Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

WiJa

Użytkownicy
  • Postów

    2 921
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez WiJa

  1. Ciekawy egzystencjonalny wiersz, i jak dla mnie, wcale nie odnosi się do jednego interlokutora, tylko do wszystkich domniemanych rozmówców, tzn. do tych, którzy zechcą podjąć dialog. Znaczy się, ja sobie tak wyobrażam, że zwracanie się do jednej osoby, jest (zarazem) zwracaniem się do całego świata. Jest to więc wiersz o szukaniu sobie, acz nie samemu (nie dla samego siebie), miejsca na świecie, i to nie byle jakiego miejsca, tylko spokojnego. A jeżeli się szuka takiego miejsca (myśli o takim miejscu), to znaczy, że na świecie nie jest spokojnie, nie jest dobrze. No i wniosek (mój i nie mój), acz może wyciągnięty zbyt pochopnie, że nie ma nigdzie takiego spokojnego (oka cyklonu) miejsce gdzieś na świecie, tylko takie miejsce jest (może być najpewniej) tylko we własnej głowie. Ale z kolei być może tak, że to jest po prostu wiersz o miłości, o zwracaniu się więc do ukochanej osoby, która myśli (zamiast przede wszystkim kochać) że dużo wie, a przynajmniej więcej niż się komuś może wydawać. Jednak przerażające i porażające jest zakończenie tego wiersza, że „to co jest w głowie / musi tam pozostać”. Bo to sugeruje, że nie ma porozumienia, już mniejsza o to, kogo z kim, między dwoma osobami, czy między kimś jednym, a całym światem. Ja wiem, że dla wielu spraw, to już lepiej jest czy będzie, jeżeli to, co jest w głowie pozostanie tylko w głowie. Ale to wcale nie jest dobrze, że coś ma pozostać w głowie nawet dla świętego spokoju, bo jakby nie było, sprawy mają się wyświetlić i to przy najjaśniejszym świetle i do końca.
  2. Trudno dociec nieoświeconym w fakty (ściślejsze fakty niż te które są w wierszu) kim był (poza tym, że był artystą kamieniarzem) Wasyl. Mógł być nawet Cyganem, a nawet Żydem (nasuwa mi się tu analogia z Brunonem Schulzem). A dzięki temu, że wymieniony jest Dniestr, i dzięki temu, że autorka w odpowiedzi do komentarza wyjaśniła, że doina to ludowa pieśń, również mołdawska, mogło to się więc dziać w kraju, który dzisiaj nazywa się Mołdowa, a Wasyl mógł być Mołdawianinem, ale mógł być i Rusinem. Ale wcale nie trzeba wiedzieć kim był bliżej Wasyl, żeby się wiersz podobał, bo wiersz podoba się i to bardzo. A poza tym poezja to nie tylko fakty, tylko przede wszystkim klimat, nastrój wiersza, który się udziela, acz udziela się komu jak komu. No i niemniej ważne jest przesłanie wiersza, a więc to, co zostaje po przeczytaniu wiersza, choćby miały zostać same pytania i zasiane, jak nie wątpliwości, czy niedowierzania, to zapomniana..., i już nie zapomniana historia . No i jakżeż cudowne są „naręcza przytulii”, no i ta puenta wiersza „ – za mało by udawać życie”, a pewno za dużo, żeby przejść obok tego (co się wydarzyło, a co /do/ dziś zostało) obojętnie. Na koniec muszę jeszcze dodać, że jak nigdy dotąd (acz dopiero udzielam się tu tylko kilka tygodni) nie zdarzyło mi się zgodzić ze zdaniem osoby, która podpisuje się kasiaballou, tak o dziwo, o tym wierszu mamy jedno, albo bardzo podobne zdanie.
  3. Ojcze święty wielkiej wiary Janie Pawle II Któryś jest światłem i drogowskazem moim do Ojca naszego Pana jedynego proszę Cię ujmij się za mną i polecaj mnie i mnie podobnych ludzi małej wiary Ojcu naszemu Panu jedynemu Który jest Który w chwale na wieki wieków. Amen.
