Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Józef Bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    704
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Józef Bieniecki

  1. Wieś Promień złoty słoneczka po rosie się ślizga, Dnia nadzieja radosna, do kwiatów umizga, Wspina korą na gruszę, na wiśni zawisnął, Wiązkę wylał promieni, w mym okienku błysnął, Osiadł złoty na twarzy, jak sygnał pobudki, Zrywny, rześki. Zwięzły - rozkaz krótki. Baśka z Krasą w oborze, chcą obdarzyć mlekiem, Gospodynię na przemian przywołują rykiem. Dzwonią dzwonki łańcuchów, kopytami stuka. Kary, znanym sposobem, gospodarza szuka. Kogut jeszcze przed świtem niecierpliwy ranka, Wyśpiewuje w haremie swe arie kochanka. Indyk, gul, gul, zagulgał, odpoczywał chwilę, I odpowiedź usłyszał odległą o milę. Stada jego gatunku. Nieme stadko kaczek, Jest podobne zbrojnym, w ostre igły szwaczek, Które z dołu do góry, razy, skraca ściegi, Wymachują igłami do góry, na brzegi. Dalej słonko się skrada, przycupnęło w ule, Skrzy się w złotym listowiu i przytula czule, Jakby wiedząc, że w domkach też złote słodkości, Kiedy słońce je raczy ku wspólnej radości. Długo nie trzeba czekać, z języka lotniska, Wznosi jedna po drugiej, i powietrzem ślizga, W znane sobie pastwiska. Ciężkim hucząc grzmotem, Obciążone pokarmem, wracają z powrotem. Słonko wznosi się wyżej, siadło w winogradach, W miejscu, gdzie sad stokiem ku południu spada. W dole pastwisk zielonych, jedna wielka płyta, Nikt nikogo o własność, granice nie pyta, Całość, własność Gromady, jak i wspólna rzeka, Która płytkim kamieńcem ku Wiśle przemyka. Tutaj słonko spoczęło, z mgłą się przekomarza, Malowidła akwarel w kolorach powtarza. To kosztuje przemiennie i nie wiemy która, Mgły, czy słońca płomieni rozpływa się chmura. Mgła uniosła ku niebu, nie dawała rady, Słonko liże promieniem okoliczne sady, Wciska w każdą szczelinę, wszędzie jego pełno, Uganiając po polach za mgły resztek, wełną. Rycząc krowy żałośnie, stęsknione zieleni, Wiodą małe pastuszki pośród drzew półcieni, Względnie na dół, ku wodzie, nad rzeką, Gdzie przedszkolna gromadka z zabaw wrze uciechą. Na podwórku harmider, różnorodne ptactwo, Podpowiada przechodniom, że domu bogactwo. Chlebem starcza każdemu. Naprzód widać pawia, Raczej on dla ozdoby, dumny magnat, hrabia, Swe insygnia rodowe ozdobione piórem, Majestatu podkreśla, królewską figurę. Stadko gęsi i kaczek, mamucie indyki, Których w onych zamęcie niezmęczone grdyki, Czynią hałas okropny. Tumult w samym środku, Tuman pierza wiruje, jak w trąby zarodku, Mały, duży, znów mały, na wierzchu kogutek, Bitna mała ptaszyna, z rodu liliputek. Obok drobnica mała, wróbelki się czubią, Chwilę potem już zgoda, widać, że się lubią, Bo i garścią gosposia sypie częściej ziarno, Gulgi, gęgi umilkły , nie zna sentymentów, Stąd nerwowość ogólna i aż tyle wstrętów. Jest gdzie oko zawiesić, zżrały owoc w sadzie, Kiście białych winogron, ciężkie w winnogradzie, Orzech włoski w klepisku, warkoczem cebule, I ziemniaki na sprzedaż, zwane często grule. Jesień wszakże za pasem, pędzi babim latem, Strąki suchej fasoli, w łąkach zeschłym kwiatem, Pól skopanych kartoflisk, nieodzowne znaki, Niebem płyną żegnane, boćki wierne ptaki. Józef Bieniecki
