Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

WiJa

Użytkownicy
  • Postów

    2 921
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez WiJa

  1. Nie wiem czy to jest wiersz dobry, ale na pewno jest niezły i jest potrzebny; a potrzebny jest nie tylko sobie (autorowi), ale także czytelnikowi, jeśli starszemu, to po to, żeby powrócić do dawnych lat, żeby znowu było tak, jak i tak już nigdy pewnie nie będzie, no bo jak to się mówi, to co było, to się już nie wróci. Ale przecież zawsze może się coś wrócić, i to bardziej niż w rzeczywistości, poprzez taki waśnie wiersz. Dlatego z miłą chęcią czytam takie wiersze, chyba najbardziej po to, żeby zobaczyć siebie, jakim się nie było (zakochanym, czy wolnym), ale mogło się być i kto wie, jak tak naprawdę było i jest. Ale też, to, co jest piękne (w wierszu) zawsze takie będzie, i nie ważne, przynajmniej dla mnie, czy w wierszu bardziej czy mniej dobrym. No i czy to ważnie, czy to jest wiersz o miłości, czy o wolności; grunt, że to jest wiersz o zachwycie, o niejakim uniesieniu (podnieceniu), o takim więc stanie (ducha i umysłu), że człowieka ponosi, ale chciałbym, żeby to też był wiersz o oczekiwaniu na coś, na co warto czekać, a czy tak jest, czy nie jest, to i tak jest piękn(i)e. Znaczy się tytuł wiersza sugeruje, że jest mowa o dwóch stronach, a przynajmniej drugiej stronie, ale mam nadzieję, że to nie jest bardziej fizyczna niż duchowa strona, acz z jednej i drugiej strony wszędzie jest blisko i wszędzie jest daleko.
  2. Coś mi w tym wierszu nie gra, chociaż dosłownie coś w tym wierszu (w treści tego wiersza) przecież gra. Moim ideałem byłoby dopasować dwie pierwsze zwrotki do wymowy i stylu (mniej lirycznego) trzeciej zwrotki. Gdyby to był mój wiersz, to bym po prostu usunął te najbardziej liryczno-ckliwe fragmenty. Ale ja nie jestem kobietą, a nie wiem czy kobieta (jak sądzę) może sobie na to pozwolić. A z kobietami lepiej nie zadzierać, nie nalegać, przynajmniej w pewnych sprawach, a poezja więc, to chyba nie ta sprawa, w którą kobieta pozwoli sobie (przynajmniej za bardzo) ingerować. Ale, gdyby jednak autorka uszczupliła zasób słów pierwszej i drugiej strofy, to pewnie ten wiersz trafiłby do mnie, tj. wyraźnie przemówił do mojego staroświeckiego (zacofanego) umysłu. A może rzecz jest w tym, że ja nie wiem o czym mówię, czy mówię więc o kolorowym (niebieskim) śnie, czy mówię o pieśni (w gruncie rzeczy ludowej), w tym wypadku, być może lokalnej (co wcale nie znaczy, że nie miejskiej vel nie miastowej). Ale jak znam życie, a nie znam kobiet, to tytuł zapewne znaczy jedno i drugie, a przynajmniej szkoda by było, żeby nie znaczył jednego i drugiego, nawet jeśli tak po prawdzie, znaczy tylko niebieski sen, acz wcale nie bez czarnej pieśni. No i tak to mi się plecie o tym wierszu, ale myślę, że same głupstwa, to ja raczej nie plotę, bo to by też częściowo świadczyło o tym, że taki jest wiersz. A taki nie jest, tylko to jest zgrabny wiersz, chociaż mógłby być jeszcze zgrabniejszy, ale to już nie ode mnie zależy. Pozdrawiam.
  3. Michale K., na stare lata człowiek (a przynajmniej ja) może sobie pozwolić na więcej (nawet na prowokacje), i więcej też znosi. I zapewniam Cię, że nic tak bardzo nie uczy człowieka, jak negatywne opinie, tyle o jego twórczości, co o nim samym. Acz zawsze trzeba być sobą, i mówić to, co się myśli i czyje, przynajmniej na portalu poetyckim. A poza tym, jaki to ja tam jestem pan dla Ciebie, chyba tylko taki, jakim byś Ty sam nigdy nie chciał być. Może jeszcze tylko dodam (a właściwie powtórzę), że nigdy do nikogo o nic nie miewam pretensji i żalu. Każdy jest, jaki jest. Bywaj
  4. tym niby wierszem dałeś sobie i Czytelnikom odpowiedź - dlatego Odwracanie kota (do góry, czy do przodu) ogonem, to Twoja (zresztą, nie tylko Twoja) specjalność.