  4. Uważam, chociaż zapewne nikt, bądź mało kto się ze mną zgodzi, że wiersz, jak wiersz (i tak nie każdy, bo mało który taki dobry /jak właśnie ten/, może coś więcej za chwilę o nim powiem), ale najlepsze w nim są dwie rzeczy, tytuł właśnie i ostatni wers vel puenta. Wyśmienite to są rzeczy, oczywiście każda ze swojego powodu. Tytuł dlatego, że w sposób prosty i jasny mówi w czym rzecz, że to właśnie do tytułu (do takiej osoby) odnosi się wiersz. A dlaczego ostatni wiersz, zaraz postaram się wyjaśnić, mam nadzieję, że nie podręcznikowo i bez hipokryzji. Zastanawiające więc jest, że bohaterka wiersza nie oczekuje porad, o wymowie hipokryzji, czyli takiej mowy, która jest podszyta hipokryzją, bądź w której kryje się hipokryzja. I jest to warunek sine qua non stawiany przez osobę taką, jak stoi w tytule, a może właśnie dlatego że ta osoba jest taka, taki stawia warunek. Trudno dociec, a właściwie nie trudno, że hipokryzja i podręcznikowe porady mają zakaz wstępu, że tak powiem, do wydarzeń, sytuacji, które dzieją się w ostatniej strofie. Ale dzieją się bezpośrednio na i poprzez „bezsilność biedaka który…”, jak na mnie, wcale tak źle nie trafił, więc niech „nie mówił nic, albo…” i w tym powiedzeniu właśnie (dla jednych ujawnił się, a dla drugich (czytelników) podkreślił, utrwalił (się) kunszt literacki autorki tego wiersza. A jeszcze, co do tytułu wiersza, to właśnie dlatego on jest taki dobry (wcale więc nie banalny), bo nie jest taki wyszukany (przedobrzony), a jest, jak już powyżej zauważyłem, po prostu prosty, wymowny, jasny (jakie tylko mogą być słowa szczere i najszczersze.
  5. Jaki piękny, a jaki dobry wiersz, no i oczywiście, że najlepsza jest puenta, która wszystko mówi i wszystko rozjaśnia – widać nie wszystkim, ale miejmy nadzieję, że tylko do czasu. Bo nie ma chyba ludzi odpornych na piękno, w tym wypadku jest to piękno jednoznaczne z witającą (przyrodę /naturę/ i kogoś /nie tylko jednego bohatera wiersza/) wiosną, a więc to jest wiosna w postaci wrzasku dzikiego ptactwa. No i dobre w tym wierszu jest to, że wszystkiemu, co krzywo się robiło, na przeciw wychodzi wiosna, i co ona robi? Niejako (albo po prostu) prostuje to, co jest krzywe. Ale prostuje i coś więcej, bo prostuje, tj. przywraca uczucie, któremu bohater wiersza chce zaprzeczyć słowami że już „ – nie oglądam”, „ – nie słucham”, ale miejmy nadzieję, że nadaremno zaprzecza, że zaprzeczaniem, to on właściwie uczucie przywołuje. No i w końcu bohater wiersza sam mówi (mam nadzieję, że właśnie o tym, co przed chwilą mówił /a ja tu to powyżej zacytowałem/), że „wszystko to – nieprawda”. Miejmy więc nadzieję, że wiosna jest silniejsza, przynajmniej w zbliżaniu do siebie ludzi.
  6. Dość dobry ten tren, ale też żalu po utraconej (ukochanej) osobie nigdy dość. Tym lepiej (dobry), że takimi niewyszukanymi, a więc prostymi, naturalnymi słowami. Chociaż wale nie musi to być żal po śmierci najbliżej osoby, bo może to być żal, np. po wyfrunięciu dorosłego już dziecka z jednego domu do drugiego domu. A nawet jeżeli nie jest to żal po wyfrunięciu, tylko po śmierci, to i tak czyż śmierć nie jest przejściem z domu do Domu Ojca Naszego. Oczywiście, że tylko dla tych, którzy wierzą w Boga jednego (i tym Bogiem wcale nie jest poezja). No i na koniec muszę dodać, że jak żal bez wątpliwości w tym wierszu jest szczery, tak siłą rzeczy nie może być szczery trzeci wers trzeciej strofy. Wiem, wiem, i rozumiem, że to jest tylko taki zabieg, tyle literacki, co życzeniowy, kiedy człowiek bardziej by chciał niż może rozstać się z przeszłością. Ale to jest postanowienie (odwrócenia się od przeszłości) konieczne, żeby po prostu dalej móc żyć. I tak trzeba, i taka jest puenta tego wiersza, że właśnie trzeba przestać oglądać się za siebie, czyli zerwać te więzy, które nam nie dają dalej żyć, co wcale nie jest jednoznaczne z tym, żeby nie czcić pamięci kogoś, kto od nas już odszedł, tym bardziej, że i tak nie odszedł na zawsze. Bo czyż wszystkie drogi wszystkich ludzi nie prowadza do jednego (spotkania).