  2. Wieś Promień złoty słoneczka po rosie się ślizga, Dnia nadzieja radosna, do kwiatów umizga, Wspina korą na gruszę, na wiśni zawisnął, Wiązkę wylał promieni, w mym okienku błysnął, Osiadł złoty na twarzy, jak sygnał pobudki, Zrywny, rześki. Zwięzły - rozkaz krótki. Baśka z Krasą w oborze, chcą obdarzyć mlekiem, Gospodynię na przemian przywołują rykiem. Dzwonią dzwonki łańcuchów, kopytami stuka. Kary, znanym sposobem, gospodarza szuka. Kogut jeszcze przed świtem niecierpliwy ranka, Wyśpiewuje w haremie swe arie kochanka. Indyk, gul, gul, zagulgał, odpoczywał chwilę, I odpowiedź usłyszał odległą o milę. Stada jego gatunku. Nieme stadko kaczek, Jest podobne zbrojnym, w ostre igły szwaczek, Które z dołu do góry, razy, skraca ściegi, Wymachują igłami do góry, na brzegi. Dalej słonko się skrada, przycupnęło w ule, Skrzy się w złotym listowiu i przytula czule, Jakby wiedząc, że w domkach też złote słodkości, Kiedy słońce je raczy ku wspólnej radości. Długo nie trzeba czekać, z języka lotniska, Wznosi jedna po drugiej, i powietrzem ślizga, W znane sobie pastwiska. Ciężkim hucząc grzmotem, Obciążone pokarmem, wracają z powrotem. Słonko wznosi się wyżej, siadło w winogradach, W miejscu, gdzie sad stokiem ku południu spada. W dole pastwisk zielonych, jedna wielka płyta, Nikt nikogo o własność, granice nie pyta, Całość, własność Gromady, jak i wspólna rzeka, Która płytkim kamieńcem ku Wiśle przemyka. Tutaj słonko spoczęło, z mgłą się przekomarza, Malowidła akwarel w kolorach powtarza. To kosztuje przemiennie i nie wiemy która, Mgły, czy słońca płomieni rozpływa się chmura. Mgła uniosła ku niebu, nie dawała rady, Słonko liże promieniem okoliczne sady, Wciska w każdą szczelinę, wszędzie jego pełno, Uganiając po polach za mgły resztek, wełną. Rycząc krowy żałośnie, stęsknione zieleni, Wiodą małe pastuszki pośród drzew półcieni, Względnie na dół, ku wodzie, nad rzeką, Gdzie przedszkolna gromadka z zabaw wrze uciechą. Na podwórku harmider, różnorodne ptactwo, Podpowiada przechodniom, że domu bogactwo. Chlebem starcza każdemu. Naprzód widać pawia, Raczej on dla ozdoby, dumny magnat, hrabia, Swe insygnia rodowe ozdobione piórem, Majestatu podkreśla, królewską figurę. Stadko gęsi i kaczek, mamucie indyki, Których w onych zamęcie niezmęczone grdyki, Czynią hałas okropny. Tumult w samym środku, Tuman pierza wiruje, jak w trąby zarodku, Mały, duży, znów mały, na wierzchu kogutek, Bitna mała ptaszyna, z rodu liliputek. Obok drobnica mała, wróbelki się czubią, Chwilę potem już zgoda, widać, że się lubią, Bo i garścią gosposia sypie częściej ziarno, Gulgi, gęgi umilkły , nie zna sentymentów, Stąd nerwowość ogólna i aż tyle wstrętów. Jest gdzie oko zawiesić, zżrały owoc w sadzie, Kiście białych winogron, ciężkie w winnogradzie, Orzech włoski w klepisku, warkoczem cebule, I ziemniaki na sprzedaż, zwane często grule. Jesień wszakże za pasem, pędzi babim latem, Strąki suchej fasoli, w łąkach zeschłym kwiatem, Pól skopanych kartoflisk, nieodzowne znaki, Niebem płyną żegnane, boćki wierne ptaki. Józef Bieniecki
