Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Agnieszka_Horodyska

Użytkownicy
  • Postów

    680
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Agnieszka_Horodyska

  1. Czuję się kompletnie zaczarowana. Te życzenia mają w sobie coś z epoki Mickiewicza. Poza tymi zwykłymi przedstawionymi w niezwykły sposób (chociaż może źle coś zrozumiałam) - prezentów, "rodzinności"... takie o: "mocy lasów nieprzebytych dobrych myśli jezior czystych" Po prostu jestem wielbicielką tego wiersza. A szczególnie: "jezior czystych". Widzę te czarne zamarznięte jeziora, które są czyste i marzące, i piękne. A w tym o: "zanim maku smak tajemny zmysł omami i odurzy zanim... zanim... mrok nastanie..." dopatruję się aluzji do środków, których głównym zadaniem jest odurzać, ale pewnie niesłusznie :D Zanim kołacz się upiecze... będziemy odliczać czas do świąt. Wesołych Świąt!
  2. A według mnie właśnie taki tytuł najbardziej pasuje. Forma wiersza bardzo mi się podoba, a jego treść też bardzo mi się podoba, chociaż przeraża. Pozdrawiam.
  3. Dziękuję Wam za komentarze :-) Widzę, że mój styl nie jest powodem zachwytów, i dobrze. Dobrze, bo będąc z nim sam na sam nie miałam mu tyle do zarzucenia. Babo - puenta... to wiersz o tematyce dość współczesnej. Kiedy podmiot liryczny może już sobie pozwolić na komórkę i może lirycznie rozpaczać nad brakiem odpowiedzi na sms-a. I może się okazać, że tak ważna odpowiedź dawno się pojawiła, ale to on nie dawał swojej. Minidramat, nie dla każdego tak dramatyczny :-) Doli Exceptio: prostackie rymy... rzeczywiście :D Ale wydaje mi się, że zrobiłam to specjalnie. Pozdrawiam.
  4. Chciałam rozpłakać się nieszlachetnie I skrzywić smutno, biednie i szpetnie, Zbudować zamek - zamek marudny I zamknąć się w nim na zamek trudny. Żadnej wiadomości od ciebie. Wyświetlacz ostatnie nadzieje grzebie. Wyświetlacz czarny, jak czarny kot, Który błyszczący odwrócił wzrok. Ręce załamałam... Drżąc prawie, zerknęłam ostatni raz. Przyleciał głaz i przygniótł mnie głaz. Oby to był ostatni raz! To ja nie pisałam...
  5. Opowiem Ci bajkę, jak kot palił fajkę. Taka opowieść istnieje już od dawna, jednak jest w niej mowa o innym kocie. Tutaj historia zaczyna się od gdańskiego nastolatka, Filipa. Nie ma rodzeństwa, a jego rodzice są w podeszłym wieku. Filip dobrze się z nimi dogaduje i, szczególnie ostatnio, zastanawia się, jak doszło do tego, że ludzie, którzy lata młodości mają dawno za sobą, których włosy posiwiały i których twarze i dłonie pokryły zmarszczki, mogli jeszcze mieć syna. Pytanie takie zadaje sobie, ponieważ ma świadomość tego, że pierwsze dziecko powinno przyjść na świat, gdy jego matka ma dwadzieścia, trzydzieści lat. A wie to, ponieważ od roku jest uczniem klasy gdańskiego liceum o profilu biologicznym. Wybór był dokonany w pełni świadomie, podobnie jak samodzielna nauka japońskiego, ponieważ tylko w kraju kwitnącej wiśni jest możliwość studiowania na kierunku, o którym marzy. A pragnie zgłębiać psychikę kota. Już teraz wie dużo, a że wytrwałe poznawanie jakiejś dziedziny wiedzy zwykle rozwija umysł, Filip domyślił się wreszcie, jak to możliwe, że jego rodzice w takim wieku doczekali się potomka. Sprawczynią była ich niezwykła miłość. Praktycznie zawsze gdy Filip wracał ze szkoły do domu, zastawał rodziców razem. Coraz ciężej chodzili, coraz większą