  7. Mości Panowie, zresztą jedni i Ci sami (co się Wam chwali), ja nie mam dwadzieścia lat, żeby mnie bolały negatywne oceny. Już prędzej mam dwadzieścia, i to nie lat, a miesięcy do naturalnej śmierci. Tak, że zaiste żyję, jak chcę, i robie to, co chcę, przekonany, że chociaż na starość mogę sobie pozwolić na to, na co całe życie sobie nie pozwalałem, i dzisiaj tego (tej niegdysiejszej powściągliwości) mniej lub bardziej żałuję. Nie chcę więc już żałować wczorajszego (wczorajszego – dosłownie) dnia. Po prostu, ja już nie mogę sobie pozwolić na zdradę siebie, tj. takich wartości, w które wierzę i które wyznaję, wreszcie z całym przekonaniem. A umiejętności moje, wcale nie mówię, że w jakimś stopniu, i w jakimś sensie nie są kulawe, ale mówię, że są to takie rzeczy, (z) których wcale się nie wstydzę. Można więc umiejętności moje uważać za moje ułomności, a nawet trzeba, jeżeli ktoś tak uważa, ale ja siebie już nie przeskoczę. A do przeskakiwanie mnie, nawet zachęcam, ale czyż to jest taką wielką sztuką (przeskoczyć mnie). Niech lepiej już każdy siebie przeskakuje, przynajmniej póki się jest młodym, bo potem może być za późno. No nie, mylę się jednak, bo nigdy na nic nie może być za późno, bo nawet jeżeli będzie trudniej, to tym bardziej będzie przyjemnie, a przynajmniej większa będzie satysfakcja (osobista).
  8. kto wie (dobrze wiedzieć czy lepiej nie wiedzieć) co jest a czego nie ma - światła czy ciemności? dlaczego nie mogą być jednocześnie a jednocześnie nie mogą obyć się bez siebie a bo to takie małżeństwo być może a nawet tym pewniej że ani ślubu ani na kocią łapę po prostu są jak jedno to nie drugie a nie jak pies z kotem ale codziennie za pana młodego co noc za panią młodą robią w koło - każdy swoje (nawzajem a nie za siebie) świty tylko i zmierzchy łączą ich (jak to dzień z nocą światło z ciemnością) tak że na tę chwilę są razem na tyle na ile pokrywają się (kiedy nie wiadomo czy to jeszcze dzień czy to już noc) a jeśli ślubu ze sobą nie biorą - trudno o rozwód * nauczcie i wy mnie i kogo tak schodzić sobie z drogi i nie wiadomo kto komu ustępuje to jak nierozerwalne z niepołączalnym jak miłość z rozsądkiem jak strona lewa ze stroną prawą żyją w zgodzie dopóki jedno nie ogląda się na drugie nie zazdrości nie żąda nie wybrzydza nie obrzydza noc żeby była dniem a dzień nocą
  9. No tak, człowiek (który jak który) po przeczytaniu takiego wiersza zamiera na chwilę, a za chwilę ma w głowie kłębowisko myśli. Interesują mnie dwie strony tego wiersza, zresztą przeciwstawne sobie, bo też na korelacji przeciwieństw zbudowany jest wiersz. Chaos – porządek, tradycja – nowoczesność, czy coś jest (postępowanie) święte czy grzeszne. Głównie więc na tym, co jest dobre, a co złe (chciałoby się powiedzieć – jak dla kogo), ale jak tu zawrzeć przymierze z kimś, kogo człowiek (bohater wiersza) do końca nie jest pewny. Swego rodzaju mistrzostwem jest więc trzecia strofa wiersza, która jakże jest prawdziwa i dosadna w odsłanianiu oblicza człowieka. Że po prostu nie ma się co kumać, przepraszać z człowiekiem, który to człowiek (dla człowieka) najczęściej (jeżeli nie zawsze) ma w zanadrzu coś złego, i zresztą jeszcze dla swojego postępowania znajduje zawsze sprzyjające okoliczności i usprawiedliwienie. I to właśnie jest to, o czym bohater wiersza jest przekonany, jako że to pewnie na własnej skórze musiał odczuć doświadczając (Bóg tylko, i on sam wie, co). Tak, że dla bohatera wiersza nie ma już alternatywy mniejszego zła. Tylko więc, druga ważna postać tego wiersza czyli korelacyjny antybohater musi cały się odsłonić i ukajać, żeby z nim bohater mógł zawrzeć pakt pokojowy. Trzeciego wyjścia nie ma, niejakiego (że się powtórzę) mniejszego zła.