  3. Morowy wiatr Pytam się po co, przychodzą nocą, Łomocą w drzwi, są rządni krwi? Historia pyta, czy to już kwita? Co z wielu dróg wybierze Bóg? Czy Krzyży las, pogodzi nas? Jak długo los, dyktuje trzos? I pytań wiele bez odpowiedzi, Rządzących wielka klika. Dlaczego nie ja, tamten siedzi? Krzywda wzgardzona, cicha. Gdy na łzach bólu siądzie kurz, I wyschną serca żale. Na nic przeprosin bukiet, róż, Za wiele kolców w chwale. Dwudziestu wieków błądzi czas. Odejdź przepadnij, maro! Przestań obłudą karać nas. Niech wzrasta z naszą wiarą. Te same żądło, ten sam jad, Pomniejsza tamto zło. Morowy chociaż wieje wiatr. Jakby nie o tamto szło. Józef Bieniecki
  4. Z Łysej Góry - czas pełni Żółtych ognisk światełka, Ciemne domów pudełka. Księżyc siwe swe włosy w nie wplata, Lśni potoku się struga, Wężem gibka i długa, Platynowa nad nimi poświata. Pól jaśniejsze łach, plamy, Lasów ciemne drzew, bramy, A nad nimi mgła nocy skrzydlata. W nocy ciemnej oprawie, Spływa światełkiem w Naprawie, By przemierzyć po drogach pół świata. Luboń skrzydeł ramieniem, Kładzie nocy się cieniem. I zasłania od gwiazdy południa. Mgieł chmur zwiewna pierzyna, Wierzchołkami drzew wspina, Ścieli włosem anielskim się cudna. Psa szczekanie grzmi, echo, W drugim końcu pod strzechą, Odpowiedzią znajomą wtóruje. A nad wszystkim skłon nieba, Miliardami gwiazd śpiewa, Myślą Pańską stworzenia króluje. Cichej nocy otmentem, Pokrył wieś atramentem. W uszach biją od ciszy aż dzwony. Czasem niebem wóz trzeci, Śniętą gwiazdą przeleci, Wieś uśpioną noc tuli w kokony. Józef Bieniecki
  5. Mów lub śpiewaj W locie chwytam muzyki twe słowa, Melodyjna i barwna twa mowa. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Niechaj serce dyktuje bez końca, Promienieje ogarkiem gorąca. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Słowa piszą na duszy swe znaki, Nie odpłyną wędrownymi ptaki. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Wymówione raz z gestem, uśmiechem, Niosą ulgę lub stają się grzechem. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Wykrzyczane, ale mędrca krzykiem, W złośliwości nie stoją nawykiem. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Myśl natchniona i słowa natchnione, Wychuchane, sobą wzbogacone. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Mądre słowa po owocach znane, Na mądrości ojców wychowane. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Piękna mowa Polska, ma Ojczysta, W chwale będzie zawsze wiekuista. Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów. Józef Bieniecki