mieli chrypkę, ale do tego, aby trzymać dłoń drugiego, sił im zawsze starczało. Filip zamykał za sobą drzwi i witał się z nimi, a oni mówili, że obiad już gotowy i że znów ciężka zima. Jedząc, rozmawiali, a tematów nigdy nie brakowało, ponieważ wydawało się, że wspólna historia rodziców Filipa ciągnie się od stuleci. Filip wiedział już, że mama wygrała kiedyś prestiżowy konkurs na artykuł o powstawaniu kosmosu i że za pieniądze z nagrody mogliby właściwie się utrzymywać. Tata zaś zawsze był ogrodnikiem. Sadził baobaby w cieplarni. Właśnie wtedy, siedząc na zielonej ławeczce, mama patrzyła na krople potu na jego twarzy i pisała. W tamtym okresie nie byli jeszcze małżeństwem. Pewnego szczególnie mroźnego piątku Filip wrócił wcześniej do domu, zwolniony z dwóch lekcji. Przekręcił klucz w zamku, myśląc o tym, co będzie robił z wolnym czasem i zastanawiając się, czy jest życie poza Ziemią. Był to jeden z jego ulubionych tematów do rozmyślań, oprócz kota. Nie zastał w kuchni rodziców. Zmartwiło go to. Wiele razy gratulował sobie tego, że są starsi, spokojni i mało jest rzeczy, które ich denerwują, więc jedyne uczucia, jakie wywoływała w nim ich nieobecność, były melancholijne. Zajrzał do sypialni. Leżeli tam, na czerwonym łóżku. Trzymali się za ręce i chyba spali. Tylko mała lampka dawała nikłe światło, ponieważ okna zasłonięte były purpurowymi kotarami. Nie chcąc ich budzić wrócił do kuchni, a tam, na stole, znalazł list zaadresowany do niego. Delikatnie otworzył kopertę i od razu rozpoznał pismo któregoś z rodziców. "Filipie, obiad jest gotowy. Zima znów ciężka, szczególnie dzisiaj. Mieszkanie, które zwykle wynajmowaliśmy studentom jest wolne. Wszystkie formalności są załatwione, po Twoje meble przyjedzie pan Krzysztof, tylko zadzwoń do niego. Nie mamy w Polsce przyjaciół ani rodziny, której mogliśmy Cię polecić, ale my zawsze z Tobą będziemy. Kochamy Cię. Twoi rodzice." Tak rozpoczęło się samodzielne życie Filipa. Na pogrzebie nie płakał wcale i w nowym mieszkaniu też nie. Tylko bardzo często siadał w nowej kuchni i patrzył w okno, nieporuszony. Przez jakiś czas nie mógł się uczyć, a noc po nocy mijały mu prawie bezsennie. Wreszcie kupił sobie kota. Do tej pory szanował uczulenie rodziców i nie próbował znaleźć sposobu na trzymanie w domu stworzenia, którego tak bardzo pragnął. Teraz, po szczególnie ciężkim dniu w szkole, przygnieciony samotnością, której trudno zaradzić, pojechał do schroniska. Był tam kojec z kociętami. Długo patrzył na dość dużego szarego, który z kolei nie odrywał od niego swoich brązowych oczu. "Chodź, Filip" - powiedział, a kot podszedł do kraty. Jego oczy tak idealnie odbijały ból człowieka, który ukucnął przy kojcu, że Filip był pewny, że kot niedawno stracił kogoś bliskiego. Zabrał go do swojego małego mieszkania. Wkrótce pojawiły się w nim wszystkie niezbędne sprzęty, bardziej luksusowe niż meble chłopca. Była kuweta, którą kot sam mógł czyścić naciskając łapką niebieski guzik, domek z własnym oświteleniem uruchamianym zielonym guzikiem i skrzynia zabawek, zamykana na zatrzask łatwy do sforsowania przez kota. Tylko jedzenie podawał mu Filip. To był jedyny sposób na to, żeby czasami usłyszeć: "Obiad gotowy, Filipie. Zima znów ciężka." Filip, oczywiście, nie marnował żadnej okazji, aby obserwować reakcje swojego zwierzątka na różne sytuacje, badać