  10. Wiersz, co najmniej intrygujący i ten zapis – złamana i zarazem nie złamana regularność i nieregularność tego wiersza. No i tak, jak się czyta, wiersz jest zamknięty puentą, ale to jest puenta nie zamknięta vel nie definitywna vel otwarta, tzn. czytelnik z miłą chęcią chciał by się dowiedzieć (co zresztą sugeruje wieloooooooooookropek) coś jeszcze, chociaż niczego więcej nie musi już wiedzieć. Bo wiersz taki (w tych ramach), jaki jest, spełnia swoją rolę, a już na pewno nie brakuje mu niczego (kluczowego). Bardzo pomocny w odebraniu (zrozumieniu i odczuciu) wiersza jest już sam tytuł „płatek śniegu” , który to płatek śniegu w wielorakim ujęciu jest tak ulotny (nietrwały), jak i wszystko to, co człowiek myśli, czuje, robi, najbardziej o wszystko (niepotrzebnie) się obawiając. Kiedy i tak ulotność ludzka (ludzkich poczynań), ducha ludzkiego tylko nie dotyczy (nie ima się). Cóż więc innego jest istotą człowieka, jak nie właśnie sam duch jego. O wszystko więc to, co nasze, jakże płonne (daremnie) i liche są obawy, oprócz ducha naszego i nie naszego. Z tym, że akurat wcale nie taka musi być wymowa wiersza, ale taka może być i jest moja interpretacja tego wiersza.
  11. Trochę przestylizowana (chociaż nie do końca) pierwsza zwrotka, ale za to znakomita ostatnia. Można więc rzec, że czym głębiej w las, tym lepiej, tzn. tym bardziej naturalnie (jeżeli tylko może coś być naturalniejsze /od naturalnego/). Stopniowo więc i pięknie wiersz się rozwija, by w kulminacji osiągnąć zenit (wzruszenia, oniemienia, osłupienia, doznania) takim to właśnie wyjaśnieniem, że w gruncie rzeczy, codziennie to my ludzie najbardziej coś, tyle tracimy, co omija nas życie w zgodzie z naturą (co by to nie miało znaczyć). Bo zawsze jest coś ważniejszego (do zrobienia), łącznie z tym, że najważniejsza jest nasza wysoka klasa (pozycja), a najcenniejszy jest nasz nieludzko ludzki styl życia, byleby na jak najwyższym poziomie. Niejako więc jest to tylko ściganie iluzji, bo przecież nam (takim ludziom, na takim wysokim poziomie) zawsze będzie czegoś więcej i więcej brakowało do szczęścia. Najpewniej tego, co można mieć na wyciągnięcie ręki (własnej), zrobienie kroku (nogami), usłyszenie na własne uszy i ujrzenie własnymi oczami. Jest tylko jeden warunek, trzeba odważyć się być ‘tak jak polne strachy’, chociaż na jedną chwilę, a kto wie czy wtedy już nie na całe życie (człowiek otrząśnie się /z dotychczasowego/ [zaślepienia]).
