mało, Gdy patrzę na dziewczynki krzyczące na chłopców. Bo krzyczą ciągle nowe, więc ktoś musi zbierać Te piórka spadające na usta i włosy I krzyki spadające na uszy. Wybierać Wciąż najbielsze ścieżki, najprawdziwsze głosy.
  8. Mieszkam przy śmietniku w budce, która nie ma okna. Mam tylko materac, kołdrę, kilka koców i poduszek, ubrania z caritasu i lumpesków, butle z wodą, papier i pióro. Niedawno zaczęłam znosić też książki - ze stolików ,,do wzięcia", z wyprzedaży za trzy złote i z największych promocji. Od dawna nie muszę jeść. To znaczy muszę, ale nie cieszy mnie to jak kiedyś, więc zadowalam się czymkolwiek. Mieszkam tak już kilka lat, odkąd rzuciłam studia. Podobno żyję w bloku z mamą, więc mogę pokazywać dowód osobisty i karty biblioteczne, a nawet pracować albo mieć zasiłek. Leżę w majakach, rzucam się pod kołdrą. Nie wiem, która może być godzina. Słyszę kroki i śmiechy za drzwiami, ale nie martwi mnie to, bo jestem zamknięta na kłódkę od środka. Nade mną wiszą upiory ubrań upranych w łazience mojej byłej uczelni (rano, kiedy nikt tam nie wchodzi). W końcu wydostaję się spod nakrycia i sprawnie obmywam w minimalnej ilości wody. Żółte światło latarki jest nieprzyjemnie mdłe. Nakładam ubrania, w których naprawdę nie sposób dopatrzeć się niczego podejrzanego, biorę wielką torbę, w której mam chusteczkę, kilka rzeczy do prania, puste butelki na wodę, trochę pieniędzy i dokumenty. Idę. W nocy napisałam wiersz, jeszcze mnie pali. Idę. Jest przed świtem. Myślę o kilku problemach. Nie moich, narratora historii, której tytuł był ze śniegiem... może z brokatem... Dochodzę do Wisły. Wielka woda jest brudna i zimna. Ale przede wszystkim otwiera na tajemnicze piękno. Dlatego zaczynam płakać i specjalnie podchodzę, chcę, żeby łzy wpadały do Wisły. Jutro w mojej głowie zostanie po nich popiół. Nie mam z kim porozmawiać. Od kilku lat z nikim nie rozmawiam. Nikim! Przedtem też nie miałam bliskich osób. A może miałam, cudownie miałam, ale na własne... łzy wpadają do Wisły coraz gęściej, czuję satysfakcję i rozkosz właściwe tylko gwałtownemu szlochaniu. Nawet mama! To dobrze, tego chciałam. Ale ja nie wytrzymam... może zacznę chodzić na spotkania jakiejś grupy? Nie, to zbyt proste, sztuczne! Ale jak kogoś poznać? Krótkie spotkania w sklepie czy w bibliotece, są coraz dziksze i bardziej niespokojne. Już boję się ludzi. Ale co to za życie? Kilka wierszy, kawałki powieści, których może nikt nigdy nie przeczyta! Proste codzienne czynności z coraz nudniejszym strachem, że ktoś zauważy jak piorę spodnie w umywalce! Bez sensu! Nigdy rodziny! Nigdy przyjaciół! Nigdy sprawy, której potrafię się poświęcić. Płaczę tak mocno, że kręci mi się w głowie, popiół zbiera się za oczami, widzę jego czarne wirujące kłęby. Czuję, że nie mam już sił żeby płakać, z przerażeniem odkrywam, że w środku, pod realnie bolącym sercem, otwiera się przepaść, w którą kiedyś już patrzyłam. Nie ma światła, renesansu, pracy, miłości. Jest przepaść i dziwne poruszenia. Łzy lecą gorące, gęste i ciężkie. Zataczam się i podnoszę na moment spojrzenie. Po prawej, kilkanaście kroków ode mnie, stoi chłopak - szczupły i wysoki, o ciemno-blond włosach. Wyciągam chusteczkę i opróżniam nos. Ocieram szybko łzy, gdy on podchodzi. Wyciąga rękę. - Jestem Marek. - Kasia - odpowiadam, nie