ułożenie szarych uszu i ruchy wciąż żywego ogona. Jednak nie czuł się jak obserwator i naukowiec, ale jak towarzysz. Zwykle po powrocie do domu, radośnie witany przez Filipa, zostawiał plecak w sypialni i szedł do salonu. Siadał na kanapie, a Filip wchodził mu na kolana. Chłopiec głaskał jego miękkie futerko i opowiadał o tym, jak nędznie minął mu kolejny dzień w szkole, gdzie tak trudno było o bratnią duszę. Jego liceum było bardzo dobre, a uczniowie inteligentni i posiadający ciekawe zainteresowania, jednak przy nikim Filip nie mógł do końca się otworzyć. W rezultacie tylko pozornie przyjaźnił się z kilkoma osobami, ciesząc się trochę, że chociaż one mają do niego zaufanie. Kot patrzył mu w oczy i mrugał ze zrozumieniem. Potem często bawili się razem jakąś zabawką. Były to gry trudne, więc oboje je uwielbiali. Jedna z nich na przykład polegała na takim ustawieniu szeregu luster, aby promień światła spoczął na obrazku, który najlepiej opisywał pogodę w jakiejś części świata. Aby trafić, należało dokonać w myśli szeregu trudnych obliczeń. Niezbędna była też umiejętność zastosowania kilku fizycznych wzorów, nie mówiąc już o znajomości mapy świata. Na szczęście Filip miał chłonny umysł i zapamiętał wszystko tak dobrze, jak obsługę domku, kuwety i skrzyni. Mruczał z zadowoleniem za każdym razem, gdy Filip ze zdumieniem odkrywał, że przegrywa. Jednak już za chwilę psuł wszystko i pozwalał zwyciężyć swojemu panu. Filip domyślał się, jak jest naprawdę, tak samo jak tego, że Filip nie jest zwykłym kotem, ale nie uważał, aby którakolwiek z tych rzeczy była na tyle przykra, by się nią zajmować. Pewnego mroźnego piątku wrócił wcześniej do domu, zwolniony z dwóch lekcji. Przekręcił klucz w zamku i zmartwił się, że nikt go nie wita. Z plecakiem poszedł do salonu. W domku Filipa było ciemno. Chłopiec uklęknął przy wejściu i wyszeptał imię swojego kota. Z ulgą przywitał szary pyszczek, a potem całe zwierzątko. Wziął je na ręce i zabrał na kanapę. "Co się stało, kochany? Widzę, że się czymś martwisz." Kot spojrzał na niego żałośnie i... odpowiedział. Jego głos przypominał mruczenie i był niesamowicie rozkoszny. "Nic takiego." Filip wreszcie poczuł się poważnie zaniepokojony, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Jego szeroki umysł był w stanie zaakceptować niezwykłe zachowanie kota, ale jednak były jakieś granice. Poza tym niesamowity smutek Filipa także robił na nim wrażenie. "Ty mówisz! Jak to możliwe?" - "Nauczyłem się od Ciebie." - "Czy.. jest coś, co szczególnie chciałbyś mi przekazać? Może źle gotuję? Nie podoba Ci się kuweta?" - "Kocham cię." Filip przestał na moment głaskać kota i ukrył twarz w dłoniach. Słychać było tylko głośne mruczenie Filipa. Po dłuższej chwili chłopiec rozszczepił palce i wyszeptał:: "A co się stało dzisiaj, że jesteś tak smutny?" Kot przestał mruczeć i powiedział cichutko: "Chyba zepsułem coś w domku. Przepraszam... Światło nie działa." - "Filipku, kochany, naprawimy to zaraz. Nie martw się takimi rzeczami. Nie chcę cię straszyć, ale sprawiłeś mi o wiele większy kłopot czymś innym." Kotek drgnął i spojrzał pytająca w oczy chłopca. "Nie mam pojęcia, jak rozmawia się z kotami... to znaczy... nie wiem, jak będziemy się dogadywać, nie wiem, czy będę potrafił odnaleźć się w tej sytuacji." "Mogę nie mówić!" - krzyknął prawie