  12. Jaki piękny i wymowny wiersz. Od razu przypominają mi się czasy kilkudziesięciu lat wstecz, kiedy Polacy rozczytywali się w Akmeistach i innych poetach (nie koniecznie z pierwszego szeregu i pierwszej odsłony), a Rosjanie (zwykli i zarazem dalekowzroczni Rosjanie) zaczytywali się w polskiej literaturze, która była dla nich jakąś namiastką, jakimś odpowiednikiem, a może i czymś więcej, jakimś poziomem (samego życia) – Zachodu. Tak, że największych akmeistów (Achmatową, Mandelsztama czy Gumilowa) i kilku jeszcze znamienitych poetów (jak np. Jesienin, Pasternak, Błok), kto chciał mógł jakoś poznać. A kto się zapoznał z rosyjską literaturą, temu to pozostaje i to na dłużej niżby można było z początku myśleć. A kto się nie zapoznał, to może zajrzeć do encyklopedii czy jakiejś literatury faktu i dowiedzieć się po wymienionych śladach w wierszu (Łubianka, Nadieżda, ‘zamknięte usta głodem’ i ‘wspólny dół w lesie’), że jest mowa o Osipie Mandelsztamie – tytułowym Akmeiście. A wtedy też pięknym stanie się i oczywistym (jak piękny jest wiersz), wiedza, puenta i przesłanie wiersza, bo czyż to nie jest piękne w tej tragedii i szczęśliwe w nieszczęściu, że to dzięki żonie Nadieżdzie Mandelsztam ocalało to, co nie miało prawa ocaleć. A co to ocalało, to nich sobie każdy sam przeczyta (doczyta) i dowie się. A warto, i to bardzo warto, o tym wiedzieć wszystkim piszącym, a zwłaszcza tym ociągającym się z zawarciem związku małżeńskiego.
  13. Ten wiersz, który jest jednym (całością) z tytułem [jak mało jeszcze kiedy (a szkoda, że tak rzadko) bywa] i swego rodzaju, tyle zabawą słowną, co niepoślednią wypowiedzią, według mnie ma odpowiednik (nie mówię że ścisły i nie mówię, że luźny, ale mówię że zauważalny, niemalże naturalny) w utworze, a bardziej nawet w samym tytule wiersza „ja(ł)*(j)*owy Poniedziałek”, który na BEZ LIMITU zamieścił Dyziek ka. I nie chodzi tu wcale o jakieś podobieństwo konstrukcyjno-formalne, bo oba utwory są zbudowane na swój wyraźny sposób, a tym bardziej nie chodzi o to, że są to żartobliwo-satyrycznie utwory, bo to jest oczywiste. Tylko chodzi o to, że to są, tyle porównania, co odmiany (rodzaje) szarady literackiej, po prostu niby zagadki (takie oczywiste nieoczywistości). Ale problem jest właśnie w tym, że nie odpowiedź się liczy (ni żadna odkryta tajemnica), a tak czy inaczej zadane pytanie. Dlaczego zatem zadajemy sobie pytania (ale wcale nie są to retoryczne pytania) na które my i wszyscy inni, dobrze znają odpowiedzi, jeżeli wręcz to nie są pytania z tezą? Widocznie dlatego, żeby epatować, ale tak epatować (czymś dobrym, czy czymś zasobnym) żeby się przy tym nie mądrzyć, a (prędzej żeby) wykazać się i to tyle kunsztem (literackim), co niby niczym ważnym (wielkim). Czyli, żeby nie być nachalnym, a być dostrzeżonym i docenionym. Może nawet, żeby nie być pierwszym, ale być pierwszorzędnym. Itp., itd., nie ma wyjątków, niektórzy tylko to robią lepiej, a niektórzy gorzej. Twórczość zatem sprowadza się do ukazania i okazania (się i czegoś), ale jakiego to (dziwnego i ważnego) ukazania i okazania!? Takiego, że oczy bolą (chociaż jest wyraźnie napisane) i w głowie się przewraca (chociaż człowiek jeszcze nie zwariował). Rzecz więc w tym jak, a nie co (pokazujemy)!. Można chyba rzec, że na szczęście tych (jednych i drugich – poetów i krytyków), którzy są w stanie oddzielić ziarno od plew. Nie ujmując nic tym, którzy sami nie piszą, a czytają, bo najlepszą oceną twórczości jest jej poczytność /można mylić z poczytalnością/, jeżeli tylko czytelnicy sprawiedliwy (nie mówię, że równy, ale mówię, że jeśli choć w miarę /elementarnej uczciwości/ wolny) mają wybór.