  5. Jeszcze w poezji nie ma tak dobrze, żeby coś wtórnego było czymś dobrym.
  6. Co to za poezja która nie wkracza w życie jak Kopciuszek na salony i nie mąci tego życia. A właściwie co to za życie w które nie wkracza niejedno diabelstwo – dla jednych co dla drugich jest anielstwem – i wydaje sie być czy jest faktycznie czymś ważniejszym od samego życia przynajmniej dotychczasowego. I czar ach ten czar żeby tak trwał i trwał.
  7. Wiersz mi się tak podoba, jak podobały mi się niektóre utwory tego autora, które słyszałem na własne uszu. Czyli powyższy wiersz podoba mi się bardzo. Zresztą autor chyba zawsze ma w zanadrzu jakiś szokujący szczerym wyznaniem wiersz. No i właśnie te szokujące, zawsze czymś bardziej (również wulgaryzmami) po prostu podobają się mi. Ale też autor celnie trafia podejmując takie, a nie inne tematy, pewnie bliżej mu znane. Tym samym nie mówię, że inne wiersze tego autora nie są szczerymi wyznaniami, ale temat tematowi nie równy, a widocznie M. Krzywak, lepiej czuje się w ostrzejszych tematach; a przynajmniej w wyzywających tematach ma więcej, tyle dobrego, co dobrze do powiedzenia. No i to jest ciekawe dla czytelnika, zobaczyć świat, nawet jeżeli miałyby to być zaułki świata, tyle z drugiej strony, co w całej okazałości. Prawda (o życiu, o świcie) jest szokująca, ale co, jeśli nie prawda, jest najlepszym lekarstwem na obłudę i zakłamanie tego świata, który to świat piękny jest, ale najbardziej z fasady i z daleka.
  8. Dlaczego bez żartów? Dlaczego bez satyry? Dlaczego więc bez żartów, bez satyry, bez ironii ma się obchodzić poezja? Owszem, ten portal kipi kiepskimi żartami i żenującą ironią, ale od czasu do czasu da się coś wyłuskać. Jest to trzecia rzecz (pośród dziesiątek) tego rodzaju, która w przeciągu miesiąca zwróciła moją uwagę. Wcale nie mówię, że te trzy (ostatnio wyłuskane przeze mnie rzeczy) są jakąś rewelacją powodującą (z zachwytu) zawrót głowy, ale to są rzeczy godne uwagi. A, co do tej jednej konkretnej powyżej rzeczy, to można powiedzieć, że tytuł tego słowa, tej rzeczy, tego utworu, a właściwie tego potwora, odchamia to słowo. No i rzecz cała wyszła całkiem zgrabna, nawet jeżeli oficjalnie nie ma takiego słowa, Bo też wcale tu nie chodzi o jakiś pusty śmiech, tylko o …, kto wie czy nawet nie o zadumę nad stanem polskiego języka, a przynajmniej o języka możliwości. A więc chodzi o możliwości człowieka, które są bez mała nieograniczone, oczywiście jeżeli tylko człowiek ku temu jest uzdolniony. A nie mam wątpliwości, że autor ma talent i ma swoiste poczucie humoru; wie co mówi, bo zwraca uwagę na to, co mówi, co słowa znaczą. No i czyż nie lepiej w ten zabawny sposób przedstawiać mało zabawne słowa. Ale to jest, jak już mówiłem swego rodzaju sztuka, zaiste nie wszystkim (piszącym) dana i nie wszystkim (czytającym) odgadniona.