  6. Do polskiej wsi Bogactwo krajobrazów, Żródłem wiary ,mowy, Zwyczajów żeś ostoja, Duchowej odnowy. Karmiąca Naród Matko, Ze zmęczoną dłonią. Dzieci twoje żywią, Jak trzeba to bronią. Nieustraszona w walce, O ojców swych ziemię, W codzienności dżwigasz, Pracowite brzemię. Nie ulegasz pokusom, I miejskim swawolom, Przestrzeń, wolność kochasz, Przeciwna niewolom. Zakochana w Bogu, I Ojczyżnie miłej. Odrzuć wszystkie zakusy, Europy zgniłej. Stań do walki o własność, O swoje przetrwanie. W Bogu cała nadzieja, Na złe przemijanie. Niechaj chłopski upór, Mądrość wzięta z życia, Stanie murem obronnym, Trwałości i bycia. Józef Bieniecki
  7. Tatry-Na Kościeliskiej Kucnął na Kościelisku, Lub klęczy w zadumie. W bukietach modlitw ,pieśni, Modli się jak umie. Nie z granitu- marmuru, Z starych drzew krzesany. Brak przepychu i mody , W tatrzańskie ubrany. Wiekowy zapach dawny, Kadzidłem wonieje. Maleńki ,a wielki, Tajemnice wieje. Z artysty rąk świątki, Skromna kazalnica. W cichym stoi kątku, Okienko przyświeca. Urokliwa prostota, Skromnością przyświeca. Iskra Boża ,wiara. Brylanty z skier wznieca. Józef Bieniecki 997) Do polskiej wsi Bogactwo krajobrazów, Żródłem wiary ,mowy, Zwyczajów żeś ostoja, Duchowej odnowy. Karmiąca Naród Matko, Ze zmęczoną dłonią. Dzieci twoje żywią, Jak trzeba to bronią. Nieustraszona w walce, O ojców swych ziemię, W codzienności dżwigasz, Pracowite brzemię. Nie ulegasz pokusom, I miejskim swawolom, Przestrzeń, wolność kochasz, Przeciwna niewolom. Zakochana w Bogu, I Ojczyżnie miłej. Odrzuć wszystkie zakusy, Europy zgniłej. Stań do walki o własność, O swoje przetrwanie. W Bogu cała nadzieja, Na złe przemijanie. Niechaj chłopski upór, Mądrość wzięta z życia, Stanie murem obronnym, Trwałości i bycia. Józef Bieniecki
  8. Świątynie serc Zrób świątynie z serc naszych, Na chwałę imienia. Aby w świątyń serc zgodnie, Płonęły westchnienia. Wierze szczerze oddane, Dla twej Boskiej Chwały. Uświęcały co święte, I złemu nie dały. Na Ołtarze Twe Święte, Składane w ofierze. Całopalne ,a wieczne, Nie uległy w wierze. Na wzór Serca Jezusa, Czyste,uświęcone. Były Polski podporą, Wiecznie umajone. A Najświętsza Panienka, Różaniec uplotła. Z serc gorących i tchnienia, Wszelkie zło wymiotła. Józef Bieniecki
  9. Dobre chęci Dobre chęci drogą idą, Mijają się z celem. W dobrych chęciach same plany, A chęci niewiele. Z intencjami dobrych chęci, Przez życie przemykasz, W chwilach sobie niewygodnych, Rezygnujesz ,znikasz. Po co chęci ,po co szczere, Potem szczere żale. Tłumaczenia,puste słowa, Może -gdyby -ale. Niechęć bratem niemożności, Idą zawsze w parze. Przeciwniczką bywa chęci, Stwarzając miraże. Powiedzenie zatem krąży, Z chęciami oszczędnie, "Piekło chęcią brukowane", Kiedyś minka zrzednie. Józef Bieniecki