  14. To są właściwie dwa wiersze, bo tytuł tego wiersza jest sam w sobie pewnym wierszem i to wcale nie gorszym od wiersza wierszem. I oba wiersze są po prostu z jajem i to nie byle jakim jajem, bo lekkim jajem. A lekkość w wierszu, to bez mała powab wiersza, to coś, co do wiersz przyciąga, a nie więc to, co od wiersza odpycha. I niech się gonią Ci, którzy uważają, że satyra to niepoważna rzecz, bo poezja (coś, co jest nie wiadomo do końca czym) jest jedna i taka sama w każdym rodzaju twórczości (z wszystkich trzech /literackich/, a co dopiero, żeby w którymś rodzaju liryki jej brakowało. Nawiasem mówiąc, brakuje poezji tylko i wyłącznie w każdej grafomanii, ale w tym miejscu nie ma o tym mowy, ani nawet najmniejszych wątpliwości, oczywiście jak dla kogo, bo zawsze znajdą się tacy, którzy wiedzą na opak.
  15. W trzydziestą rocznicę śmierci – samospalenia Walentego Badylaka w proteście przeciw przeciwnikom zbrodni katyńskiej na Polakach. Przecież on to tu za mnie się podpalił – byłem niemym świadkiem spóźnionym i nieświadomym. Wtedy też nie wierzyłem żeby ta śmierć coś przyniosła pozytywnego a myślałem tylko że szkoda było umierać. Ale jednak to samospalenie to był cios w ówczesną władzę wielowładzę komunistyczną bo nie tylko polską w Polsce. W ten cały pokój na całym świecie z tym dobrobytem co to był zasługą (żeby tylko) mordy w kubeł.
  16. jeszcze raz się podnieść jak ten któremu obcięto włosy i zburzyć tę… świątynię pychy i chciwości chociaż sam Jezus nie burzył tylko przegnał tych… którzy kupczyli w świątyni jak na targowisku ale największą przeprawę Jezus miał z tymi… świętymi którzy przed ołtarzem kupczyli słowem bożym bo to w sobie trzeba zburzyć całe to zaślepienie tym… światem i w sobie wznieść prawdziwą świątynię Boga
  17. Ten wiersz koresponduje z wierszem bestii be „W szponach ciemnoty”. Obydwa wiersze odwołują się w gruncie rzeczy do tego samego, z tym, że to również może być, a nawet jest akt, tyle muzyczny, co właśnie i bardziej (powiem tylko, że) miłosny. I nawet tylko aktem miłosnym potrafię sobie wytłumaczyć takie zakończenie wiersza, jakby nie z tej parafii. Cały wiersz zatem, przynajmniej jak dla mnie jest (nie koniecznie wielką, ale jest) metaforą. A piszę to, nawet jeżeli ktoś może uznać, że co ja sobie wyobrażam, ale nikt nie może mi zabronić wyobrażać sobie tego, co sobie właśnie wyobrażam. W każdym razie oba wiersze wymykają się logice tradycyjnego (żeby nie powiedzieć schematycznego) powstania i postrzegania rzeczy, aktów i zjawisk. I od/do tego właśnie jest twórczość, a nawet jeżeli nie przede wszystkim, to (co najmniej) również.