  9. Jak to dobrze, że też są tacy, którzy piszą takie proste, otwarte i dobre wiersze. A przynajmniej ten wiersz nie jest gorszy od najlepszych tu przepełnionych, tyle liryką, co kapiących lirycznością. Wiersz wcale nie musi być egzaltowany, wyrafinowany czy ekstrawagancki, żeby był dobrym wierszem. Chociaż ten wiersz, na swój sposób jest ekstrawagancki i swoiście subtelny, i to w taki sposób, który drażni przyzwyczajonych do jednego i tego samego, czyli wykwintnej liryki. A przecież, nawet byłoby (w wierszu) nie na miejscu inaczej poruszać ten temat, który jest właśnie przedstawiony w optymalny sposób (optymalnym stylem). Poza tym, że każdy, kto pisze, to pisze i powinien pisać w swoim stylu, to jeszcze każdy temat wiersza potrzebuje odpowiedniego języka. I tak jest właśnie z tym wierszem, bo nie można życia odrywać od korzeni. Widocznie wszystko ma jakieś przyczyny i umocowanie, że się coś widzi tak, a nie inaczej. A w każdym razie, najgorsze, co może być w literaturze, to upiększanie stylu i faktów, co w najlepszym razie może się kończyć przeciętniactwem. Lepiej więc pisać „źle” po swojemu, niż „dobrze”, „poprawnie” po cudzemu. Pewnie więc ten wiersz to jest taka oschła, chłodna relacja, ale jakże prawdziwa, żeby nie powiedzieć szczera do szpiku kości. Acz nie wszyscy tak uważają, i nie muszą uważać, każdy czuje to, co czuję. No i nie ulega wątpliwości, że tym wierszem zamierzony cel został osiągnięty. Dzięki niemu wiem i czuję więcej.
  10. Pisanie o tym wierszu było dla mnie przyjemnością. Acz większą przyjemnością było czytanie wiersza, plus czytanie Twojego (nawet /czy tym bardziej/, że to w sporej części cytat /zresztą bardzo pouczający/) komentarza pod komentarzem M. RAKOSKIEGO, który to komentarz traktuję bez mała, jak drugie motto (do) tego wiersza.
  11. Zbyt dużo pozytywnych komentarzy (jednej osoby o twórczości jednej osoby), może być odczytywane za podlizywanie się komuś (moje więc Tobie). Tym bardziej, że ja komentuję wybiórczo, takie więc utwory, które się mi podobają, a co najmniej są w moim guście vel potrafią zwrócić moją uwagę. I wiem, że to jest ułatwienie sobie życie, bo nie muszę się użerać, jak np. M. RAKOSKI, któremu wypada komentować jak najwięcej utworów, większość więc słabszych. Pozdrawiam.
  12. Obiecałem sobie, że nie będę komentował przez jakiś czas (z miesiąc) pani wierszy ale w ostatniej dobie (dosłownie) nie znajduję tu (acz w trzech różnych miejscach) lepszego wiersza, a przynajmniej wartego komentarza. Znaczy się, mam też spore zastrzeżenia do tego wiersza, a zwłaszcza do drugiej zwrotki, która jest, jak na mój gust, za bardzo rozpoetyzowana (przeliryzowana). Bo pozostałe dwie są po prostu prostsze (jeżeli tylko i w ogóle może coś być prostsze od prostego), wymowniejsze i do rzeczy. A co do rzeczy, to, nie interesuje mnie kim jest (bliżej) bohater wiersza, wystarczy mi, że ja sam się w nim odnajduję, a jeżeli nawet nie cały, i na pewno nie cały, to jednak w sporym wymiarze. Chociaż puenta sugeruje, że jest to bardzo osobisty wiersz i za bardzo nie przystoi mi podkładać się pod bohatera wiersza, bo po prostu autorka wiersza ma na myśli (opisuje ) konkretną (z krwi i kości) osobę. Ale już poniekąd wdarłem się tam, gdzie nie miałem się wedrzeć, a człowiek, jak już zrobi krok i zasmakuje czegoś nowego, to mu trudno się wycofać (na stare śmieci/e/). Nie wiem wszak czy niestety czy stety.