potrafiąc nie podać mu swojej ręki. - Mogę cię przytulić? - pyta. Niemożliwe! Nie, niemożliwe. Nie... - Nie. - Dlaczego? - znów pyta. Ma łagodny, miły głos i jasne jasne oczy. - Bo... Odwracam się i biegnę, a on biegnie za mną. Torba obija mi się o biodro. Nie chcę już biec, jestem słaba. - Przytulić?! - krzyczę. - Tak. Nie. To niemożliwe! Tylko przytulić, potem rozmawiać. Człowiek, który nagle się pojawia i może dzielić myśli. Takie proste! Ale to już było! A potem uzależnienie. Nie może go nie być! Jak teraz prosto, to potem tak trudno, że nie wiadomo, co się dzieje! Zawłaszczanie wzajemne, wzajemne czepianie się siebie i... może tylko ja tak muszę, ale muszę! Nie, nie mogę otworzyć kolejnego błędnego koła, z którego wkrótce nie będzie wyjścia. Znów płaczę, a on stoi spokojnie. Upadam na ziemię. Bo namiętność! I ułatwienia, uprzyjemnienia, ciemności, które tak lubię! Nie ma dla nie miejsca przy drugim człowieku, choćby tak samo nie mógł wstać i sądził, że to nie szkodzi. Ale powoli się podnoszę. Pozwalam się objąć, wtulam się najmocniej jak umiem w jedyne miejsce na ziemi, które potrafi odjąć strach - ramiona, pierś, policzek. Ale zaraz zaczynam się wiercić. - Nie, zostaw! Ja nie mogę! Nie umiem tego wyjaśnić, ale nie mogę! Wyrywam się. Zamykam oczy, a gdy je otwieram, znów jestem zupełnie sama. Torba leży na ziemi. Z torby wypadła skarpetka.
  9. Wyciągnął rękę w stronę jej podbródka, po czym połaskotał go czy pogładził w tak wyraźny sposób, że nikt, choćby był niewidomy i niesłyszący, nie mógł mieć wątpliwości, że to zrobił. Oboje byli przy tym sztywnie oficjalni. - ...żabciu. - Zobaczymy na miejscu, czy zjemy więcej. - Masz rację. Zawsze masz - powiedział, jakby cmoktał, a przecież tylko wypowiadał poszczególne słowa. Żabcia trzymała w dłoniach bukiet różowych goździków. - Wiesz, dostałem piątkę z tego kolokwium z handlu. Ale nie jestem zadowolony. Bo, imaginuj sobie, taka pusta Olka, która zaczęła się uczyć dzień przed, też ma piątkę, a nie zrobiła nic, żeby ciągnąć te zajęcia. Ja i kilku innych zawsze odpowiadaliśmy na pytania i sprawialiśmy, ze toczyła się dyskusja, a ta przyszła sobie na samo kolokwium z gotowymi notatkami i ma pięć. - Hm... - A jak było u ciebie na zajęciach, żabciu? - Uczymy się robić bazy danych - odparła, a jej twarz wyrażała zarazem nowo przybyłe ożywienie, jak i nieustanne przekonanie, że wie, co jej się należy od chłopaka (i życia). - To świetnie! - zaczął, wycierając przy tym okulary o rękawiczkę - Wspaniale! - krzyczał, nakładając je na nos. - Żabciu! - Dziwne, że nie wstał ze swojego miejsca. Zawtórowała mu żabcia. - Wiem! Bardzo mi się to podoba i na pewno przyda mi się w przyszłości! - Na pewno! Przecież to... przecież to wspaniałe! Wpiszesz sobie... - do CV! Patrzył na nią tak, że nawet kierowca, mimo że byli zwróceni do niego plecami, musiał przeczytać "Ja kocham ciebie, żabciu" w jego oczach i całej sylwetce.
  10. Dziękuję za opinię wrażeniową :) Chciałam zdradzić, że wiosna pochodzi tylko z samej muzyki, tak bardzo potrafi kreować coś w wyobraźni. Pozdrawiam ciepło!
  11. Kocham cię. Wiosenny deszcz obmywa nas. Jasne ręce. Odgarniam włosy. Twoje oko jest mi drzwiami do lasu. Chodź. Popatrz w dal ścieżki. Wiosenny deszcz. Wiosenny deszcz. I pachnie ciepło. Szare niebo jest zapowiedzią światła.