  10. Zraniona myśl Zranioną myślą po bezdrożach serca, Krążą i błądzą, a myśl ta przewierca, Wbija się klinem między duszę ,ciało, Wżera ,rozdziera osobowość całą. Zranioną myślą,jak zranione zwierze, Wszystko wokoło dzielę,mnożę,mierzę, Ona wciąż huczy,nie daje spokoju, Jest mą osobą,boleje pospołu. Jak ranny ptaszek myślą ranną spadam, I więcej z ziemi do lotu nie wzniosę. W błękitne niebo spoglądam ze smutkiem, I żegnam przestrzeń, ptaka smutnym głosem. Zraniona myśli,żałosna i smutna, Jest równa śmierci,jak śmierci okrutna. A czy tę ranę na myśli zagoję ? Czy żył z nią będę,niosąc życia znoje ! Zraniona myśli ty odejdż ,że nocą, Niech nie kołacze się po nocy z mocą, Powróci w przystań z burzliwego morza, Aż dzień oświetli rozbudzona zorza. Józef Bieniecki
  11. Fałszywi prorocy Historią czasu pominięty, Dziś znowu składa dłonie, I śpiewa:Święty,Święty,Święty, Wspieraj nas ku obronie. A krew uderza w skronie, I trwoży smutku nutką, Obcy przewodzi w tronie, Kradnąc nam wolność krótką. Upadli ludzie-ci mieszają, Wciskają w otchłań nocy, Kolejne razy zadawają, Fałszywi dziś prorocy. Wyzutym prawom hołd składają, Serc sieją spustoszenie, Rany narodu pomnażają, Kalectwo i zdziczenie. Panie Ty patrzysz i nie grzmisz, Czy to jest koniec świata ? Zło jakby Ręką Boską chronisz, Brat znów zabije brata. Józef Bieniecki
  12. Takie życie Takie życie, że jeden po Sejmiku chodzi, Drugi chodzi z wojskiem lub wojskiem dowodzi. Trzeci w rządzie udaje wielce oficjela, A kolejny policjant- ludzi poniewiera. Handlowca, który kocha ciągłe kupcowania, A w orkiestrze gra muzyk stworzony do grania. Nauczyciel lubi powielać nauki, Artyści tworzyć wszelkie życia sztuki. Piekarz wypiec, nakarmić,poczęstować chlebem, Ksiądz na wieczność połączyć ziemię z Bożym Niebem. Trudno wszystkich wyliczyć,każdy gdzieś zasiada, Dobrze kiedy ten zawód wszystkim odpowiada. My poeci na górze- stojąc nad obłokiem, Sercem błądzą po ziemi i niebie szerokim. Józef Bieniecki
  13. Świat marzeń Świat mych marzeń jest pokorny, Zdąża Boską drogą. Choć dla wielu niepozorny, Cóż to wiedzieć mogą? Ja pieniądzom nie hołduję, Świat tylko pozorów. Wiem kto Panem,kto króluje, Mimo różnych wzorów. Życiem "prawdy "dyktowane, Wiele razy troską, I powroty-te kochane, Wspólną drogą Boską. Człowiek w duszę kiedy patrzy, Piękno życia widzi. Choć przekorą nie raz znaczy, Zapewniam,się wstydzi. Niechaj ciche me marzenia, Będą skarbem duszy Ci co mają zaś zwątpienia, Pokora pokruszy. Józef Bieniecki
  14. Z imieniowym życzeniem Cóż ponad zdrowie, Mogę życzyć dziecię. Gdy takie piękno, Chodzi po mym świecie. Migdałów oczy, Kreślone zieleniem. Nieba modrego , Okolone cieniem. Wszystko co śliczne, Wymalował w ciele. Boski Artysta, Podkreślił w Swym Dziele. Patrząc na ciebie, Oczy można cieszyć, W skrywanych żądzach, Moim zmysłem grzeszyć. Bogactwo serca, Podkreślaj urodą. Nie zwiewną racją, Mijającą modą.!!! Józef Bieniecki