  18. Pozwolę sobie jeszcze w tym miejscu odnieść się, nie koniecznie do autorki powyższego wiersza i autorów powyższych komentarzy. Może i można wiersz zinterpretować jednoznacznie, ale jednoznacznie z czym, czy z kim? Najlepiej więc jednoznacznie ze samym sobą, a broń Boże, żeby jednoznacznie z tym (przysłowiowym już), co maił autor wiersza na myśli, co chciał powiedzieć. Bo jeżeli już, to bardziej z tym, co powiedział, a że tymi samymi słowami, każdemu nie całkiem to samo (bo nie to samo wynika z tych samych słów dla każdego), to właśnie jest rzeczą nad rzeczami. Czyli kwintesencją i sednem, tyle twórczości, co poezji – odbioru więc zmysłowego, ale i (kto powiedział, ze nie bardziej) ponadzmysłowego. W końcu cóż w tym dziwnego przeżywać coś, tyle fizycznie, co bardziej zmysłowo i duchowo. Posunę się nawet do stwierdzenia, że wystarczy, żeby wiersz uruchamiał, budził w czytelniku jakieś (nie koniecznie jednoznaczne) emocje, jakieś odczucia, jakieś skojarzenia, jakieś refleksje, to wtedy spełnia swoje podstawowe zadanie. A podmiot i temat wiersza, o tyle są ważne, o ile są pretekstem do przyjrzenia się (będę się przy tym upierał) samemu sobie. Innymi słowami, najważniejsze w wierszu jest przesłanie, jakie ten wiersz niesie (ze sobą bądź w sobie). A często-gęsto niesie tylko takie, jakie czytelnik jest w stanie z wiersza wydobyć, wyciągnąć na światło codzienne z niecodzienności. Proszę, nie mylić ze światłem dziennym, bo wtedy wiersz musiałby być rodzajem ciemności, chociaż dla wielu i tak nie jest niczym innym niż tylko zbawienną ciemnością. Chyba że wiersz jest taki mocny, taki piękny, taki jednoznaczny, że odbiorcę wręcz oślepi swoją wymową, że dosłownie zwali go z nóg, czyli nie da mu najmniejszych szans na najmniejsze choćby wątpliwości (właśnie, co do wymowy swojej). Tylko czy na świecie znajdzie się chociaż dwoje ludzi, żeby uważali tak samo i uznawali to samo, nawet jeżeli odczuwają i odczytują dokładnie to samo (i to bez względu na to czy autor wiersza miał to, czy nie miał tego samego na myśli). Mówiłem głównie o rozterkach odbiorcy (czytelnika, słuchacza) wiersza, kiedy przecież, jeżeli się tak bardzo wczytać we własny wiersz, w to, co się samemu, tyle napisało, co stworzyło, to można odkryć więcej tego, czego się samemu nie napisało, a to jest napisane, chociaż nie koniecznie czarno na białym, tylko bardziej miedzy słowami. Jak to więc jest (możliwe), że jest taka przemożna siła, która nas zna bardziej niż my znamy samych siebie. O czym zresztą byśmy się nigdy inaczej nie dowiedzieli, jak nie dzięki nie wiadomo czego i czemu.
  19. Na pewno to jest dobry wiersz, nie mówię, że rewelacyjny, ale przynajmniej inny od wszystkich innych. Bo właśnie poprzez takie muzyczne spojrzenie na świat… wtedy ten świat, to życie nabiera nowych wartości. Ale tym, którzy mają wszystko w głowie poukładane (jak już nieraz zauważyłem) od a do zet, to ten wiersz burzy im ten poukładany na własną modłę świat i śpiew. A przynajmniej przy tym wierszu, ci zawsze i wszystko wiedzący lepiej (a przynajmniej lepiej wiedzący od samego autora) nie mogą się wykazać swoją erudycją. Zawsze tylko mogą skrytykować in (na) minus, bo to zawsze najłatwiej. A autor to, (co) najwyżej ma się dostosować do… z góry wiadomo jakich wymogów, kto tu rządzi i dzieli, kto jest poetą a kto nie jest, żeby nie powiedzieć dosłownie, kim jest ten, kto nie jest poetą, bo nie jest poetą na zawołanie vel podporządkowanym. I jeszcze puenta wiersza, stwierdzenie i pytanie, które zbija z tropu, że z odpowiedzią (widomo komu, że tym, którzy najwięcej na tym mogą stracić) lepiej się nie narażać, nie mieszać, nie odpowiadać. A odpowiedź, jakby różnie patrzył, jest w tytule wiersza, co i kto (jaki świat) może być i już jest w szponach czego (jakich własnych obsesji)?
  20. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze i to wystarczy, widać, nie dla wszystkich. A właśnie to, co powinno być, a nie jest, to bajki i bajdy natchnionych poprawiaczy wszystkich i wszystkiego, tylko nie siebie i swojego (interesu). Niech więc lepiej każdy trzyma się swojego, no i lepszy wróbel na parapecie niż kanarek w klatce.