  13. Jarosław Niesław – to moje dane i namiary na mnie, ważne, bo jestem poetą, nawet jeżeli mówi się, że poetą się bywa, a nie jest. W końcu wydałem tych kilkanaście tomów zbioru wierszy i oczywiście należę, do Zawodowego Kręgu Pisarzy i Poetów, a więc jestem zawodowcem vel twórcą pełną gębą. Ale moje twórcze życie odmieniło się i to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy całkiem przypadkowo natknąłem się na te oto dwie myśli, takie dwa aforyzmy: „Im pisarz znakomitszy, tym mniej pisze po literacku”. (H. Sienkiewicz) i „Wszelka poezja jest sztuką słowa, natomiast nie wszelka sztuka słowa, jest poezją”. (W. Tatarkiewicz). I od tego czasu, od tej jednej chwili, jednej chwilki, jakby się coś ze mną czyli z moją twórczością literacką stało. A co się takiego stało, nie ma(m) co zbytnio dociekać, takie to naturalne, że aż wydaje się nierzeczywiste. Ale powiem, po pierwsze, że przestałem być takim płodnym twórcą, jakim byłem dotychczas. Po drugie, to, co uważałem dotąd za nieistotnego, okazało się, że to jest ważne i niezbędne jak poezja w wierszu, no i po trzecie, większość tego, co zawsze miałem za wielką literaturę, zbledło i zmalało, nawet do wymiaru zwykłej chały, jakoż pięknego kiczu. No i nie muszę chyba mówić, czym to się dla mnie skończyło, no bo czymże innym mogłoby się skończyć. Uznania przecież, jak nigdy nie miałem, tak i nie mam, ale przyjaciół, jak zawsze miałem, tak już nie mam. A nawet wianuszek znajomych, jaki zawsze mnie otaczał, rozwiał się rozpłynął, przepadł, ale dla mnie i tak (w tej sytuacji), jak jaki zły szeląg (na szczęście więc), niźli bym miał ciągle tkwić w tym samym miejscu, z tymi samymi bałwochwalcami. I w ogóle, co też już wolę, któż to dzisiaj jeszcze mnie zna, tj. przyznaje się, tyle do mnie, co do moich przeflancowanych literackich, i już nie tylko literackich poglądów i przekonań. Wnioskuję więc, że dobre, acz gruntowne zmiany nie dobrze służą wszystkim, pewnie dlatego, że są jednym wielkim wyzwaniem, którego pozytywne ale i negatywne skutki mogą udźwignąć tylko ci, którzy ponad wszystko upodobali sobie szczerą prawdę i tylko prawdę, jaką by ona przykrą i uciążliwą nie okazała się.
  14. Z wierszem tym zapewne coś będę robił, bo oczywiście wymaga poprawek, ale też dopiero za jakiś czas, a więc i po spojrzeniu na niego bez emocji. Najpewniej zmusi mnie do tego okazja (jeśli się taka trafi, ale raczej się trafi, bo co roku się trafia) opublikowania go w jakiejś zbiorówce (antologii) prawdopodobnie lokalnej. Dziękuję za wgląd i poradę. Ale od razu mówię, zmiany będą niewielkie, tzn. według mnie takie, które są konieczne. Mam staroświeckie spojrzenie na poezję, chociaż nie koniecznie takie same poglądy – jeżeli tylko to nie jest jedno i to samo. Znaczy się uważam, że pewne wartości nigdy się nie starzeją, ale też zawsze język, w którym się tworzy, musi być językiem współczesnym, a pewnie nawet miejscowym. Pozdrawiam
  15. Bardzo rzeczowy, bardzo potrzebny, a nawet bardzo konieczny wiersz, żeby coś wiedzieć o tym, czego w gruncie rzeczy nie można inaczej rozumieć niż samemu przez się. Zresztą, to jest oczywiste dla wszystkich, że to, co za głęboko (się znajduje, poniekąd się kryjąc), to, co najmniej nie zdrowo dla samej głębokiej rzeczy. A przynajmniej nie pomaga jej to, a szkodzi, gdyż ludzie na to, czego nie mogą zrozumieć (po prostu), reagują (wcześniej czy później) obojętnością. Tak się rzecz ma, co do twórczości, szczególnie poetyckiej, chociaż są zastępy ludzi – nauczycieli, którzy usiłują wszystkim pozostałym wmówić, co głębokiego w literaturze jest jednak dobre. Rzecz już doszła do absurdu w hermeneutyce (sensu stricte), gdzie już nie zastępy, a armie ludzi (i to filozofów i duchownych) są od tego, żeby tłumaczyć, wyjaśniać (a tym samym stoją na straży tego), co jest poprawne, a co nie – począwszy od interpretacji ksiąg świętych. Czyż to nie jest tak (przynajmniej w pewnym stopniu), jakby komuś był potrzebny pośrednik do kochania kochanej osoby. Wracając do wiersza, można zauważyć, że wiersz, łącznie z mottem, ma jednoznaczną wymowę, i to na szczęście i na jedną prawdę jednoznaczną wymowę. Tzn. nie ma najmniejszych wątpliwości, że wiersz odsłania główną słabości komunikacji międzyludzkiej (w tym wypadku całej literatury) – niedosłowność vel zbyteczną wielosłowność. Chociaż sam tytuł sugeruje, że to są tylko pytania, że tylko niejakie wątpliwości, ale, przynajmniej ja, nie mam najmniejszej wątpliwości, na czym tak naprawdę autorowi zależy, a przynajmniej dlaczego takie stawia pytania. I ten wiersz więc, i cała literatura spełni swoje zadanie, jeżeli każdy będzie tak rozumiał, jak sam rozumie, jeżeli będzie widział to, co widzi, jeśli będzie słyszał to, co słyszy, i jeśli będzie czuł to, co czuje. W końcu każdy sam jest kowalem swojego losu, no i wtedy też ewentualnych pretensji nie ma co mieć do kogoś, ni do całego świata. Innymi słowy – nie ma pretekstu – nie ma sprawy.