  12. Marku, miło mi, że tyle razy czytałeś ten tekst. Na początku naprawdę wiedziałam, o co chodzi podmiotowi lirycznemu, teraz jeszcze potrafię sobie przypomnieć, ale ostatnio zaczęłam to interpretować bardziej jak Ty. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam!
  13. Joanno, dziękuję za wejście i napisanie :) Cieszę się, że tak interpretujesz wiersz (szerzej niż ja). Pozdrawiam ciepło!
  14. Dankę bardzo za miły komentarz :) I za odwiedzenie. Pozdrawiam!
  15. I drzewo tonie w ciemnej kałuży, Wznosząc ku gwiazdom zmdlałe gałęzie. Wołam cię raną, bezład się dłuży. I tak odejdę, gdy ty przybędziesz. Bo szukam siebie w szkłach okularów, W oczach, soczewkach i w dołach źrenic. Ty nic nie znaczysz. Ty jesteś szarą Mgłą, która mami, a nic nie zmieni. Bo ty istniejesz tylko dla chwili, Kiedy uśmiecham się w brudnej szybie. Autobus staje, nikt się nie sili, Żeby coś zmienić w sennym mdłym trybie. I drzewo tonie w ciemnej kałuży... I nie potrafię patrzeć, gdzie ona. Gwiazdy przygasły, chyba że chmury Spłynęły. Kto mi wzniesie ramiona? Nikt. Idę chwiejna do sytych progów, Ogrzać się farbą fałszu kominka. Winda stanęła, ja stoję w rogu. A może stanie się... ta drobinka?
  16. Gorzkie lampki... a może może być lepiej skoro tak? Pozdrawiam, Anno!
  17. Stachurowe obłoki przesuwają się po dziennym niebie tym razem. Połączone jak naczynia, przelewają w siebie wilgotną ciszę. Za blokami zachodzi słońce a właściwie za ziemię, A właściwie za wcześnie, za wcześnie kończy się rok. Boże, właśnie wyznałam miłość, miłość, bo nie rozumiem. Boże, jak on odpowie? Wszystko we wspólnym świecie, w bycie, w słowie, w nadziei. Przeklęta nadzieja, gdy kończy się tuż za rogiem! Niech mnie zaskoczy słoneczny koń, niech mnie poniesie i niech mi szepnie, Że marność nad marnościami i nic nowego pod słońcem!
  18. Sylwestrze, cieszę się, że piszesz, że dobry :) Do poczytania! Nato, rzeczywiście tytuł bardzo taki sam ;) Cieszę się, że zajrzałaś! Lilko, dziękuję za miły komentarz :) Chciałabym, żeby To nie było banalne, ale proste...
  19. Dziękuję za czytanie :) Ja wiem, że prosto to też banalnie, ale czasami inaczej nie umiem o TYM. Pozdrawiam!
  20. Racja, dziękuję bardzo :D ! Mam nawet już chwyty: GDCD x3 GDCD(D7) A w ostatniej strofce: DAhA x2 GDhA GDCD Pozdrawiam Cię serdecznie, Anno!
  21. Nie płacz, Kochanie. Nie płacz, Kochanie. Ktoś tajemnicę otworzył niechcący. Niech tak się stanie. Niech tak się stanie. Chociaż nie wiemy, jak to się kończy. Nie kmiń, Kochanie. Nie kmiń, Kochanie. To, co najprostsze, zawsze jest trudne. Niech to się stanie. Niech to się stanie, Wszystko prawdziwe i wszystko złudne. Popatrz, ktoś kochał całkiem po prostu, Ktoś inny myślał "to wciąż mijanie" I szukał w trudzie kompasów, mostów. Nie płacz, Kochanie. Nie płacz, Kochanie.
  22. Po kolejnym czytaniu bardziej niż złośliwość widzę w limeryku żartobliwą przestrogę, więc wycofuję się z żartobliwego nawet posądzenia o złośliwość. Pozdrawiam ciepło :)
  23. Agnieszka_Horodyska

    Randka

    Nie wiem czemu aż tak to mnie śmieszy, chyba ta ,,powaga", którą daje niezdrobniała forma ,,maliny" i fakt, że jest po myślniku :) Pozdrawiam! PS: Zrobiły się ,,krzaczki'' przed ,,maliną'', wystarczy od nowa zrobić spacje i myślnik.
  24. Świetne :) (Tylko trochę chyba złośliwe :P ?)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...