  21. Dziękuję wszystkim za szczerą (rzeczową, chociaż nie zawsze solidną) ocenę. Z pochwał się cieszę (a takowe też bywają, i to pewnie nie na złość niektórym krytykom), a z nagan… Na pewno się na nikogo nie obrażę i nie pogniewam. Z propozycji miejscowych warsztatów jednak nie skorzystam, ponieważ korzystam (niemalże wyłącznie) ze szkoły życia, no i szkoda na mnie byłoby czyjegoś cennego czasu. Nie mówię, że nie ze szkodą dla mnie samego. Naturalnie więc, że jestem szalonym samoukiem, zresztą jak i jeszcze mocniej kopniętym miłośnikiem poezji (nie tylko literackiej), nawet jeżeli tego po mnie nie widać, chociaż niektórzy z Was (nie wszystkich, a wybranych) to we mnie i mnie samego widzą ma własne oczy, a przynajmniej mogą zobaczyć i potwierdzić.
  22. Wiersz jak wiersz, ale jakie spostrzeżenie. Gratuluję (jednego, drugiego i /życzę niezłomnej/ odwagi).
  23. Po prostu czy nie po prostu to się czyta i już, czy to się komu podoba czy nie podoba. Można nie zauważać, można zaprzeczać, że to jest coś (dobrego), ale to tak, jakby zawracać kijem Wisłę. A czy się chwali czy gani, wiersz i tak nie stanie się lepszy ani gorszy. Jednakże jest też tak, że wiersz tyle przedstawia się (sam) i przekazuje coś więcej (z treści), co nawet samemu czytelnikowi może jeszcze wyraźniej pokazać samego siebie, jeżeli tylko czytelnik (tak czy inaczej odbiorca) może wierszowi i może sobie na to pozwolić. Ale na to nie mogą sobie pozwolić ci, którzy są bojaźliwi, może nie bardzo widocznie bojaźliwi vel strachliwi (zwłaszcza wśród swoich), ale w głębi duszy na pewno (są takimi i nie pozwalają sobie na luksus poznania siebie).
  24. Miałem życie, nie brakowało mi ptasiego mleka. Miałem tylko cicho siedzieć, no i ja wszystko robiłem, tylko cicho nie siedziałem. Wystawiłem się więc, właściwie na odstrzał. Na stratę wszystkiego, co dotąd miałem, bo zostałem trafiony. A dotąd miałem, zaiste tylko to, co dobre i najlepsze (było dla mnie i dla takich jak ja, dobrze urodzonych). Ale kto żyje w dobrobycie, ten chyba nie wie, że żyje w dobrobycie, a przynajmniej ja nie wiedziałem. A jeszcze bardziej nie wiedziałem, że ten dobrobyt może się tak szybko i nagle skończyć. Żeby jeszcze skończył się jakąś normalnością, jaką chyba wszyscy mają, być może szczęśliwy bym był dzisiaj jak każdy. Ale gdzie tam, ocknąłem się dopiero na samym dnie, wręcz w bagnie. Taki to zafundowałem sobie sam niedostatek, takie ubóstwo, z takim kalectwem czy błogosławieństwem myśli i odczuć. Bo kiedyś, najbardziej chyba z nudów, uznałem, że bagnem to było, to środowisko bogaczy, którego okazałem się, jak się okazało – wyrodnym synem, jako i rozpieszczonym dzieckiem. A było mi po prostu nic nie robić, tylko cicho siedzieć, a ja wszystko robiłem, tylko cicho nie siedziałem. A teraz, co mam zrobić, nie mam wyboru, muszę cicho siedzieć i cicho siedzę. Jeżeli nawet, jedno wiem i jednego jestem pewien – nie zapłaczę (– nie pożałuję), po tym, ani za tym, co miałem. Co właściwie i nie właściwie było mi dane, bo widać, że nie na moją miarę. W końcu to nie moja wina, że człowieka bardziej się trzyma to, co sam zdobywa, a najbardziej to, czego jeszcze nie osiągnął i zaiste nie osiągnie. Ale człowiek dopóki żyje, na szczęście (które dopiero teraz jest szczęściem), próbuje i próbuje na całego, bez oglądania się więc na koszty (zyski i straty).
  25. Każdy nas czegoś uczy a może nawet więcej nieuk niż nauczyciel. Nieuk wtedy jeżeli nieukowi nie damy się wyprowadzić z równowagi. A kiedy jednak damy się no to powinna to już być nauczka na całe życie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...