  16. Nie do końca zgadzam się z poprzednikami. Wystarczy usunąć ostatni wers, i już nie będzie takie to trochę przedobrzone, bo poprzedni wers wszystko wyjaśnia i to mocno wyjaśnia, wystarczająco więc, a dwa grzyby w barszcz, to o jeden za dużo. No i uważam, że sentencja składająca się z drugiego i trzeciego wersu, to bardzo celna sentencja. No, ale cały wiersz też ma swoją wymowę i to pozytywną wymowę o nieszczęsnym, a może jednak szczęsnym motylu. Gdyż po zachwycie, po skosztowaniu, z drzewa obfitości, nie żal zginąć. No i myślę, że wiersz nie sięga tak daleko, żeby motyl symbolizował człowieka, a byle więc pyłek ukamienowanie. Bo wtedy, to nie wiem co (sądzić, ale raczej nic lepszego od tego, co teraz sądzę).
  17. Jedno tylko w tym wierszu bym zmienił, zakończenie wersu drugiego, bo drażni moje ucho poetyckie. Ja rozumem, że to jest przeciwwaga (do tego, co wysoko –) nieba. Ale przez to, że się wymienia słowo ‘głębia’, wiersz wcale nie będzie głębszy, tylko wręcz odwrotnie, może być płytszy, nawet jeżeli to są głębie duszy – zresztą wybrane. A poza tym wiersz jest kapitalny, jak znalazł na święta, chociaż pasuje do każdych świąt, a najbardziej chyba na Wszystkich Świętych. No i ten wiersz, to piękna rzecz, czym częściej go czytam, tym bardziej mi się podoba. W końcu i od początku odsłania pewną i kluczową rzecz egzystencji ludzkiej, acz idee są podstawą ludzkiego bytu, nawet jeżeli nie wszyscy je mają. Mylę się, wszyscy je mają, nie wszyscy tylko wiedzą, że je mają, a niektórzy nawet wypierają się ich, ale i tak nadaremnie. Bo z ideami to jest tak, że można je zapomnieć, ale nie można ich zgubić, powracają w najmniej oczekiwanym momencie.
  18. Ale to alegoria – najświętsza prawda tak bardzo wymowna. Kiedy ja naprawdę jestem człowiekiem małej wiary. Bo nawet jeżeli to jest dużo – modlić się i chodzić (chociaż na pewno dużo bliżej niż dalej do Boga) zaiste że nie wystarczy chodzić tylko do kościoła. Trzeba jeszcze modlić się całym swoim życiem.
  19. Dlatego, bo Ty i Ci, którzy w końcu i zaraz wywalą stąd ten wiersz, nigdy nie napiszecie tak dobrego (chociaż z tyloma wadami) wiersza. Pozdrawiam
  20. Co jest świadectwem mojej ułomności (nie ujmuj nic, a przydając głupotę do głupoty), tego się nie wyprę, ani się usprawiedliwiam, że nie ja pierwszy i nie ostatni - po prostu robię błędy. Ale, żeby tylko ortograficzne, pewnie byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. No i czym więcej moich błędów, tym większa możliwość czyjegoś wykazania się (swoją erudycją).
  21. O ironio! O satyro! I to mi się właśnie podoba, zresztą nie tylko w tym wierszu. Satyra satyrą, ale co istotne, jak i o czym (kim) by to nie było, prawda jest tylko jedna, tylko że nie wszyscy ja widzą, a z tych. którzy nawet widzą, nie wszyscy ją biorą do siebie. Zawsze coś się dzieje (złego, głupiego, niedorzecznego) komuś i obok (jak w telewizorze), nigdy my sami nie jesteśmy tymi… I faktycznie według własnego mniemania, każdy jest inny, lepszy, mądrzejszy, a przynajmniej nie daje sobie dmuchać w kaszę, zwłaszcza jeśli kto widzi. Ale de facto, kto jaki jest, to tylko ślepemu i głuchemu nie da się zauważyć. Przepraszam, nie całkiem o tym jest wiersz, co mówię, bo jest jeszcze o czymś straszniejszym, o obłudzie i o bezradności, głównie męskiej, o tym, kto najbardziej podtrzymuje ogień ogniska domowego. No i o tym jest ten wiersz, co się faktycznie liczy, a faktycznie liczy się tylko pozór i właśnie obłuda, począwszy od tych stanów i klimatów, które są najbardziej strzeżone (za) rodzinnymi drzwiami. A wiadomo, że, co jest najbardziej strzeżone, to jest najbardziej podejrzane i niepewne, a przynajmniej wątpliwe.