kotek. "Mów, oczywiście, ale ja chyba zaniemówię." I rzeczywiście, minęło może piętnaście minut, gdy Filip znowu się odezwał: "Jesteś głodny? Na co masz ochotę?" - "Troszeczkę, ale nieważne, co to będzie." "Ryba, jajko, pasztet...?" "Obojętne." Kotek nie odzywał się dużo, wybierając skromne milczenie. Dzięki temu tylko tydzień wystarczył, aby chłopak otrząsnął się z szoku i razem z kotkiem odrabiał lekcje, uczył się japońskiego i pisał swoje pierwsze prace naukowe. Zaczęłi też chodzić na spacery, ale późną nocą i w weekendy, aby nie narażać się na dziwne spojrzenia innych spacerowiczów. Kotek uwelbiał grę świateł i cieni w oświetlonych latarniami kałużach topiącego się śniegu.Ich wspólne życie toczyło się pogodnie i wyczerpująco. Któregoś niedzielnego ranka, Filip wskoczył na łóżko swojego pana i powiedział: "Dziś są moje urodziny!" Filip ziewnął i chciał spać dalej, ale gdy dotarł do niego sens słów Filipa, gwałtownie usiadł, prawie zrzucając kota na podłogę. "Przepraszam... które?" - "Osiemnaste." - "Masz jakieś życzenia?" - "Szczerze mówiąc, mam jedno." - "Słucham?" - "Bo widzisz... kiedy zabrałeś mnie w koszyku do kina, widziałem, że główny bohater wciąż wyciąga jakiś drewniany przedmiot, nasypuje tam czegoś i z rozkoszą wdycha biały dym, a potem wypuszcza takie śmieszne kółka. Chciałbym spróbować. To jest tak typowo ludzkie.""Chciałbyś zapaliś fajkę?" - zaśmiał się Filip - "Jest bajka o kocie, który palił fajkę." - "Nie słyszałem." - "Opowiem ci..." Tak to bajka o kocie, który palił fajkę kończy się bajką o kocie, który palił fajkę. Ale to bajka o innym kocie, który nigdy nie zobaczył Japonii.
  6. Rozumiem, że podmiot liryczny nie mówi nic na głos o piekielnym ciele? Czy kursywa była po to, żeby wyodrębnić to, co jest właśnie na głos wypowiedziane? Wiersz bardzo mi się podoba.
  7. Mam wrażenie, że rozumiem wszystko poza ostatnimi dwoma wersami, co nie jest oczywiście wadą wiersza, ale moją. A wiersz bardzo mi się podoba, szczególnie jego lekkość i konkretność :-) Pozdrawiam :-)
  8. Agnieszka_Horodyska

    Wojna

    Tak, i tych wierszy o bezsensie wojny jakby wciąż za mało, bo ta myśl przecież nasuwa się wielu ludziom. Z drugiej strony, są sytuacje, kiedy rozumiem, może nie wojnę, ale walkę zbrojną. Mam na myśli sytuację, gdy osoby przy władzy zaniedbują jakąś grupę społeczną, i gdy ta grupa zaczyna walczyć o swoje prawa. Jednak i to nie jest nalepszym rozwiązaniem, bo to zawsze niesie ze sobą zło. Ma ktoś lepszy pomysł :-) ? Pozdrawiam :-)
  9. "Pod pierzyną miękkich kroków", "(...) kruchości/łagodnego łuku ust"... Wiersz bardzo przypadł mi do gustu i wywołał, poza skojarzeniem z haiku, coś, czego nie wywołał jeszcze żaden inny wiersz :-) I, jeśli dobrze go zrozumiałam, to myślę, że jest w nim mowa o tym, czego kiedyś bardzo często, a teraz rzadziej doświadczam. Że zaczynam się czymś zachwycać, tonę w jakiejś pięknej chwili i to jest nagle przerwane, i jest gorzej niż przedtem. Nie mam zastrzeżeń i gratuluję :-) Pozdrawiam.
  10. W tym zamglonym wieczorze Coś się kończy natrętnie. Jeszcze chcę pustkę wstrzymać, Zimny wiatr dmucha we mnie. Upadam niewybrednie W miękkość przypadkową. Płaczę szybko, wylewnie, Twarz spłakaną chowam. Nagle błysk, za nim słowa. Wtedy łzy schną i nowa Objawia się odpowiedź. Pustki żadnej tu nie ma - Uśmiecha się niema Zapowiedź.