  15. Mój Beskidzie A na głowie las smreków, jak chusta babinki, Rzadkim włosem się jeżą subtelne jedlinki. Pomieszane ze sobą w słonku szmaragdowym, Przeplatane dębiną i drzewem bukowym. Baty pną się jałowców,a na kępach-brzozy, Wychylają wśród drzewia leszczyny powrozy. Sosna niżej obsiadła malownicze zbocze, Żeby w progu podkreślić pola i Roztocze. Dolinami roztoki posypane żwirem, Pochlipują strumienjem spiętrzone na chwilę. A wyrwawszy się z progu na kaskadzie słońca, Świeci tęczą ognistą w okowach gorąca. Jakimś trafem kaliny nad brzegiem usiadły, Trochę w miejscu wątpliwym, w zdrowiu podupadły, Nie będą podsłuchiwać kochanków tu śmiałych, Za wilgotne miejsce na życie wybrały. Za to wyżej trzy dęby stoją rosochate, Jakby orły od Lecha usiadły skrzydlate. Dno doliny podmokłe spółki łąki tworzy, I wspólnotę wypasu wśród lasu pomnoży. Pola z rzadka rzucone na polach pochyłych, Mniejsze czasem i większe łysiny tworzyły. Okolone lasami ,uległe na siejki, Lepiej gdy gospodarzy ma młodych i krewkich. Cisza spokój od wiatru.Gdy halny podskoczy, Rzuci lasom i ludzom w niewidzące oczy. Pośród drzew buszuje,niszczy ,a nie kradnie, Jak bandzior nie złodziej gdy w amoku spadnie. Chyłkiem w końcu umyka tutaj nie proszony, I rozmywa po Kraju,siłą zawiedziony. Wraca spokój i cisza,jest tylko w koronach, Stara pieśnią opowieść,czasem rozmodlona. Konary niczym ręce jak kapłan unosi, Pewnie za coś dziękuje,nieustannie prosi. Poszeptają iglaste,liściaste nieliczne, Poderwane podmuchem klaskają cyklicznie. Muzykują odwiecznie grą bez dyrygenta, Stąd muzyka subtelna,błędami nie tknięta. W lesie płonie ognisko- konowały lasu, W starodrzewiu wycinka od czasu do czasu. Chorych kilka położą ,oberwie się młodym, Zawsze jakieś ubytki,niepotrzebne szkody. Póki las był pierwotny liczył swoim prawem, Tworzył bory i puszcze-ostoi enklawę, Zdany na człowieka traci zamysł Boży, Gdyż człowiek go w pudełku zapałek ułoży. Józef Bieniecki
  16. Na liściu jesiennym Otwórz twe serce, ja otworzę moje, Pójdziemy razem pod rękę, oboje, Myśl, jeden uśmiech i wspólne nadzieje, Odemkną wrota, świata czarodzieje. Czule poszeptam na twe małe uszka, Bajkowe wiersze, niczym dobra wróżka. Księżyc marzyciel podsłuchuje skromny, Bardzo zazdrosny o ciebie, ogromny, Widzę po buzi, wieczny piękna czciciel, Wciąż zamyślony, nieba uwodziciel. Słowik śpiewaczym głosem drży, W krzewach, na kalinie. Jestem zazdrosny, pewnie śni, O mojej też dziewczynie. Nie mogę patrzeć, chodźmy stąd, Za dużo w świecie baśni. Intymny cichy znajdę kąt. Na piersiach moich zaśnij. Już nie uwiedzie żaden, nikt, Dwa serca, nasze duszki. Rozdzieli znowu szary świt, Jutrzenki wierne służki. Weźmy pod rękę własny los, Gdyż życie ciągle w pędzie. Wykrzyczmy naszą miłość w głos. Po jutrze nas nie będzie. Józef Bieniecki
  17. Ku prawdzie Spojrzyj okiem. Świat potokiem, Toczy boje. Serca jego, Oczy twoje. Dzieci łany koszą, żniwa, Zbrodnie nazwą się wykpiwa, Na bandyckich piedestałach, Rośnie władzy chwała. Biją dzwony, biją dzwony, Posypią się głowy, trony, Chociaż zetnie prawda żywa, Niech choć jeden nie wykpiwa. Zaś bogactwo, rzecz nabyta, Z krzywdą ludzką będzie kwita. Czas i prawda im pokorze, Kto przybłędą, kim włodarze. Ktoś powiedział: Czart tu siedział. Tego zawsze wredne skutki. Zły polityk to zaraza, Jak z upadłej prostytutki. Józef Bieniecki