  22. Pewnie dlatego, że jestem niedouczony (i w pewnym sensie głupi), chociaż znam niedouczonych, którzy jednak takich błędów nie robili. Tych, których to razi - bardzo przepraszam.
  23. Ja już ta(m) wolę swoje pięć groszy niż czyje pięć złotych bo wolę mieć pusto w brzuchu niż pustkę w sercu i święty spokój. Nie przyznając już się do tego że wolę mieć pusto w głowie niż spustoszony zawiścią i zachłannością umysł. Z głodu i tak nie umrę z pragnienia - owszem z żądzy chuci - prędzej z miłości - cały i to jak stoję.
  24. Jakże bezkompromisowy wiersz, ale wcale nie jest posunięciem się za daleko, bo to by miało znaczyć, że powiedzenie tego, co się myśli i czuje, to jest be, bądź nie na miejscu. Chociaż jest wiele miejsc i zgromadzeń w Polsce, gdzie powiedzenie tego, co się myśli i czuje jest nie na miejscu, przynajmniej dla tych najwyżej tam postawionych, którzy z góry wiadomo, co chcą usłyszeć. I słyszą to, co chcą, bo ludzie mają wobec nich zobowiązania vel dług wdzięczności. I to są dopiero megalomani, do których nie umywa się megalomania bohatera tego wiersza. Można rzec, że od początku do końca bohater wiersza odsłania się i odsłania to, co go otacza. By w końcu, jak nie cichą modlitwą, to krzykiem skurwiałych marzeń, okazało się, że to jest drążenie tunelu porozumienia, pod wieżą Babel czyli wieżą nieporozumień. Mam więc nadzieję, że to właśnie jest szukanie porozumienia z inaczej myślącymi i mówiącymi; bo czuć, to wszyscy chyba odczuwają tak samo, nawet jeżeli nie wszyscy poczuwają się do pokazania, a co dopiero, żeby do uwypuklenia prawdy o sobie i tego, co (kto) kogo otacza. Znaczy się, z grubsza rzecz biorąc, taka to jest moja interpretacja wiersza, i to tyle dowolna interpretacja, na ile mnie się podoba i pozwalam sobie. Mam tylko nadzieję, że nie pozwalam sobie na za dużo, a przynajmniej, że nie pozwoliłem sobie na więcej niż autor wiersza pozwolił sobie, a pozwolił sobie niemało. W końcu na chwałę prawdy i poezji.
  25. Co mnie drażni w tym wierszu, to jego zbytnia dydaktyczność i dobór słów (grzecznych, ładnych), jak dla gimnazjalisty. No i najbardziej może razi, jak na wiersz i jak na poezję wers „jak bardzo mocno cierpią”, ale przecież ten wers jest poniekąd uzasadniony, bo to jest wstęp do pięknego zakończenia wiersza, do kolejnych więc trzech wersów, w których wszystko się wyjaśnia, że bruzdy to naturalne zmarszczki, jakie kwaśny deszcz (czyli przykrości, zmartwienia, trudy ludzkiego żywota) rzeźbi na żywej tkance; czyli że wszystko co nas dotyka, odciska się piętnem, żeby tylko na naszych twarzach. Ale rzecz w tym, że słony deszcz zbyt często (nieludzko często) pada na te nasze ludzkie twarze, że już na oko widać, że bruzdy po słonym deszczu są za głębokie. A przynajmniej widzą je (w ogóle i takimi) Ci, którzy mają serce, a nie tylko pompkę ssąco-tłoczącą. No i przesłanie tego wiersza, które się już zapowiada od samego początku utworu, że człowiek zachwyca się i żyje, ogólnie mówiąc, kulturą i sztuką, czyli że jest taki wrażliwy i taki czuły na to, co piękne i dobre, a jednoczenie jest zimny i nieczuły dla tych, których codziennie mija na drodze. Wniosek nasuwa się sam, że najlepiej, najwygodniej, najpraktyczniej to być kulturalnym i ludzkim człowiekiem, ale tylko od świąt i na pokaz.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...