  11. Autorka przeczytała zakończenie pewnej książki, w której autor z kolei nakarmił czytelników opisem śmierci. Ostatnie słowa umierającego brzmiały "Soniu! córko! daruj!" Opis i krzyk przeaźliwe, ale warto takie chwile łapać i zapisywać. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze, i dziękuję za szczerość, i przepraszam za nadmiar "i" :-)
  12. Trzymam kciuki za Twoje łapcie :-)
  13. Wzruszacie męczycie Krzykami rozpaczy Co poprzez papier przez druk dźwięczą w ciszy I łzy go moczą Płacz go zagłusza Lecz wiecznie dźwięczy w zawsze spowity Krzyk rozpaczliwy często ostatni Złapany przez was w ciemnościach weny Obraz wydarty chwili świetlistej Konanie skryte na tyłach sceny Samotni nagle w białej przestrzeni A wokół słowa Łapcie je Teraz
  14. I dobrze byś powiedziała :-) Pozdrawiam :-)
  15. Spod gleby głosu pęd zielony Rośnie rośnie A co na nim? Na nim liście i na nim kwiaty Nieśmiało po kryjomu Uczucie niezawodowe Człowiek za plakietką Pachnące czarną ziemią Wilgotne wzruszenie Na Antarktydzie Piękne inaczej niż na równiku
  16. Michał: To skomplikowane. Z różnych względów nie chcę i mnie mogę zajmować się tylko językiem polskim, ale uczę się bilogii, chemii i fizyki. A biologia jest na tyle bliska życiu, że często tam można znaleźć poezję :-) Pozdrawiam :-)
  17. Czytając Wasze komentarze, dochodzę do wniosku, że źle się wyraziłam :-) Bo to skóra kogoś kocha, ale żeby nie wyszło na jaw, czyja, właścicielka skóry mówi, że to kocha kosmos, który się w niej znajduje. WiJa, wymowne i wciągające nie będzie dla tego, kto nie lubi wierszyków o miłości pospolitej jakości. A szczególnie zakończenie tego wierszyka takie jest. No trudno, byłam wtedy w takim nastroju i stało się :-) Dziękuję Wam za komentarze i podrawiam :-)
  18. Naskórek, skóra właściwa, tkanka tłuszczowa... A dalej ciężkie chmury, co wsiąkają słowa, A głębiej dużo światła wilgotnego świtu I jeszcze wiatr pustynny z wydmianego szczytu. I zieleń - wszystkie lasy widziane oczami, I morza oceany dotknięte myślami. Skaczące głośno fale, pędzące cicho mgły I coraz szybciej, wyżej - aż po gwiezdny pył. I tam, gdzie nowe gwiazdy, nowe światy rosną... A ja Ci tylko powiem - kocha Cię cały kosmos. Przemilczę niedużo, pięć, czy cztery słowa: Naskórek, skóra właściwa, tkanka tłuszczowa.
  19. Podoba mi się, od razu przychodzi skojarzenie z E.A. Poe, a przy okazji z poezją współczesneą. Od razu też nasuwają się pytania, dlaczego. Pozdrawiam i powodzenia :-)
  20. A mi najbardziej podoba się pierwszy wers. Chyba dlatego, że lubię krasnoludki, a niebieskie krasnoludki działają na wyobraźnię. Tylko "zmieszałbym" pod koniec wiersza jakoś odbiera rytmiczność, jeśli tak można napisać. Chyba, że to było celowe :-) Pozdrawiam :-)
  21. Dziękuję za tak miłe komentarze :-) Do Waldemara Talara: Wrażliwość jest miła, ale żeby była praktykowana tak, jak w tym wierszu, potrzeba nastroju, bo zwykle ma się większą ochotę na coś bardziej przyziemnego, jak obiad, albo szybkie rozwiązanie problemu... przynajmniej w moim przypadku. Tak, czy inaczej polecam ten stan od czasu do czasu :-) Pozdrawiam.
  22. Dziękuję za opinię :-) Zastanawiam się, czy "kawałek" to przenośnia, czy powinnam coś dopisać?
  23. Płaszczem otulona Oczy w górę uniosła. Liście wielkie, zielone. To jesień, czy wiosna? Liście drżące nadzieją, Poruszone lekkim deszczem I płaczące - lecz dlaczego - ona nie wie jeszcze. Płaczą cicho i pięknie, A Słońce je pociesza Tęsknotę dręczącą Z dziwną siłą miesza. "Jeśli będą szczęśliwe, Czy na tym ktoś zyska? Jesień to, czy wiosna?" - myśli humanistka.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...