  18. To wy. To wy, którzy siejecie dzisiaj stęchłe ziarno, Ziemię tylko plugawiąc, urodzajną, czarną, Misja wasza żałosna, jak i owoc siany, Chwila jego przewagi, wrzodem zakłamany, Chleba z niego nie będzie, choć piekarza tyka, A wartością dorówna rzadko podpłomyka. Ziemia ziemią, bogata, gospodarz żałosny, Czekaj zatem gotowy zbliżającej wiosny, Nie daj chamom wyjść w pole. Dowcip stary powiada, nawet na Saharze. Piasku onym zabraknie, tacy gospodarze. Tęgie głowy w krętactwie, na tej fali płyną, Człowiek życiem styrany, nie żyje przyczyną, Ona dana opacznie, ubrana w morały, Kłamu obraz znikomy, choć same banały. Tylko oko wytrawne, które patrzeć umie, Polityka się para, kłamstwa te rozumie. Część im klaska, część gubi się w upiornym stosie, Smak jest dobry, nieznane produkty w bigosie. Trucizn onych żołądek we zdrowiu wytrzyma, Wynik wkrótce żałosny, nie znana godzina. Propaganda bandycka, świadomość znikoma, Przyczyn owych siedlisko w dzisiejszych pogromach, Dobroduszność, naiwność, Narodu przywary, I zmęczenie komuną, to źródła ofiary. Zakłamana historia, ludzi ogłupienie. Brak wyboru, cynizmy, świętość, opluwanie, Biły ogniem od Moskwy dzisiaj od Brukseli, Jednych drugich usiedlił. Od piekła anieli. Józef Bieniecki
  19. Polska wieś Stuku, puku, okiennicą, Płomień drżący, wiatru świecą. Skrzyp, dudnienie we stodole. Chlipie cicho jak pachole. Stuku, puku, bide klepie, Pełne pułki, ino w sklepie. We spiżarni, łap na szczura, Na warkoczu pleśń, cebula. Burka z budy wypuszczono, by zagłodzono, W mysich dziurach śpią kociska, Gdyż chudzinek śmierć już blisko. U powały muszek kilka, Patrzy na się jak na wilka. Mówiąc krótko, wynędzniałe, Z bezsilności pszczą powałe. Chłop jak chłop, uparte chłopie, Zżyna zboże, ziemniak kopie. Urodzajem go porażą, Zmorą, nędzą, gospodarzą. Wrogie Polsce, ludzie szczury, Dziś u władzy, prą do góry. Zniszczyć chłopa - broni, żywi, Zniszczyć kwiczą. Niech nie dziwi, Sprzedaż ziemi. Nie istnieje taka siła, By myśl wrogów się ziściła. Józef Bieniecki
  20. Złoty list Na liściu złotym piszę list, W jesienny piękny czas. Na każdym liściu ślę od dziś, Które wypełnia las. Stary listonosz świata, wiatr. Na pieśniach swoich nut. Listy miłosne pośle w świat. Boski jesieni cud. W bajki akwarel wpisze deszcz. Wrześniowy ranka chłód. Z tęczy uśmiechem przemknie jeż. Strumieniem zwinnych wód. Anielskim włosem spłynie czar. Poprzez jesienną noc. I ukołysze ze wszech miar, We łzach porannych ros. W konarach wzdychnie stary dąb, Że nie mógł życia dać. W korze zmurszałej, czasu ząb, Z jesieni życia brać. Młodzik wiatr przemknie świtem znów. Poszepta w liściach drzew. Przerwie marzenia nocnych snów, Rozdmucha ptasi śpiew. Józef Bieniecki
  21. Świątynie serc Zrób świątynie z serc naszych, Na chwałę imienia. Aby w świątyń serc zgodnie, Płonęły westchnienia. Wierze szczerze oddane, Dla twej Boskiej Chwały. Uświęcały co święte, I złemu nie dały. Na Ołtarze Twe Święte, Składane w ofierze. Całopalne ,a wieczne, Nie uległy w wierze. Na wzór Serca Jezusa, Czyste,uświęcone. Były Polski podporą, Wiecznie umajone. A Najświętsza Panienka, Różaniec uplotła. Z serc gorących i tchnienia, Wszelkie zło wymiotła. Józef Bieniecki
  22. Spocznij chwilę Spocznij deczko, Tuż nad rzeczką. Ma rusałko i gwiazdeczko. Modre oczka, Wód potoczka, I błękitna toń w obłoczkach. Chaber w zbożu błękit słania, Mając chęć do całowania. Fiołek grzesznie oczkiem mruga, Na kaskadzie zwinna struga. Już za chwilę, w firmamentach, Zamrugają gwiazd oczęta. Falująca suknia zwiewna, Na błękicie mgła, podniebna. Szmera strumyk, wierzba płacze, Wiatr przygarnia kwaki kacze, Aksamitnym nocy płaszczem, Nas przytuli i pogłaszcze. Noc sierpniowa tchnieniem lata, Serca złączy nas skrzydlata. Skrzypki łąki, sercem cyka, Łącząc w solo śpiew słowika. Romantyczne nocą lato, Nas przybliża z sobą za to. Józef Bieniecki
  23. Pęki złożę róż U stóp twoich nóż, Pęki złożę róż, I zanucę miłosną piosenkę. Poprzez pola pójdziemy pod rękę. Przytulona na serce, Tulił będę twe ręce, I całował twych oczu ogarki. Szeptał słowa uroczej mej bajki. Będziesz czuła i miła, Bajkom onym wierzyła, I pieszczotom darzyła me słowa. Ust twych pączek, miłością różowa. W piersiach oba serc kwiaty, Słów motyle, bławaty. Zawirują nad nami Anioły. Oczy serca podążą sokoły. Marzeń słodki bukiecik, Między nami przeleci, Na mej gwiazdce osiądzie na niebie. Uśmiechając na zawsze do ciebie. Ty mu wierna, oddana, Życiodajna, źródlana, Pozostaniesz miłością do końca. Mym promyczkiem, podarkiem od słońca. Józef Bieniecki
  24. Tatry-U podnóży złożę U podnóży Tater złożę, Hołd Boskiemu Stwórcy. W słowach wiersza chwałę stworzę, Wielbiąc piękno Stwórcy. W pieśni hymnem uwielbienia, Rozgłoszę po halach, Że ukochał ziemię moją, Odsłaniając w darach. W duchy ludzkie tchnął bogactwo, Talentów i wiary. I nie skąpił w srogim życiu, Znieść ludzkie ofiary. Za to piękno spod Giewontu, Wtulone w dolinach. Gwiezdne noce,wschody słońca, Śpiew wiatru w buczynach. Za potoki mgielnym płaszczem, Skrzętnie okrywane. Za uroki w każdym miejscu, Chojnie rozdawane. Ludzimierską Matkę Boską, Kalwaryjskie Dróżki. Za kapłańskie powołania, Wierne Bogu służki. Za brylanty tego piękna, Coś w Tatry wmalował. Spoczął pięknem w gołej skale, Cuda koronował. Jakim Pięknem Stwórca Ziemi, Co pięknem szafuje? Niepojęty i olbrzymi, Tam w Niebie Króluje. Józef Bieniecki
  25. Cząstka serca Odrobinę serca mego, Składam Tobie Panie. Odrobinę serca mego, Oddam w Twe władanie. Odrobiny serca czyste, Grzechem nie zbrukane. Na chwalebny Twój użytek, Wiekuisty Panie. Żarem grzeje,a z miłości, Śle Bogu pokłony. Będzie sercem szczęśliwości, Żem z Boga Stworzony. Niech królewską kwitnie różą, Bukiet serca mego. Abym serca się nie wstydził, Gdy zajrzysz do niego. Dzisiaj w części je oddaję, Cząstki serca małe. Kiedy bardziej je uświęcę, Oddam serce całe. Józef Bieniecki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...